ANNA LERMER

Protokół zeznania złożonego przed Wojewódzką Żydowską Komisją Historyczną w Krakowie, dnia 22 lutego 1947 r.

Odbierająca zeznanie: mgr Maria Holender

Zeznająca:


Imię i nazwisko Anna Lermer
Data i miejsce urodzenia 10 stycznia 1913 r. w Krakowie
Miejsce zamieszkania przed wojną Kraków, ul. Berka Joselewicza 20
Obecne miejsce zamieszkania Kraków, ul. Smoleńsk 22 m. 7

W sprawie Luise Helene Elisabeth Danz, aufseherki obozu Kraków-Płaszów:

Z początkiem 1944 r. została przydzielona do naszego obozu aufseherka z Płaszowa Luise Danz. Obóz nasz znajdował się w Krakowie na Zabłociu przy fabryce DEF (Deutsche Emailwarenfabrik) i tam w liczbie ok. 1100 osób, mężczyzn i kobiet, byliśmy skoszarowani. Lagerführerem wówczas był Hujar.

Tak się złożyło, że równocześnie z przyjściem [Danz] otrzymałyśmy pasiaki. Pasiaki były olbrzymie, z długimi rękawami i było uciążliwe w nich pracować na hali, gdzie temperatura dochodziła do 700 stopni Celsjusza. Zanim je jeszcze założyłyśmy, przyszła do naszych baraków Luise Danz na inspekcję. Trafiła na moment, gdyśmy te pasiaki właśnie skracały. Wytłumaczyłyśmy jej, że musimy te pasiaki przerobić, bo trudno nam będzie w nich pracować. Zgodziła się na to i przyznała nam rację.

W kilka dni potem [Danz] wpadła wcześnie rano do naszych baraków z drugą aufseherką z Gerätelager (również obóz na Zabłociu) i z krzykiem zaczęła nas wszystkie wypędzać przez barak. Kazała nam natychmiast założyć pasiaki, bijąc rajtpejczą w prawo i w lewo i krzycząc z wściekłością, jakim prawem samowolnie przerobiłyśmy pasiaki. Wybiegłyśmy z baraków nie zdążywszy kompletnie się ubrać, tak że niektóre były w samych pasiakach bez bielizny, niektóre w pantoflach. Na polu kazała nam ustawić się piątkami, a sama z drugą aufseherką, nazwiska nie znam, weszły do baraków i przeprowadziły rewizje. Rewizja polegała na tym, że zabrała nam wszystkie znajdujące się w baraku rzeczy, bieliznę, buty, torby z całą zawartością, słowem wszystko. Na dworze trzymała nas nieubrane w chłodny dzień od godz. 7.00 rano do 12.00 w południe. Do pracy w tym dniu nie poszłyśmy. Po rewizji wyszła do nas i osobiście przeglądała, czy któraś z nas nie nosi dwóch par bielizny i znowu biła nas ręką po twarzy.

Przez cały czas pobytu u nas [Danz] sekowała nas w okropny sposób. Nie pozwalała donosić nam żywności przez Polaków, kontrolowała nas przy wejściu do obozu, czy czegoś nie przynosimy i oczywiście, gdy coś znalazła, biła nielitościwie.

Mimo że w zakresie czynności aufesehrki nie leżała kontrola więźniów w fabryce, [Danz] nie stosowała się do tego. Często przebywała w fabryce, obserwowała, czy kontaktujemy się z Polakami, którzy razem z nami przy jednych warsztatach pracowali. Pewnego razu dwie moje koleżanki, Frieda Kiwetz i Rutka Steinhart, wyprały sobie pasiaki i powiesiły na hali w suszarni, by szybko im wyschły. Luise Danz zauważyła to, zanotowała numery ich pasiaków, udała się na OD i po chwili zawezwano je na OD. Tam biła je w okropny sposób, waliła pięścią po twarzy, okładała w okropny sposób rajtpejczą. Biła je za to, że nie oddały pasiaków do pralni. Istniała wprawdzie pralnia, ale pranie i suszenie tych pasiaków trwało bardzo długo i nie mogłyśmy na nie czekać, bo każda miała tylko jeden pasiak, a cywilnych sukien (które nam zresztą wszystkie zabrała) nie wolno było nosić.

Pracowałyśmy na trzy szychty. Raz wracałam po pracy do baraku o godz. 3.00. Cała szychta zbierała się razem i odprowadzane przez kapo wracałyśmy do obozu. Zbiórka trwała zwykle dziesięć do piętnastu minut, aż wszyscy byli gotowi. Miałam wtedy przy sobie garnuszek z ugotowanymi ziemniakami, które chciałam zabrać ze sobą do baraku. Wtem dowiedziałam się, że Luise Danz przeprowadza rewizje. Zatrzymałam się więc z jeszcze jedną koleżanką na hali, bo nie chciałam narazić się, by aufseherka zabrała mi ziemniaki i w dodatku mnie zbiła. Po kilku minutach wyszłyśmy z hali. Na podwórzu spotkałyśmy jednak Luise Danz, która nie rewidując nas, nie pytając o nic, uderzyła nas kilka razy po twarzy tak mocno, że przez dłuższy czas miałyśmy odbite ślady jej palców.

Po likwidacji naszego obozu na Zabłociu i przeniesieniu nas do Płaszowa zetknęłam się z nią tam jeszcze kilka razy. Pełniła tam gorliwie służbę aufseherki rewidując nas stale przy wyjściu do pracy i bijąc na apelach.