WŁADYSŁAW PLASKURA

Dnia 15 listopada 1946 r. w Gliwicach, sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Gliwicach, z siedzibą w Gliwicach, w osobie sędziego Zygmunta Świtalskiego, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Plaskura
Wiek 41 lat
Imiona rodziców Józef i Maria
Miejsce zamieszkania Gliwice, ul. Daszyńskiego 20 m. 5
Zajęcie inżynier
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Transportem z Wiśnicza, który po drodze był uzupełniony więźniami z Krakowa, przybyłem do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu 20 czerwca 1940 r., gdzie przebywałem do połowy czerwca 1943 r. Następnie zaś zostałem zwolniony i przymusowo przekazany do Centralnego Biura Budowlanego w obozie i w biurze tym byłem zatrudniony do końca 1944 r., a następnie zostałem wywieziony na roboty do Niemiec, najpierw do Wrocławia [?], z kolei zaś do [nieczytelne] i Łambinowic. W marcu 1945 r. powróciłem do Polski. Jako więzień miałem nr 1000.

Jeżeli chodzi o osobę komendanta obozu w Oświęcimiu Rudolfa Hößa, to był to człowiek inteligentny, zawsze elegancko ubrany, ogólnie uważany za zbrodniarza w rękawiczkach. Sam osobiście więźniów nie bił, natomiast za jego wiedzą i z jego polecenia działo się to na terenie obozu, jako że wiedział i aprobował wszystkie zarządzenia poszczególnych kierowników obozu, względnie sam takie zarządzenia wydawał. Był człowiekiem bezwzględnym, nienawidzącym Polaków, dla którego każdy najgorszy zbrodniarz niemiecki był czymś lepszym od każdego Polaka czy Żyda, choćby najbardziej inteligentnego. Więźniów zbrodniarzy niemieckich otaczał specjalną opieką, starał się o ich zwolnienie, a po zwolnieniu nawiązywał z nimi nawet stosunki towarzyskie (Kurt Müller, Karl [nieczytelne] i Grönke). Więzień narodowości polskiej czy też żydowskiej był dla niego niczym i w ten też sposób ich traktował. Głównym pomocnikiem i prawą ręką Hößa w jego akcji niszczenia Polaków i Żydów był Oddział Polityczny z szefem Ustuf[Untersturmführerem] Grabnerem.

Przypominam sobie niektóre zarządzenia Hößa, kwalifikujące go jako zbrodniarza wielkiej klasy. Zarządził 24-godzinną stójkę w lipcu 1940 r., po ucieczce więźnia Wiejowskiego, podczas której więźniowie byli specjalnie katowani przez pilnujących ich SS-manów i więźniów niemieckich. Dopiero, gdy więźniowie zaczęli mdleć z wycieńczenia, stójkę tą polecił Höß przerwać. Wtedy zaraportował on dziesięciu więźniów do Berlina jako współwinnych ucieczce i ci zostali skazani na karę chłosty i śmierci, którą w drodze łaski zamienił Himmler na obóz w Mauthausen, co było równoznaczne z karą śmierci. Ludzie ci byli w stu procentach niewinni i o ucieczce absolutnie nic nie wiedzieli. W wyniku jego zarządzenia wszystkie następne ucieczki były przez pewien czas karane w ten sposób, że wybierano z danego bloku czy też z pracującej grupy, z której ucieczka się zdarzyła, 10, 20, lub 30 więźniów, i zamykano ich w areszcie, skazując na śmierć głodową. Akcje wyboru przeprowadzali Ustuf Grabner, Ustur Fritsch [Fritzsch] i raz, podług zapodań inżyniera Krzetuskiego (Gliwice, ul. Styczyńskiego 1), osobiście sam Höß.

