JANINA KOWALCZYK

Dziewiąty dzień rozprawy, 20 marca 1947 r.

(Po przerwie).

Przewodniczący: Proszę poprosić świadek Kowalczykową.

Świadek podała co do swej osoby: Janina Kowalczykowa, 40 lat, lekarka, docent Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamężna, wyznania rzymskokatolickiego, dla stron obca.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator Siewierski: Zwalniamy z przysięgi.

Adwokat Ostaszewski: Zwalniamy z przysięgi.

Przewodniczący: Trybunał postanowił przesłuchać świadka bez przysięgi. Co świadkowi wiadomo na temat oskarżonego Hößa i obozu?

Świadek: Na temat oskarżonego nic szczególnego nie wiem, ponieważ na terenie obozu z nim się nie stykałam. Natomiast o obozie mogę więcej zeznać. W Oświęcimiu przebywałam od stycznia 1943 r., następnie zostałam przeniesiona, według obozowej nomenklatury überstellt, do Krakowa i tutaj zostałam w 1943 r. zwolniona. W czasie pobytu w obozie przebywałam kolejno na bloku 14, następnie na rewirze w bloku 24, gdzie prowadziłam barak 24 jako lekarz, następnie na bloku 10, gdzie pracowałam w tak zwanym Instytucie Higieny, mieszkając i przebywając w środku obozu męskiego na bloku 10. Następnie zostałam przeniesiona do Rajska, skąd przeniesiono mnie do Krakowa, gdzie zostałam zwolniona.

O stosunkach panujących w obozie w Oświęcimiu postaram się opowiedzieć kolejno, według tego, jak się z tymi rzeczami spotykałam. Na bloku 14 początkowo przebywałam, nie mając żadnej specjalnej funkcji przed przydzieleniem do szpitala. Byłam na bloku, gdzie w tym okresie przebywało około 900 kobiet. Blok był przepełniony. Poza Polkami, które były skazane w związku z działalnością polityczną, znajdowały się Polki aresztowane w czasie łapanek ulicznych i wysiedlone z Zamojszczyzny, którym odebrano gospodarstwa i dzieci, a ze starszymi 14-, 15-letnimi dziewczynkami przysłano do Oświęcimia. Poza tym znajdowały się tam Czeszki z procesu komunistycznego i znaczna liczba Francuzek. Warunki pobytu były takie jak we wszystkich innych blokach w Oświęcimiu, to znaczy budynek bez stropu, z dachem, nielicznymi oknami, bez oświetlenia elektrycznego, bez podłogi. Bokami na prawo i na lewo szły korytarze, gdzie się mieściły 3-piętrowe koje, na których albo były sienniki z wiórkami, albo ich nie było. Podłoga tych koi była zrobiona z desek wziętych z rozbiórki domów w okolicach Oświęcimia, przeważnie z chlewów i stajni. Z tego powodu w całym bloku panował bardzo charakterystyczny zapach. W obrębie jednej koi mieściło się czasami pięć, siedem, a nawet dziewięć kobiet, w zależności od przeludnienia bloku.

Warunki wyżywienia i higieniczne są wszystkim ogólnie znane. Może wspomnę tylko o tak zwanym generalnym apelu. Polegał on na tym, że wszystkie kobiety, z wyjątkiem ciężko chorych w obrębie szpitala, z całego obozu Birkenau zostawały pod eskortą wyprowadzone na pole znajdujące się obok obozu. Trudno podać liczbę godzin, w czasie których stałyśmy – wyprowadzono nas o zmroku, około piątej i pozostawiono do zmroku, do wieczora. W okresie, kiedy byłyśmy na polu poza drutami obozu, opróżniono blok 25. W tym okresie w obozie w Birkenau był to blok przedśmiertny. Tam nie wydawano już jedzenia ani picia i kobiety co jakiś czas były stamtąd przewożone do krematorium. W czasie, kiedy był generalny apel, widziałyśmy, jak przewożono autami ciężarowymi trupy kobiet, które zmarły w obozie, ponieważ trupy z całego obozu były znoszone na podwórze bloku 25, więc najpierw wywożono całe auta, a ostatnie było tylko do połowy załadowane trupami, a do reszty wypełnione żywymi, z którymi auto potem skręciło na Brzezinkę. W czasie, kiedy wszystkie więźniarki znajdowały się poza obozem, niemieckie Aufseherki, władze obozu, przeprowadziły kontrolę, która polegała na tym, że zabrano nam wtedy wszystkie paczki, wszelkie jedzenie, które więźniarki miały, czy garderobę – wszystko, co było w blokach. Po skończonej rewizji polecono nam wbiegać przez bramę obozu, przez tak zwaną Lagerstrasse. Miałyśmy przebiegać pędem, przy czym przed bramą stała komisja, złożona z niemieckich władz obozowych, która część więźniarek kierowała na bok, a reszcie pozwalała wchodzić w głąb obozu. Wtedy, w pierwszej chwili, nie orientowałyśmy się (był to blok stosunkowo nowo przybyłych), o co chodzi. Później okazało się, że został wtedy zapełniony blok 25. Przede mną szła Francuzka bez nogi, o kulach. Wyselekcjonowano ją na blok 25. Obok mnie szła jakaś starsza pani z Kielc, zaaresztowana w pociągu z Zakopanego do Kielc – źle szła, nie biegiem, także została wysłana na blok 25.

Z bloku 14 może z [rzeczy] charakteryzujących dobrze tamtejsze urządzenia higieniczne, podam jak przedstawiały się klozety. W obozie, bezpośrednio przed drutami, znajdował się barak, w którym środkiem biegł duży rów, służący jako klozet dla kobiet. Nocą nie wolno było wychodzić z bloku do tego klozetu. Jeżeli ktoś chodził między blokami, mógł narazić się na zastrzelenie. Kobiety nocą musiały często wstawać, bo wiele z nich miało biegunkę. Bardzo często sprawa wyglądała w ten sposób, że bloki były zanieczyszczone naokoło, dlatego że kobiety bały się dalej odchodzić. Słabsze nie wychodziły z bloku zupełnie, tylko zanieczyszczały blok wewnątrz, dolne koje. Można sobie wyobrazić, jak skutkiem tego wyglądały warunki higieniczne, tym bardziej, że do bloku wracałyśmy o mroku wieczornym, a wychodziłyśmy z brzaskiem dnia. Było jeszcze ciemno, światła elektrycznego nie było. Jeżeli czasem któraś zorganizowała, zdobyła własnym przemysłem świeczkę albo na początku bloku blokowa Magda zapaliła świeczkę, to można było coś niecoś widzieć i trafić do własnej koi.

O myciu nie było mowy. Miski, z których jadłyśmy, nie były myte. Razem ze mną była Czeszka, doktor chorób dziecięcych. Zostałyśmy z nią raz na bloku jako sztubowe, chciałyśmy myć miski. Wody nie było, użyłyśmy resztek herbaty i kawy, ażeby jaki taki poziom higieny utrzymać, by nie jeść z brudnych misek. Po dwóch dniach zrezygnowałyśmy z tego. Miski te były rzucane w błoto, chowane w brudnych siennikach i pościeli, łyżek nie było, nie było również wody ani herbaty, w których by można umyć je.

