STANISŁAW PAJĄK

Przewodniczący: Proszę wezwać świadka Stanisława Pająka.

Świadek: Stanisław Pająk, 25 lat, student Akademii Górniczej, wyznanie rzymskokatolickie, w stosunku do oskarżonych obcy.

Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku mówienia prawdy. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy są wnioski co do trybu przesłuchania?

Prokuratorzy: Nie.

Obrona: Nie.

Przewodniczący: Świadek będzie zeznawał bez przysięgi. Proszę, niech świadek powie, co mu wiadomo o sprawie, czy i którego z oskarżonych poznaje i jakie konkretne fakty w odniesieniu do nich może przytoczyć.

Świadek: Do obozu w Oświęcimiu przybyłem 13 marca 1942 r. Zaraz w pierwszym dniu postawiono nas przed bramą obozu oświęcimskiego i tam widziałem kolumnę w liczbie 500 osób, w płóciennych ubraniach, bez nakrycia głowy. Byli to rosyjscy jeńcy wojenni, którzy mieli być odtransportowani do komór gazowych do Brzezinki.

W Oświęcimiu pracowałem początkowo w piaskowni, potem w biurze politycznym, którego szefem był oskarżony Grabner. Biuro polityczne składało się z biura przyjęć, urzędu stanu cywilnego i z głównego biura politycznego; [mieściło się] w budynku komendantury. Pracowałem w registraturze. Główna registratura podzielona była na żywych i umarłych. Moja funkcja polegała na rejestrowaniu zmarłych we wszystkich obozach i podobozach obozu oświęcimskiego. Oprócz aktów personalnych więźniów była kartoteka główna obozu oświęcimskiego, która dzieliła się na żywych, zmarłych, zwolnionych i wywiezionych do innych obozów. W kartotece tej były uwidaczniane dane poszczególnych więźniów, na niektórych kartotekach znajdowały się uwagi jak np. R.U. Nicht überstellen. Zauważyłem, że gdy były rozstrzeliwania, przeważnie tych więźniów wybierano, którzy mieli te uwagi.

Rejestrowanie zmarłych w ten sposób więźniów dokonywane było na skutek meldunków, które przychodziły ze szpitala więziennego przez SS-rewir, do oddziału politycznego. Tam przekładaliśmy akta z registratury żywych do zmarłych i oznaczaliśmy specjalnym numerem zmarłych.

Więźniowie rozstrzelani byli rejestrowani jako zmarli śmiercią naturalną, przy czym na meldunkach tych więźniów był w prawym rogu czerwony krzyżyk. I tak np. 28 października 1942 r. zostało rozstrzelanych 280 lublinian, których w ten sposób zarejestrowano. Ponieważ jednak ta liczba była za duża, aby zarejestrować ich w jednym dniu, rozdzielono ją na kilka meldunków, mniej więcej po 60 osób dziennie i tak ich zarejestrowano. Te meldunki nie były właściwe, gdyż jeśli więźniowie zostali rozstrzelani 28 października, to byli rejestrowani dopiero 29 października i przez następne dni. Transporty zagazowanych i więźniów wyselekcjonowanych ze szpitala obozowego rejestrowano w ten sposób, że przychodziły listy z krematorium tylko z numerami danych więźniów oznaczonych jako SB w 1942 r. i 1943 r., a jako GU w 1944 r. Oznaczało to: Sonderbehandlung i Gesonderunterbracht. Na podstawie tych list wyciągano kartoteki i pakowano w osobne paczki z zaznaczeniem, którego dnia to gazowanie się odbyło.

Do oddziału politycznego przychodziła mniej więcej co dwa miesiące poczta dla Żydów. Uderzył mnie fakt, że listy nie były adresowane na obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, lecz na Arbeitslager Birkenau bei Reiberun. Pocztę tę sprawdzano w oddziale politycznym. Sprawdzano mianowicie, czy dany więzień jeszcze żyje i doręczano mu list, a resztę palono w krematorium. Przychodziły mniej więcej dwie duże walizki tej poczty.

