WILIBALD PAJĄK

Czwarty dzień rozprawy, 15 marca 1947 r.

Świadek podał co do swej osoby:

Wilibald Pająk, 24 lata, wyznanie rzymskokatolickie, kawaler, student Akademii Górniczej, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka w sprawie zaprzysiężenia?

Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.

Adwokat Umbreit: Zwalniamy z przysięgi.

Przewodniczący: Wobec zgody stron Trybunał postanowił przesłuchać świadka bez przysięgi.

Proszę powiedzieć, w jakich okolicznościach świadek dostał się do Oświęcimia i jakie były jego przeżycia w tym obozie.

Świadek: Zostałem aresztowany w listopadzie 1941 r. przez gestapo w Katowicach pod zarzutem należenia do tajnej organizacji. Osadzono mnie w więzieniu i po czteromiesięcznym tam pobycie przewieziono 14 marca 1942 r. do Oświęcimia. Wówczas w Oświęcimiu więźniowie nowo przybyli zaraz drugiego dnia byli kierowani do pracy. W pierwszym dniu odbywała się ewidencja. Pracowałem początkowo trzy tygodnie w piaskowni, a później dostałem się do biura politycznego i tam pracowałem przeszło dwa lata, do 8 kwietnia 1944 r. Potem zostałem Schreiberem na bloku 16a, gdzie pracowałem dokładnie cztery miesiące, a następnie byłem zatrudniony w kolumnie roboczej Arbeitsdienst. Później ewakuowany zostałem do Mauthausen, a potem do Melku. Stamtąd 15 kwietnia zostałem ewakuowany do obozu leżącego w Górnej Austrii. Tam zostałem uwolniony przez wojska amerykańskie.

Gdy pracowałem w biurze politycznym w Oświęcimiu, funkcja moja polegała początkowo na sortowaniu kartotek. Z początku mało się w tym orientowałem. Później jednak zostałem przydzielony do oddziału zmarłych, gdzie rejestrowaliśmy zmarłych.

Meldunki przychodzące ze szpitali [miały] jednolitą treść, więc na ich podstawie wyciągaliśmy z kartoteki żywych i nadawaliśmy [im] odpowiednie numery zmarłych, gdyż z dniem śmierci numer danego więźnia stawał się nieważny, a nadawano mu numer zmarłych.

Były różnego rodzaju meldunki: meldunki osób zmarłych i osób rozstrzelanych podczas ucieczki. Jednakże to nie polegało zawsze na prawdzie. Znam wypadki, że więźnia rozstrzelanego meldowano jako zastrzelonego podczas ucieczki. Były również liczne wypadki, gdy rozstrzelano więźniów, a meldowano ich jako zmarłych. Tak np. 28 października 1942 r. zostało rozstrzelanych ok. 280 lubliniaków, których meldunki zawierały informację, że umarli na jakieś choroby. Rozdzielono tych 280 meldunków na parę dni, nie zameldowano ich śmierci w dniu, w którym zostali rozstrzelani, ale podzielono na kilka dni, tak że to szczególnie zwróciło uwagę więźniów tam pracujących. Jednakże te meldunki odznaczały się jednym – były na prawej stronie od góry oznaczone czerwonym krzyżykiem. To stwierdziłem w czerwcu 1942 r. – bo już wówczas przychodziły takie meldunki – gdy mój kolega, z którym zostałem aresztowany, jako słaby został przewieziony do Brzezinki i zagazowany. Następnego dnia przyszedł meldunek z tym krzyżykiem. Więc wiedziałem już, że meldunki więźniów, którzy byli gazowani jako ciężko chorzy, przychodziły oznaczone czerwonymi krzyżykami.