Z bloku 14 stosunkowo szybko zostałam przeniesiona na rewir. Był to okres, kiedy lekarze mężczyźni przestali pracować na rewirze kobiecym i miały tam zacząć pracować lekarki. Mnie przydzielono blok 24. Prócz mnie pracowały jeszcze trzy lekarki Żydówki z Berlina – jedna zwariowała i została wysłana na blok 25, a dwie umarły na tyfus plamisty. Ja także przeszłam tyfus plamisty, ale stosunkowo lekko, bo byłam szczepiona.

Blok 24, w którym mieścił się szpital kobiecy, miał różny stan chorych. Najwyższy stan dochodził do 700 osób. Przychodziły tylko chore, u których w ambulansie stwierdzono ponad 39 stopni gorączki. Blok szpitalny nie był budynkiem przeznaczonym na szpital. Była to stajnia końska, drewniany barak, z oświetleniem elektrycznym co prawda, z maleńkimi okienkami w dachu, w którym stały trzypiętrowe łóżka podłużnie i pod kątem, w zygzak, żeby jak najwięcej ich zmieścić. Na łóżku leżały dwie, czasem trzy, a czasem cztery chore. Bez pościeli, bardzo często nagie, ponieważ ubrania obozowe oddawano przy wejściu na blok szpitalny, a tylko czasem dawano tam koszule.

Zawszenie bloku rewirowego w tym okresie było tak wielkie, że mogę podać konkretny fakt taki: przerwa południowa na bloku była wykorzystywana przez kobiety dbające o swoją toaletę na iskanie się ze wszy. W obiad lekarki i pielęgniarki zawsze łapały wszy. Świeżo po takim wyiskaniu robiłam opatrunek chorej leżącej na bloku. Ponieważ czułam, że wszy chodzą po mnie, zaczęłam je liczyć. Liczyłyśmy niejako komisyjnie. Na jednym rękawie znalazłam 73, na drugim już nie liczono.

Chore na bloku to przede wszystkim tyfus plamisty, poza tym biegunka obozowa – Durchfall – która zdaniem moim wynikała w początkowym okresie ze złego jedzenia. Była to biegunka fermentacyjna, bardzo często łącząca się z czerwonką prawdziwą, względnie tyfusem brzusznym, ale przede wszystkim był to ostry krwotok żołądka i jelit, gastroenteritis acuta hemoragica, spowodowana awitaminozą grupy B2. Stare więźniarki znają zapewne ten fakt, że na biegunkę obozową nie pomagała ani tanalbina, ani węgiel, ani opium, ale można się było z niej wyleczyć, jeżeli były paczki z domu i inny, nieobozowy wikt, jedzenie mające dostateczną zawartość składników potrzebnych do życia. W okresie tym nie podawaliśmy w statystykach szpitalnych na żadnym z bloków, że mamy chore na tyfus plamisty. W dniu kiedy przyszłam na blok 24, z ostatniej sztuby została wzięta do ambulatorium na zastrzyk dosercowy młoda Żydówka, u której niemiecki lekarz obozowy rozpoznał tyfus plamisty. W tym okresie myśmy tyfusu plamistego nie podawały. Nazywało się, że to chore na Durchfall albo grypę, albo zapalenie płuc. Dopiero później, kiedy było to niemożliwe ze względu na prawdopodobne badanie, wtedy podawano. Ale kiedy ja byłam, przez cały ten okres, myśmy nie podawały w statystyce, że mamy tyle a tyle wypadków tyfusu plamistego.

Żywienie na rewirze było gorsze jak na obozie, bo bez Zulagi, to znaczy bez dodatku dla pracujących. Warunki higieniczne były takie jak na obozie, bez możności mycia. Jako charakterystyczny mogę podać następujący fakt. W obozie kobiecym było bardzo dużo szczurów. Trzeba było dobrze uderzyć drewniakiem, żeby szczur po zgaszeniu światła uciekł. Nic to, że trupy, któreśmy wynosiły przed barak pod tak zwane Leichekommando, na rano miały obgryzione przez szczury twarze i nosy, ale kiedyś rano musiałam robić opatrunek chorej na tyfus plamisty, która leżała na dolnym łóżku, i której szczury wygryzły skórę i mięśnie w stopie aż do podudzia. Chora ta z pogryzioną za życia nogą żyła jeszcze przez trzy dni.

Leków zupełnie nie było, poza najbardziej prymitywnymi, jak aspiryna, węgiel, czasem tanina. Nie było żadnych leków nasercowych. Jeżeli miałyśmy trochę leków do dyspozycji, to tylko dzięki towarzyszom z obozu męskiego, którzy z narażeniem życia przynosili nam lekarstwa, względnie przysyłali przez robotników, którzy przychodzili do obozu kobiecego.

Lekarze niemieccy wiedzieli o zawszeniu rewiru. Za mojego pobytu w Birkenau lekarzem obozowym był dr Kitt, a potem dr Rhode. Przez środek baraku szpitalnego biegły dwa piece, a w środku na kominach był rodzaj ławy. Pewnego razu, kiedy przyszedł dr Kitt, na tej ławie siedziało kilkanaście nagich kobiet po zdjęciu ubrania obozowego przed zapisaniem stanu choroby. Dr Kitt pyta się: Co to jest? Pokazuje ręką na plecy chorych, a tam stoją sztorcem powbijane w skórę wszy, jedna obok drugiej. Kitt się obruszył i pyta, z którego bloku są te chore. – Cały obóz jest tak zawszony, one są ze wszystkich bloków – odpowiedziałam. Wówczas dr Kitt odwrócił się na pięcie i uciekł. Nie wiedziałam, czy dostanę Meldung za to, że tak odezwałam się do władzy, czy nie. Słyszałam później, że dr Kitt kazał się spryskać jakimś środkiem dezynfekcyjnym, żeby mu się nic nie stało.

Lekarze Niemcy wiedzieli, że nie mamy lekarstw. Kazano nam pisać historie choroby, które były kłamstwem od początku do końca. Pytał się dr Kitt, dlaczego nie wpisuję leczenia chorych, które leżą na różne choroby – chodziło w tym wypadku o ostre zapalenie pęcherza. Mówię: – Nie wpisuję, bo nie mam leków. Popatrzył na mnie w przykry sposób. To się skończyło zresztą bez konsekwencji dla mnie. Ale o tym, że lekarstw nie mamy, lekarze niemieccy wiedzieli.

