FRANCISZKA IZBIŃSKA

Tursko Wielkie, dnia 19 września 1948 r. o godz. 9.00 ja, Maj Ignacy z Posterunku MO w Tursku Wielkim, działając na mocy: polecenia ob. wiceprokuratora, wydanego na podstawie art. 20 przepisów wprowadzających kpk, art. 257 kpk, z powodu nieobecności sędziego na miejscu, wobec tego, że zwłoka groziłaby zanikiem śladów lub dowodów przestępstwa, które do przybycia Sędziego uległyby zatarciu, zachowując formalności wymienione w art. 235–240, 258 i 259 kpk, przy udziale protokolanta Dąbka Władysława z tegoż Posterunku MO, którego uprzedziłem o obowiązku stwierdzenia swym podpisem zgodności protokołu z przebiegiem czynności, przesłuchałem niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadek po uprzedzeniu o: ważności przysięgi złożyła przepisaną przysięgę, prawie odmowy zeznań z przyczyn wymienionych w art. 104 kpk, odpowiedzialności za fałszywe zeznanie w myśl art. 140 kk, oświadczyła:


Imię i nazwisko Franciszka Izbińska
Imiona rodziców Wojciech i Marianna z Zugajów
Wiek 48 lat
Data i miejsce urodzenia 15 listopada 1900 r., Ossala, gm. Tursko Wielkie
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód gospodyni domu
Miejsce zamieszkania Ossala, gm. Tursko Wielkie, pow. sandomierskiego
Stosunek do stron obcy

W sprawie niniejszej wiadomo mi jest, co następuje:

Dnia 3 czerwca 1943 r. przyjechała żandarmeria niemiecka SS na 25 samochodów i cztery furmanki do wsi Strużki. Obstawili wioskę wkoło, tak że nie puścili poza wieś nikogo i zaczęli palić zabudowania po kolei, jak również ludzi, którzy byli w domach, a jeżeli kto uciekał, został zastrzelony. W czasie tej pacyfikacji spalili Niemcy 18 zabudowań gospodarczych i zastrzelili 12 osób, i spalili 61 osób, w tym kilkanaście dzieci i kobiety oraz i mężczyźni.

Przyszli na moje podwórko. Zapytali mi się, gdzie jest mój mąż. Ja im odpowiedziałam, że pasie konia za stodołą. Powiedzieli mi, abym go zawołała. Ja zawołałam męża. Niemcy powiedzieli: „Ty bandyto, podlegasz dzisiaj rozstrzelaniu i spaleniu”. Mąż zapytał się, za co, a oni odpowiedzieli, że za kontyngent zbożowy, natomiast mąż im oświadczył, że kontyngent zbożowy oddał, na co może okazać się kwitami. Wtenczas Niemcy powiedzieli do męża, że nie oddał kontyngentu mięsnego, natomiast mąż im oświadczył, że i mięsny kontyngent oddał w stu procentach, a jeżeli trzeba będzie im dać, to ma jeszcze świnie, to odda, i kazali sobie pokazać ową świnię.

Poszli do stajni. Świnie zobaczyli i te w tym czasie wyszły na podwórko. Ja chciałam wpędzić z powrotem, natomiast jeden z nich nie pozwolił mi, gdyż powiedział, że zaraz będą podpalone zabudowania, wyjął zapałki z kieszeni i chciał podpalić. W tym [czasie] dowódca tej grupy nie pozwolił mu zapalić moje zabudowania i ów starszy podał rozkaz, aby wszyscy opuszczali podwórko, gdyż u tego gospodarza jest wszystko w porządku.

Kiedy odchodzili z podwórka, a sąsiedni dom się palił i z ognia wybuchło kilka strzałów, w tym czasie jeden z nich wrócił się do męża, uderzył go kilka razy w twarz i krzyczał, aby oddał broń i amunicję. Mąż mu oświadczył, że nie posiada takowej. Zamierzył się jeszcze raz na męża, lecz ów dowódca nie pozwolił męża uderzyć. Zabrali się i wyszli z podwórka. Za pół godziny czasu przyszło dwóch Niemców, przynieśli kurę z kurczętami i dwa prosięta po trzy miesiące i dali rozkaz, aby mąż to zawiózł na posterunek do Sandomierza. Mąż to zawiózł. Ten, który dał do odwiezienia owe świnie i kurczęta, wyszedł do wozu, zabrał i oświadczył mężowi, że ma wielkie szczęście, że go nie spalili. Obecnie mąż mój już nie żyje.

29 czerwca 1943 r. przyjechali również Niemcy do wsi Strużek i zrobili obławę, gdzie zabili kilka osób, także strzelali Niemcy i na nic nie dały żadne prośby i błagania, tylko kogo spostrzegli, to strzelali.

Na tym protokół zakończono, a przed podpisaniem mi odczytano.