FRANCISZEK TARGOSZ

Dnia 29 sierpnia 1947 r. w Oświęcimiu, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia apelacyjny śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, w charakterze świadka niżej wymienionego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Franciszek Targosz
Wiek 48 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód wicedyrektor Państwowego Muzeum [Auschwitz-Birkenau] w Oświęcimiu
Miejsce zamieszkania Państwowe Muzeum [Auschwitz-Birkenau] w Oświęcimiu

W oświęcimskim obozie koncentracyjnym przebywałem od 18 grudnia 1940 r. do 21 stycznia 1945 r. Byłem polskim więźniem politycznym nr 7626.

W początkowym okresie pracowałem w różnych drużynach roboczych, m.in. przez siedem dni także jako tragarz zwłok (Leichenträger), a od lipca 1941 r. objąłem funkcję w głównej kancelarii obozowej (Häftlingsschreibstube). Ponadto pracowałem w tzw. Postzensurstelle – była to instytucja obozowego urzędu pocztowego, który nosił oficjalną nazwę Poststelle Auschwitz II. Szefem Postzensurstelle był Sturmscharführer Heider. Podlegało mu kilkunastu SS-manów, którzy m.in. cenzurowali pocztę nadchodzącą dla więźniów i przez nich wysyłaną. Ja zatrudniony byłem przy sortowaniu listów według numerów. W zasadzie więzień otrzymywać mógł dwa listy w miesiącu i dwa listy wysyłać. Było jednak szereg ograniczeń, z których najostrzejszym była tzw. Postsperre. Więzień, co do którego ją zarządzono, nie mógł ani otrzymywać ani wysyłać listów drogą oficjalną. Zakaz taki wydawał albo kierownik obozu (Schutzhaftlagerführer) tytułem kary za jakieś przewinienie obozowe albo też Oddział Polityczny w związku z dalszymi dochodzeniami prowadzonymi przeciwko danemu więźniowi przez gestapo. W wypadku zarządzenia Postsperre przez kierownika obozu, listy były przez jakiś czas zatrzymywane, a później wydawano je więźniom. Przy Postsperre zarządzonej przez Oddział Polityczny wszystkie listy oddawano temu oddziałowi. W tym drugim wypadku pozwalano więźniowi pisać listy, lecz nie wychodziły one poza obóz, tylko trafiały do Oddziału Politycznego. Przez to właśnie gestapo i Oddział Polityczny w wielu wypadkach wyłapywali dalsze osoby wmieszane w sprawę danego więźnia. Dla uchronienia więźniów od konsekwencji sabotowałem w miarę możności i sił te zarządzenia. Szereg listów do więźniów, co do których zarządzona była Postsperre, wykradałem z biura, odczytywałem je więźniom, a listy przez nich pisane wysyłałem drogą nieoficjalną i w najrozmaitsze sposoby zakaz wysyłki obchodziłem.

Z końcem listopada 1941 r. na polecenie ówczesnego kierownika obozu SS-Hauptsturmführera Fritzscha zacząłem organizować obozowe muzeum w Oświęcimiu, które początkowo mieściło się w jednej sali na bloku 6., następnie przeniesione zostało na blok 24. i tam pozostawało aż do likwidacji obozu. W muzeum tym prócz mnie zatrudnionych było początkowo siedmiu, a następnie 12 kolegów. Byli to artyści malarze, rzeźbiarze, graficy oraz dwóch Żydów, którzy tłumaczyli Talmud na język niemiecki. Obu ich wydostałem specjalnie z bloku 11., gdzie znajdowali się jako więźniowie kompanii karnej.

W muzeum tym prócz prac wykonywanych przez więźniów zbierałem najrozmaitsze eksponaty, [takie] jak: kolekcje orderów, zbiory numizmatyczne, etnograficzne, wojskowe, ceramiczne, dokumenty, książki, paramenty liturgiczne, chorągwie itp. Większość eksponatów pochodziła z efektów [dobytku] nowo przybyłych więźniów. Część znosili SS-mani z różnych okolicznych miejscowości, gdzie likwidowano najrozmaitsze instytucje polskie, społeczne, polityczne, a nawet kościelne.

Kierownictwo obozu i poszczególni SS-mani interesowali się muzeum, bardzo często tam przychodzili, kazali sobie prace nasze objaśniać i w zależności od stopnia ich inteligencji rzeczy te oceniali. Na przykład szef Oddziału Politycznego Maximilian Grabner uważał wszystko, co polskie, za ordynarne, niegustowne i że rzeczy tak podłego gatunku mogą robić tylko Polacy.