Na bloku 24, wtedy kiedy ja byłam, rodziły się dzieci. Raz, kiedy przyszłam do izby blokowej – była tam akuszerka Niemka Schwester Klara – po urodzeniu dziecka wchodzę do izdebki blokowej i widzę taki obrazek, że Klara odczepia rękę dziecka z brzegu wiadra i topi to dziecko w wiadrze. Pytam się: – Co Klara robi? Klara zaczyna płakać i mówi: – Czy matka ma iść do gazu? W tym okresie początkowym wiadomo było, że urodzenie dziecka i oficjalne zameldowanie tego władzom obozowym to był wyrok śmierci nie tylko dla dziecka, ale i dla matki. Klara topiła więc dzieci, zamiast meldować o ich urodzeniu. Potem było lepiej, nie kazano zabijać dzieci, mogły się urodzić i żyć. Żyły oczywiście tak długo, jak długo mogły wyżyć w tych warunkach, bo matka nawet wody nie miała dostatecznej ilości ani ziółek do picia, więc nie miała czym karmić. Urodziło się dziecko młodej Żydówce. Żyło około tygodnia bez kropli mleka – wtedy w ogóle nie widziało się na oczy mleka w obozie. Wówczas lekarzem był już dr Rhode. Chciałam temu dziecku pomóc – ja nie jestem lekarzem praktykiem – prosiłam więc Czeszkę, żeby mi pomogła poradzić coś. Wszedł dr Rhode i pyta się, co jest temu dziecku. Podaję ten fakt, żeby być obiektywną. A ja w odpowiedzi pytam: – Czy pan ma dzieci? To dziecko umiera z głodu. Rhode wyszedł. Blokowa mi powiedziała, że pójdę do bunkra za taką odpowiedź. Rhode wrócił po godzinie i przyniósł mleko we flaszce, mówiąc, że nic więcej zrobić nie może, ale póki dziecko żyje, on może to mleko przynosić, bo to jest jego racja jako lekarza obozowego. Ale mleko nie było potrzebne, bo dziecko i tak na drugi dzień umarło, a mleko, które przyniósł, wypiły Niemki blokowe.

To był okres, kiedy ja, będąc na terenie obozu, zorientowałam się, że jestem w ciąży. Ponieważ na terenie obozów i więzień skutkiem specjalnych warunków, skutkiem specjalnego stanu psychicznego, kobiety nie mają swego normalnego cyklu miesięcznego, wynikały u nas na bloku podwójnego rodzaju pomyłki. Nie wiedziałam, że jestem w ciąży, bo to był początek mego pobytu w Oświęcimiu. Dopiero później się zorientowałam. Natomiast miałam chore na bloku, na przykład dziewczynę Rosjankę, wywiezioną na roboty do Niemiec i przywiezioną do Oświęcimia, Marusię, która twierdziła, że jest pełny drugi rok w ciąży, bo nie wiedziała, dlaczego nie menstruuje.

Z bloku 24 zostałam przeniesiona na blok 10, do obozu męskiego. Bezpośrednio po moim przyjściu do Oświęcimia koledzy lekarze, towarzysze obozowi, przestrzegali mnie przed blokiem 10, żebym wszystkimi siłami starała się tam nie pójść, bo to jest blok, na którym się przeprowadza doświadczenia na ludziach. Praca na takim bloku to jest tak zwane Sonderkommando, gdzie ci, którzy tam pracują, przy takiej specjalnej pracy, zostają oczywiście później usunięci jako niepotrzebni świadkowie.

Mimo tych ostrzeżeń musiałam tam pójść, gdyż kierownik tak zwanego Instytutu Higieny, dr Weber zażądał, żeby mnie przeniesiono na blok 10 ze względu na moją specjalność. Jestem z zawodu anatomopatologiem, histopatologiem. Dr Weber był równocześnie kierownikiem Instytutu Higieny i kierownikiem oddziału zakaźnego szpitala św. Łazarza w Krakowie. Ponieważ miał z Krakowa relacje co do mojej osoby, zażądał mnie jako specjalistki na blok 10.

Blok 10, tak zwany Block F-10, czyli Frauen-10 był blokiem o charakterze więziennym. Był to zamknięty blok, w którym mieszkała część kobiet, na których wykonywano doświadczenia, i część kobiet, które tam równocześnie pracowały.

Na bloku 10 były trzy rodzaje prac. Pierwszy, to były doświadczenia prowadzone na kobietach, to był właściwy blok 10. Poza tym pracował tam Higienische Institut des Waffen-SS Sud-Ost i następnie techniczna pracownia dentystyczna. Ja byłam zatrudniona we właściwym bloku 10. Jako lekarz nie-praktyk, byłam zatrudniona w tym właśnie Instytucie Higieny, gdzie miałam pracować jako histopatolog.

Ponieważ blok był więzieniem, wobec tego nas o godzinie szóstej wieczorem zamykano na klucz, opieka niemiecka odchodziła, a my zostawałyśmy same i mogłyśmy się dowolnie między sobą komunikować, rozmawiać i dowiadywać, co się gdzie, w jakim dziale robi.

Specjalnie starałyśmy się zawsze dokładnie dowiadywać, co robią z kobietami na bloku 10. Potem kontrolowałyśmy te wiadomości. Kiedy później byłam w Rajsku, uczyłam na pamięć moje towarzyszki nazwisk lekarzy i tego, co robiono na bloku 10, ponieważ nie wiedziałyśmy, która z nas przeżyje i kto będzie zeznawać.

Jako lekarze niemieccy pracowali tam – nie wiem, czy nie przekręcam nazwisk którego lekarza, bo nam się nie przedstawiali i nie znam dobrze ich nazwisk – dr Weber docent, dr Schumann, dr Wirths, dr Glauberg albo Klauberg [Clauberg] – niski, chodził w tyrolskim ubraniu, kobiety nazywały go profesorem.

Były trzy grupy doświadczeń przeprowadzanych na kobietach. Pierwsza, to było naświetlanie promieniami Roentgena przy użyciu aparatów o bardzo dużej sile. Były one zainstalowane w Birkenau w specjalnym baraku. Kobiety, na których przeprowadzano doświadczenia, pochodziły wprost z wolności w przeważnej części, bo z transportów. Część tych transportów szła do krematoriów, część do obozu w Birkenau, a część na blok 10. Doświadczania przeprowadzano wyłącznie na Żydówkach. W tym okresie, kiedy byłam, brano głównie Żydówki greckie, bo wtedy przychodziły transporty z Grecji. Naświetlano je przy pomocy promieni Roentgena, a po pewnym czasie otwierano operacyjnie brzuch i wycinano jeden jajnik. Po pewnym czasie miano wycinać drugi jajnik. Mnie już tam wtedy nie było, więc nie wiem, czy to robiono czy nie. Jajniki te miano badać histopatologicznie. Badań tych nie przeprowadzano w Oświęcimiu, tylko preparaty miano wysyłać do Hamburga. Gdzie je wysyłano, nie wiem, dlatego że ekspedycja odbywała się poza blokiem 10, a prócz tego lekarze niemieccy starali się, żeby bardzo dokładnie o tych rzeczach nie wiedzieć.

Naświetlano promieniami Roentgena w celu kastracji, zniszczenia gruczołów płciowych. Badania histopatologiczne miano przeprowadzić dlatego, żeby stwierdzić, jakie zmiany nastąpią pod wpływem tej bardzo silnej dawki promieni.

