MARIAN DĘBKOWSKI

Protokół przesłuchania świadka, sporządzony dnia 27 listopada 1945 r., w Wiesbaden, na zasadzie dekretu Prezydenta RP z dnia 29 kwietnia 1940 r. (DzU RP nr 9, poz. 23) oraz na zasadzie upoważnienia udzielonego na podstawie art. 1 przywołanego wyżej dekretu.

Obecni :
sędzia: major audytor W. Szuldrzyński
protokolant: sierżant J. Kulczycki.

Staje świadek: Marian Dębkowski, który po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za nieprawdziwe zeznania podaje:


Imię i nazwisko Marian Dębkowski
Data i miejsce urodzenia 8 grudnia 1912 r., Warszawa
Imiona rodziców Jan i Marianna z d. Okolska
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód mechanik
Miejsce zamieszkania w Polsce Józefów, pow. Błonie, woj. warszawskie
Obecne miejsce zamieszkania Wiesbaden
Zeznaje bez przeszkód

W prawnej formie zaprzysiężony zeznaje:

Przed wojną pracowałem w firmie Cebulak w Warszawie, przy ul. Koszykowej 29, w biurze techniczno-instalacyjnym. Brałem udział w obronie Warszawy do kapitulacji, a następnie byłem w armii podziemnej. Dowódcą mojej kompanii był por. „Orzeł”, a łącznikiem między por. „Orłem” a mną, jako dowódca plutonu, był pchor. Jan Sitkowski. Kilka dni po Bożym Narodzeniu 1940 r. zostałem aresztowany i osadzony w więzieniu śledczym w al. Szucha. Mniej więcej w połowie stycznia 1941 r. umieszczono mnie w więzieniu na Pawiaku. W czasie przesłuchiwania wmawiano mi przynależność do organizacji podziemnej, mówiono, że sierżant – saper z Modlina Władysław Frączkowiak – podał moje nazwisko jako członka armii podziemnej. Przesłuchiwało mnie dwóch oficerów i dwóch podoficerów SS, przy udziale tłumacza, który był Niemcem, ale i obywatelem polskim. Zdaje się, że nazywał się Beutler, mieszkał on w majątku Wolica, który należał do pana Janasza. Przed wojną mieszkał u swego kuzyna przed wojną, który wpierw był nauczycielem, a następnie zarządzającym majątkiem Wolica i Błochocim. W więzieniu na Pawiaku spotkałem Władysława Frączkowiaka, który przyznał mi się, że w czasie przesłuchania podał moje nazwisko. Z Pawiaka wzywano mnie jeszcze trzykrotnie na przesłuchanie na Szucha, ale nie przyznałem się do niczego. W czasie przesłuchania bito mnie gumową pałką i kopano, innych tortur nie stosowano.

Ostatniego dnia kwietnia 1941 r. wraz z transportem liczącym ok. 750 osób zostałem przewieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, do którego przybyłem 2 maja 1941 r. Nazwisk Polaków z mego transportu nie mogę podać, za wyjątkiem Stanisława Rozewicza, studenta medycyny, i plut. pchor. Stefana Jakubowskiego. Transportem tym jechało dużo księży, m.in. zakonnicy z Szymanowa, którzy wydawali miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”. Jechało również około stu Żydów. Jechaliśmy wagonami towarowymi po 90–100 osób w jednym – na drogę otrzymaliśmy 250 g chleba i troszkę cukru, co musiało starczyć prawie na trzy dni. Po przyjeździe do Oświęcimia w niektórych wagonach znajdowały się trupy. Po wyładowaniu musieliśmy biegiem udać się na teren obozu, gdzie ustawiono nas w piątki koło kuchni obozowej. Tłumacz Kalus, pochodzący ze Śląska również więzień, wyczytywał nazwiska nowo przybyłych, którzy musieli przebiec ok. 150 m wzdłuż szpaleru SS-manów do Effektenkammer. Tych, którzy nie mogli szybko biec, SS-mani bili. Przed Effektenkammer zrobiono ponowną zbiórkę, odliczono i zaprowadzono do łaźni, gdzie spędziliśmy całą noc. Rano kazano nam się rozebrać, wykąpano nas, ubrano w pasiaki i zaprowadzono na blok 17., gdzie spisano ewidencję, wydano numery i trójkąty – czerwony z literą „P”. Otrzymałem numer 16 810. Numeru tego mi nie tatuowano, gdyż dopiero w końcu 1942 r. w wyniku zarządzenia LagerführeraSS-Untersturmführera Aufmayer [Aumeiera] zaczęto to robić. W czasie spisywania ewidencji oddzielono od nas wszystkich Żydów i w mojej obecności kilkunastu z nich zabito biciem i kopaniem. W maju 1941 r.

