WIKTOR KIEROŃ

Dnia 12 marca 1947 r. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Radomiu, Ekspozytura w Busku, w osobie członka Komisji, sędziego Sądu Grodzkiego w Busku Aleksego Lebiediedewa, przesłuchała niżej wymienionego pod przysięgą:


Imię i nazwisko Wiktor Kieroń
Imiona rodziców Piotr i Kunegunda z Makowców
Data i miejsce urodzenia 3 października 1894 r., Zagórz, pow. Sanok
Zajęcie pracownik Powiatowego Zarządu Drogowego w Busku
Miejsce zamieszkania Busko, ul. Chmielnicka 79
Wyznanie rzymskokatolickie
Stan cywilny żonaty

Z początkiem października 1939 r. ukonstytuowały się dla powiatu stopnickiego w Busku pierwsze władze niemieckie. Starostą na powiat stopnicki został mianowany dr Schäffer, reichsdeutsch ze Stuttgartu. Jego zastępcą był reichsdeutsch Philipp, zaś sekretarzem starostwa także reichsdeutsch von Christen. Komendantem powiatowym żandarmerii był Obermeister Felde. Równocześnie przybyła do Buska Ortskomenda. Składu i nazwisk członków tego urzędu nie znałem.

Władze niemieckie rozpoczęły urzędowanie rozlepianiem ogłoszeń o oddawaniu znalezionej lub posiadanej broni pod karą śmierci. Również za pomocą ogłoszeń zawezwano wszystkich pracowników państwowych, samorządowych i instytucji użyteczności publicznej do natychmiastowego powrotu do swych zajęć – także pod karą śmierci. Z reguły wszelkie nakazy i zakazy wydawane przez władze niemieckie groziły karą śmierci w razie przekroczenia zakazu lub niespełnienia nakazu. Powyższe sam osobiście stwierdziłem.

Na wyniki tych ostrych zarządzeń nie trzeba było długo czekać, bowiem w przeciągu krótkiego czasu zaczęły się po prostu sypać doniesienia, z reguły anonimowe, oskarżające obywateli zamieszkałych na terenie powiatu o różne przestępstwa kolidujące z wydanymi zarządzeniami władz niemieckich. W rezultacie tych donosów nastąpiły aresztowania, a w wyniku tego rozstrzeliwania za posiadaną broń, inni zaś skazywani [byli] na wysokie kary pieniężne i więzienie.

Starosta Schäffer, o ile miał wpływ na bieg spraw w związku z aresztowaniami, wykazał dużo dobrej woli i obiektywnego traktowania sprawy. Przytoczę na razie wypadek charakteryzujący ówczesne czasy. Z początkiem października obywatel Basiński, stały mieszkaniec Buska, przyszedł wraz z żandarmerią do mojego mieszkania i tam wskazał mnie jako sprawcę mordu pewnej Niemki i dwojga dzieci oraz o dokonanie rabunku na tychże. Przyaresztowano mię i przyprowadzono pod ówczesną siedzibę starostwa, prowadząc mię do ogrodu. Tuż przed wprowadzeniem mię do ogrodu wyszedł ówczesny komendant żandarmerii i zapytał się prowadzącego eskortę, o co mię aresztowano. Po obustronnym wysłuchaniu relacji kazał eskorcie wrócić i zamknąć mię do dalszej decyzji. Na drugi dzień delegacja zarządu miasta, z ówczesnym burmistrzem Sikorskim, udała się w opisanej sprawie do starosty, przedstawiając mu przebieg ewakuacji władz polskich, moją osobę i skarżącego. Starosta polecił sprawę zbadać i ja dzięki temu żyję.

Zastępca starosty Philipp i sekretarz von Christen w pierwszych początkach, przechodząc ulicą, bili ludzi kijami, gdy ktoś z przechodni Polaków szybko nie usunął się z drogi. Także bili kijami tych ludzi, którzy czekali na korytarzu starostwa, oczekując na załatwienie jakichś spraw. Starosta, gdy się o tym dowiedział, zabronił wymienionym bicia ludzi.