Przy okazji każdego tzw. Hoher Besuch przybyłemu gościowi pokazywano muzeum. W sierpniu 1942 r. zwiedził je jakiś wysoki dygnitarz SS wraz ze swoją świtą, oprowadzał ich Höß ze swoim sztabem. W czasie zwiedzania muzeum ów dygnitarz rozmawiał z Hößem na temat masowych transportów żydowskich. O ile pamiętam, chodziło o masowe transporty Żydów z Holandii. Z treści rozmowy wynikało, że transportami tymi dysponował Liebehenschel, że nie przysłał ich jednak do obozu oświęcimskiego, tylko skierował je gdzie indziej. Wymieniano przy tym Majdanek. Ów dygnitarz oświadczył wówczas kategorycznie, że przecież tę sprawę załatwia Liebehenschel i otrzymał polecenie załatwienia jej w taki sposób, jak załatwił transporty Żydów słowackich. Żydzi słowaccy zniszczeni zostali w Brzezince. Rozmowa ta wywiązała się przy oglądaniu żydowskich przyborów liturgicznych, które oglądając, wyśmiewali. Słyszałem ją, ponieważ znajdowałem się w tym samym pokoju w pewnej odległości od grupy, w której rozmowa się toczyła. W pewnej chwili podszedł do mnie Aumeier, zadał mi zdawkowe pytanie, jak długo będę dalej nad tym obrazem pracował (stałem nad rozpoczętym obrazem), w rzeczywistości sprawdzał, czy mogłem słyszeć treść rozmowy, którą Höß z owym dygnitarzem prowadził. Po chwili odszedł ode mnie i oświadczył, że wszystko jest w porządku („[Alles] in Ordnung”).

Jeszcze przed aresztowaniem mnie wiosną 1940 r. byłem świadkiem rozmowy, prowadzonej w Białej w biurze firmy Sezemsky przez partyjnych funkcjonariuszy politycznych (Politische Leiter) Bodo Ölweina i Waltera Tetznera. Omawiali oni m.in. przyjęcie, jakie dla wysokich osobistości SS i partyjnych odbyło się na zamku w Wiśle. Na zamku tym był wówczas obecny m.in. SS-Obergruppenführer Pohl, który z tej okazji wygłosił przemówienie. W czasie przyjęcia poruszano szereg kwestii narodowościowych i kolonizacyjnych. Mówiono m.in. także o likwidacji Żydów, przy czym wymieniono Liebehenschela i Hößa jako dwóch spośród siedmiu zaprzysiężonych, którzy przeprowadzają akcję likwidacji Żydów, w ogóle nieniemieckiego elementu. Rozmowę tę pamiętam zupełnie dokładnie, nazwisko Liebehenschel nie było mi obce, ponieważ z wydawnictw, które posiadali Ölwein i Tetzner, nazwisko Liebehenschel było mi znane. W wydawnictwach tych Liebehenschel figurował jako jeden z wyższych funkcjonariuszy SS.

Z racji mych funkcji w Postzensurstelle i w muzeum miałem możność swobodnego poruszania się po obozie i dlatego też mogłem obserwować większość SS-manów, którzy w obozie pełnili służbę. SS-Hauptsturmführer Hans Aumeier był pierwszym Schutzhaftlagerführerem w latach 1942–1943. W stosunku do kobiet odnosił się on brutalnie, sam byłem wielokrotnie świadkiem, jak bił je i kopał. W tym czasie obóz kobiecy znajdował się jeszcze w obozie macierzystym i gdy przechodząca kobieta spojrzała na więźnia, względnie na kolumnę więźniów, w której wyszukiwała męża lub syna, rzucał się na nią i bił ją.

Latem 1942 r., już po likwidacji obozu kobiecego w obozie macierzystym i przeniesieniu kobiet do Brzezinki, w związku ze swoją pracą na poczcie znalazłem się przypadkowo na bloku 11. i byłem świadkiem wyładowywania na dziedzińcu tego bloku Polek zwiezionych tam samochodami z zagłębia górniczego. Obecni byli przy tym: szef Oddziału Politycznego Maximilian Grabner, Aumeier, Kaduk i jakiś SS-man z Oddziału Politycznego. Po wyjściu kobiet z samochodu ustawiano [je] w szeregu wzdłuż ściany bloku 10. Jedna z nich, w mocno zaawansowanej ciąży, schodziła powoli schodkami z samochodu, wówczas doskoczył do niej Aumeier, skopał ją, przewrócił na ziemię, tak że towarzyszki musiały ją zabrać do szeregu. Grabner podszedł do jednej z kobiet i trzymaną w ręce laską kłuł ją w piersi, do innej powiedział, że śmierdzi i nadepnął jej na nogę, a następną zapytał, czy ta „alte Hure” – przy czym wskazał na sąsiadkę – jest jej matką. Po twierdzącej odpowiedzi powiedział do córki, że ona będzie jeszcze większą „Hure”.

Na terenie obozu Grabner nie maltretował więźniów własnoręcznie. Natomiast w bunkrze wyżywał się [na nich], bił ich oraz był obecny przy dokonywanych na dziedzińcu bloku 11. rozstrzeliwaniach. Sam widziałem go w czasie rozstrzeliwania 17 Ślązaków w 1942 r. Był tam również wówczas obecny Aumeier. Zarówno Aumeier, jak i Grabner nienawidzili Polaków, w szczególności zaś Polaków inteligentów, z tym że Aumeier tolerował ich o tyle, o ile byli mu potrzebni.