Lagerführerem był SS-Obersturmführer Frycz (fonetycznie) [Fritzsch], który później był Lagerführerem w obozie koncentracyjnym we Flossenbürgu. Jego następcą od grudnia 1941 r. był SS-Untersturmführer Aumeier, który był w Auschwitz I do kwietnia 1943 r. Jednocześnie z nim był jeszcze drugi Lagerführer SS-Obersturmführer Hubert Schwartz [Heinrich Schwarz] oraz trzeci Lagerführer SS-Obersturmführer Seydler [Seidler]. Aumeier został później przeniesiony do Rygi, Seidler przyjechał do nas z obozu koncentracyjnego Mauthausen. Ostatnim Lagerführerem Auschwitz I był SS-Obersturmführer Hessler [Hössler], który był już w Auschwitz I w 1941 r. Wówczas był Arbeitsdienstführerem i w stopniu SS-Unterscharführera. W 1943 r. został zastępcą Lagerführera Auschwitz I, w początku 1944 r. był Lagerführerem obozu koncentracyjnego Auschwitz II-Birkenau, skąd latem 1944 r. wrócił na stanowisko Lagerführera do Auschwitz I.

SS-Obersturmführer Fritzsch, ok. 40 lat, wzrost wysoki – 185 cm, blondyn, oczy koloru piwnego, twarz pociągła, szczupła, brwi krzaczaste.

SS-Lagerführer Aumeier, ok. 40 lat, wzrostu małego – 158 cm, włosy ciemny blond, twarz szczupła, pociągła, nogi pałąkowate, głos bardzo piskliwy, przezywany przez wszystkich więźniów „Napoleon”.

SS-Obersturmführer Schwarz, ok. 40 lat, wzrost wysoki – 174 cm, krępej budowy ciała (atletycznej budowy), włosy czarne, lekko łysawy, twarz owalna, oczy czarne, czoło pomarszczone.

SS-Obersturmführer Seidler, ok. 38–40 lat, wzrostu wyżej średniego – 172 cm, włosy czarne, oczy wyłupiaste, czarne, twarz owalna.

SS-Obersturmführer Hössler, ok. 42–45 lat, wzrost średni – 171 cm, włosy ciemny blond, oczy niebieskie, twarz pociągła, zmarszczona, nos duży, lekko zadarty, wzrost.