W pierwszych początkach urzędowania, w miesiącu październiku lub listopadzie 1939 r., na skutek anonimowego doniesienia zostało ujętych dwóch młodych ludzi, którzy posiadali znalezioną broń wojskową i tych rozstrzelano obok cegielni. Nazwisk tych rozstrzelanych nie pamiętam.

Na terenie powiatu stopnickiego, a w szczególności na terenie Stopnicy, Pacanowa i Nowego Korczyna i okolic, znani byli ze swego okrucieństwa żandarmi nazwiskiem Niedermarck i Gutzeit, którzy po prostu z zabijania ludzi urządzali sobie sport, strzelając do przechodnia, w szczególności do Żydów, bez żadnego powodu. Niedermarck wyszukiwał ludzi, którzy nie cieszyli się zbyt dobrą opinią, w szczególności tych, którzy byli przez sądy polskie karani, i tych ludzi strzelał. Miało to miejsce w urzędzie gminnym w Pacanowie i w urzędzie gminnym w Pawłowie. Ja sam osobiście tych rzeczy nie widziałem, jednak miałem sposobność czytać raporty o ilości zabitych przez Niedermarcka ludzi, jak również ludzie z okolic tamtejszych głośno o tych wypadkach mówili.

W 1940 r. zawieszono naukę w gimnazjum w Busku i tam został urządzony w lokalach pogimnazjalnych urząd starostwa. W tymże gmachu w suterenach urządzono areszty.

W nowej siedzibie starostwa tuż przy wejściu do gmachu zostały utworzone biura Powiatowej Komendy Żandarmerii. Komendantem żandarmerii na miejsce usuniętego żandarma Feldego [został] przybyły z Gdańska lejtnant żandarmerii nazwiskiem Mansky. Był on typem zwyrodnialca w najgorszym słowa tego znaczeniu. Jako przykład podaję, że ten człowiek zadawał pewnego rodzaju tortury aresztowanym tylko dla zaspokojenia swoich chuci sadystycznych. Kazał przyprowadzać do swojej kancelarii więźnia i tam więzień ów musiał stanąć z dala od ściany na palcach – stopy razem złączyć, ręce zaś na całą długość wyciągnąć przed siebie i kiedy Mansky zauważył, że delikwent się zachwiał, był momentalnie bity długim z surowca splecionym nahajem. Mansky w czasie tym urzędował jakby nigdy nic i tylko od czasu do czasu rzucił okiem, czy dobrze stoi, no i w razie spostrzeżenia, że się delikwent słania, biciem doprowadził do postawy, jaką on wyznaczył. Trwało to tak długo, aż ten człowiek upadł, tracąc przytomność.

Po skończonym urzędowaniu [Mansky] schodził do aresztu i tam urządzał innego rodzaju katusze. Spędzał wszystkich więźniów w jeden kąt i na jego komendę więźniowie, ile tylko sił starczyło, musieli biec w przeciwny kąt celi – kto był ostatni, ten był bity nahajem. Ci ostatni, z obawy przed biciem, pchali z całych sił tych, co przed nimi byli, skutkiem czego przewracali się, depcząc jeden drugiego, zaś leżących okładał nahajem. To bieganie trwało godzinę, a czasem i dłużej, aż do zupełnego wyczerpania. Czynów tych byłem nieraz naocznym świadkiem.

Ponieważ o tym, co się działo w areszcie, opowiadałem wszędzie, doszło to do wiadomości starosty i ten zabronił Mansky’emu urządzania sobie takich zabaw. W rezultacie Mansky został przeniesiony z powiatu.

W 1940 r. zaczęły swą działalność urzędy aprowizacyjne. Kierownikiem w pierwszych początkach był niejaki Hoffman. Po jego bardzo krótkim urzędowaniu przybył jako kierownik aprowizacji i w ogóle całej gospodarki rolnej Wagner. Władza Wagnera była nieograniczona, jeżeli chodziło o ściąganie kontyngentów zboża czy bydła. On konfiskował majątki, wysiedlał opornych, konfiskował bydło i wysyłał do obozów koncentracyjnych. Świadkiem tego byłem naocznym.

