CZESŁAW GŁOWACKI

Czwarty dzień rozprawy, 15 marca 1947 r.

Początek posiedzenia o godz. 9.00.

Obecni jak w pierwszym dniu rozprawy.

Przewodniczący Eimer: Wznawiam rozprawę Najwyższego Trybunału Narodowego w sprawie przeciwko Rudolfowi Hößowi. Proszę prosić świadków wezwanych na dzisiaj. (Wchodzą świadkowie: Jan Krokowski, Józef Koczorowski, Willibald Pająk, Czesław Głowacki).

Przewodniczący: Upominam świadków o obowiązku zeznawania prawdy oraz o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania.

Obecnie zostanie przesłuchany świadek Głowacki. Pozostali świadkowie opuszczą salę, aż zostaną wezwani na przesłuchanie.

Świadek podał co do swej osoby:

Głowacki Czesław, lat 27, student medycyny, kawaler, wyznania rzymskokatolickiego, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?


Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.
Adwokat Umbreit: Zwalniamy świadka z przysięgi.
Przewodniczący: Wobec zgody stron Trybunał postanowił przesłuchać świadka bez

przysięgi. Niech świadek przedstawi w jakich okolicznościach dostał się do obozu.

Świadek: W 1940 r. zostałem aresztowany w Warszawie i drugim transportem z Warszawy wywieziony do Oświęcimia. Po przybyciu tam we wrześniu, byłem przydzielany do rozmaitych komand, w których pracowałem trzy miesiące. Następnie dostałem się do komanda sanitarnego, tzw. Leichenträgerów, którzy pracowali w szpitalu. Tam pozostałem do końca. W komandzie Leichenträgerów było nas sześciu. Było ono przeznaczone do różnych akcji, jakie odbywały się na terenie obozu w Oświęcimiu. Przypominam sobie 1941 r., kiedy byli gazowni jeńcy sowieccy na bloku nr 11.

Przewodniczący: Może świadek powie, jak to było z tym gazowaniem, w jakich to było okolicznościach.

Świadek: Przypominam sobie właśnie pierwszą próbę gazowania na bloku 11. W piwnicy urządzone zostały bunkry, uszczelnione workami z piaskiem. Do tych bunkrów wpędzono stu – o ile sobie przypominam – jeńców sowieckich, którzy przyjechali do obozu z pierwszym transportem. Do drzwi była przymocowana sztaba, która je uszczelniała. Kiedy jeńcy zostali wpędzeni do tych komór, przyszedł Kler [Klehr], który był SS-manem sanitarnym na terenie obozu, wrzucił tam dwie puszki z gazem i zamknął komorę. Tam byli ci jeńcy sowieccy.

Przewodniczący: Ilu ich tam mogło być?

Świadek: Było tam sześć bunkrów, do których wpędzono około stu ludzi. Dopiero po trzech dniach bunkry te zostały otworzone i my, tzn. nasze komando, zostaliśmy zawołani do wynoszenia trupów. Byłem więc świadkiem otworzenia bunkrów przez Klehra i myśmy zwłoki tych zagazowanych wynosili na dziedziniec bloku 11., a stamtąd wywieziono je do krematorium, które było w Oświęcimiu I przy komendanturze.

Przewodniczący: Czy krematorium było wtedy czynne?

Świadek: Tak jest. W tym krematorium były dwa piece, gdzie palono zwłoki. Na ładunek szło 20 trupów do jednego pieca.

Przewodniczący: Czy świadek był przy obsłudze tego krematorium?

Świadek: Nie, byłem jako obsługa tego komanda przeznaczonego do wynoszenia trupów i w krematorium byłem przy ich wyładowywaniu, tak że widziałem to.

Przewodniczący: Jakie zwłoki palono na początku? Wtedy jeszcze nie gazowano?

Świadek: To była właśnie ta próba gazowania.

Przewodniczący: Ale w tym pierwszym transporcie?

Świadek: Wtedy palono zwłoki zmarłych śmiercią naturalną albo wskutek wypadku.

Przewodniczący: Czy dużo wtedy palono zwłok w tym pierwszym krematorium w 1941 r.?

Świadek: O ile chodzi o teren Oświęcimia, to dziennie przywożono około stu. Tak samo przywożono autami z Birkenau przyległego obozu.

Przewodniczący: Czy w 1941 r. był obóz w Brzezince?

Świadek: W tej chwili nie przypominam sobie dokładnie daty, ale przypominam sobie, że stamtąd tak samo autem przywożono zwłoki do krematorium.

