JÓZEF KRET

20 sierpnia 1947 r. w Skoczowie, Sąd Grodzki w Skoczowie, Oddział III, w osobie sędziego Kazimierza Cholewki, kierownika Sądu Grodzkiego, z udziałem protokolanta Tadeusza Kozła, starszego sekretarza, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Kret
Wiek 52 lata
Imiona rodziców Michał i Katarzyna Szwagiel
Miejsce zamieszkania Nierodzim
Zajęcie nauczyciel
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

2 maja 1941 r. zostałem aresztowany przez gestapo w Staromieściu pod Rzeszowem pod zarzutem prowadzenia kompletu tajnego nauczania, przynależności do Szarych Szeregów (organizacja harcerska w czasie wojny) oraz [tego], że przed wojną pracowałem na Śląsku jako nauczyciel. Po aresztowaniu zostałem odstawiony do więzienia w Rzeszowie, a następnie przewieziony do więzienia [na] Montelupich w Krakowie, [skąd] 12 sierpnia 1941 r. przewieziono mnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Na początku 1942 r. przyszedł do obozu oświęcimskiego na stanowisko Lagerführera oskarżony Hans Aumeier, którego fotografię znajdującą się w aktach mi okazano.

13 maja 1942 r., w okresie nieopisanego głodu w obozie, czterech nas więźniów politycznych, pracujących w polu przy robotach melioracyjnych, podjęło leżące pod drzewem zawiniątko, podłożone dla nas przez przechodzącą panią. Zawierało ono cztery kawałki chleba. Zauważyli to pilnujący nas SS-mani, odebrali nam chleb i zbitych, skopanych popędzili razem z tą panią do obozu. Tutaj zbito nas ponownie i odesłano na blok 11. („blok śmierci”), do bunkra, czyli do ciemnych piwnic. U wejścia na blok 11. natknęliśmy się na Aumeiera, który usłyszawszy, za co skazano nas do bunkra, począł nas bić i kopać. Następnie kazał nam odliczyć po 25 batów, które w jego obecności wymierzyli nam dwaj SS-mani, po czym z pociętą skórą, wpół przytomnych zamknięto nas w piwnicach bloku 11.

27 maja 1942 r., siedząc w tych piwnicach, słyszeliśmy strzały na dziedzińcu bloku 11. Wyprowadzano z tego bloku po czterech więźniów i rozstrzeliwano. Naliczyłem 172 strzały. W rozstrzeliwaniu asystował Aumeier, który siedział na omurowaniu osłaniającym mały otwór mojej celi od strony tego dziedzińca i rozmawiał z dwoma innymi SS-manami. Jednym z nich był Grabner, szef wydziału politycznego obozu. Dochodziły nas fragmenty ich rozmów. W celi siedział razem ze mną więzień polityczny Jan Dudzik (nr 303), pochodzący z Dąbrowy Górniczej.

Jak się później dowiedziałem, 27 maja 1942 r. wybrano spośród więźniów obozu oświęcimskiego 500 więźniów politycznych, których przestępstwa polityczne zakwalifikowane były przez gestapo jako bardzo poważne. Z tych rozstrzelano zaraz 172 – jak to wyżej opisałem – a ponad 300 popędzono w tym samym dniu do kompanii karnej (SK, [Strafkompanie]) w Brzezince. Stamtąd wzywano codziennie po kilku z nich na przesłuchanie do Oświęcimia, skąd już nie wracali, gdyż byli rozstrzeliwani.

28 maja 1942 r. naszą czwórkę, która od 13 maja 1942 r. siedziała w bunkrze, wysłano do kompanii karnej w Brzezince. Stan [kompanii] w tym dniu wynosił ok. 560 więźniów.

10 czerwca 1942 r. po ukończonej pracy dziennej część więźniów kompanii karnej rzuciła się do ucieczki. Kilku spośród uciekających zastrzelono, a ok. 20 uciekło. Nad pozostałymi znęcano się dłuższy czas w okropny sposób. Wielu zabito pałkami na miejscu. Większą część nocy spędziliśmy w przysiadzie wśród znęcań.