Bezpośrednio obserwowałyśmy u kobiet naświetlanych ogólne objawy w postaci dużego osłabienia, nudności i wymiotów, ale właściwe skutki tego mogły się ujawnić dopiero po pewnym czasie, skutkiem usunięcia czynności wewnątrzwydzielniczych gruczołów płciowych. To muszą być zmiany z natury rzeczy wolniejsze i dlatego tych już nie mogłyśmy obserwować.

Drugą grupą doświadczeń, którą przeprowadzał dr Clauberg, były zastrzyki do wnętrza macicy, a potem poprzez macicę do jajowodów, jakiegoś środka chemicznego, którego składu nie znam. Clauberg mówił więźniarkom, które pomagały mu jako asystentki, że on sam wymyślił ten płyn. Objaśnił swoje współpracownice, że pod wpływem zastrzyku z tego płynu ma dochodzić do okresowej bezpłodności przez zamknięcie światła jajowodu. Oczywiście, to nieprawda, bo jeżeli płyn był wstrzyknięty do środka jajowodu, powodował zapalenie, a potem zamknięcie światła jajowodu, to musi prowadzić do trwałej bezpłodności. Jeden z lekarzy niemieckich mówił pielęgniarkom, że te jajowody miały być wycięte i badane histopatologicznie, czy doszło do zarośnięcia światła. Oprócz tego, ponieważ płyn był tak zwanym kontrastem, na zdjęciu rentgenowskim na kliszy Clauberg kontrolował, czy rzeczywiście płyn wstrzyknięto do światła jajowodu. Klisze i zdjęcia były wykonywane na bloku 10, ale Clauberg zakazał, aby ktoś mógł wchodzić do sali, gdzie się odbywały zdjęcia rentgenowskie, tak że myśmy nawet w nocy nie mogły wchodzić, bałyśmy się zwracać na to specjalnie uwagę i zdjęć tych nie oglądałam.

Trzecią grupą doświadczeń były porównania badań kolposkopowych z obrazami mikroskopowymi. Przy pomocy specjalnej lupy oglądano przez pochwę dostępną do oglądania część macicy i tę część, którą oglądano przy pomocy lupy, wycinano i robiono preparat, który dawano mi do oceny. Kiedy się zapytałam dr Webera, co mam z tym preparatem zrobić, bo praca naukowa to jest mój zawód, ale tutaj nie wiem, o co chodzi, jakie jest założenie pracy, a poza tym, że ja nie umiem pracować bez literatury naukowej, bez tego, żeby przeczytać, co na ten temat zrobiono, bez piśmiennictwa naukowego, powiedział: – Piśmiennictwo pani dostanie całe, a tutaj chodzi o stany przedrakowe, wstępne stadia raka. Mówię, że ja nie rozumiem, o co chodzi, to jest za ogólnikowe określenie, to musi być konkretne pytanie. – Tak, to się wyjaśni. Więcej ze mną na ten temat nie mówił.

Udało mi się dostać spis kobiet, u których wykonano te zabiegi, ale zdaje mi się, że tego nie można publicznie powiedzieć, dlatego że może któraś z nich jeszcze żyje i dlatego ten spis mam ze sobą, oddam do dyspozycji Trybunału, ale nie należy go publikować w formie nazwisk.

Prócz tych trzech głównych grup doświadczeń próbowano przeprowadzać także inne, ale zasadniczo to były tylko przygotowania. Przygotowane były tylko doświadczenia na wydzielanie w nerkach, jak się mocz wydziela w nerkach. Były aparaty urologiczne, stoły, ale o ile wiem, nie rozpoczęto tych doświadczeń.

Co jakiś czas wymyślano coś nowego. Coś zaczynano robić. Jednego razu komisja niemiecka poszła na pierwsze piętro, kazano się kilkudziesięciu kobietom rozebrać i nago maszerować przed komisją, a myśmy na dole czekały, co z nimi zrobią. Najpierw była wiadomość, że wybierają same chude, same stare, potem – że grube, wreszcie się okazało, że chodziło o pewien specjalny kształt nosa do badań antropologicznych, które również tam zaczęto robić. Dlaczego do tego kobiety musiały przed nimi nago spacerować, tego nie umiem powiedzieć.

Jakie było ustosunkowanie lekarzy niemieckich do tego materiału doświadczalnego, do kobiet, a także do więźniarek, które pracowały przy tych zabiegach, o tym świadczy fakt, że Clauberg zastrzyki mające spowodować bezpłodność robił także swoim dwóm asystentkom, które mu pomagały, mimo że one zdawały sobie sprawę, o co rzecz idzie i błagały go, żeby tego nie robił. Reszta kobiet bowiem, na których wykonywano doświadczenia, w przeważnej części nie orientowała się, o co chodzi. Jeżeli którejś nie nadającej się do doświadczeń groziło, że pójdzie do Birkenau (to znaczy z warunków, gdzie się nie pracowało, było pod dachem w stosunkowo dobrych warunkach), do tego prawie że śmiertelnego obozu, kobiety na których wykonywano doświadczenia, prosiły, żeby ich nie wysyłać tam.