Z nasileniem różnego rodzaju prześladowań przez okupanta występowały częściej odruchy ludności polskiej. Organizacje wyraźniej występowały. Z tego powodu przybyło do Buska gestapo i zainstalowało się w budynku przy ul. 3 Maja. Była to dosyć duża willa po dr. Byrkowskim. W piwnicy tegoż budynku został urządzony areszt. Działalność ich zaczęła się od masowych aresztowań, straszliwym katowaniem uwięzionych, zabijaniem kijami, rozszarpywaniem ciała przez psy i rozstrzeliwaniem. Komendantem tejże instytucji był niejaki Peter, jego pomocnikiem i zastępcą Kühn, zaś do pomocy dodany był żandarm nazwiskiem Fromer. Peter bił strasznie, ludzie ginęli pod kijami – tak zginął Stępień ze Szańca, Jasiński nauczyciel i kilku innych, których nazwisk nie pamiętam. Także kobiety były strasznie bite. Kozakowa zginęła na skutek bicia − rozebrano ją do naga i bito. Nieraz po zupełnym storturowaniu wyprowadzono nocną porą i zabijano. Ludzie ginęli bez śladu. Tak zginęła Dytkowska i Żurkiewiczówna. Fromer żandarm nie pozwalał podawać jeść, a w szczególności nie pozwalał podawać wody ani żadnych napoi.

Nadmieniam, że w tej piwnicy przebywało nieraz ponad 20 ludzi – pomieszczenie, gdzie mogło w złych warunkach przebywać najwyżej pięć osób. W lecie temperatura była tam nie do wytrzymania − tym bardziej, że dwa, a czasami jedno wiadro prawie nigdy nie było wylewane, zawartość tych wiader wylewała się na podłogę. Ludzie z połamanymi rękami, pogruchotanymi kośćmi leżeli na ziemi, prosząc o wodę. Kiedy za zezwoleniem Petera podałem wodę, dzbanek musiałem zostawić, ażeby mogli pić albo podawać wodę innym – to Fromer, ażeby mi to utrudnić, dzbanek chował. Jeżeli ktoś z rodziny przyniósł jedzenie przed moim przybyciem tam do aresztu, to Fromer zabierał jedzenie od ludzi, ale nigdy nie dawał więźniom, ale karmił tym psy albo gęsi, jakie trzymali u siebie na podwórzu. Wyroki śmierci wykonywali u siebie w komórce, a trupy wywozili nocą albo też wywozili w okolice Buska o różnej porze dnia i nocy i tam więźniów zabijali.

W 1943 r. gestapo przeniosło się do budynku, w którym poprzednio mieściło się starostwo. Areszt znajdował się w piwnicy. O ile w areszcie w willi po Byrkowskim było okropnie duszno ze względu na niski pułap i szczupłość miejsca, o tyle w nowej siedzibie w piwnicy było niemożliwie zimno i wilgotno. Były wypadki odmrożenia 3. stopnia zimową porą. O ile ktoś uniknął śmierci i nie rozstrzelano go na miejscu, a był przeznaczony na wysyłkę do obozu, to tych przeprowadzano do aresztu znajdującego się przy żandarmerii w suterenach willi Versal.

Warunki w wymienionym areszcie były okropne. Areszt mieścił się w piwnicy. Cela przerobiona z magazynu, gdzie poprzednio był magazyn na naftę. Bardzo niski – podłoga betonowa – okno w kształcie komina, ze ścian stale ciekło – brak powietrza. Lokal według swojej kubatury mógłby pomieścić cztery osoby[, a] przebywało tam nieraz ponad 20. O tyle warunki były tam lepsze, że miałem więcej swobody w podawaniu jedzenia i picia, a nawet były możliwości robienia opatrunków pokaleczonym i dostarczania lekarstw.

Czyny Petera, Kühna i Fromera są mi znane, bowiem nieraz byłem naocznym ich świadkiem.

Tak zeznałem i po odczytaniu podpisałem.