Jeżeli chodzi o to, czy oskarżony Höß działał na własną rękę, to dam na to parę dowodów. 18 grudnia 1942 r. nagle w obozie powstał ruch, aresztowano wielu ludzi, przeważnie starych obozowców, razem z jednym moim dobrym znajomym, i osadzono ich na bloku 11. w bunkrze, a niektórych, jak właśnie mojego znajomego, zwolniono. Mnie ta sprawa interesowała tym bardziej, że miałem możność wglądu w poszczególne akta personalne. Mogłem czasem je przejrzeć i dowiedzieć się, co dany więzień zeznawał przy przesłuchaniu. Więc ci ludzie zostali prawie wszyscy rozstrzelani, z wyjątkiem mojego znajomego, któremu zarzucano, że był promotorem tej całej organizacji podziemnej na terenie obozu. Ten więzień przed aresztowaniem go na terenie obozu, to znaczy przed 18 grudnia 1942 r., był u Lagerführera po tzw. w języku obozowym (…), to znaczy świadectwo dla danego więźnia [informujące,] jak się sprawował w obozie, czy ewentualnie mógłby być zwolniony. On dostał dobre świadectwo i to świadectwo poszło do Berlina. Proces jego zwolnienia nadal się tam toczył, a tymczasem został on aresztowany w obozie pod zarzutem stworzenia organizacji podziemnej na terenie obozu i osadzony w bunkrze. Po długich przesłuchaniach, bo dopiero w lutym, został wezwany do biura politycznego, powiedziano mu, że przyszło jego zwolnienie. I faktycznie po odbyciu kwarantanny wolnościowej poszedł do domu.

Co przez to chcę powiedzieć? Że wypadek ten, iż w obozie wykryto niby to organizację podziemną, nie został zameldowany do Berlina, ponieważ gdyby go zameldowano – a mogłem to stwierdzić na podstawie akt personalnych więźnia, który był w tę sprawę wmieszany – wówczas proces zwolnienia tego jedynego więźnia zostałby natychmiast przerwany, a tymczasem jego zwolnienie przyszło. Ale w międzyczasie rozstrzelano tę całą paczkę więźniów, więc rozkaz musiał wyjść z obozu, nie z Berlina, a najwyższą głową w obozie był komendant, więc on musiał wydać wyrok.

Że oskarżony wydawał wyroki, świadczy także fakt następujący: w biurze politycznym był jeden SS-man w randze Obersturmführera, który znalazł u młodocianego więźnia łuskę z naboju karabinowego. Wezwał więźnia i zaczął go przesłuchiwać. Ten się tłumaczył, że przechowywał łuskę w celu zrobienia z niej zapalniczki. To było możliwe. Ale SS-man uważał, że więzień magazynuje sobie materiały wybuchowe i zrobił przesłuchanie i przesłał akta do komendanta obozu z zaznaczeniem na końcu: „proszę o jak najostrzejszy wymiar kary”. Więźnia rozstrzelano. Zatem wyrok również został wydany w obozie. Nie meldowano tego wypadku do Berlina.

Dalej, w 1942 r., latem – nie przypominam sobie, w którym miesiącu – podczas kontroli kolumn roboczych u kilku więźniów, którzy tam pracowali, znaleziono parę ubrań cywilnych, nie komplety, ale poszczególne części ubrania cywilnego. Pracowało tam także kilka osób cywilnych oprócz więźniów. Tych więźniów pod zarzutem, że organizowali ucieczkę, zabrano do Oddziału Politycznego i po 3 godz. rozstrzelano. Ten fakt również świadczy o tym, że rozkaz nie został wydany przez Berlin.

Były rzadkie wypadki, że notowano, iż na więźniu dokonana została egzekucja, ale to były [na tyle] rzadkie wypadki, że przez dwa i pół roku mego przebywania w Oddziale Politycznym pamiętam, że kolejny numer egzekucji był podawany tysięczny, podczas kiedy kolejna liczba zmarłych razem z zastrzelonymi, meldowanymi jako zmarli, do 8 kwietnia, tzn. do czasu, kiedy tam pracowałem, wynosiła 92 tys. mężczyzn (może są pewne niedokładności, ale najwyżej co do tysiąca), a kobiet 54 tys. Z tego widać, że liczba egzekucji meldowanych była mała.

Tak samo w 1942 r., jak wspomniałem, co do tych więźniów rozstrzelanych 28 października i w czerwcu, gdy rozstrzelano ok. 70 Ślązaków – nie było żadnego nakazu z góry. Kogo miano rozstrzelać, wyszukiwano u nas w Oddziale Politycznym. Tego dokonywał byle SS-man, Unterscharführer, gdy widział jakiś poważniejszy powód aresztowania, odkładał te akta, robiono spisy, na drugi dzień wykaz szedł do sekretariatu obozu, wywoływano więźnia i rozstrzeliwano.

W Oddziale Politycznym pracowały kobiety, przeważnie Żydówki. Była zatrudniona jedna Słowaczka, którą osadzono pewnego dnia w bunkrze, gdyż znaleziono u jednego więźnia list, który ona napisała do któregoś z więźniów i który to list ten więzień miał mu doręczyć, bo się nie mogła z nim osobiście spotkać. Na podstawie tego listu więźniarkę tę aresztowano i rozstrzelano.

