ZYGMUNT JANIAK

Dnia 28 sierpnia 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Zygmunt Janiak
Data urodzenia 14 czerwca 1910 r., Warszawa
Wyznanie mojżeszowe
Stan cywilny wdowiec
Zajęcie urzędnik Wojewódzkiego Związku Byłych Więźniów Politycznych
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Czarnowiejska 47
Karalność niekarany

Zostałem aresztowany przez gestapo w Kielcach w marcu 1941 r. i osadzony w tamtejszym więzieniu przy ul. Zamkowej na okres dwóch miesięcy. Następnie wywieziono mnie do Treblinki, gdzie byłem zatrudniony przy budowie obozu wyniszczenia (Vernichtungslager), w odległości około dwóch kilometrów od wspomnianego obozu zagłady. W obozie tym przebywałem mniej więcej do końca 1942 r., po czym udało mi się uciec. Ponownie zostałem jednak aresztowany w Krakowie w styczniu 1943 r. w związku z mą działalnością polityczną i osadzony w więzieniu na Montelupich. W marcu 1943 r. wywieziono mnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie przebywałem do 17 kwietnia 1944 r., tj. do dnia ucieczki. Ucieczkę zorganizowałem wspólnie z trzema więźniami, którzy skierowali się w stronę Słowacji, lecz w Bielsku zostali przyłapani i sprowadzeni z powrotem do obozu. Mnie udało się szczęśliwie przybyć do Krakowa, gdzie w ukryciu przebywałem u niejakiej Heleny Żelaznej przy ul. Józefa 5.

Przez cały czas pobytu w Oświęcimiu pracowałem w Bekleidungskammer, za wyjątkiem ostatnich pięciu dni, kiedy postarałem się o przydział do Außenkommando Gleisen Anstalt. Komando to budowało tor kolejowy ze stacji oświęcimskiej do krematorium w Birkenau. Dzięki pracy w tym właśnie komandzie udało mi się uciec. Moim szefem magazynu Beklaidungskammer był SS-Unterscharführer Markmann, a szefem naczelnej kamery był SS-Scharführer Reichenbach. Pełniłem funkcję gońca (Laufer) i kalefaktora u capów, najpierw Schlesingera, a następnie u obercapa Glasera. W związku z zajęciami miałem możność poruszania się po terenie FKL [Frauenkonzentrationslager], w szczególności w obrębie obozu czeskiego i cygańskiego, często również i na kwarantannie. Znaną mi jest z widzenia i z nazwiska Oberaufseherin Maria Mandl jako Lagerführerin obozu kobiecego. Widziałem ją bardzo często uwijającą się po obozie kobiecym, zwłaszcza jak przyjeżdżała do tego obozu autem i jak wywoływała samym swoim widokiem w obozie tym postrach. Często widziałam, jak biła więźniarki pejczem, nieraz również biła mężczyzn – więźniów, którzy wykonywali na terenie FKL różne prace. Widziałem nieraz więźniarki klęczące gołymi kolanami na żwirze, z wyciągniętymi rękami, obciążonymi cegłami lub kamieniami. Była to kara stosowana przez Mandl. Przeprowadzała ona również ścisłe rewizje więźniów wchodzących lub wychodzących z obozu, a gdy znalazła cośkolwiek u więźnia, biła go i składała karny meldunek, który często kończył się przekazaniem więźnia do kompanii karnej i bloku śmierci. Był to typ sadystki, której znęcanie się nad więźniami sprawiało widocznie przyjemność.

Z czasów mego pobytu znałem i z widzenia, i z działalności Rapportführera obozu czeskiego, który wśród więźniów nosił miano „Buldoga”. Nazwiska jego nie znam. Był to sadysta i straszny pies, znęcający się nad więźniami, mający na sumieniu dziesiątki ofiar śmiertelnych z obozu czeskiego. Na wystawionych na Rynku fotografiach nie rozpoznałem go, lecz niewątpliwie poznałbym go przy zatknięciu się z nim osobiście, tak po rysach twarzy, wymowie, jak i ruchach.

Na tym czynność i protokół zakończono i odczytano.