Przewodniczący: To znaczy przywożono wtedy, kiedy ten obóz już był czynny?

Świadek: Tak, w początkach budowy obozu.

Przewodniczący: Więc na początku spalono pierwszych jeńców w liczbie stu na tym bloku 11., zwanym przedtem 13.?

Świadek: Tak jest.

Przewodniczący: Czy to była próba samorzutna, czy oni byli przeznaczeni do zagazowania?

Świadek: Uważam, że byli przeznaczeni, tylko że to była pierwsza próba gazowania, która została zastosowana na bloku 11. na tych właśnie sowieckich jeńcach. Zostawiono ich na trzy dni. Drzwi nie otwierano. Potem weszli SS-mani w maskach, zdjęli tę sztabę i normalnie otworzyli drzwi. Byłem tam. Widok był straszny. Widziałem te wszystkie trupy. [W czasie gazowania] wszyscy się pchali do drzwi, szukali powietrza. Chwytali się za głowy. Wyrywali sobie włosy, bo w rękach mieli włosy. Widać było, że przechodzili straszne męczarnie, poznać to było można po twarzach, zwłoki leżały jedne na drugich. Jedni drugich gryźli po rękach, nogach – bo mieli [je] pogryzione. Widok był makabryczny.

Na bloku 11. więcej już gazowania nie stosowano. Były egzekucje przez rozstrzelanie. To była pierwsza próba gazowania. Gazowano cyklonem B, który przedtem służył do dezynfekcji lagru.

Przewodniczący: Blok 11. był [tzw.] blokiem śmierci. Może świadek opisze [to] szczegółowo.

Świadek: Egzekucje odbywały się w ten sposób, że skazanych na bloku 11. zapędzano do Waschraum, gdzie rozbierali się do naga i wiązano im ręce. Zjawiali się Rapportführer Palitsch [Palitzsch], który był najbardziej aktywny, oraz Obersturmführer Plage [Plagge], poza tym był blokowy więzień Hans, który wyprowadzał po dwóch [więźniów] pod „ścianę śmierci”. Tam stali Palitzsch i Plagge z karabinkami. Więźniów stawiano twarzą do ściany i Palitzsch z odległości jakichś 10 cm strzelał z karabinka w głowę skazanego. To były normalne karabinki, z tłumikami. Odgłos był taki jak z wiatrówki.

Nasze zadanie [polegało na tym], że staliśmy w odległości czterech metrów. Kiedy więzień został zastrzelony i upadł, to Palitzsch patrzył, czy żyje, a jeżeli był żywy, to dobijał. Myśmy brali zwłoki i nosili; odnosiliśmy je pod bramę, gdzie był rynsztok. Gdy egzekucje były dość liczne, musieliśmy się bardzo spieszyć, kładliśmy zwłoki na stosy.

Przewodniczący: Czy skazańcy wiedzieli, co ich czeka?

Świadek: O ile chodzi o moich kolegów, to ci wiedzieli wszystko. Zachowywali się spokojnie przy egzekucjach, wznosili okrzyki na cześć Polski „Niech żyje Polska!”, zachowywali zimną krew.

Przewodniczący: Na czyje zarządzenie rozstrzeliwał Palitzsch? Czy to było doraźne, samowolne postępowanie?

Świadek: Wysoki Trybunale, przypuszczam, że samowolne. Pamiętam jedną tylko egzekucję, kiedy był odczytywany wyrok skazanemu. Było to na początku mojej obecności w obozie. Unterscharführer Lachmann odczytał wyrok po polsku i niemiecku. Treści wyroku dokładnie nie pamiętam. Było coś: „za działalność na szkodę państwa ten i ten został skazany przez Sondergericht na śmierć przez rozstrzelanie”. Po chwili takiego skazanego stawiano pod ścianę.

Przewodniczący: Czy rozstrzeliwano mężczyzn, czy także kobiety i dzieci?

Świadek: Tak jest. Przypominam sobie wszystkie egzekucje. Były egzekucje, kiedy rozstrzeliwano samych mężczyzn, ale były i mieszane. Przywieziono z terenu Śląska autami kobiety, dzieci i mężczyzn, były to dzieci żydowskie spod Katowic. Przypominam sobie takie dwie egzekucje. Były dzieci w wieku 11, 13 lat, przeważnie dziewczęta. Przed egzekucją zostały rozebrane do samych reform i wyprowadzone tym samym sposobem przez blokowego bloku 11., i tak samo Palitzsch rozstrzeliwał.