Muszę nadmienić, że przy akcjach rozstrzeliwania, więźniowie byli szczególnie katowani i bici, a nawet dochodziło do tego, że [nieczytelne] Palitsche [Palitzsch] wymierzał więźniom skazanym na śmierć najpierw karę chłosty po 10 do 25 uderzeń, a później pędził ich w pozycji „żabek” do bunkrów, odległych o 500 m, gdzie oczekiwali kilka godzin na mającą nastąpić egzekucję i przez ten czas byli specjalnie szykanowani i katowani. Do egzekucji więźniów wyprowadzano nago, bez względu na porę roku, przy czym kopano ich i pluto na nich. SS-mani, jak np. Palitzsch, wychwalali się, ile który z nich i w jakim czasie rozstrzelał więźniów i zdarzało się, że SS-mani do apelu przychodzili w butach, zbroczonych krwią ofiar.

Z innych specjalnych zarządzeń, wydanych przez Hößa, względnie za jego wiedzą i aprobatą, zasługuje na wzmiankę wprowadzenie kar chłosty, słupka i Stehbunkrów, zakaz noszenia obuwia jesienią 1940 r., nakaz wykonywania wszelkich zajęć na terenie obozu podczas dnia biegiem, jak np. działo się to przy walcowaniu dróg obozowych, gdzie do walca zaprzęgnięto księży katolickich i Żydów i przy pracy tej katowano ich w straszliwy sposób, w wyniku czego kilku z nich popełniło samobójstwo przez powieszenie, względnie pójście na druty.

Podkreślam, że Höss wydał ostre zarządzenie, na którego podstawie nie wolno było w czasie zajęć od godz. 6.00 do 18.00 z przerwą godzinną na obiad, załatwiać nawet swoich potrzeb fizjologicznych, nie mówiąc już o zakazie palenia, czy też jedzenia w tym czasie. Zresztą wszystko, co więzień przewinił, było powodem surowych kar, nawet za taką drobną rzecz, jak noszenie papieru pod bielizną w celu utrzymania ciepłoty ciała, było powodem bicia.

Komendant Höß nie zgodził się na prośbę RGO [Głównej Rady Opiekuńczej] z Oświęcimia dostarczenia paczek żywnościowych dla więźniów w okresie świąt Bożego Narodzenia w 1940 r., paczki zaś, które w tym czasie przyszły z Czerwonego Krzyża, polecił rozdać między więźniów niemieckich.

Kary słupka i Stehbunkrów były przeważnie równoznaczne z karą śmierci, gdyż więzień po karze słupka nie mógł pracować i za to go zabijano przy pracy, więzień zaś, który odbywał w nocy karę Stehbunkra, a w dzień musiał pracować, kończył się bardzo szybko.

Nadmieniam, że więźniów, podejrzanych o próbę ucieczki, względnie załapanych podczas ucieczki, rozstrzeliwano, a trupy ich specjalnie zmasakrowane wystawiano na widok publiczny, jako memento dla pozostałych więźniów. Inne egzekucje, jak kary chłosty, wieszania, odbywały się również publicznie na oczach całego obozu i brał w nich udział osobiście Höß. Za jego zgodą i wiedzą Oddział Polityczny przeprowadzał samowolne egzekucje na więźniach bez uzyskania poprzedniego wyroku z Berlina, jak działo się to np. w 1943 r., kiedy to po ucieczce trzech więźniów z biura budowlanego wybrano 25 inżynierów i techników z tego biura i 13 z nich natychmiast rozstrzelano, pozostałych 12 zaś powieszono kilka tygodni później na podstawie wyroku wydanego przez Himmlera. Rozstrzeliwania przeprowadzali osobiście m.in. SS-mani: Palitzsch, Grabner, Klausen [Claussen], Boger, Kaduk, Fryz [Fritzsch], Lachmann.