Przewodniczący: Czy świadek chce jeszcze coś przytoczyć?

Świadek: To byłoby wszystko.

Przewodniczący: Świadek wspomniał o samowolnych egzekucjach, dokonywanych, zdaniem świadka, przez oskarżonego. Świadek ma na myśli egzekucje dokonywane przez Grabnera?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy świadek kiedy słyszał rozmowę z Hößem?

Świadek: Nie.

Przewodniczący: Czy świadek miał możność wglądu w akta, żeby można było wysnuć wniosek, że biuro polityczne decydowało o życiu ludzi w obozie?

Świadek: Do tajnych akt nie miałem wglądu, one znajdowały się w biurze Grabnera.

Przewodniczący: Czy mówiło się, że Grabner jest czynnikiem decydującym, czy takie było wasze mniemanie?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy świadek widział Hößa w biurze politycznym?

Świadek: Tak, widziałem raz za cały czas.

Przewodniczący: Czy mieliście bezpośrednią korespondencję z Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Jakiego rodzaju była ta korespondencja, która wychodziła z obozu do Berlina, czy to były raporty, polecenia?

Świadek: Jeżeli chodzi o egzekucje, te papiery były w aktach tajnych. W aktach personalnych, do których miałem wgląd, były tylko zeznania danego świadka, tak jak mówiłem, była taka notka, że ten, który przesłuchiwał, domagał się najsurowszego wymiaru kary. Jaki wymiar kary został wydany, tego nie wiedziałem, bo to było w biurze Grabnera.

Przewodniczący: Czy świadek się orientuje w podziale władz niemieckich?

Świadek: Jeżeli chodzi o władze obozowe tak.

Przewodniczący: Komu podlegał Grabner?

Świadek: Komendantowi obozu.

Przewodniczący: Wyłącznie komendantowi obozu?

Świadek: Jeżeli Grabner powziął decyzję, to musiał się komendant zgodzić.

Przewodniczący: A czy Grabner nie reprezentował tutaj policji, gestapo, czy był ograniczony zakres działania?

Świadek: Jeżeli chodzi o przesłuchanie, to Oddział Polityczny działał na własną rękę, przeprowadzał rewizje w kolumnach roboczych, miał szpiegów, którzy donosili do Oddziału Politycznego. Wówczas Oddział Polityczny na podstawie takiego donosu udawał się na dane miejsce i sprowadzał tego więźnia.

Przewodniczący: Więc istniało biuro konfidencjonalne, byli konfidenci, donosiciele?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy świadek spotkał się z treścią takich donosów?

Świadek: Nie.

Przewodniczący: Na jakiej podstawie świadek twierdzi, że Grabner miał tego rodzaju władzę ograniczoną tylko przez komendanta obozu, że był w możności przeprowadzać doraźne egzekucje i osądy? Czy Grabner otrzymywał zlecenia od Hößa, czy świadek się spotkał z takim zleceniem?

Świadek: Grabner stawiał wniosek, a komendant decydował. Przytoczyłem tutaj fakt rozstrzelania osób, które ponoć miały należeć do tajnej organizacji obozowej. O tym nie wiedział Berlin, a te osoby zostały rozstrzelane.

Przewodniczący: A czy istniało określenie władzy oskarżonego, czy w biurze politycznym był znany zakres kompetencji komendanta obozu, czy też to są tylko przypuszczenia świadka? Chodzi o to, czy – ustrojowo biorąc – biuro polityczne miało tego rodzaju zakres; czy był regulamin lub instrukcje, z których można się było orientować zwykłemu pracownikowi w zakresie kompetencji biura politycznego i kompetencji komendanta obozu.

Świadek: Biuro polityczne stawiało wniosek, komendant decydował.

Przewodniczący: To jest za ogólne powiedzenie: komendant decydował. W jakim zakresie – co do przesłuchiwania czy co do trybu przesłuchiwania?

Świadek: Co do wymiaru kary.

Przewodniczący: Ale nie przesyłano wniosków do zatwierdzenia?

Świadek: Były wypadki, że były przesyłane meldunki do Berlina.