Przewodniczący: Blok 11. miał ścianę, która się nazywała „ścianą śmierci”. Dlaczego?

Świadek: Dlatego, że ta ściana specjalnie w tym celu została zbudowana i pod nią odbywały się wszystkie egzekucje. Były to czarne deski, między nimi był piasek, [a] przed ścianą – trzymetrowy pas skopanej ziemi, żeby [po upadku więźnia jego] czaszka nie pękła.

Przewodniczący: Czy świadek był przy masowych egzekucjach?

Świadek: Byłem. Palitzsch wykonywał je wszystkie. Pamiętam egzekucję transportu lubelskiego, do 300 osób, 28 października 1942 r. Pamiętam ten dzień dobrze, bo zginęło wielu moich kolegów. Rano, po apelu przyszło na blok zawiadomienie, które im wręczono. Popędzono ich do Rapportführera na „forwę” [?], tam po odebraniu apelu przez Palitzscha, Lagerführer Brodniewicz odprowadził wraz z Lagerälteste na blok 11. w szeregach, wszystkich po pięciu. Na bloku 11. wpędzono ich do Waschraum i tam kazano się rozebrać. Egzekucja miała się odbyć o godz. 9.00. Myśmy zawsze musieli być w pogotowiu, gdy miała być egzekucja. Nie wiem, z jakiej przyczyny, Palitzsch nie stawił się na godz. 9.00. Jeden z kolegów, Szuszkiewicz, oraz Leon Kukiel przygotowani byli do egzekucji już o godz. 8.30, a kiedy Palitzsch się nie zjawiał, nie wytrzymali nerwowo, rzucili się i wyłamali drzwi. Pełniący służbę Oberscharführer zawiadomił blokowego, przybiegł Aumeier i sam tych dwóch z własnego pistoletu zastrzelił na podwórzu, i ten pełniący służbę Blockführer również [brał w tym udział]. Dopiero wtenczas przyjechał Palitzsch i egzekucja się odbyła. Tak samo brano wtedy na dwa karabinki i podprowadzano po czterech do ściany. Jeden strzelał do dwóch.

Przewodniczący: W sumie ilu ludzi Palitzsch zastrzelił?

Świadek: Ten transport lubelski to było ok. 300 ludzi. Egzekucja zaczęła się rano i trwała do końca [dnia]. Wtenczas, o ile sobie przypominam, było ok. 280–300 ludzi. To było w październiku 1942 r.

Przewodniczący: Czy były i kobiety?

Świadek: Nie, ten transport składał się tylko z mężczyzn. Ich numery zaczynały się od 8000. Cały ten transport został skazany na śmierć. Mężczyzn-więźniów, którzy [dostali się] na teren obozu, było 40.

Przewodniczący: Czy kobiet nie rozstrzeliwano?

Świadek: Nie przypominam sobie rozstrzeliwania kobiet z terenu obozu i nie było wypadku, żeby kobiety na bloku 11. w obozie były rozstrzeliwane. Natomiast pamiętam wypadki rozstrzeliwania kobiet przywożonych z zewnątrz, nienumerowanych. Był [np.] żydowski transport, który został przywieziony spod Katowic. Były w nim m.in. i dzieci, 13-, 15-letnie, przeważnie dziewczynki – i one właśnie według tego samego systemu były rozbierane w Waschraum i tak samo podprowadzane po dwie pod ścianę. W tym transporcie było, zdaje się, zaledwie sześciu mężczyzn. I według tego samego systemu te dziewczynki zostały rozstrzelane. Następnie tak samo składaliśmy zwłoki na stos koło rynsztoka, gdzie krew spływała bezpośrednio.

Przewodniczący: Mówi świadek o jakimś rynsztoku – czy były specjalne urządzenia [umożliwiające] odpływ krwi?

Świadek: Tak, było specjalne urządzenie. Blok 11. był cały ogrodzony. Przylegał do niego blok 10., na którym mieszkały kobiety. Jego okna były zabite deskami, żeby nikt nie mógł patrzeć. Prócz tego cały blok 11. był okolony wysokim murem i od tej „ściany śmierci” do bloku 11. było może 8 m. Pod bramą tego bloku był właśnie wymurowany ściek [odprowadzający] krew i myśmy spod „ściany śmierci” podnosili zwłoki i przesuwali bliżej niego, żeby krew nie płynęła po całym dziedzińcu, tylko do rynsztoka.