Po formalnościach wstępnych zostałem umieszczony na bloku 17a i przydzielony do Arbeitskommando „Sola”, które pracowało przy regulacji rzeki Soły. Nazwisk Kommandoführera i Blockführera nie pamiętam, gdyż byłem nowicjuszem, a oni często się zmieniali. Pobudka była o godz. 4.00, apel o 5.00, wymarsz do pracy następował o 6.00 rano. Praca trwała do godz. 20.00, z przerwą godzinną w porze obiadowej. Do obozu wracaliśmy już po apelu, liczono nas tylko przy bramie. Zimową porą pobudka była o godz. 5.00, apel o godz. 6.00, wymarsz do pracy ok. 6.30. Praca trwała do godz. 16.00, przy półgodzinnej przerwie obiadowej. Godziny te ulegały zmianom w zależności od komendanta oraz od tego, czy można się było wszystkich doliczyć przy apelu. Pracowaliśmy przy regulacji rzeki, [wykonywaliśmy] prace ziemne, często w wodzie po kolana, warunki były ciężkie, SS-mani kapo i Vorarbeiterzy byli i uważali na to, by cała praca odbywała się biegiem i by nikt nie miał chwili odpoczynku. W naszym komandzie pracowało stu ludzi. Straty dzienne wynosiły od ośmiu do dziesięciu ludzi, którzy ginęli w pierwszej kolejności z powodu wyczerpania, a następnie z powodu bicia. W okresie czterotygodniowym, w którym pracowałem, w komandzie Sola były dwa wypadki zastrzelenia więźnia przez SS-mana. Odbyło się to w następujący sposób: teren, na którym pracowało komando, był otoczony strażnikami, jeżeli więzień przekroczył linię strażników, to strzelano do niego pod pretekstem, że usiłuje uciekać. W początku czerwca 1941 r. byłem naocznym świadkiem wypadku, gdy strażnik SS polecił więźniowi przekroczyć linię, a potem go zastrzelili pod pretekstem [próby] ucieczki. Drugi wypadek zdarzył się później. Był to starszy człowiek, zdaje się płk Malinowski z okolic Zamościa, który w gorączce – nie zdając sobie z tego sprawy – przekroczył linię strażników. W połowie czerwca 1941 r. zostałem przeniesiony do komanda Krott, które było zatrudnione przy wyrębie drzewa – pracowałem w nim aż do rozpoczęcia żniw. W komandzie pracowało początkowo 100 ludzi, później 200. Razem ze mną pracował Stanisław Rozewicz, Stefan Jakubowski, o których już wcześniej wspomniałem, a nadto sierż. Sikorski z Rembertowa. Warunki były jeszcze gorsze, a straty wynosiły od dwóch do ośmiu ludzi dziennie, którzy umierali na skutek wycieńczenia i maltretowania. Zdarzały się również wypadki zastrzelenia więźniów, których jednak nie widziałem, a tylko mogłem stwierdzić po powrocie z pracy. Byłem natomiast świadkiem, jak w czasie apelu, przed powrotem do obozu, kapo Krott zabił jednego więźnia uderzeniem pięścią w głowę i kopnięciem w brzuch – miał on czarny trójkąt – został później zwolniony i poszedł z oddziałem SS na front. Nosił on przezwisko „Małpa”, gdyż miał bardzo duże ręce i przypominał małpoluda. Miał on lat 27, był niski, krępy o pałąkowatych nogach, miał włosy czarne, oczy czarne, cerę śniadą, silny, czarny zarost, był Niemcem. Czarny trójkąt oznaczał niechętnego do pracy albo sabotażystę. W lipcu 1941 r. zostałem przeniesiony do komanda Landwirtschaft. Pracowaliśmy przy żniwach, tak samo i tu musiało iść wszystko biegiem, co wyczerpywało więźniów i powodowało ubytki w ludziach prawie codziennie. W początku listopada zacząłem pracować w komando Abruch, [trwało] to do połowy grudnia 1941 r., kiedy zachorowałem na tyfus. Umieszczono mnie wówczas w izolowanym bloku nr 22, gdzie opiekował się mną redaktor Czesław Ostankiewicz i płk Dziama, którzy byli pielęgniarzami. Zachorowanie moje miało związek z przyjazdem 12 tys. jeńców rosyjskich, którzy zostali umieszczeni w osobnych blokach, ale

SS-Hauptscharführer Klehr, ok. 40–44 lat, wzrost ok. 174 cm, twarz szczupła, włosy ciemny blond, typ bardzo ponurego człowieka.

SS-Hauptscharführer Palitzsch, ok. 26–28 lat, wzrost ok. 180 cm, włosy blondyn, twarz okrągła, bardzo przystojny mężczyzna, miał on chód posuwisty, długi kawaleryjski.

W końcu lutego 1942 r. wyszedłem z rewiru szpitalnego i udałem się do komando Strassenbau Korlin, które pracowało przybudowie szosy z Auschwitz I do Auschwitz II. Praca była tak ciężka, a zwłaszcza tempo pracy, że wykończono tutaj dużo jeńców rosyjskich, a poza tym Żydów belgijskich, francuskich i holenderskich. Pracowałem tutaj do końca marca 1942 r. Były wypadki zastrzelenia więźniów przez SS-manów, nazwisk ich jednak podać nie mogę. Utkwiło mi w pamięci następujące zdarzenie: pracowaliśmy w pewną niedzielę, w końcu lutego albo na początku marca 1942 r., przy tak dotkliwym zimnie i wietrze, że więźniowie marzli na miejscu. Apel trwał tego dnia do godz. 11.00 wieczorem, a trupy zwożono rolwagami, na które można było ładować po 30–40 ciał, do godz. 12.00 w nocy. Pracowało tego dnia ok. 3000 ludzi. Utrzymałem się przy życiu tylko dzięki temu, że z jednym z moich kolegów wzajemnie się nacieraliśmy i bez przymusu biegaliśmy, bo czuliśmy, że kostniejemy. SS-mani stali przy swoich ogniskach i nie pilnowali nawet pracy, bo o pracy mowy być nie mogło.

W marcu 1942 r. dostałem się do kolumny instalatorów, gdzie pracowałem pod inż. Sławomirem Lacheckim z Mościc i inż. Władysławem Plaskurą, również z Mościc, obydwaj byli kapo. Dzięki nim, pracując jako fachowiec pod dachem, zacząłem przychodzić do siebie.