Co ja mogę powiedzieć o lekarzach niemieckich, którzy te doświadczenia przeprowadzali i o całym sposobie przeprowadzania tych doświadczeń na ludziach? Są niewątpliwie okoliczności, w których się robi doświadczenia na ludziach. Słynna dzisiaj penicylina musiała być po raz pierwszy, po badaniach chemicznych, po badaniach na zwierzętach, zastosowana na człowieku. To jest doświadczenie na człowieku, ale za jego zgodą, w specjalnych warunkach, gdzie jednemu człowiekowi tego nie wolno, nawet w najlepszych intencjach, tylko pod kontrolą całej grupy specjalistów i uczonych, dla dobra nauki i dla dobra tego właśnie chorego. Te rzeczy, które były robione w Oświęcimiu, były robione bez wiedzy i wbrew woli tych, na których ich dokonywano. Pod względem naukowym były bez żadnej wartości. Te same wyniki można uzyskać w doświadczeniach na zwierzętach. Jeżeli chodzi o stanowisko lekarskie, ludzkie, zbrodnia ta rzuca hańbę na lekarzy niemieckich. Dlaczego to robili lekarze w Oświęcimiu? Z kilku powodów. Po pierwsze, uciekali od wojska, od frontu, następnie myśleli, że rękami więźniów i mózgami więźniów uzyskają lepszą pozycję w świecie naukowym, bo im więźniowie zrobią i napiszą pracę. Drugi powód, czy tutaj nie można w doświadczeniach oświęcimskich posądzać [tych lekarzy] także o erotyzm, sadyzm w tym trybie doświadczeń? Tego wykluczyć nie można. Jest tylko jedna rzecz – nie można o sprawę doświadczeń winić tylko lekarzy w Oświęcimiu, bo uczeni niemieccy wiedzieli o tym, nie wiem, czy bodaj doświadczeń tych nie inspirowali. Między nami, na bloku 10 mówiono, że doświadczenia kastracyjne były po to, żeby je potem na Polakach czy na narodach słowiańskich stosować masowo. Po co masowo mordować w obozach, kiedy można wykastrować? To są rzeczy, które inni może ocenią. Ale uczeni niemieccy wiedzieli o tych doświadczeniach. Tu pozwolę sobie zwrócić uwagę Najwyższego Trybunału na prace naukowe prof. Stieve z Berlina. Jego można zapytać, skąd wziął materiały do pracy naukowej, którą wydrukował w „Zentralblatt fur die Ginekologie”, nr 43, rok 1942, w której pisze, jakie zmiany powstają w narządach rodnych u kobiet, w jajnikach i macicy, pod wpływem długotrwałego strachu. Wspomniałam tutaj o tym, że kobiety w obozie nie miały normalnych cyklów miesięcznych. Dlaczego? Praca dr. Stievego wyjaśnia to – jest to wydrukowane – pod wpływem długotrwałego strachu, pod wpływem systemu nerwowego w obrębie jajników, które regulują cały cykl życia kobiety, powstają zmiany, które można stwierdzić pod mikroskopem. Prof. Stieve podaje, jakie zmiany można stwierdzić pod mikroskopem. Podaje, że nie tylko w jajnikach dochodzi do zmian, ale i w macicy, i w jajowodach pod wpływem długotrwałego strachu powstają ciężkie zmiany zanikowe. Może pan profesor Stieve poda, skąd wziął materiał do swoich badań. Może dr. Rintele – nie pamiętam w tej chwili, gdzie ta praca jest wydrukowana – wyjaśni, na jakim materiale u 300 zdrowych kobiet robił zabiegi operacyjne, bo otwierał brzuch i patrzył, jak wyglądają jajniki u zdrowych żywych kobiet w różnych okresach życia.

Niech nie mówią uczeni niemieccy, że to byli podli lekarze SS. Oni wiedzieli, co się dzieje.

Dwie rzeczy chciałabym jeszcze podkreślić odnośnie do obozu w Oświęcimiu.

Śmierć, głód, katowanie, praca nad siły, współżycie ze zbrodniarzami, przestępcami kryminalnymi, zwyrodnialcami seksualnymi – to było wszędzie. To nie tylko wyłączna domena obozu oświęcimskiego. Tylko nad Oświęcimiem ciążył jak koszmar fakt niesłychanej beznadziejności.

W roku 1943 przywieziono transport kobiet, którym przyszyto na pasiakach literę E. Pytałyśmy się, co to znaczy. Na politische wytłumaczono nam, że E to Erziehungskommando. Pytałyśmy się, co to znaczy. To są tacy więźniowie, którzy może jeszcze wyjdą na wolność. Erziehungskommando nie było numerowane, nie było tatuowane. Znaczy się reszta więźniów w Oświęcimiu byli to ci, którzy nigdy nie mieli wyjść poza druty, to byli napiętnowani.

Dlatego nad więźniami ciążyła ta beznadziejność. Zdawano sobie doskonale sprawę z tej beznadziejności. Dzięki temu wszystkie hamulce zostały zupełnie rozluźnione. Dla nich nie było tego hamulca, że może ten człowiek wyjdzie, może opowie. Każdy przy zdrowych zmysłach, rozsądny starszy więzień wiedział, nie pragnął mówić, nie myślał o tym, ale wiedział dobrze, że może być jedna droga wyjścia: z dymem przez komin krematorium. Nie inaczej. Chyba, żeby coś się stało. I to był główny powód, dlaczego Oświęcim był straszniejszy może od innych obozów.

Jeszcze jedną rzecz muszę tutaj podkreślić. Jestem w rzadkiej sytuacji, że byłam i w obozie męskim, i w obozie kobiecym. Blok 10 był centrum obozu męskiego i dlatego mogę powiedzieć, że obóz kobiecy był straszniejszy od obozu męskiego, dlatego że był to obóz młodszy. I jeszcze chcę jedno powiedzieć. Kobiety pojedynczo mogą wznieść się na najwyższe wyżyny bohaterstwa, ale kobiety – przynajmniej w tym zespole, jaki był w Oświęcimiu – nie umiały sobie zorganizować zbiorowego życia obozowego. Jako organizujące życie obozowe były słabsze, bardziej nieudolne. Z tego powodu było ciężej.

I jeszcze jedno. Myśmy nie umiały budować, nie znałyśmy ciesielki, nie znałyśmy wodociągów ani nie umiałyśmy zakładać światła elektrycznego. O to zadbali towarzysze z obozu męskiego. Ja nie wiem, czy te rzeczy ktoś podniósł. Nie wiem, czy wiadomo, że urządzenia kąpielowe, które potem założono w obozie, że światło elektryczne i studnie, że cały szereg ulepszeń – to zrobili nasi towarzysze z obozu męskiego. I to nie wypadało wedle planów organizacyjnych obozu. To była Schwarzarbeit. Mężczyźni robili to z narażeniem własnego życia; kto za to krwią zapłacił, kto za to zapłacił życiem? To oni sami mogliby powiedzieć jedynie. Niech oni dadzą świadectwo, jak było.

Wiem tylko tyle, że jeżeli nam brakło lekarstw, kiedy mój blok szpitalny zapadł na biegunkę, Durchfall – w tych warunkach próbowałyśmy wszystkiego, co się tylko dało, by z tego Durchfallu leczyć – kiedy nam brakło leków, to wystarali się oni o opium, które nota bene nie pomogło. Dlaczego, o tym mówiłam.

Był okres, że paczki do nas nie dochodziły, albo z garderobą było nędznie, to z narażeniem życia, z prawdziwym bohaterstwem opiekowali się nami i pomagali nam. I zdobywali nie tylko jedzenie, ale wszystko, co czasem w warunkach obozowych miało nieocenioną wartość. Służyli dobrą radą i podporą moralną.

Kiedyś na bloku 10 wydawało mi się, że jestem na dnie otchłani. Że dziecko, które się poczęło na wolności, nie urodzi się, że już wszystko stracone. I wtedy, zamiast żeby mi przysłano kawałek kiełbasy czy margaryny, czy kawałek chleba, to mi przysłano gałązkę kwiatów z cieplarni SS-mańskiej. Ta symboliczna gałązka kwiatów miała swoją ważką wymowę. I dlatego chciałabym dziś naszym towarzyszom z obozu oświęcimskiego w imieniu kobiet Oświęcimia zwrócić symbolicznie te kwiaty, które nas podtrzymywały, podziękować za to, co dla nas robili i złożyć hołd temu, co jest najwyższym szczytem człowieczeństwa, złożyć hołd braterstwu w walce i braterstwu w niedoli.

Przewodniczący: Teraz biegły zada świadkowi pytania.

Biegły Kowalski: Czy pani docent wiadomo, że w obozie oświęcimskim spędzano płody?