Przewodniczący: Świadek zmierza w treści swego zeznania do ustalenia okoliczności, że zasadniczo składało się meldunki do Berlina od czasu do czasu, ale to nie było regułą, lecz raczej wyjątkiem, decydował zaś komendant obozu, oskarżony Höß. [Czy] świadek to chciał powiedzieć?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Więc zasadniczo okazuje się, że Grabner miał łączność z jakąś inną instancją poza oskarżonym Hößem, skoro meldunki szły do Berlina.

Świadek: Meldunki szły do Berlina, ale przez komendanta obozu.

Przewodniczący: Czy znane są świadkowi fakty, żeby komendant obozu takie meldunki wstrzymywał i nie przedstawiał ich?

Świadek: Nie.

Przewodniczący: Więc czy całkiem słuszne jest twierdzenie świadka, że to była decyzja oskarżonego? To jest tylko wniosek świadka, że tak było, bo nic nie przesyłano. W tym sensie należy to rozumieć?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Oskarżony, proszę wstać. Czy oskarżony słyszał, że według zeznania świadka oskarżony decydował o życiu ludzi w Oświęcimiu?

Oskarżony Höß: Nie, w żadnym wypadku.

Świadek: To może komendant Höß przypomni sobie ten wypadek z 1942 r., który był głośny na terenie całego obozu. Odkryto wtedy niby jakąś organizację podziemną na terenie obozu. Było to w grudniu 1942 r.

Oskarżony Höß: Tego wypadku nie mogę sobie przypomnieć, ale wiem że różnego rodzaju konspiracje były odkryte.

Świadek: Przypominam sobie także, że w 1944 r. podany został podobny wypadek Oddziałowi Politycznemu przez szpicla obozowego, jednakże ponieważ nie mogli dowieść winy tym ludziom, rozwieziono ich w karnych transportach do innych obozów – po umieszczeniu ich najpierw w bunkrach, a szpicel został wywieziony do Brzezinki i zagazowany za podanie fałszywych wieści. To jest też wypadek rzekomego odkrycia jakiejś organizacji podziemnej.

Oskarżony Höß: W 1944 r. nie było mnie już w obozie i tego wypadku nie znam.

Świadek: Istotnie, w 1944 r. oskarżony Höß nie był komendantem obozu, ale podałem ten wypadek jako dowód, że Oddział Polityczny parę razy odkrył rzekomo tajną organizację w obozie, a potem nie mógł winy udowodnić.

Przewodniczący: Czy świadek asystował przy jakimś przesłuchaniu w biurze politycznym? Jak się to dokonywało?

Świadek: W czasie przesłuchiwania był obecny tylko ten, który przesłuchiwał, ten, którego przesłuchiwano, i jakaś sekretarka, która pisała zeznania. Sekretarkami były więźniarki Żydówki.

Przewodniczący: Dlaczego to były Żydówki, a nie Niemki? Czy świadek się nad tym zastanawiał?

Świadek: Pierwsze kobiety do Oddziału Politycznego przyszły z pierwszego transportu Żydówek, który przybył pod koniec marca 1942 r. Myśmy mówili sobie w obozie, że dlatego brano do Oddziału Politycznego Żydówki, a nie Niemki – chociaż praca więźniarek była dużo łatwiejsza w biurze niż w polu – że Żydówki mają być wyniszczone, a że one dużo wiedzą, to w ten sposób nie będą mogły zdradzić tajemnicy. Bo trzeba powiedzieć, że były one obecne, nawet gdy bito przesłuchiwanych, chociaż przeważnie na czas bicia wypraszano je z biura.

Przewodniczący: Czy świadek spotkał się z takim protokołem przesłuchania więźnia? Jak mniej więcej brzmiała treść tych protokołów, pod względem zeznań? Czy to było wyczerpujące przesłuchanie, czy streszczenie, czy był to tylko powierzchowny protokół?

Świadek: To były protokoły, z których wywnioskowałem, że poprzez bicie starano się wmówić oskarżonemu, że się przyznaje do tego, co mu się zarzuca.

Przewodniczący: Czy oskarżeni przyznawali się do wszystkich faktów, które [im] zarzucano?

Świadek: Tego nie mogę stwierdzić. Były protokoły, w których zaprzeczano oskarżeniom. Jednakże jeżeli przesłuchiwany zaprzeczał, wtenczas ten, który przesłuchiwał, starał się udowodnić, że istnieje możliwość, że badany kłamie, że jest twardy i nie można z niego nic wydobyć.

Przewodniczący: Czy świadek zetknął się bezpośrednio, osobiście, z takim przesłuchaniem? Czy z bezpośrednich rozmów może świadek odtworzyć takie badanie?

