FELICJA PLESZOWSKA

Dnia 18 września 1947 r. w Krakowie, członek krakowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Henryk Gawacki, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienioną więźniarkę obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Felicja Pleszowska z d. Lurie
Wiek 34 lata
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód kupiec
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Wita Stwosza 27/7
Zeznaje bez przeszkód

Byłam przesłuchiwana jako świadek w toku dochodzenia w sprawie karnej Rudolfa Hößa i w sprawie tej złożyłam zeznania tyczące się eksperymentów przeprowadzanych w obozie macierzystym na bloku 10.

W ostatnich dwóch miesiącach 1944 r., gdy przebywałam na bloku 1. nowego obozu kobiecego, mieszczącego się w obozie macierzystym, widywałam bardzo często roboczą drużynę więźniarek, pracującą w zakładzie krawieckim w nocnej zmianie pracy, wychodzącą do pracy i wracającą do obozu. Komando to dozorowała Luise Danz, którą znałam dobrze z osoby i nazwiska i którą też rozpoznaję na okazanej mi fotografii.

Wracające z pracy więźniarki były pobite, skrwawione i to nieraz w niemożliwy sposób, a same więźniarki, nieznane mi z nazwiska, gdyż przeważnie były to Żydówki francuskie i greckie, opowiadały mi, że biła je i znęcała się nad nimi Luise Danz. W ciągu pracy nie pozwalała ona więźniarkom ani na chwilę odetchnąć i ruszyć się z miejsca pracy, gdy więźniarki nawet chciały napić się wody. Z drugiej strony faworyzowała ona te więźniarki, które świadczyły jej rozmaite usługi, bądź też przynosiły podarunki.

[Z] Luisą Danz zetknęłam się potem bezpośrednio, gdy od lutego 1945 r. do 2 maja 1945 r. przebywałam w obozie w Malchow, gdzie ona sprawowała funkcje Lagerführerin. Tam prześladowała ona więźniarki, bijąc, podobnie jak w Oświęcimiu, pejczem i kopiąc butami, w okrutny sposób za najmniejsze uchybienie w jej rozumieniu, a zwłaszcza w czasie apelów.

Razu pewnego, gdy jedną z więźniarek na apelu katowała w niemożliwy sposób, dostałam ataku sercowego i omdlałam na widok tego, aczkolwiek przebywając w obozach od grudnia 1942 r., widziałam bardzo wiele.

W Malchow panował głód, mimo że, jak się okazało po oswobodzeniu obozu, magazyny żywności były przepełnione i np. przez cały okres mego tam pobytu strawę podawano w ogóle bez soli i bez tłuszczu. Gdy [Danz] zobaczyła więźniarki wyszukujące resztki czegoś do zjedzenia, biła je i katowała. Za kradzież surowego ziemniaka skazywała więźniarkę na obcięcie włosów, tak samo, gdy więźniarka w okresie epidemii świerzbu odmawiała wskazania, od kogo otrzymała środek leczniczy mitigal, jaki Danz u niej znalazła.

W czasie pobytu na bloku 10. zetknęłam się bezpośrednio z SS-lekarzem Münchem, który na bloku tym przeprowadzał doświadczenia szczepionek przeciw szkarlatynie. On jeden ze wszystkich lekarzy niemieckich, których w obozach spotykałam, wyróżniał się od nich poprawnym i bezpośrednim, spokojnym traktowaniem więźniów, przez to cieszył się on zaufaniem więźniów i więźniarki zwracały się bardzo często do niego o pomoc, której on nie odmawiał. Pośredniczył on w przesyłce listów jednych więźniów do drugich. Listy takie przynosił ze sobą na blok i je dawał więźniarkom, zezwalał na wzajemne odwiedziny więźniów na bloku – np. gdy mąż przychodził odwiedzić żonę. Münch wydobył z SK [Strafkompanie] z Brzezinki więźniarkę – lekarza dr Alinę Brewdę. O pomoc tę zwróciłyśmy się do niego, przyrzekł nam, że się o to postara i rzeczywiście w kilka dni potem więźniarka ta wróciła na blok 1. nowego obozu kobiecego. Byłam przy tym, jak Münch proponował byłej więźniarce Koczyńskiej Jadwidze z Krakowa, aby ona przygotowała list do swego męża, a on doręczy go, jadąc do Krakowa. Wszystko to czynił on bezinteresownie. Pragnę jeszcze dodać, że Münch przed szczepieniem więźniarek, aby je uspokoić, przedtem sam sobie zastrzykiwał tę samą szczepionkę i gdy która z więźniarek wzbrania poddać się szczepieniu, nie nastawał na to i zwalniał od szczepienia.

W 1943 r. zetknęłam się z inną SS-Aufseherin, a to Luise Schultz. Traktowała ona więźniarki bardzo dobrze, niemal życzliwie, nie broniła organizowania, czy to żywności, czy to garderoby, pomagała nawet w tym więźniarkom. Mnie samej doręczała paczki z żywnością i listy z obozu męskiego, podobnie to samo robiła i innym więźniarkom, zupełnie bezinteresownie.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.