Świadek: Ja tego nie wiem. Ale jeżeli chodziło o moją pozycję, mogę konkretnie odpowiedzieć. Ja byłam w obozie w początkach ciąży, wtedy jeszcze ciąża była równoznaczna z wyrokiem śmierci. Potem kurs trochę zelżał. Ale wtedy koledzy z obozu oświęcimskiego proponowali mi ratunek, że przerwą moją ciążę, żeby mnie ocalić. Ja nie mogłam się na to zdecydować, a koledzy powiedzieli: „Może to i lepiej”. Bo wtedy nazywało się, że zaczęto zwalniać kobiety w ciąży. I rzeczywiście wzięto kobiety w ciąży na kwarantannę. Czy którą zwolniono, nie wiem.

Biegły: Czy pani docent nie słyszała, żeby Niemcy robili eksperymenty spędzania płodów przez wstrzykiwanie jakichś materiałów infekcyjnych czy innych?

Świadek: Nie. Pamiętam tylko przypadek spędzenia płodu w szóstym czy siódmym miesiącu ciąży, kiedy to normalnie ze względów lekarskich ciąży się nie przerywa. W tym jednym przypadku chodziło o Żydówkę zatrudnioną na bloku 10, która prosiła o przerwanie ciąży ze względów rodzinnych. Dowiedzieli się o tym lekarze niemieccy, którym się to bardzo spodobało, ponieważ mieli bardzo radykalny sposób, mianowicie usunęli jej operacyjnie całą macicę razem z płodem i tę macicę razem z płodem mieli posłać do Hamburga. Ale o innych przypadkach przerywania ciąży nie słyszałam.

Biegły Kowalski: Czy materiał kobiecy używany do doświadczeń, był specjalnie dobierany pod względem wieku czy narodowości?

Świadek: Do doświadczeń z reguły brano Żydówki. Co do narodowości pamiętam, że były tam Polki, Belgijki, Niemki, ale przede wszystkim Żydówki greckie. To nawet skomplikowało nam wywiad, bo żadnym językiem nie mogłyśmy się porozumieć z tymi Greczynkami, zresztą bardzo mało inteligentnymi.

Biegły Kowalski: Jeżeli chodzi o eksperymenty robione przy badaniach nad sterylizacją, czy kobiety idące do tych eksperymentów były wieloródkami, czy w ogóle nie rodziły?

Świadek: Tego nie wiem. Jeżeli chodzi o bezpłodność, to nie wiem. Natomiast jeżeli chodzi o wycinanie części pochwowej, gdzie chodziło podobno o badanie czynione przeciw rakowi, to brano często matki i córki. W tej liście, którą mam przy sobie, bo miałam ją oddać w Krakowie, ale jakoś nie doszło do tego, mam podane kobiety: lat 17, lat 43 i tu mam bardzo często – matka i córka, matka czterdzieści kilka lat, córka 16, 18, 19 lat. Tutaj dobierano często dwójkami.

Biegły Kowalski: Jeżeli chodzi o badanie raka, czy były badane kobiety przeważnie starsze?

Świadek: Właśnie, że nie. Właśnie tutaj, gdzie wiemy, że rak jest do pewnego stopnia funkcją wieku, to o wieku nie ma mowy, bo brano młode dziewczęta wraz z matkami.

Biegły Kowalski: Czy u tych kobiet pobierano również wycinki pochwowe?

Świadek: Tak. I mam tutaj nazwiska matek i córek.

Biegły Kowalski: Czy były to wycinki małe, czy duże, czy wywoływało to potem komplikacje, krwawienia?

Świadek: Ja nigdy nie widziałam takiej części wyciętej, ani nie widziałam takiej kobiety, nie badałam jej ginekologicznie. Ale rozmawiałam z dr. Samuelem, który był lekarzem na tej sali. Otóż on mi mówił, że w pierwszych doświadczeniach wycinano prawie całą część pochwową, co jest bardzo ciężkim okaleczeniem, a nawet mówił mi, że kiedy był obecny przy zabiegu, tłumaczył lekarzom Niemcom, że wystarczy wycięcie małego kawałeczka. Ale to wiem z drugiej ręki.

Biegły Kowalski: Czy pani docent słyszała od dr. Samuela, że przy takim zabiegu na większą skalę, jeżeli chodzi o wycięcie części pochwowej, były potem objawy niedrożności i zarośnięcia zupełnego ujścia zewnętrznego macicy?

Świadek: Tego nie wiem, dlatego że te objawy mogły wystąpić później, nie w pierwszym okresie, kiedy ja byłam na bloku 10.

Biegły Kowalski: Czy dr Samuel nie zdradził się z jakimiś głębszymi przesłankami tych doświadczeń?

Świadek: On robił na mnie wrażenie, że jest nienormalny umysłowo. Opowiadał, że wymyślił nożyczki czy jakieś kleszcze operacyjne. Może zresztą to było tylko samochwalstwo.

Biegły Kowalski: Czy pani docent może podać w przybliżeniu liczbę kobiet, na których wykonywano te doświadczenia, i procent komplikacji po tych zabiegach?

Świadek: Największe bezpośrednie dolegliwości były w postaci miejscowego zadrażnienia, zapalenia jajowodu i zadrażnienia macicy oraz otrzewnej. Występowały one w grupie kobiet z doświadczeń prof. Clauberga. Znam konkretne wypadki – ale nie chcę podawać nazwisk tych kobiet, bo może żyją – gdzie po wstrzykiwaniach dr. Clauberga przez kilka tygodni, do końca mojego pobytu, leżały w gorączce, z dużymi bólami, z objawami zadrażnień otrzewnej i na ogół ciężko chore.

Biegły Kowalski: Czy okres, w którym pani docent była w obozie, nie wystarczał do tego, żeby zaobserwować miesiączki u kobiet po zabiegach? Czy one miesiączkowały, czy nie?

Świadek: Tego nie mogę powiedzieć. Przypuszczam, że raczej tak, to znaczy po naświetlaniach z reguły musiało następować ograniczenie czynności gruczołów. Po wstrzykiwaniach do jajowodu nie musiało to następować, ale na pewno następowało z powodu tych wycięć części pochwowych.

Biegły Kowalski: Czy były w ciągu tego czasu zewnętrznie widome objawy po naświetlaniach rentgenem?

Świadek: Przy mnie nie mogły jeszcze być.

Biegły Kowalski: Czy w ogóle rentgen był stosowany, czy terapeutycznie, czy ewentualnie był stosowany do tych zabiegów?

Świadek: Ja nie wiem. W Birkenau byłam kilka razy, raz kiedy tam pracowałam, a potem, kiedy przeniesiona do następnej placówki, musiałam się już porozumiewać za pośrednictwem obozu. W czasie między 1 a 2 lipca 1943 r. byłam w obrębie bloku rentgenowskiego, ale dokładnie wszystkiego nie przypominam sobie. Zdaje się, że tam był jeden duży aparat. Dokładnie powinna zdać z tego sprawę Czeszka, dr Zdenka Medwedova [Nedvědová] i jeszcze druga Czeszka, które stanowiły obsługę tego aparatu, przebywające obecnie w Pradze.