Świadek: Dokładnie nie. Rozmawiałem z więźniem, który był przesłuchiwany. Gdy nie przyznawali się do żadnej winy, bito ich w ten czy w inny sposób. Ten, kto przesłuchiwał, mówił: „Zrobiłeś to i to”. „Nie”. „A przecież są takie a takie fakty”. „Nie wiem”. Przeważnie bito, bił albo sam przesłuchujący albo w Oddziale Politycznym był SS-man zwykłej rangi, który bywał wzywany na czas przesłuchiwania ze swego biura i on bił. Raz widziałem, jak biło dwóch SS-manów laskami.

Przewodniczący: Czy świadek widział jakieś charakterystyczne sposoby znęcania się?

Świadek: O jednym słyszałem, ale to mało mówiące. Istniał kozioł, na którym był żelazny drążek, więźniowi wiązano ręce pod kolanami, między ręce i kolana wsadzano rurkę, [następnie] podciągano więźnia i kręcono wkoło drążka. Wówczas bito. To była huśtawka. (Świadek pokazuje sposób wiązania więźnia). Bito, gdzie popadło. Raz w głowę, raz w nogi. Kozioł ten sam widziałem.

Przewodniczący: Co jeszcze świadek może powiedzieć?

Świadek: W 1942 r. całkiem przypadkowo wszedłem do biura, gdzie były przesłuchiwania. SS-man Oberscharführer Boger znęcał się nad więźniem, był rozebrany, miał rękawy zakasane, w ręku miał grubą trzcinę. To nie było biuro Bogera, tylko on na to przesłuchanie do niego przyszedł. Nam nie wolno było wchodzić tam, gdzie przesłuchiwano. Widziałem tę scenę przez może trzy sekundy. Więzień był wepchnięty między szafę a ścianę i krył się przed uderzeniami. Widziałem ślady krwi na ręku Bogera. Samego bicia nie widziałem. Ten jeden wypadek naocznie widziałem.

Widziałem więźniów po przesłuchaniu, którzy wili się w boleściach w poczekalni, dokąd ich wynoszono i gdzie oczekiwali na ponowne przesłuchanie. Słychać było krzyki i jęki w baraku odległym o 15 m. W tamtym baraku były biura i tam jako pracownik mogłem chodzić.

Przewodniczący: Czy świadek wie coś o innych jakiś szczególniejszych wypadkach tortur i znęcania się z własnego doświadczenia?

Świadek: Na terenie obozu. W 1942 r. w kompanii pracującej przy rzeczach z transportu Oddział Polityczny zrobił rewizję i znalazł jakieś rzeczy, które ci więźniowie mieli zachować dla siebie. Kompania ta została przeprowadzona do obozu i w bloku 3., na dole, całemu komandu, każdemu, wymierzono 25 razów.

Prokurator Cyprian: Chcę świadka zapytać, jaki był początek tatuowania.

Świadek: W 1943 r. uciekło z obozu dwóch Rosjan, którzy już długo przygotowywali się do ucieczki, „zorganizowali” sobie ubrania cywilne. Podczas ucieczki ich zastrzelono.

Sprowadzono [ich] do obozu, nie można było ich rozeznać. Wszyscy więźniowie nosili numery na marynarkach, spodniach i na płaszczach, jeśli je mieli. Wówczas tatuażu nie było. Nie można było sprawdzić zastrzelonych więźniów. Wówczas szef Oddziału Politycznego, Grabner, tak u nas mówiono, rozkazał tatuować [zarówno] ludzi nowo przybyłych, jak i już siedzących w obozie z wyjątkiem Niemców.

Prokurator Cyprian: Czy świadek przypomina sobie zajście z ucieczką dwóch więźniów i rozstrzelaniem?

Świadek: To jest właśnie ta sama historia. Dwóch więźniów uciekło z tego komanda, wykorzystując nieuwagę strażników, którzy podobno mieli zasnąć podczas pełnienia służby. Po obudzeniu się sprawdzili, że dwóch brakuje. Z opowiadań świadków dowiedzieli się, że [tych] dwóch uciekło. Wówczas kazali wszystkim biegać i ci SS-mani strzelali. Rozstrzelali pięciu więźniów. Zastrzelonych podczas ucieczki zawsze przynosili do obozu, kładli na stole i wszyscy przechodzący musieli patrzeć.