Stałym naszym Kommandoführerem był SS-Unterscharführer Schmidt, który bardzo dobrze odnosił się do więźniów, a szczególnie do Polaków. W chwili mego przybycia do obozu było w nim ok. 12 tys. więźniów. W marcu 1942 r. mimo dużej śmiertelności było już 22 tys. więźniów. Drobne transporty przychodziły codziennie. Pierwszy większy transport, i to Żydówek słowackich, przyszedł krótko po Bożym Narodzeniu 1942 r. Następne masowe transporty zaczęły przychodzić w czerwcu, lipcu, sierpniu, wrześniu i październiku 1943 r. Były to transporty żydowskie z całej Europy – Węgier, Belgii, Holandii, Francji, Niemiec, Norwegii, a również z Polski. W czerwcu czy lipcu 1943 r. przyszedł także duży transport aryjski z Francji – ok. 2000 osób. Później przychodziły mniejsze transporty aryjskie z Francji po 200, 400 osób. Część z nich szła do obozu, natomiast słabsi i kalecy byli kierowani do komór gazowych i zostali spaleni w krematoriach nr I, Auschwitz II-Birkenau.

Od czerwca do października 1943 r. pracowano przy wykańczaniu trzech dalszych krematoriów w Birkenau, z których drugie i trzecie było skończone w październiku 1943 r., a czwarte w początku 1944 r. Wiem o tym stąd, że należąc do komanda instalatorów, miałem możność poruszania się po obozie Auschwitz I i II. Na czele Politische Abteilung stał SS-Untersturmführer Grabner.

SS-Untersturmführer Grabner, ok. 36–38 lat, wzrost ok. 170 cm, włosy ciemny blond, twarz pociągła – szczupła, cera blada.

Politische Abteilung mieściło się poza obozem, wszystkie natomiast egzekucje wykonywano w bloku 11., który był otoczony wysokim parkanem. Grabner był postrachem całego obozu, gdyż przeprowadzał dochodzenia, na skutek których dużo osób zastrzelono w bloku 11. – setki osób w ten sposób zabito. Samą egzekucją kierował Palitzsch przy pomocy różnych SS-manów. W 1943 r. dziesiątki razy widziałem rolwagi z trupami wywożone z bloku 11. Na rolwadze zwykle znajdowało się do 80 trupów. Blokowym – więźniem w bloku 11. – był Emil Bednarek, pochodził z Górnego Śląska, mówił dobrze po polsku – nie nosił jednak litery „P”.

Blockaltester Emil Bednarek, ok. 36 lat, wzrost ok. 170 cm, włosy czarne do góry czesane, oczy duże czarne, twarz okrągła, cera ciemna.

Na początku 1943 r. w mojej obecności dokonano publicznej egzekucji przez powieszenie dwóch Polaków i jednego Rosjanina za rzekomą próbę ucieczki. Egzekucję przeprowadzono na rozkaz SS-Obersturmführera Aumeiera, pomocy udzielił Lageraltester Bruno Brodniewicz, który pochodził z poznańskiego, brat polskiego oficera policji – zaznaczam, że tego na pewno nie wiem, opowiadali mi o tym tylko współwięźniowie. Nadto przy egzekucji było dwóch katów niemieckich. Mniej więcej w październiku 1943 r. zostałem przeniesiony do KZ [Konzentrationslager] Auschwitz II – Birkenau, a mianowicie do obozu A – oddziału kobiecego w charakterze obsługi pomp wodnych. W związku z tym, że moim zadaniem było wprowadzanie sieci wodociągowej, miałem swobodę poruszania się po obozie A i B po południowej stronie torów kolejowych oraz w obozach C, D, E i F, które znajdowały się po północnej stronie torów. W obozie A i B były umieszczone kobiety. W tym miejscu wyjaśniam, że po południowej stronie torów był tzw. stary obóz kobiecy z numeracją A i B, a po północnej znajdowały się obozy z numeracją od A do F, w których w A była kwarantanna męska, w B – transporty z Theresienstadt, w C – Węgrzy, w D – Polacy, Rosjanie, Francuzi i Żydzi, w E – Cyganie, w F był rewir szpitalniany. W końcu 1943 i na początku 1944 r. w obozach po południowej stronie torów Lagerführerem był Hössler, zastępczynią jego była Mandl, poza tym była tam Drexler [Drechsel] i Hasse, z mężczyzn był Rapportführer Anton [Adolf] Taube, miał on ok. 36 lat, wzrost ok. 175 cm, włosy blond, oczy jasne, twarz pociągłą, szczupłą, cerę śniadą, odznaczał się chodem powolnym przy zgiętych kolanach.