Biegły Kowalski: Czy pani obserwowała przypadki poparzeń po rentgenie?

Świadek: Nie.

Biegły Kowalski: Czy pani słyszała o tym, że te rany się nie goiły i były otwarte?

Świadek: Tego nie wiem. Z teoretycznego punktu widzenia należy przypuszczać, że rany musiały się źle goić, jeżeli skóra była uszkodzona promieniami Roentgena.

Biegły Kowalski: Czy pani docent słyszała o projektach stworzenia wspólnego bloku dla kobiet i mężczyzn, gdzie mogłoby powstać potomstwo w wyniku obcowania kobiet z mężczyznami? I czy była jakaś klasa mężczyzn i kobiet, które ewentualnie byłyby naświetlane, a z którymi potem byłyby robione doświadczenia w kierunku możliwości późniejszego zapłodnienia komórki zarodkowej?

Świadek: Jeśli chodzi o te rzeczy, za czasów mego pobytu mówiono o stworzeniu domu publicznego w obrębie Oświęcimia, to miało być zdaje się na bloku 24, ale za mego pobytu tego nie stworzono. To zresztą powiedzą inni. Mówiono wtedy tylko o ewentualnym powstaniu domu publicznego, ale czy to miało być dla celów doświadczalnych czy innych, nie wiem. Przypuszczam, że raczej miało to być dla celów innych.

Biegły Kowalski: Czy pani docent nie słyszała o stosowaniu jako preparatu do zastrzyków płynów kontrastowych?

Świadek: Nie. Klauberg mówił pielęgniarkom, że to jest płyn przez niego wymyślony.

Biegły Kowalski: Czy nie widziała pani docent fotografii wykonanych we wnętrzu samej pochwy?

Świadek: Kolposkopowych – nie.

Biegły Kowalski: Nie kolposkopowych, mówię o takich, które były robione przez wmontowanie aparatu do pochwy i fotografowanie.

Świadek: Czy to robiono, nie wiem. Natomiast wiem, że były robione przygotowania do tego, między innymi był małoobrazkowy aparat – albo rompoks albo leica – który był na bloku. Był on w ręku dr. Samuela. Wiem, że miał on trudności z zamontowaniem lampy kwarcowej, ponieważ chciał robić zdjęcia przy promieniach ultrafioletowych. Czy to robiono i z jakim skutkiem, nie wiem.

Biegły Kowalski: Który z lekarzy przeprowadzał badania, jeśli chodzi o wycinki pochwy?

Świadek: Nie wiem. To mógł robić prawdopodobnie Wirths, Weber nie był w tych rzeczach zainteresowany i nie miał z chorymi do czynienia, tylko z Instytutem Higieny. Przy tym nie wiem, czy Weber nie brał udziału w naświetlaniu promieniami Roentgena w Birkenau, bo zawsze szedł do Birkenau wtedy, kiedy tam miały się odbywać naświetlania.

Biegły Kowalski: A czy na miejscu nie były robione badania wycinków pochwy?

Świadek: Były.

Biegły Kowalski: Kto to przeprowadzał?

Świadek: W Instytucie Higieny wykonywano technicznie preparaty histologiczne. Robił to dr Mąkowski. Robiono tam zresztą różnego rodzaju badania, między innymi były i preparaty histologiczne części pochwy, które dostawałam ja. Żadnych zmian chorobowych tam nie stwierdzono.

Biegły Kowalski: Więc to były badania przeprowadzane na zdrowych pacjentkach dla uchwycenia wczesnych stadiów raka?

Świadek: Tam mowy nie było o raku.

Biegły Kowalski: A czy pani doktor słyszała, że jeden z lekarzy, prawdopodobnie dr Samuel, mówił, że on w ten sposób leczy, że zapobiega chorobie?

Świadek: Mnie tego nikt tak nie powiedział. Samuel mi tego nie powiedział. To by był zupełny nonsens. Natomiast kobietom, na których dokonywał doświadczeń, od czasu do czasu tłumaczył: – Niech pani Bogu podziękuje, bo pani miała raka, a myśmy panią zoperowali.

Biegły Kowalski: Czy pani docent nie słyszała, że on po wycięciu odcinka, bez żadnej dalszej operacji mającej na celu usunięcie narządów rodnych czy miejsc ewentualnych przerzutów rakowych twierdził, zwracając się do pacjentek, że je właśnie wyleczył?

Świadek: On twierdził w ten sposób, że właśnie ten zabieg, który wykonał, to jest wycięcie raka, i że on pacjentkę w ten sposób leczy.

Przewodniczący: Czy pan biegły ma jeszcze pytania?

Biegły Kowalski: Jeszcze dwa.

Przewodniczący: Świadek jest zmęczona. Zarządzam kilkuminutową przerwę.

(Po przerwie)

Biegły Kowalski: Czy pani docent słyszała o wypadkach śmiertelnych po eksperymentach?

Świadek: Nie, nie słyszałam.

Biegły Kowalski: A czy pani docent słyszała o stosowaniu pewnych medykamentów, które podawane kobietom wywoływały zatrucie lub wpływały ujemnie na narządy rodne?

Świadek: Nie, kobiety w obozie były żywione jak reszta więźniów. Między więźniarkami była kolportowana wiadomość, że kobietom dawano jakiś dodatek do jedzenia, powodujący zatrzymanie normalnego cyklu miesiączkowego. Tymczasem to jest nieprawda, bo to wynika ze stanu psychicznego, choćby z tego względu, że część kobiet, która była na stanowiskach funkcyjnych, odżywiała się dobrze i także nie menstruowała, mimo dobrego odżywienia z pełną wartością witaminową.

Biegły Kowalski: A czy nie słyszała pani docent lub nie widziała eksperymentów przeprowadzonych w ten sposób, żeby badano działanie farmakodynamiczne leków, podając je ludziom?

Świadek: W tym okresie kiedy ja byłam, nie słyszałam.

Prokurator Cyprian: Świadek wspomniała o eksperymentach zaklejania drożności jajowodów jakimś specjalnym płynem, co miało powodować bezpłodność. Czy tego rodzaju eksperyment był [tak] daleko posunięty, że stosowanie go mogło powodować i na wolności te same skutki, czy to była rzecz skazana raczej na niepowodzenie?

Świadek: Sam bieg sprawy przedstawiał się w ten sposób, że ten środek wstrzykiwany powoduje zapalenie, wtórne zmiany zrostów i do masowego stosowania rzecz się nie nadaje ze względu na trudności techniczne wprowadzenia, bardzo duże koszty, konieczność kontrolowania rentgenem, długi okres trwania. Ten typ doświadczeń nie mógłby mieć zastosowania masowego.

Prokurator Cyprian: Czy jakikolwiek typ doświadczeń mógł mieć zastosowanie masowe?

Świadek: Tak, naświetlanie promieniami Roentgena.

Prokurator Cyprian: Stosowanie masowe zmierzające do wytrzebienia całej grupy ludności lub nawet narodu?