Adwokat Ostaszewski: Mam pytania do świadka. Świadek mówił o tych pismach, które szły z biura politycznego. Chodzi mi o to, że jeżeli z biura politycznego wychodziły pisma, to przez kogo były one podpisywane? Przez komendanta czy przez Grabnera?

Świadek: Przez komendanta. Grabner dawał swój znaczek, ale komendant podpisywał.

Adwokat Ostaszewski: Czy świadek widział tego rodzaju pisma?

Świadek: Widziałem.

Adwokat Ostaszewski: W jaki sposób świadek mógł widzieć, jeżeli pracował w Oddziale Politycznym, a nie bezpośrednio w komendanturze?

Świadek: Bo te pisma wracały do akt personalnych danego więźnia jako odpisy. Chyba że chodziło o egzekucje – te rzeczy były tajne i przechowywane w biurze Grabnera. Więc odpis tego pisma wracał i był na nim znaczek Grabnera, a prócz tego na odpisie dawał też znaczek komendant.

Adwokat Ostaszewski: Ale oryginału takiego pisma, podpisanego przez Hößa oficjalnie, świadek nie widział?

Świadek: Nie widziałem.

Adwokat Ostaszewski: Ten znaczek mógł być rozumiany, że to jest tylko przyjęte przez niego do wiadomości.

Świadek: Ale odpis był także podpisany przez niego. Bo tak było praktykowane, że na odpisach komendant nie podpisywał [się] całym nazwiskiem, o ile podpisywał Grabner, tylko dawał znaczek i pierwszą literę nazwiska.

Przewodniczący: Zwalniam świadka i zarządzam przerwę.

[…] wyjaśnienie odpowiadało stanowi faktycznemu.

Świadek: Przytoczyłem fakt, że ten, u którego znaleziono łuskę, został rozstrzelany. Ten, który go przesłuchiwał napisał: „Proszę o najostrzejszy wymiar kary” i następnego dnia przyszedł meldunek, że więzień ten zmarł. Ci więźniowie, którzy zostali rozstrzelani, a byli zapisywani jako umarli, również do Berlina byli meldowani jako zmarli, a nie jako rozstrzelani. Gdyby rozstrzelanie następowało na rozkaz Berlina, to dlaczego by ich meldowano jako umarłych, a nie jako rozstrzelanych?

Adwokat Ostaszewski: Rozumiem, świadek przeprowadza te rzeczy na podstawie swego rozumowania, ale czy świadek wyklucza tę ewentualność, o której przed chwilą mówił Höß, że meldunki od Grabnera szły do Hößa, który telegraficznie porozumiewał się z Berlinem i stamtąd otrzymywał rozkazy.

Świadek: Takie wypadki były.

Adwokat Ostaszewski: Więc świadkowi wiadomo, że istniało połączenie telefoniczne, iskrowe, że za pośrednictwem tych aparatów otrzymywano rozkazy z Berlina?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Świadek jest wolny.

Adwokat Ostaszewski: Może dla potwierdzenia tego, co mówił Höß, żeby to przypieczętować, poprosiłbym jeszcze uprzedniego świadka, który tak bardzo rzeczowo i rozsądnie te rzeczy oświetlał, żeby na tę okoliczność można go było jeszcze przesłuchać.

Prokurator Cyprian: Nie sprzeciwiam się.

Przewodniczący: Proszę poprosić świadka Głowackiego. (Wchodzi świadek Głowacki).

Adwokat Ostaszewski: Zwolniony świadek był na sali i słyszał oświadczenie Hößa w tym przedmiocie. Czy istotnie aparatura iskrowa czy radiowa była w komendanturze i czy świadkowi wiadomo, że tą drogą następowały rozmowy pomiędzy Berlinem a Hößem?

Świadek Głowacki: Mogę tylko jedno powiedzieć: pamiętam dobrze wypadki w dość ważnych sprawach na terenie obozu, które były głośne, że jeżeli chodziło o wykonanie wyroku czy podpisanie wyroku śmierci, to wielokrotnie podpisywał [to] sam Höß. Pamiętam wypadki, których byłem świadkiem, egzekucje, kiedy wyrok był przesłany z Berlina. Wtenczas był pluton egzekucyjny i odczytywano wyrok oskarżonemu.

Adwokat Ostaszewski: Ale jeżeli drogą iskrową przychodziło zarządzenie, by postąpić tak czy inaczej, to to nie jest forma wyroku i mogło być [tak], że rozkaz Hößa był wydany na tej podstawie. Czy świadek wyklucza taką ewentualność?