Przewodniczący: Ile mniej więcej zwłok układaliście przed południem w taki stos?

Świadek: Dużo. Egzekucja szła bardzo szybko, bardzo sprawnie.

Przewodniczący: Ilu ludzi na godzinę?

Świadek: To zależy, jaki był transport; 100, 180 ludzi, tak że od rana do południa było wszystko gotowe i wyniesione.

Przewodniczący: Jak zachowywali się skazani? Zwłaszcza kobiety?

Świadek: Kobiety krzyczały, szczególnie matki – bo były jednocześnie matki z dziećmi. Przypominam sobie jeden wypadek matki z dzieckiem na ręku. Wtenczas Palitzsch kazał włożyć zwłoki matki wraz z dzieckiem specjalnie do trumny i zabić gwoździami. Paliztsch strzelał naprzód do dziecka, następnie do matki. Musieliśmy na rozkaz Palitzscha włożyć matkę razem z dzieckiem do trumny i zabić gwoździami.

Przewodniczący: Czy to był wyjątek?

Świadek: Tak jest.

Przewodniczący: Jak sobie świadek tłumaczy ten wyjątek?

Świadek: Może tym, że to było tak małe dziecko.

Przewodniczący: Ile mogło mieć lat?

Świadek: Matka trzymała to dziecko na ręku. To był jeden jedyny wypadek rozstrzelania matki z dzieckiem na ręku, jak dobrze pamiętam.

Przewodniczący: Czy Palitzsch był specjalnie delegowany do wykonywania tych egzekucji, czy robił to samowolnie?

Świadek: Może był delegowany, ale przy tym był strasznym sadystą, widać to było na jego twarzy. Potrafił się znęcać nad jeszcze żyjącymi. Kiedy była mała egzekucja więźniów, powiedzmy dziesięciu, to wkładało się zwłoki po dwóch do trumny. Palitzsch patrzył i często strzelał, kiedy zwłoki były już w tej trumnie.

Przewodniczący: Czy świadkowi znany jest los Palitzscha?

Świadek: Nie.

Przewodniczący: Jak długo świadek był na bloku 11.?

Świadek: Od 1940 do 1944 r.

Przewodniczący: Gdzie się mieściło Strafkommando?

Świadek: Właśnie na bloku 11.

Przewodniczący: Czy świadek obserwował tych ludzi?

Świadek: Owszem, dlatego, że tam byli i moi koledzy. [Więźniowie z tego komanda] szli do pracy zwarci, prowadzeni przez SS-manów. Nie wolno im było z nikim rozmawiać, porozumiewać się, nie wolno było nawet pisać listów do rodzin. Z komanda wracali do bloku. Apel ich odbywał się na bloku, żeby nie mieli kontaktu z kolegami z obozu.

Przewodniczący: Czy mieli jakieś ograniczenia w jedzeniu?

Świadek: Racje żywnościowe mieli takie same, co inni więźniowie, tylko że tam był jeden blokowy Niemiec, Krankemann, który znęcał się w ten sposób, że np. nie dawał zupy po parę dni, polewał wodą na dziedzińcu; kiedy przychodziła zupa, to odsyłał ją do szpitala czy na inne bloki albo ją wylewał. Tak że on był panem życia i śmierci tych wszystkich, którzy znajdowali się na bloku 11., i robił, co mu się żywnie podobało.

Przewodniczący: Czy były wypadki, że ktoś wyszedł stamtąd?

Świadek: Były wypadki, jeżeli miało [się] kolegów, którzy pomagali. Tam więźniowie dostawali wyroki, [osadzony] mógł dostać rok, ale mógł dostać trzy miesiące, miesiąc, a nawet półtora. Jeżeli więzień, który otrzymał krótki wyrok, miał kolegów na zewnątrz, którzy mu w jakiś sposób pomagali, to były wypadki, że przeżył. Ale to jedynie znikoma liczba osób.

Przewodniczący: Czy były tam szczególne obostrzenia?