Co do oskarżonego Grabnera, który był szefem oddziału politycznego, a tak samo szefem Standesamtu i biura przyjęć. Przeprowadzał on często przesłuchania sam i często brał sobie do pomocy SS-manów z biura politycznego, którzy pomagali mu w biciu więźniów. Sam mało przebywał w biurze oddziału politycznego. Przychodził na jakąś godzinę lub dwie, rzadko na cały dzień. Brał udział w gazowaniu więźniów w pierwszym krematorium w Oświęcimiu znajdującym się obok SS-rewiru. Zauważyłem parę razy, jak przyszedł transport ludzi cywilnych: ten, który przeprowadzał transport z wolności, zgłaszał się w biurze politycznym, względnie – jeżeli Grabnera nie było – zgłaszał się u Kwakernacka, który był szefem Standesamtu i bezpośrednio podlegał Grabnerowi. Grabner razem z Kwakernackiem i tym transportem przechodzili na dziedziniec pierwszego krematorium, a po jakimś czasie auto, które przywiozło transport, wyjeżdżało puste. Transporty te określano jako transporty umysłowo chorych, co słyszałem od więźnia, który pracował w Standesamt.

W 1941 r. w jednym z komand, które pracowało w młynie, zdarzył się wypadek taki, że znaleziono cywilne ubrania i oskarżono pracujących tam więźniów, że mieli zamiar uciec i w tym celu przechowywali cywilne ubrania. Sprowadzono ich do oddziału politycznego przed południem, tam przeprowadzono dochodzenie, a po południu więźniowie ci zostali rozstrzelani. Dochodzenie przeprowadzał wówczas oskarżony Grabner.

Jeżeli chodzi o oskarżonego Liebehenschela, to był on komendantem obozu od listopada 1943 do maja 1944 r. Ponieważ pracowałem w oddziale politycznym, mieszczącym się w komendanturze, często go widywałem i chciałbym zwrócić uwagę na jego urzędowy stosunek do więźniów. Twierdzi on, że odnosił się do więźniów jak przyjaciel, jednak jego stosunek do więźniów w korespondencji z Berlinem wyglądał inaczej.

W 1943 r., zaraz po przyjściu oskarżonego Liebehenschela, została przedłożona opinia jednego więźnia, która została wysłana przez Berlin. Wówczas Lagerführer Hoffman wydał opinię, która poszła do komendanta obozu do przeglądu.

Jeżeli chodzi o ten wypadek, to oskarżony Liebehenschel kazał sobie przedstawić tego więźnia i przekreślił dobrą opinię, dopisując, iż bezpieczeństwo Trzeciej Rzeszy wymaga, aby naród niemiecki był podwójnie ostrożny w stosunku do podobnych elementów i, aby tacy ludzie nie byli zwalniani, a pozostawali pod stałą opieką narodu niemieckiego.

Komendant obozu wydawał rozkazy dla podwładnych mu SS-manów. Rozkazy były odbijane na powielaczu w oddziale politycznym, ja je powielałem. Przychodził zwykle SS-man z komendantury, który pilnował, abym czegoś nie odczytał podczas powielania. Zostawała jednak część makulatury i pewnego razu przeczytałem, jak oskarżony Liebehenschel wychwalał jednego z SS-manów, który przyczynił się do schwytania więźnia, za co otrzymał trzy dni urlopu, papierosy i czekoladę. Czytałem to osobiście, a było to wczesną wiosną 1944 r.

Co do oskarżonego Aumeiera nie mogę, niestety, dużo powiedzieć, ponieważ pracując w oddziale politycznym, nie przychodziliśmy na apel. Aumeier często za błahostki wymierzał karę chłosty. W 1942 r. we wrześniu znaleziono jakieś rzeczy pochodzące z transportu. Aumeier ukarał więźniów karą po 25 batów, a kapo 50 batami. Było to na bloku 3.

Co do oskarżonych Mandel [Mandl], Müllera i Jostena, nic konkretnego powiedzieć nie mogę, tylko to, co słyszałem.

Przewodniczący: Czy są pytania?

Prokurator Szewczyk: Świadek wspomniał, że rejestracja wypadków nienaturalnych śmierci, odbywała się przy pomocy zmyślonych formularzy. A czy była też rejestracja, powiedzmy, z „otwartą przyłbicą”?