Świadek Pająk: Mój poprzednik już zeznał, że Höß od siebie, bo nie było czasu zawiadomić Berlina, wydał decyzję [co] do wykonania wyroku.

Adwokat Ostaszewski: Ale na podstawie jakiego rozkazu działał, to nie wiadomo?

Świadek: Nie, tego nie mogę powiedzieć.

Adwokat Ostaszewski: Korzystając z obecności świadka, chciałbym jeszcze wrócić do kwestii tatuażu na ręku. Świadek odpowiedział na pytanie pana prokuratora na temat tatuażu, ale może zechce jeszcze bliżej tu sprecyzować, jak to się odbywało. Czy zmuszano ludzi do tego tatuażu?

Świadek: Wiem o tym dobrze, bo sam jestem tatuowany.

Adwokat Ostaszewski: Jak to się odbywało?

Świadek: Było stworzone specjalne komando do tatuażu. Pracowali tam normalnie Żydzi. Nosili przy sobie tusz i igły. Gdy wyszło zarządzenie, że wszyscy mają być tatuowani, odbywało się to kolejno blokami. [Więźniowie z komanda] chodzili po blokach na przerwie obiadowej i jednego więźnia za drugim tatuowali. Ten, który tatuował, miał igłę. Nakłuwał igłą rękę, tę samą igłę maczał w tuszu i zapuszczał go nią.

Adwokat Ostaszewski: Czy świadkowi wiadomo z osobistego doświadczenia, względnie jeżeli ktoś [inny] próbował wymazać taki tatuaż, czy to się daje zrobić?

Świadek: Nie, nie daje się. Można to zrobić tylko przez zabieg kosmetyczny. Mam kolegę, który uciekł z Oświęcimia i przez zabieg kosmetyczny usunął tatuaż. Inaczej nie można tego usunąć.

Adwokat Ostaszewski: Na terenie obozu była specjalnego rodzaju instytucja. Ponieważ świadek zna dokładnie stosunki obozowe, chciałbym mu zadać pytanie na ten temat. Chodzi o to, czy w domu publicznym były tylko Niemki, czy też były Polki i inne narodowości.

Świadek: Pamiętam, że były Niemki i były Polki, bo były dwie dziewczyny z Krakowa.

Adwokat Ostaszewski: Czy to się odbywało w formie dobrowolnej czy w formie przymusowej?

Świadek: O ile się orientuję od kolegów, którzy opowiadali o tym – bo zastanawialiśmy się nad okolicznością, czy to jest przymusowe – to przypuszczaliśmy, że prawdopodobnie obiecywali im za to zwolnienie, coś w tym sensie.

Adwokat Ostaszewski: Kto korzystał z tych pomieszczeń?

Świadek: Korzystać z tych pomieszczeń mogli wszyscy więźniowie.

Adwokat Ostaszewski: Czy to było coś w rodzaju higieny, czy nagroda? W jakim to było celu?

Świadek: Powiedzmy, że było to coś w rodzaju nagrody, bo obowiązywały karty wstępu i nie każdy je mógł otrzymać. Zajmowali się tym SS-mani i był Oberscharführer urzędujący w tym domu, który wydawał bilety.

Adwokat Ostaszewski: Proszę o wytłumaczenie jednej rzeczy. Tam były przeważnie Niemki. Więźniowie zaś byli przeważnie innych narodowości: Polacy, Żydzi, Francuzi, Jugosłowianie itd.

Świadek: Tak, różnych narodowości.

Adwokat Ostaszewski: Jak pogodzić jedno z drugim? Te Niemki były aresztowane, ale z zeznań innych świadków wynika, że nienawidziły Polaków.

Świadek: Ale każdy miał prawo wyboru. Miał bilet i Polak szedł do Polki, Niemiec do Niemki.

Adwokat Ostaszewski: Więc to było w formie rozdziału?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Cyprian: Świadek zeznał, że był w komandzie Leichentragerów i nosił zwłoki. Czy świadek był przy paleniu zwłok?

Świadek: Wewnątrz nie byłem przy paleniu w krematorium na terenie [obozu] Oświęcim I, jednakże kolega mój pomagał przy ładowaniu i wrzucaniu zwłok do pieca.

Prokurator Cyprian: Czy Cyganów palono w krematorium, czy na wolnym powietrzu?