Świadek: Tak. [Więźniowie] pracowali w tzw. Kiesgrube, wykonywali najcięższe prace przy noszeniu piasku, kamieni itd. Do tego komanda byli specjalnie kierowani SS-mani i kapo sadyści, którzy potrafili mordować i dostali rozkaz, może od Palitzscha, żeby się specjalnie znęcać nad tymi więźniami. Tak że jak [więźniowie] wracali z komanda, to nieśli po 10, 15 trupów. Był taki mały kapo – nie pamiętam nazwiska, później został zwolniony – który się szczególnie znęcał w ten sposób że wrzucał np. więźnia – tam byli także Żydzi – do rowu, potem puszczał psy albo rzucał kamienie, tak że łamał mu głowę lub klatkę piersiową. Ponieważ był całkowitym panem na bloku, fasował chleb więźniom. Zależało mu więc na tym, żeby mieć jak najwięcej porcji chleba dla siebie, bo o ile komando nie wracało w całości, to wszystkie porcje wyfasowane dla nieboszczyków zostawały już dla niego. Kupował sobie za nie papierosy.

Przewodniczący: [Czy] świadek przypuszcza, że aby uzyskać te porcje, dopuszczał się celowo mordów?

Świadek: Tak, obserwowałem takie wypadki, że kapo się specjalnie znęcali. Jak się ktoś z twarzy nie podobał, to już przy wyjściu do pracy [kapo mu] mówił: „Ty z roboty nie wrócisz” lub do SS-mana: „Ten z roboty nie wróci” – i rzeczywiście, już tam się tak znęcali, że istotnie wracał tylko trup.

Przewodniczący: Czy znane są świadkowi wypadki, że SS-mani zachęcali kapo do mordowania ludzi; że w pewnej mierze wyrzucano kapo, że za mało jest ofiar, że za dużo wraca po pracy?

Świadek: Znam bardzo dużo takich wypadków. Właśnie z tego komanda, które pracowało w Kiesgrube, pamiętam wypadek, kiedy SS-man rzucił czapkę pod samego wartownika. A wartownik, który widział więźnia zbliżającego się do drutów, miał rozkaz strzelania – tak że kapo i SS-mani urządzali sobie takie widowisko, że zabierali czapkę i rzucali pod druty, po czym szczuli psami, żeby więzień musiał iść po czapkę i [ją] przynieść. Kiedy ten podchodził do drutu, wartownik z góry dawał serię z karabinu maszynowego i zabijał więźnia.

Przewodniczący: To znaczy było [to] robione celowo?

Świadek: Tak, oni wiedzieli, że kiedy ten z góry zauważy, to będzie strzelał.

Przewodniczący: Czy nie było innej możności dla więźnia, czy on musiał wykonać polecenie zabrania czapki?

Świadek: Tak, bo inaczej kapo bił do nieprzytomności. Pamiętam, że kapo stawał na klatce piersiowej i dusił więźnia. Pamiętam takie wypadki, osobiście. Obserwowałem to w kompanii karnej, która tam pracowała.

Przewodniczący: [Dusił] nogami?

Świadek: Stawał na szyi, skakał kilka razy i dusił w ten sposób albo łamał klatkę piersiową, skacząc na więźniu.

Przewodniczący: Świadek wspomniał, że codziennie przynoszono kilka trupów z komanda. Po co przynoszono, czy to był obowiązek, czy należało oddać trupy Leichenträgerkommandu?

Świadek: Liczba więźniów była obliczana przy wyjściu i musiało tyleż przyjść żywych czy nieżywych. Na apelu musiało się to zgadzać ze stanem faktycznym.

Przewodniczący: Więc takie trupy musiały być postawione na miejscu?

Świadek: Tak, musiały leżeć.

Przewodniczący: Czy stać?

Świadek: Nie, kładło się przed blokiem, do którego więzień należał, i dopiero po apelu trupy odwożono. Więźniowie z bloku 11. leżeli na dziedzińcu, gdy przychodził SS-man, obliczał trupy, a potem tych, którzy stali na apelu.

Przewodniczący: Potem wy te trupy zabieraliście?

Świadek: Tak, zanosiliśmy je do piwnic do bloku 28., gdzie była Leichenhalle. Trupy składano na stos i wieczorem – jeśli nie było egzekucji, to wieczorem normalnie przyjeżdżały samochody – trupy wrzucało się na auta, którymi odwożono je do krematorium.

Przewodniczący: Czy egzekucje odbywały się przez cały czas istnienia obozu, niezależnie od urządzenia krematorium?

Świadek: Niezależnie od niczego, od 1940 r. cały czas na bloku 11. przeprowadzano egzekucje. Bywało, że nawet trzy dziennie, bo zdarzały się wypadki, że przyjeżdżały auta z zewnątrz, przywożąc kogoś – [wtedy] od razu prowadzono tych przywiezionych na blok 11., wołano Leichenkommando, przychodził Palitzsch i odbywała się egzekucja.