SS-Rapportführer Weniger (kobieta), ok. 26 lat, wzrost 173 cm, włosy ciemny blond, twarz pociągła, cera pomarszczona, szczupła.

SS-Unterscharführer Schulz ok. 27 lat, wzrost ok. 174 cm, włosy jasny blond, oczy jasne, budowa ciała krępa, twarz okrągła, cera jasna zdrowa.

SS-Rottenführer Perschel, ok. 21 lat, wzrost ok. 172 cm, włosy blond, oczy niebieskie, twarz pociągła, szczupła, budowa ciała drobna, pochodził ze Śląska (Mała Dąbrowa).

Ostatnim Rapportführerin była Brandl, miała ona ok. 32 lat, wzrostu ok. 168 cm, włosy ciemny blond, oczy ciemne, twarz pociągłą, chudą, cerę śniadą, zacięty wyraz twarzy. W tym miejscu wyjaśniam, że Taube był Rapportführerem, na imię mu było Anton [Adolf], odszedł w 1944 r. na stanowisko Lagerführera do filii Birkenau – Bendsburg [Będzin]. Po nim Rapportführerem była kobieta Weniger.

W latach 1942–1944 widywałem SS-Unterscharführera Molla, miał on ok. 38 lat, wzrost 166 cm, włosy ciemny blond, twarz okrągłą, czerwoną, był krępy, silnej budowy ciała, w obozie w Birkenau. Chodził zawsze z psem wilkiem. Jak zobaczył bardzo osłabione więźniarki, szczuł je psem, który rzucał się na ofiary, przewracał je i gryzł. Ofiary początkowo krzyczały, potem krzyki ustawały – gdy Moll nasycił się tym widokiem, odwoływał psa. Z ofiar tych moim zdaniem mało pozostało przy życiu. Sceny takie widywałem dosyć często osobiście, podobnie jak mój kolega Mieczysław Pronobis, który jest chory na płuca i leży w klinice Königstein. Poza tym opowiadał mi Kamiński, który był kapo Sonderkommando krematorium I i II, że widywał na własne oczy, jak Moll wrzucał do palących się stosów żywcem małe dzieci i kobiety – stosy te mieściły się w krematorium w pobliżu lasku zw. popularnie Brzezinką. W obozie Birkenau na oddziale A, na terenie rewiru szpitalnianego mieścił się blok doświadczalny, w którym od początku 1943 r. do lipca 1944 r. przeprowadzał doświadczenia aparatami rentgenowskimi dr Schumann. Przyprowadzano tam mężczyzn, których przez naświetlenie jąder pozbawiono płodności. Od Wiktora Mordarskiego, prokuratora z Małopolski, który był blokowym rewiru szpitalnianego obozu męskiego Birkenau oddział D, wiem, że wśród ofiar tych doświadczeń było wiele śmiertelnych wypadków. Schumann był oficerem Luftwaffe i został zestrzelony nad Anglią, następnie wrócił do Niemiec i aczkolwiek chodził w mundurze lotniczym z dwoma gwiazdkami, pracował w doświadczalni.

Doktor Schumann, miał ok. 36–38 lat, wzrost ok. 170 cm, włosy ciemny blond, twarz pociągłą, inteligentną, cerę bladą, tytułowano go profesorem i mówiono, że ma znajomości wśród ustosunkowanych hitlerowców. Bliższych informacji o nim mógłby udzielić Michał Kula, który przed aresztowaniem pracował jako mechanik w fabryce Lilpop, Rau i Loewenstein w Warszawie.

Wszystkie selekcje, począwszy od końca 1942 r. do końca 1944 r., przeprowadzali w Birkenau dr Mengele i dr Thilo. Polegały one na wybieraniu chorych i osłabionych więźniów z przeznaczeniem zatrucia w komorach gazowych i późniejszego spalenia w krematoriach. Przeprowadzali oni selekcje w obozie kobiecym A i B, w obozach po północnej stronie torów kolejowych, jak również przy nadchodzących transportach, które szły wprost do komór gazowych. Widziałem ich osobiście, gdy dokonywali tych selekcji, zwłaszcza w 1944 r.

SS-Hauptsturmführer dr Mengele, ok. 38 lat, był wzrostu bardzo wysokiego – 180 cm, był szczupły, pochyły, miał twarz pociągłą, bardzo inteligentną, nosił okulary, jasny blondyn, przebijała lekka łysina.

