Przewodniczący: Proszę wezwać następnego świadka, Krystynę Żywulską.
Krystyna Żywulska, 30 lat, literatka, bezwyznaniowa, w stosunku do oskarżonych obca.
Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku mówienia prawdy. Za składanie fałszywych zeznań grozi kara do pięciu lat więzienia. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?
Prokuratorzy i obrona: Zwalniamy świadka od przysięgi.
Przewodniczący: Świadek będzie zeznawała bez przysięgi. Proszę, niech świadek przedstawi, kiedy i w jakich okolicznościach dostała się do obozu w Oświęcimiu, jakie poczyniła spostrzeżenia co do stosunków panujących w obozie i co może powiedzieć o zachowaniu się poszczególnych oskarżonych w stosunku do więźniów, a w szczególności w stosunku do świadka. Jeżeli świadek zna któregoś z oskarżonych, to proszę przedstawić konkretne fakty.
Świadek: Jak przyjechałam do obozu w 1943 r., po kilku godzinach wydawało mi się, że nic straszniejszego nie można już wymyślić. A jednak po zetknięciu ze starymi więźniarkami dowiedziałam się, że dawniej było jeszcze dużo gorzej, że my przyjechałyśmy do warunków znacznie lepszych. W tych lepszych rzekomo warunkach, po dwóch miesiącach pobytu w obozie sami SS-mani, jak spotykali nas, dziwili się, że jeszcze żyjemy. Obóz i wszystkie zarządzenia obozowe od wyżywienia i ubrania, aż do trybu życia były przewidziane w ten sposób, że więzień nie miał prawa żyć, będąc w tych warunkach, więcej niż dwa miesiące.
Ławę oskarżonych mogłabym podzielić na trzy kategorie. Jedna z nich, z którą zetknęłam się osobiście, to są kobiety na ławie oskarżonych: Oberaufseherka i podległe jej Aufseherki. Oberaufseherka była nie tylko postrachem więźniów, ale i Aufseherek. Na jej widok wszystkie stawały się bardzo gorliwe, żeby się jej przypodobać, żeby awansować. Była ona wszechwładną panią na obozie, miała prawo decydować o każdym wykroczeniu. Robiła to bardzo skwapliwie i z wielką gorliwością, wymierzała karę chłosty osobiście, a poza tym robiła meldunki. Brała udział we wszystkich rewizjach w obozie. Przewracała sienniki, biła, kopała, biła zresztą bardzo skutecznie – tak jakby była wyuczona. W mojej obecności w 1943 r. wybiła szczękę jednym uderzeniem. Ta więźniarka, której wybiła szczękę, nazywała się Genia Ułan. Leżała potem kilka miesięcy na rewirze.
Każda z nich miała zresztą swój styl bicia. Oberaufseherka zabijała swoim spojrzeniem, jak stała przy bramie i przyjmowała więźniów, którzy maszerowali. Każda z nas drżała, żeby się nie pomylić i przejść lewą nogą przez tę bramę, jakby to było najważniejsze. Jeżeli którejś się to nie udało i potknęła się, mogła klęczeć przez kilka godzin z kamieniami w ręku na bramie obozowej – tak wielkie to było przestępstwo. Oberaufseherka znęcała się nad więźniarkami, ma wielkie zasługi dla reżimu hitlerowskiego i nic w naszych oczach nie może jej usprawiedliwić. Brała udział we wszystkich selekcjach, robiła to z wielkim zamiłowaniem, śmiała się przy tym często.
Brandl miała funkcję – zdawałoby się – bardzo łagodną. Była ona szefem zaopatrzenia, szefem Bekleidungskammer. Stwierdzam, że jako szef zaopatrzenia ma na sumieniu tyleż wymordowanych, co każdy SS-man w obozie. Przez to, że opóźniła wydawanie przez kilka dni „jak” na pasiaki, że wydawała gazowe pończochy w grudniu, że wydawała buty na wysokich obcasach tym, które szły w pole, a te, co szły do pracy na rżyskach, szły boso dziwnym zbiegiem okoliczności. Przez te zarządzenia Brandl powodowała tysiące śmierci. Przez to, że wydawała koce na obóz, a koce te były nieodwszone. Wszy w obozie były jeszcze jednym ze sposobów mordowania. Nieprawdą jest, że były jakiekolwiek odwszenia. Wszy były pielęgnowane w obozie przez takie właśnie jak Brandl. Wszy były pretekstem, żeby rozebrać obóz, żeby stał godzinami na mrozie, żeby dostarczyć nowy materiał do selekcji i do gazu. Poza tym Brandl biła także. Może biła innym stylem jak Oberaufseherka. Gdy po przyjściu transportu wychodziły z „sauny” ubrane przez Bekleidungskammer więźniarki, mówiło się, że Brandl szaleje. Jeżeli wydawało się jej, że ktoś ma suknię nie za długą i nie za krótką, że ktoś jest ubrany podobnie do człowieka, biła ze złości i kazała zabierać ubranie.