Przewodniczący: Ponieważ świadek często asystował przy egzekucji, czy świadek widział kiedyś, żeby oskarżony był obecny przy takiej egzekucji?

Świadek: Tak, prawie przy każdej, szczególnie pamiętam tę egzekucję więźniów lubelskich, o czym mówiłem. Doskonale sobie przypominam i uważam, że oskarżony będzie sobie też przypominał, kiedy w 1943 r., zdaje się, na wspólnej szubienicy powieszono 12 więźniów. Tam byli moi koledzy, dobrze pamiętam, to było w związku z ucieczką.

Przewodniczący: Jak się zachowywał oskarżony podczas egzekucji, czy świadek obserwował oskarżonego?

Świadek: Owszem. Stał z zimną krwią, wydrwiwał z Lagerführerem czy SS-manami, którzy razem obserwowali [egzekucję]. Bywały wypadki, że zwracał się do skazanych i pytał o coś. Stał w odległości kilku metrów i patrzył.

Przewodniczący: Nie przypomina sobie świadek takiego zapytania czy słów, których użył?

Świadek: Nie, tego sobie nie mogę przypomnieć. Wiem, że sprawiało mu to do pewnego stopnia, jak zaobserwowałem, przyjemność, bo patrzył z pełnym zadowoleniem.

Przewodniczący: Czy dodawał otuchy skazanym, czy usprawiedliwiał wykonanie wyroku?

Świadek: Nie, nic nie usprawiedliwiał, patrzył. Zawsze był w asyście Lagerführera. Naśmiewał się ze skazanych, którzy szli pod ścianę.

Przewodniczący: Czy przy egzekucji dzieci był obecny?

Świadek: Przy egzekucji transportu ze Śląska był obecny, ale nie przy całej. Przyjechał na początku z Lagerführerem Aumeierem tylko oglądać, potem wsiadł do auta i pojechał. Pamiętam dobrze, kiedy był [przez] cały czas [trwania egzekucji], to było w styczniu 1943 r. Już po godz. 7.00 wezwano nas na blok 11., była zarządzona Lagersperre, przyjechało z zewnątrz sześć aut, przeważnie z cywilami, oraz wysocy oficerowie SS – specjalnie na tę [okazję]. Było to już po apelu. Wtedy przyjechał Höß w towarzystwie, zdaje się, Aumeiera i innych oficerów, którzy przyglądali się cały czas tej egzekucji. Odbyła się ona w ten sposób, że na bloku 11. postawili na dziedzińcu 12 szubienic, słupów. Kazali pierwszych [więźniów] powiesić, a następnych rozstrzelano, z tym że prowadzono ich po czterech, jeden dwóch i drugi dwóch, przed szubienicami, po czym dopiero stawiano przed ścianą i rozstrzeliwano. Wtenczas oskarżony był obecny przy egzekucji, to sobie przypominam, i obserwował.

Przewodniczący: Czy świadek był także zatrudniony w Sonderkommandzie przy krematorium albo czy ma w tej sprawie wiadomości?

Świadek: Myśmy wozili do krematorium zwłoki, ale tylko do tego krematorium I w Oświęcimiu I. Do tych dużych krematoriów w Birkenau nie woziliśmy. Tam przyjeżdżali SS-mani. Myśmy ładowali zwłoki na auto i na tym się kończyła nasza czynność. Oni sami wywozili do Brzezinki, tak że w tej sprawie szczegółów nie znam.

Przewodniczący: Czy tam, gdzie były dawane zastrzyki, także pracowaliście?

Świadek: Tak, byłem przy pierwszym zastosowaniu fenolu, które odbyło się na bloku 28. To było w 1941 r. Robili to Oberscharführer Klehr i Scherpe. Do Waschraum bloku 28. zanieśliśmy pierwszego skazanego, który otrzymał zastrzyk fenolu. Najpierw robiono to tak, że Klehr nabierał trzy centymetry sześcienne fenolu i wstrzykiwał dożylnie. Później wydoskonalili się i dawał zastrzyki dosercowo. Kładziono normalnie na stół skazanego i dostawał zastrzyk – nie wiedział czego, mówiło mu się, że to zastrzyk przeciwko chorobie, na którą chorował.

Przewodniczący: Więc to byli przeważnie chorzy?