Akcje masowych likwidowań więźniów były następujące: masowe rozstrzeliwania, zabijanie zastrzykami w szpitalu (akcję prowadził Uscha[Unterscharführer] Kler [Klehr], a liczba ofiar dochodziła do 200 dziennie), akcja gazowania. Gazowanie więźniów rozpoczęło się już w 1941 r., kiedy to na bloku nr 11 w piwnicach zagazowano ok. 700 osób, w tym 500 osób przywiezionych z terenów rosyjskich zajętych przez wojska niemieckie po wybuchu wojny i ok. 200 osób, wybranych z chorych ze szpitala. Następnie akcje gazowania przeprowadzano w komorze gazowej krematorium I. Komorę tą wykonywano według osobistych wskazówek Hößa. Dalsze akcje gazowania przeprowadzono w specjalnie do tego przerobionym domku mieszkalnym w Brzezince, ostatnie zaś masowe egzekucje wykonywano w dużych komorach gazowych w krematorium II i III. Ogółem na terenie obozu w Oświęcimiu było pięć krematoriów, w których można było spalić dziennie ok. 6000 trupów. Taka chłonność pieców krematoryjnych była jednak w okresie przeprowadzania specjalnych akcji niewystarczająca i w tych wypadkach uciekano się do palenia olbrzymich stosów na terenie lasku Brzezinki. Oczywiście akcje te odbywały się za wiedzą Hößa i on osobiście nimi kierował. Najlepszym dowodem, że był zaufanym człowiekiem Himmlera i Pohla, jest fakt, że w 1944 r. został mianowany przez nich Sonderbeauftragte für die Umsiedlung der Ungarischen Juden. I w celu przeprowadzenia tej akcji został najpierw wysłany do Węgier, po czym po zorganizowaniu transportów wrócił do Oświęcimia i pod jego osobistym kierownictwem przeprowadzono całą akcję, która w okresie trzech tygodni pozbawiła życia ok. 400 tys. osób. Podczas akcji wrzucano nawet żywcem dzieci na palące się stosy, przy czym słyszałem, że Höß miał nawet osobiście wrzucić dziecko do ognia.

Mogę nadmienić, że przesłuchania na Oddziale Politycznym były dla więźniów wielkim postrachem, gdyż katowano na nich w straszny sposób. Zdarzały się wypadki odnoszenia więźniów z przesłuchań wprost do szpitala, względnie do krematoriów. Szczególne męki przechodzili więźniowie w karnej kompanii na „bloku śmierci” (blok 11.) i w znajdujących się na tym bloku bunkrach. Bardzo dużo szczegółów i nazwisk mogliby podać inżynier Jan Pilecki (Polskie Radio w Katowicach), który dopiero tydzień temu powrócił z zagranicy i który jako pisarz na tym bloku stykał się z tym codziennie. Tak samo dużo szczegółów i nazwisk można by znaleźć w piśmie inżyniera Artura Krzetuskiego, wysłanym tego roku do Ministerstwa Sprawiedliwości do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich. Odpis tego pisma posiada obywatel Krzetuski i mógłby je w każdej chwili na żądanie przedłożyć.

Muszę jeszcze nadmienić dwie specjalne akcje – wybierania wyniszczonych ludzi do zagazowania oraz likwidowania tyfusu i innych chorób zakaźnych przez wywożenie chorych autami ciężarowymi ze szpitala i gazowania ich. Szczegóły akcji przeprowadzanych w szpitalu i na bloku doświadczalnym, gdzie eksperymentowano na królikach doświadczalnych (kobiety i mężczyźni), mógłby podać dr Fejkiel, zam. w Krakowie (były więzień Oświęcimia). Wybieranie tzw. muzułmanów było szczególnie straszne i kosztowało zwykle po kilkaset ofiar, wybranych spośród kobiet i mężczyzn.

W świetle powyższego mogę stwierdzić, że przez komendanta Hößa obóz w Oświęcimiu stał się obozem śmierci i ludzi niszczono ciężką pracą, biciem, topieniem, spaleniem żywcem, łamaniem kości, wieszaniem, ubijaniem żywcem, zamrażaniem, głodzeniem, rozstrzeliwaniem, gazowaniem, zastrzykami i wreszcie naukowymi eksperymentami.

Na tym kończę moje zeznanie. Odczytano.