Aufseherki: Orlowski, Danz i Lächert były podległe Oberaufseherce. Jeżeli cały obóz był obozem wyniszczenia, było jasne, że Aufseherka, która szła do karnego komanda w tym obozie, musiała być odpowiednio zezwierzęcona. Taką była Orlowski. Władze, które ją wysłały na tę funkcję, nie zawiodły się na niej. Orlowski biła z uśmiechem – to był jej styl bicia. Biła na prawo i lewo, wszystkie, które spotkała. Biła jeszcze i dlatego, że miała szanse zostania Oberaufseherką. To było najwyższe stanowisko, jakie mogła w obozie otrzymać.
Biły Danz i Lächert, jakkolwiek w stosunku do swoich, do tych, które pracowały na oddziale politycznym i stały się prominentkami, może dla tych były lepsze – nie biły jak Orlowski, biły jednak w obozie.
Druga kategoria, są to ci, których każdy znał: Aumeier, Grabner, Müller, Muhsfeldt. Każdy wiedział, że zetknięcie się z nimi oznaczać może tylko śmierć. Kiedy szłam na przesłuchanie do Oświęcimia, całą drogę drżałam na myśl o Grabnerze, o jego okrucieństwie, a fama ta była bardzo głęboko uzasadniona.
Trzecia kategoria oskarżonych, to są ci bezimienni, to są ci, których znali ci więźniowie, którzy mieli z nimi bezpośrednią styczność. Myśmy wiedziały, że to jest post z psem, jakiś Unterscharführer, wszyscy oni tak samo marzyli o awansie, wszyscy zazdrościli Grabnerowi i Aumeierowi, wszyscy na ich miejscu robiliby to samo. Post z psem miał wyznaczoną funkcję: odprowadzać na komendę i pilnować, ale funkcja ta była tak ogłupiająca i bezmyślna, że nie było takiego posta, który by nie kopnął więźniarki, a kopnięcie więźnia, półtrupa, oznaczało dostarczenie nowego materiału do selekcji, do gazu i dlatego każdy z nich brał udział w mordowaniu. Post z psem mógł nie wykraczać poza ramy swej funkcji, ale kopał więźniów dlatego, że chciał się przypodobać Aumeierowi. Wszyscy przyszli do obozu wyniszczenia, przyszli, żeby niszczyć ludzi, dlatego nie możemy w żaden sposób mówić, że ktoś z nich nie wiedział, czy że jest niewinny. Każdy z nich brał udział w selekcjach w jakiś sposób, każdy z nich, gdy miał czas wolny od służby, chciał popatrzeć na to widowisko, każdy z nich zazdrościł temu, który selekcję robił, że mógł jednym palcem wskazać, gdzie jest śmierć, a gdzie jest życie. Ten ruch palcem pasował go do przynależności do Herrenvolku. Już samo dowództwo stwarzało takie warunki, że nie widzieli w nas ludzi. Do tego celu służyła kwarantanna, która miała na celu upodobnienie nas do bydląt. Stałyśmy się podobne do bydląt i w ten sposób ludzi w nas nie widziano – łatwo było nas kopać, łatwo robić wszystko, bo co ich to obchodziło. Bicie było tak powszechne, jak powszechna zupa z brukwi. Nie było niewinnych SS-manów. Jak się pokłócił z żoną, jak się upił, mógł bić więźnia bezkarnie. Bicie nie było dla nas większą torturą ani obelgą. Tylko w pojęciu człowieka na wolności bicie jest obelgą. Dla nas było torturą.
Niektórzy więźniowie mówią: ten SS-man był dobry. Nie było dobrych SS-manów. Jeżeli się zdarzyło, że ten SS-man potrafił pogłaskać dziecko, a potem posłać je do gazu, to człowiek, który się [temu] przyglądał, widział, że ten SS-man, który dziecko pogłaskał, jest człowiekiem. Ale jeśli widział tego, który posyłał dziecko do gazu, widział, że jest on zbrodniarzem.
Dr Kremer, były lekarz obozowy. Lekarz obozowy to zupełnie co innego niż lekarz na wolności. W obozie był po to, żeby zabijać, żeby dbać o śmiertelność, a jeżeli była za mała, lekarz obozowy musiał wymyślać takie środki, żeby ją powiększyć. Dr Kremer, jak i inni jemu podobni, kiedy przychodził do baraku, nie obchodziło go zdrowie chorych. Nie miał takich dyspozycji. Dr. Kremera raziły papierki na podłodze, to było pretekstem do wydania zarządzenia tak zwanej Wiese, obłudnych słów obozowych. Wyganiało się więźniarki na łąkę [pod pozorem], że trzeba uprzątnąć barak. Od godziny 2 do 6 rano ganiano więźniarki po łące, gdzie nie było źdźbła trawy. Takich obłudnych terminów w obozie było dużo. Był nim Waschraum. To była fikcja. W pierwszym okresie nie było można marzyć o kropli wody. „Sauna”, gdzie się wchodziło na trzy minuty to kąpiel, żeby dostarczyć nowych ofiar do gazu, żeby się przeziębić, i żeby było więcej śmiertelnych ofiar.