11 czerwca 1942 r. zatrzymano na bloku Strafkompanie w Brzezince ok. 300 więźniów oznaczonych czerwonymi kółkami (groźniejsze przestępstwa polityczne), którzy zostali zesłani do kompanii karnej 27 maja 1942 r. Reszta kompanii, tj. ok. 200 więźniów, do której i ja należałem, oznaczona czarnymi kółkami (przestępstwa obozowe), popędzona została do pracy. W południe ściągnięto nas z pracy na blok Strafkompanie w Brzezince, [gdzie] zastaliśmy 20 rozstrzelanych. Reszta, ok. 300 [osób], siedziała w przysiadzie. Stanisław Buczyński, oznaczony numerem obozowym 2233, obecnie zamieszkały w Warszawie (brak dokładnego adresu), oraz wielu innych naocznych świadków opowiadało mi, co następuje: 11 czerwca 1942 r. ok. godz. 9.00 [rano] przyjechał z Oświęcimia do kompanii karnej w Brzezince Aumeier i krzycząc, zapytał tych ok. 300 więźniów, kto organizował wczorajszą ucieczkę. Gdy nie było odpowiedzi, wówczas kazał wystąpić z szeregu pierwszym 10 więźniom i zastrzelił ich własnoręcznie, strzelając w tył głowy. Po tym powtórzył pytanie, a gdy i [tym razem] nikt nie odpowiedział, wziął z szeregu następnych 10 więźniów i zastrzelił własnoręcznie siedmiu, trzech zaś zastrzelił SS-man Hössler, który przyszedł w towarzystwie Aumeiera. Jak mi opowiadano, po zastrzeleniu tych 20 więźniów Aumeier, opuszczając dziedziniec kompanii karnej, powiedział do pozostałych więźniów, żeby się namyślili do godziny 14.00 i powiedzieli, kto namawiał do ucieczki, bo w przeciwnym razie wystrzela wszystkich.

Około godz. 15.00 11 czerwca 1942 r. byłem naocznym świadkiem, jak wśród krzyków, nie pytając już o nic, ustawiono tych pozostałych więźniów w liczbie ok. 300 w piątki, kazano sprowadzić ze szpitala tych, którzy w ostatnich dniach odeszli tam z kompanii karnej jako bardzo chorzy. Wszystkim skrępowano drutem ręce i popędzono na śmierć. Świadkiem ostatniego zdarzenia oprócz mnie byli wszyscy oznaczeni więźniowie w liczbie ok. 200, między nimi Kędziora, który obecnie mieszka na Górnym Śląsku (sądzę, że jego adres będzie znany okręgowemu Związkowi Byłych Więźniów Politycznych w Katowicach).

Co się później działo w kompanii karnej, tego zwykłe pióro opisać nie potrafi. Wśród wyszukanych tortur mordowano więźniów przy pracy i na bloku. Sadzę, że był rozkaz zabijania codziennie 10 proc. stanu Strafkompanie, bo gdy któregoś dnia (zaraz po 11 czerwca 1942 r.) wieźliśmy z pracy tylko dziewięć trupów (stan Strafkompanie w tym dniu wynosił ok. 160 więźniów), to na bramie wejściowej SS-mani zrobili awanturę konwojującym nas kapo i SS-manom. „Zu wenig!”, krzyczał SS-man spisujący w bramie wchodzące do obozu grupy pracy. Po tym codziennie mordowano w kompanii karnej w czasie pracy ok. 10 proc. [więźniów] i trwało to aż do końca lipca 1942 r., a do Strafkompanie przybywali codziennie nowi zesłańcy. Pod koniec lipca 1942 r. kurs [względem] Strafkompanie znacznie złagodniał, tak zresztą jak i w całym obozie.

Aumeier robił w obozie wrażenie zwyrodnialca. Bicie więźniów sprawiało mu wyraźną przyjemność, której sobie nie odmawiał. Szczególną satysfakcję dawało mu, gdy bity przezeń więzień padał na ziemię, w przeciwnym razie popadał w wściekłość. Więźniowie, wiedząc o tym jego upodobaniu, bici przez Aumeiera padali na ziemię, by uniknąć dalszego znęcania się.

Wiele obrazów malujących okropność życia w kompanii karnej w Brzezince mógłbym przedstawić na rozprawie, z uwagi na to, że nie da się tego w krótkich słowach opisać.

Przed podpisaniem przeczytano.