Świadek: Tak, z terenu szpitala. Jeżeli wiedziano, że w szpitalu znajduje się chory, na którego w tym czasie zapadł wyrok śmierci i miał być stracony przez rozstrzelanie, to przeważnie robiono zastrzyk z fenolu, gdyż ze względu na warunki transportu było to łatwiejsze. Przeznaczeni byli do tego Klehr i Scherpe. Z początku jeszcze przynosiliśmy ze szpitala chorych na noszach pod „ścianę śmierci” i tam ich rozstrzeliwano. Później stosowano tylko fenol.

Przewodniczący: Z tego, co świadek podaje, wnoszę, że stosowano zastrzyki wobec chorych, dlatego że tak było najpraktyczniej?

Świadek: Tak. Dlatego, że był specjalnie przeznaczony Waschraum i nie trzeba było odnosić chorych. Tam odbywało się to masowo.

Przewodniczący: I wyście wywozili ich stamtąd?

Świadek: Tak, odnosiliśmy. I byłem świadkiem, jak to się odbywało. Chory siadał na krzesełku. Jedną ręką trzeba mu było zatkać usta, żeby nie krzyczał, a wtedy przychodził Klehr albo Scherpe i kłuł w serce. Wszystko to trwało jedną – dwie minuty i chory przewracał się po zastrzyku. Wtedy wynosiło się go do Waschraum i kładło się na stos. Były wypadki, że po pół godziny, kiedy odbyła się egzekucja, wchodziliśmy do Waschraum, [a więzień] się podnosił, wtenczas albo drugi raz robiło mu się zastrzyk, albo po prostu zabijał go przez kopanie Oberscharführer Scherpe.

Przewodniczący: Więc działanie nie było natychmiastowe?

Świadek: Nie na każdego. Były wypadki, że brało się jeden – dwa centymetry sześcienne fenolu, a czasem musiano zastrzykiwać nawet pięć centymetrów sześciennych.

Przewodniczący: Z jakich ludzi przedtem składała się obsługa?

Świadek: Przeważnie SS-mani i obsługa tego bloku, na którym się to odbywało. Do tego dochodziła obsługa naszego komanda, ale nie chodziliśmy wszyscy tylko po dwóch, bo więcej nie było potrzeba. Odległość była bardzo nieduża, wynosiło się tylko do Waschraum.

Przewodniczący: Czy to się odbywało codziennie?

Świadek: Owszem, przeważnie codziennie, i to masowo po 100, po 80 osób. Przynoszono z bloku najbardziej wycieńczonych, zwanych popularnie „muzułmanami”. Przychodził tam Mengele i robił selekcję. Odbywało się to raz, dwa [razy] w tygodniu na terenie szpitala. Wybierał ciężej chorych i w jednym czy w drugim przeznaczonym dniu odbywała się egzekucja tych wszystkich wyselekcjonowanych.

Przewodniczący: Więc raczej nie wysyłało się do zagazowania „muzułmanów”?

Świadek: Nie, raczej nie. Jeżeli był duży transport wyselekcjonowanych, 300–400, to wtenczas podjeżdżało auto i szli do gazu. Mniejsze liczby zabijano na miejscu.

Przewodniczący: [Czy] świadek wie, jakie było kryterium i czym się zasadniczo kierowano, że jednych rozstrzeliwano, innych zabijano zastrzykami, a innych zagazowywano? Od kogo to było uzależnione?

Świadek: To było uzależnione od Oddziału Politycznego. Jeśli więzień został skazany na blok 11., jeśli dostał wezwanie czy był jakiś czas w bunkrze, czy w kompanii karnej, to tych albo bezpośrednio zabierali pod ścianę, albo szli oni bezpośrednio na blok 11. i tam nie byli nawet przebierani ani nie dostawali numerów.

Przewodniczący: Czy pan prokurator ma pytania?

Prokurator Cyprian: Nie.

Sędzia Zembaty: Ja mam pytanie. Świadek słyszał o „bloku śmierci”?

Świadek: W Brzezince był nim blok 17. Nie odbywały się tam egzekucje jak w Oświęcimiu, tylko tam wywożono najbardziej chorych. To był „blok śmierci”, tak że wywożono stamtąd bezpośrednio do krematorium. [Na bloku 17.] koncentrowano wszystkich przeznaczonych do gazu i stamtąd wywoziło się ich do krematorium.

Sędzia Zembaty: Na bloku 11. rozstrzeliwano tylko ludzi, którzy siedzieli w Oświęcimiu I, czy tych, których przywozili z Brzezinki?