Świadek: Na wolnym powietrzu. Sam to obserwowałem, kiedy byłem przeniesiony do obozu na cygański lagier.

Prokurator Cyprian: Czy dużą liczbę zwłok palono na stosach?

Świadek: Dużą liczbę, bo dzień i noc się paliło. Mieszkałem o 300 m od tych stosów i widziałem, że dzień i noc stosy płonęły.

Prokurator Cyprian: Czy to były setki, czy tysiące zwłok?

Świadek: Były to tysiące, bo transporty z pociągów, które nadjeżdżały, szły do krematorium wprost do pieca.

Prokurator Cyprian: Jaka liczba zwłok szła jednorazowo na stos?

Świadek: Na to nie umiem odpowiedzieć.

Prokurator Cyprian: Setki czy tysiące?

Świadek: Raczej setki. Były doły głębokości 4 m, [zwłoki] ładowało się wprost w te doły.

Prokurator Cyprian: Czy równocześnie pracowało krematorium?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Cyprian: [Czy] to znaczy, [że] dlatego palono zwłoki na wolnym powietrzu, że nie było miejsca w krematorium?

Świadek: Tak. Jeżeli był zbyt duży napływ więźniów i krematorium nie mogło zdążyć, palono zwłoki na wolnym powietrzu na stosach.

Prokurator Cyprian: Czy świadek wie, ile krematorium mogło spalić zwłok w ciągu dnia?

Świadek: Nie mogę tego powiedzieć.

Prokurator Cyprian: A jedno krematorium ile mogło spalić?

Świadek: Wiem, że była komora, gdzie wchodziło do 3 tys. ludzi.

Prokurator Cyprian: W jednym krematorium?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Cyprian: A ile było krematoriów?

Świadek: Cztery.

Prokurator Cyprian: To znaczy ilość 10 tys. ludzi, która tu była wymieniana, jako liczba palonych dziennie mogła się zgadzać?

Świadek: Tak.

Prokurator Cyprian: A ci, których palono na wolnym powietrzu, to byli ci, którzy się nie mieścili w krematorium?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: W uzupełnieniu pytania pana prokuratora chciałbym zapytać świadka, czy wiadomo mu o paleniu dzieci żywcem, względnie czy uczestniczył w [tym] akcie; czy widział dzieci rzucane żywcem do ognia.

Świadek: Osobiście świadkiem nie byłem, ale obserwowałem to z cygańskiego lagru w odległości 400 m nocą, bo w nocy było widać bardzo dobrze. Widziałem, jak ognie były rozpalone i jak pędzono cały transport; było słychać jęki i krzyki, i szczekanie psów, a potem nagle fala ucichła, wszystko się kończyło, nie było nic słychać, to znaczyło, że cała fala wpadła w ogień i wszystko milkło. Potem nadchodziła nowa fala.

Przewodniczący: Więc świadek uważa to nie za prawdopodobne, ale za rzeczywiste?

Świadek: Za rzeczywiste. Rzucano żywcem do ognia i napędzano psami, bo SS-mani, którzy mieli Sonderkommando do pracy, mieli psy do pędzenia ludzi.

Przewodniczący: Czy akcja napędzania ludzi do tego ognia długo trwała? Czy świadek długo się przypatrywał?

Świadek: Całą noc się przypatrywałem, bo szczególnie się tym interesowałem.

Przewodniczący: Ile wówczas [osób] w ten sposób mogli palić?

Świadek: Poszedł cały transport węgierski. Nie przypominam sobie, ilu tam było – minimum 40 tys. przez jedną noc. Szła fala, słyszało się krzyki, potem wszystko cichło. Przychodziła nowa fala.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma. Świadek jest wolny.

Adwokat Ostaszewski: W związku ze zgłoszonymi przez nas zapytaniami do świadka i jego odpowiedziami oskarżony zwrócił się do mnie, że chce złożyć pewnego rodzaju oświadczenie.

Oskarżony Höß: Panie Prezesie. Jestem zupełnie świadom tego, iż jestem odpowiedzialny za wszystko, co się działo w Oświęcimiu, czy ja to widziałem, czy nie widziałem, czy wiedziałem o tym, czy nie wiedziałem. Proszę tylko, by mi było wolno sprostować czy zaprotestować przeciw zarzutom dotyczącym mojej osoby bezpośrednio.

Przewodniczący: Proszę wezwać świadka Krokowskiego.