Świadek: Były kolejne numery „E X” wyroki wykonane, jak przyszli więźniowie, doprowadzeni przez gestapo.

Prokurator: Kto decydował o tych nieprawidłowych egzekucjach?

Świadek: Przeglądano wszystkie akta, wyciągano karty „R U” i zabierano je.

Prokurator: Ale kto decydował?

Świadek: Akta były wyciągnięte i oddane do oddziału politycznego, ale nie mogę powiedzieć, czy sam Grabner decydował, czy porozumiewał się jeszcze [z kimś].

Prokurator: Czy te egzekucje nie miały jakiegoś oznaczenia kolorowego?

Świadek: Nie zauważyłem tego.

Prokurator: A jeżeli chodzi o fakt z Liebehenschelem. Czy nie przypomina sobie świadek nazwiska tego więźnia?

Świadek: Owszem, Piotr Datka.

Prokurator: Czy świadek znał tego więźnia, czy zasługiwał na taką opinię?

Świadek: Datka był więźniem jak inni i Liebehenschel widział go po raz pierwszy.

Prokurator: Czy opinia Lagerführera była przypadkowa?

Świadek: Lagerführer nie mógł znać wszystkich więźniów.

Prokurator Pęchalski: Czy istotnym powodem, że Liebehenschel wydał taką opinię o Datce, nie było to, że był więźniem politycznym?

Świadek: Tak.

Prokurator: Świadek przypomina sobie, kiedy w 1942 r. ujawniono ubrania cywilne, kiedy Grabner wszczął dochodzenie?

Świadek: Tego samego dnia.

Prokurator: A tego samego dnia po południu nastąpiła egzekucja?

Świadek: Tak.

Prokurator Brandys: Świadek mówił o wymierzeniu przez Aumeiera kary chłosty dla całego komanda czy bloku po 25 batów, a dla kapa 50. Jaki czas upłynął od wymierzenia do wykonania?

Świadek: Po południu zatwierdzono, a wieczorem wykonano.

Prokurator: Czy świadek zna oskarżonego Boguscha?

Świadek: Pracował u Lagerführera, a pod koniec 1944 r. w registraturze oddziału politycznego.

Prokurator: Jaki był jego stosunek do więźniów?

Świadek: Odnosił się bardzo negatywnie.[Jednak] nie widziałem go, żeby kogoś uderzył.

Obrońca Minasowicz: Świadek zeznał o tym wypadku z więźniem Datką. Czy świadkowi wiadomo, że oskarżony Liebehenschel uwalniał dziesiątki i setki więźniów?

Świadek: Nie.

Obrońca: Czy Liebehenschel zrobił coś pozytywnego?

Świadek: Oczywiście, że był o wiele lepszy od Hößa, np. wydał nakaz niezdejmowania czapek, ale to były rzeczy drobne.

Obrońca: A zakaz bicia, zniesienie bunkra, stójki? Czy to też błahostki?

Świadek: Cóż z tego, jeżeli SS-mani w nieobecności Liebehenschela kary te stosowali.

Obrońca Ostrowski: Jak długo świadek pracował w oddziale politycznym?

Świadek: Koniec marca 1942 – 8 kwietnia 1944 r.

Obrońca: Czy świadek pamięta, kto w tym czasie pełnił funkcję tłumacza?

Świadek: Rottenführer Pyszny, Pach, a o ile mi wiadomo, na inne języki SS – Florczyk, Witkowski.

Prokurator Pęchalski: Czy świadek nie przypomina sobie, że tłumaczem z języka serbskiego był Rottenführer Hoffman?

Świadek: Nie przypominam sobie.

Obrońca Ostrowski: Czy oskarżony Hoffman, który jest na ławie oskarżonych, to jest ten, którego świadek znał?

Świadek: Ten był w oddziale politycznym.

Obrońca Ostrowski: Czy świadek przypomina sobie, jaką funkcję pełnił?

Świadek: Był zwykłym SS-manem.

Przewodniczący: Świadek zostaje zwolniony.