Świadek: Jeśli mieli wyrok, to byli przywożeni ze wszystkich obozów na blok 11.

Sędzia Zembaty: A więc na blok 11. przywożono więźniów ze wszystkich obozów?

Świadek: Tak jest.

Przewodniczący: Czy panowie obrońcy mają pytania?

Adwokat Ostaszewski: Tak. Świadek wymienił cały szereg sposobów mordowania ludzi w Oświęcimiu, m.in. mordowanie fenolem, strzałem w tył głowy i gazem.

Świadek: Tak jest.

Adwokat Ostaszewski: Która z tych śmierci według świadka była – o ile można powiedzieć w ten sposób – najbardziej humanitarna?

Świadek: Uważam, że rozstrzelanie.

Adwokat Ostaszewski: Jak długo, według przypuszczenia świadka, trwała śmierć człowieka w komorze gazowej? [Czy] świadek widział przez wizjer, jak to się odbywało?

Świadek: Nie widziałem, ale czekałem na chwilę, kiedy komora będzie zapełniona, potem trwało [to] dosłownie parę minut.

Adwokat Ostaszewski: Tylko po strasznych męczarniach?

Świadek: Tak.

Adwokat Ostaszewski: Czy evipan, stosowany także przy usypianiu przed operacją, nie wywołuje ogłuszenia i łagodniejszej śmierci?

Świadek: Owszem. Przy zastrzykach [zarówno] evipanu, jak i fenolu robi się słabo, przyjemnie, po prostu zasypia się. O tyle jest to łagodniejsze.

Adwokat Ostaszewski: Proszę o dokładniejsze sprecyzowanie. Świadek był od Hößa odległy o cztery metry, kiedy się odbywały egzekucje i kiedy oskarżony rzekomo się uśmiechał. Z odległości czterech metrów można się orientować, co do tych ludzi mówił.

Świadek: Ja tego nie słyszałem. Myśmy musieli wykonywać swoje czynności szybko, nie mieliśmy czasu na obserwacje i zastanawianie się. Tak Höß, jak i Lagerführer byli do nas zwróceni, patrzyli, jak się zachowujemy. Nosiliśmy trupy we czterech biegiem. Palitzsch ciągle wołał: „Laufen, tragen!”. Kiedy zastrzelił, musieliśmy podnosić trupa, odnosić na stos i być przygotowani do drugiego, żeby go od razu zabrać.

Sędzia Zembaty: Czy świadek potrafiłby określić, ilu ludzi rozstrzelano przy „ścianie śmierci” przez cały czas pobytu świadka?

Świadek: Tak, jak zdołałem zaobserwować, to 4000–5000.

Sędzia Zembaty: A ilu ludzi przy użyciu fenolu?

Świadek: Przypuszczam, [że] do 3000. Najwięcej zastrzyków stosowano wobec chorych w szpitalu.

Adwokat Ostaszewski: Chcę prosić o zadanie pytania oskarżonemu, ponieważ oskarżony zaprzeczył w swoim zeznaniu, jakoby się uśmiechał. Oskarżony słyszał, co mówił świadek?

Oskarżony Höß: Tak.

Adwokat Ostaszewski: Czy istotnie oskarżony był przy tego rodzaju egzekucjach?

Oskarżony Höß: Tak jest. Kilkakrotnie.

Adwokat Ostaszewski: Czy oskarżony śmiał się wówczas z tych ludzi, którzy mieli być rozstrzelani?

Oskarżony Höß: Nie. Na pewno nie miałem nastroju do śmiania się.

Adwokat Ostaszewski: W jakim nastroju był wówczas oskarżony?

Oskarżony Höß: Tego dziś powiedzieć nie jestem w stanie.

Adwokat Umbreit: Proszę świadka, świadek nam opisywał przebieg pierwszego zagazowania tych nieszczęsnych stu jeńców wojennych. Oskarżony Höß mówił, że o tym zagazowaniu nic nie wiedział, że to był czyn samowolny jednego z jego najbliższych współpracowników, Fritzscha. Świadek wspomniał, że to się odbywało w obecności świadka, może świadek sobie przypomni, czy oskarżony był [przy tym]?

Świadek: Przy samej akcji zagazowania oskarżonego nie było. Ale widzieliśmy – bo wiedzieliśmy, że ma być gazowanie – jak jeździł z Fritzschem autem, schodził do bunkrów i oglądał sposoby uszczelnienia, czy wszystko jest przygotowane.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma, świadek jest wolny.