Świadek: To byłoby możliwe. Przy zainstalowaniu odpowiednich aparatów można by szybko na dużej liczbie osób tego rodzaju rzecz przeprowadzić. Po odpowiednim oczywiście wydozowaniu promieni Roentgena, można by ten zabieg zastosować masowo.

Prokurator Cyprian: Można by pozbawić płodności całe miasta?

Świadek: Każdy z tych ludzi, który miałby być pozbawiony płodności, musiałby przyjść, być naświetlany jeden, dwa, trzy razy, to zależałoby od mocy aparatu, od doświadczeń, ale przy masowej działalności to by mogło mieć znaczenie.

Prokurator Cyprian: Czy tak zwana biegunka obozowa Durchfall to była rzecz znana w medycynie, czy też to była swoista choroba obozowa?

Świadek: W tej formie przed obozem z tą chorobą się nie stykałam. To była choroba nie tylko Oświęcimia, ale wszystkich obozów koncentracyjnych, bo na tę chorobę zapadli profesorowie wywiezieni z Krakowa do Oranienburga i Dachau. Według mego zdania to nie jest jedna jednostka chorobowa, tylko składa się z wielu różnych, które są podciągane pod nazwę Durhfall. Jedna rzecz jest niewątpliwa, że ze złego jedzenia – zepsutego, zakażonego – biegunka była, jak się zdarza w życiu codziennym, tylko bardzo uporczywa. Tę biegunkę miałam także i ja, ale wystarczyło kilka dni dobrowolnej głodówki i rzecz przechodziła. Drugi dział podciągany pod nazwę Durhfall, to jest prawdziwa czerwonka, bakteryjna, dyzenteria krwawa, znana z czasów wojny tamtej i tej, zakażenie specjalne, ewentualnie nie tylko czyste zakażenie czerwonką, ale czasami w pewnych przypadkach kombinowane z tyfusem brzusznym. Trzeci typ to bezustanne stolce; w bardzo wielkiej ilości, wodniste, charakterystyczna biegunka, która właściwie nie była dostatecznie wyjaśniona. Niestety, sekcje nie były robione i nie można tego dokładnie powiedzieć. Natomiast znamy następujące fakty: ostre krwawienie, odwodnienie organizmu i wycieńczenie.

Ta biegunka obozowa przechodziła przy umiejętnym stosowaniu należytego jedzenia. Moi koledzy lekarze z obozu męskiego może to powiedzą. Nie należało dawać – ja się wystrzegałam przy paczkach z domu – tłuszczu, kiełbasy, wędzonki, natomiast chore mogły jeść ser. Wszystkie inne gatunki pożywienia poza tłuszczem leczyły tę biegunkę. To zresztą potwierdziła opinia lekarzy, którzy mieli sposobność w Oświęcimiu leczyć więźniów już po ustąpieniu Niemców. Część tych lekarzy wyjechała. Uważali oni, że stosunkowo dobrze działa świeży twaróg.

Prokurator Siewierski: Jak się przedstawiała kwestia porodów więźniarek? Czy odbywały się one w bloku mieszkalnym czy na rewirze?

Świadek: Rewir miał jedną cechę – o tym powinnam powiedzieć już wcześniej – był siedliskiem epidemii. Z jakiegokolwiek powodu chora przyszła na rewir, zawsze się kończyło na tyfusie plamistym. Przyszła z zapaleniem płuc czy ucha, wyleczyła się, ale z reguły dostawała tyfusu plamistego. Z tego powodu na ogół kto tylko mógł, starał się unikać rewiru. Znam wypadki urodzenia dzieci na bloku, na kojach. Trzy czy cztery dni po moim przybyciu jedna z kobiet z Zamojskiego urodziła dziecko. Było to w nocy. Bezpośrednio potem kazano jej stanąć na apelu. Dziecko zabrała siostra Klara. Co się stało, nie widziałam. Teraz wiem, że dziecko zostało utopione albo w inny sposób zamordowane. Kobiety rodziły na blokach, a także w rewirze. Rodziły tam, na tych łóżkach, zależnie od tego, gdzie spały, a jeżeli rodziły w rewirze, to na kominie pieca.

Prokurator: Czy były wypadki gorączki połogowej?

Świadek: Wszystkie na rewirze miały gorączkę i tyfus. Trudno powiedzieć, czy to była gorączka połogowa czy tyfusowa. Komplikacji położniczych nie pamiętam, jeden tylko wypadek łożyska przodującego.

Adwokat Ostaszewski: Kto to była siostra Klara? Czy to była więźniarka?

Świadek: Siostra Klara to była więźniarka, akuszerka niemiecka, zdaje się z Berlina, doświadczona, która za pomoc przy przerywaniu ciąży dostała się do obozu i tam przez dłuższy czas przebywała. Jak ja tam byłam, przeszła tragedię życiową: ponieważ wysłanie do obozu z Niemiec pociągało za sobą utratę praw cywilnych, mąż jej na tej podstawie, że była skazana na obóz, rozszedł się z nią, zabrał całe mienie, dorobek całego życia i ożenił się z inną.

Adwokat Ostaszewski: Czy siostra Klara była typem ujemnym w stosunku do Polaków?

Świadek: W stosunku do Polaków nie miała specjalnej niechęci. Na ogół miała stanowisko blokowej, stosunkowo dość dobre, wielu kobietom pomagała, mnie starała się dopomóc. Niczego złego nie mogłabym o niej powiedzieć. Jeżeli chodzi o wypadek zabicia dziecka, to robiła to w najlepszej wierze, dla ratowania kobiety.

Adwokat: Pani mówiła o prof. Claubergu. Czy nie wie pani od niego, czy od asystentów, że on robił doświadczenia, miał swój opatentowany środek, miał robić odwrotnie, niż robiono w obozie, to znaczy przywracał płodność?

Świadek: Owszem. Czy to robił? Jak to był lekarz ginekolog praktyk, to na pewno robił to w praktyce, metoda w zasadzie jest znana. Chodzi o to, że niektóre kobiety nie zachodzą w ciążę i zachodzi możliwość, iż dlatego że jajowody są niedrożne. Stosuje się persuflację, przedmuchiwanie jajowodów. Wstrzykuje się powietrze do narządów rodnych i jajowodów, to powietrze przechodzi przez cały jajowód i sprawdza się, czy jajowody są drożne. Jest to zabieg, który ma ułatwić zajście w ciążę.

Adwokat: Czy Clauberg nie wyjaśniał skutków sterylizacji? Że powodował się na stan zdrowia?

Świadek: Wiem od pielęgniarki, iż twierdził, że to jest tylko czasowa bezpłodność. Powiadał, że gdyby się to udało, to byłoby bardzo pożyteczne ze względów życiowych, gdyby można było wywołać okresowo taki stan bezpłodności, nie pozbawiając się możności rodzenia. Gdyby tak było, może by to mogło mieć pewne znaczenie.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma? (Nie.) Świadek jest wolna.