SS-Untersturmführer dr Thilo, ok. 30 lat, wzrost – 174 cm, włosy czarne, oczy czarne, twarz okrągła, cera blada.

W 1943 r. stale nadchodziły transporty z różnych kierunków z Polski, Belgii, Francji, Holandii, Czech, Węgier i z Grecji. Były to przeważnie transporty żydowskie. Główne ich nasilenie nastąpiło w czerwcu 1944 i trwało do września 1944 r. Były dnie, w których nadchodziło pięć, sześć transportów. Były przeważnie z Żydami węgierskimi, słowackimi i polskimi. Szły one prosto do komór gazowych. Przy ich przyjmowaniu był SS-Obersturmführer Höß, miał on ok. 46 lat, wzrostu ok. 175 cm, był krępej budowy, miał twarz owalną, oczy duże, wyłupiaste, ciemny blondyn – łysawy. Jeździł samochodem, na którym były wymalowane trupia czaszka i skrzyżowane piszczele. Był on moim zdaniem największą władzą dla obozów Auschwitz I i Auschwitz II, poza tym był Kramer oraz dr Mengele i dr Thilo. Nadto przy przyjmowaniu transportów byli: kierownik Politische Abteilung oddziału kobiecego Birkenau oraz krematorium nr I i II SS-Oberscharführer Chrustek [Houstek], miał on ok. 46 lat, wzrostu ok. 170 cm, włosy ciemne, oczy głęboko osadzone, brodę wysuniętą, nogi lekko pałąkowate, [chodził] pochylony, miał rudawy zarost. Był on również współodpowiedzialny za wysyłanie kobiet do komór gazowych.

SS-Unterscharführer Hoffer, miał ok. 35 lat, wzrostu ok. 175 cm, włosy blond, twarz okrągłą, oczy niebieskie, cerę bladą, z rumieńcami. Pracował w Politische Abteilung, przyjmował transporty do obozu i wysyłał do oddziałów – filii obozu więźniów.

W tym miejscu podaję, że Moll w końcu 1944 r. został kierownikiem tzw. Mollowic. Była to stara cegielnia przerobiona na komory gazowe i krematorium, gdzie palono więźniów, którzy pracowali w krematoriach w Birkenau. Miejscowość ta miała być niedaleko obozu Birkenau. Przejściowo Lagerführerem Auschwitz I i II, a ostatnio na Majdanku był Thumann, wiem, że był on z pochodzenia Ukraińcem, który już w 1938 r. przebywał stale w Niemczech. 18 grudnia 1944 r. transportem kolejowym zostałem wysłany do Breslau-Lissa, w styczniu 1945 r. maszerowaliśmy przez trzy doby do Groß-Rosen. Po drodze natykaliśmy się na dużo zabitych więźniów z poprzednich transportów. Z naszego transportu nikogo nie zabito, osłabionych ładowaliśmy na wozy, które z braku koni sami musieliśmy ciągnąć. Po upływie 14 dni załadowano na otwarte wagony 4000 więźniów i przez cztery doby wieziono nas do Buchenwaldu. W czasie tego transportu wielu więźniów umierało z zimna i głodu, wydano nam bowiem tylko po 500 g chleba. Trupy zostawiano na przystankach. Po przyjeździe do Buchenwaldu trzymano nas przez dwie doby przed krematorium. Padał wówczas śnieg z deszczem. Z transportu tego tylko 2500 więźniów zostało przy życiu. Ze mną jechał wojewoda krakowski Gnoiński, oficer rezerwowy Teodor Schneider, dr Janusz Jachna, Sylwester Dobrowolski z Gdyni. Kierowników transportu nie znam, gdyż wszyscy oni byli z Groß-Rosen. 10 kwietnia 1945 r. ewakuowano nas z Buchenwaldu. W Weimarze załadowano nas do pociągu, który 11 [kwietnia] rano został zatrzymany, gdyż samoloty amerykańskie uszkodziły parowóz. Wówczas wyładowano nas i pomaszerowano w kierunku miasta Jeny. W nocy z 11 na 12 kwietnia 1945 r., mniej więcej trzy kilometry za Jeną uciekłem i 14 kwietnia zostałem oswobodzony przez wojska amerykańskie.

Świadek zobowiązuje się sporządzić szkic obozu koncentracyjnego Auschwitz I i Auschwitz II – Birkenau i przedłożyć go do akt jako załącznik do niniejszego protokołu.