Cynizm, który mieścił się w nazwach tych pojęć, nie miał nic wspólnego z treścią.
W 1944 r. SS-man lekarz, który pobierał krew od Żydówek z kanady dla niemieckich żołnierzy, kiedy jedna z nich odmówiła tej krwi, powiedział: – Jak to, nic nie chcesz dać krwi dla naszej ojczyzny? Nikt nigdy nie będzie wiedział i to będzie zagadką, jak to się stało, że mógł jednocześnie głaskać dziecko i posyłać je do gazu. Nikt nie będzie znał tych bezimiennych, którzy mieli na sumieniu te morderstwa.
Nie wiem, kim był SS-man, który mnie bił na oddziale politycznym. Ktoś powiedział do niego, aby mnie zbił, gdyż w ten sposób chcieli wyciągnąć jakieś zeznania. Nie wiem także, kim był SS-man, który wsypywał gaz do komór gazowych. Jeżeli sąd pyta o daty, to jest jasne, gdyż potrzebne to jest w celach dowodowych, ale jeżeli oskarżeni pytają nas, kiedy to było – to kpią z nas, gdyż wiedzą dokładnie, że jako więźniowie nie znaliśmy dat. Wiedziałyśmy tylko, że zima zaczynała się w sierpniu, kiedy marzłyśmy na apelach. Leżąc na rewirze, nie wiedziałyśmy nawet, czy jest dzień czy noc. Jak trupy leżały na śniegu, wiedziałyśmy, że jest zima, jak leżały na błocie, to wiedziałyśmy, że jest wiosna. Pytanie nas, kiedy to było, jest ironią. Tak samo ironią był blok 25. Wszyscy wiedzieli, że jest to blok śmierci. Rozmawiałam z blokową 25 bloku, która była słowacką Żydówką. Opowiadała ona, że na blok ten [nie] dawano żywności. Tam czekali wszyscy skazani na śmierć. W lutym 1943 r. przychodziły na blok 25 transporty wyselekcjonowanych z obozu. Czekali oni na śmierć dwa dni. Po dwóch dniach otworzono blok i znaleziono dużo trupów, tak że podejść nie można było, gdyż panował straszny odór. Osoby te [które przeżyły] z powrotem zaprowadzono na obóz, tak że część więźniarek była nieprzytomna ze szczęścia, że wróciły znów do życia. Tymczasem tej samej nocy zabrano je do gazu. To było na pewno zarządzenie władz obozowych, a nie żadnego Berlina. Chciano ich jeszcze raz obliczyć i dano im tylko złudzenie życia. Cztery dni musieli czekać na śmierć, zanim zginęli.
W drugim okresie mego pobytu w obozie byłam w kanadzie, w okolicy IV krematorium. Pracowałam w Effektenkammer i widziałam liczne transporty prowadzone do krematorium. W 1943 r. był okres, kiedy na samych blokach umierało 300 osób dziennie. Był to czas przychodzenia transportów węgierskich. Codziennie szły liczne transporty do gazu, trzeba było palić dziennie po 20 tys. ludzi. SS-mani czuli się wtedy świetnie. Kiedy nastąpiła przerwa w transportach, nudzili się i zaczęli sami przeprowadzać selekcje. Robili selekcje między sobą. Przyprowadzali także Żydówki, tancerki z zawodu, których rodzice w nocy byli zagazowani, a dziewczętom tym kazali tańczyć nago na blokach. Po sławnej rzezi na Majdanku, w której zginęło 17 ludzi, przeszło 300 Żydów z Majdanka poszło do gazu. Wszyscy oni świetnie wyglądali, zaprowadzono ich na obóz, lecz jeszcze tej samej nocy zagazowano. Nie wierzę w to, żeby rozkaz z Berlina mógł przyjść tak prędko. Nasze władze obozowe, ponieważ ci Żydzi byli świadkami licznych okoliczności, kazały ich zastrzelić.
Oskarżeni winni są nie tylko wymordowania milionów ludzi, ale także tego, że starali się wydobyć z nas najgorsze instynkty. Starali się zrobić z nas, więźniów, narzędzia swojej zbrodni. Oskarżeni są winni również, że nawet ta garstka, która uratowała się, straciła pamięć, straciła perspektywy na przyszłość i z trudem umie się znaleźć w powojennej rzeczywistości. Wini są oni całej zbrodni, która po prostu nie może pomieścić się w głowach ludzi. Są bowiem kraje, gdzie nie ma publikacji na ten temat, gdyż nie wierzy się nam, więźniom. Mam wrażenie, że największą karą dla oskarżonych, którzy wymordowali miliony ludzi, byłoby to, gdyby poczuli się choć trochę ludźmi, że my traktujemy ich właśnie łagodnie. Mówiło się bowiem stale o zemście, lecz tak ja, jak i wszyscy więźniowie, dalecy jesteśmy od zemsty. Twierdzę jednak, że nawet kara śmierci byłaby dla nich karą zbyt lekką.
Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?
Obrona: Nie.
Przewodniczący: Wobec tego świadek zostaje zwolniona, zarządzam przerwę 20-minutową.