SS-Unterscharführera awansowanego następnie na Scharführera Augusta Boguscha pamiętam z czasów jego pracy w kancelarii Schutzhaftlagerführera. Był to człowiek głupi, chciwy i chytry. Kradł np. zegarmistrzom oddane do naprawy zegarki, fakty te stwierdziłem osobiście, ponieważ zegarmistrzowie pracowali pod moim dozorem na bloku 24. w muzeum. Z muzeum wykradał eksponaty, które mu się podobały, względnie [takie], których mógł użyć do swoich potrzeb. Szantażował więźniów, żądał od nich nienależnych mu świadczeń, w razie odmowy lub opóźnienia w wykonaniu składał meldunki karne, które pociągały za sobą dotkliwe ukaranie więźniów. Meldunki takie wyciągałem w miarę możności od późniejszego Schutzhaftlagerführera Hofmanna. Na więźniów Polaków stale wymyślał, przezywał ich polskimi świniami, bandytami. Według informacji SS-mana Vogta, który pochodził z Bielska i którego znałem jeszcze z wolności, Bogusch brał udział w akcjach specjalnych w Brzezince (Sonderaktionen), a więc akcjach odbierania i selekcji masowych transportów, z których większość wysyłano wprost z rampy do gazu.

21 stycznia 1945 r. Bogusch przyłączył się do eskorty naszego transportu ewakuacyjnego i wraz z innymi pędził nas pieszo do Wodzisławia. Po drodze bił więźniów i polecił SS-manom strzelać na miejscu [do] więźniów, którzy z powodu upadku sił nie mogli dalej maszerować. Przez całą drogę miał mnie specjalnie na oku i groził mi, że w razie próby ucieczki zastrzeli mnie na miejscu. Z Oświęcimia wyszliśmy w grupie ok. 300 więźniów, po drodze zastrzelono z niej około stu.

SS-Obersturmführer Heinrich Josten pełnił w Oświęcimiu służbę oficera inspekcyjnego (Führer vom Dienst, FvD) i zastępował Schutzhaftlagerführera Hofmanna. Jako oficer SS brał udział w sonderakcjach w Brzezince, a więc w przyjmowaniu i selekcji masowych transportów. W 1944 r. przeprowadzał w obozie macierzystym selekcje wśród Żydów, w czasie których niezdatnych do pracy wybierano do gazu. Selekcje takie przeprowadzane były wśród Żydów także za rządów Liebehenschela na stanowisku komendanta obozu, a więc na przełomie 1943 i 1944 r. Przypominam sobie, jak Josten w czasie publicznego wieszania więźniów stał przy szubienicy, opierał się o nią beztrosko i przyglądał się egzekucji z nonszalancją.

SS-Obersturmführer Josef Kollmer był jednym z oficerów SS załogi oświęcimskiej, pełnił tu również funkcję oficera inspekcyjnego. Widziałem go, jak w towarzystwie komendanta obozu Hößa szedł na blok 11. Brał udział w sonderakcjach w Brzezince.

SS-Sturmbannführer Franz Kraus przyszedł do obozu oświęcimskiego na jesieni 1944 r. Należał do sztabu Schutzhaftlagerführera, był bardzo gorliwy i w stosunku do więźniów złośliwy, składał meldunki karne. Brał udział w sonderakcjach w Brzezince. Do Oświęcimia przeniesiony został podobno karnie.

Następca Hößa na stanowisku komendanta SS-Obersturmbannführer Arthur Liebehenschel, który pełnił w Oświęcimiu funkcję komendanta i Standortälteste od listopada 1943 r. do maja 1944 r., zniósł w obozie macierzystym wszystkie zarządzenia, które kompromitowały SS, a więc „ścianę śmierci”, cele stojące na bloku 11., wypuścił z bunkrów tego bloku więzionych [tam] więźniów, wprowadził różne drobne złagodzenia regulaminowe, zniósł karę chłosty, nie pozwalał SS-manom i kapo bić więźniów. Za jego czasów ustały rozstrzeliwania na bloku 11. Mimo to wybierano jednak więźniów na rozstrzelanie, ale nie rozstrzeliwano ich w obozie macierzystym, lecz działo się to w Brzezince. W dalszym ciągu przeprowadzano wśród Żydów selekcje i wywożono ich do komór gazowych w Brzezince. Wprowadził nieznaną dotąd w obozie instytucję tzw. policji obozowej (Lagerpolizei), którą obsadził sprowadzonymi przez siebie z innego obozu więźniami Niemcami. Policja ta przejęła funkcję dawnej zamaskowanej i tajnej sieci konfidentów wydziału politycznego. Była dla więźniów bardzo dokuczliwa. Przez wszystkie zarządzenia, dzięki którym Liebehenschel wprowadził pewne ulgi w reżimie, jego rządy stwarzały pozory złagodzenia kursu, [jednak] w zasadniczej linii obozu i w jego istocie jako miejscu wyniszczenia nic się za Liebehenschela nie zmieniło. Wszystkie akcje niszczycielskie przerzucał on jednak na teren Brzezinki.

SS-Unterscharführera Kurta Müllera pamiętam przede wszystkim z okresu jego służby w biurze zwanym Arbeitseinsatz. Był on donosicielem, składał meldunki karne, ponadto widywałem go na bloku 11.

SS-Unterscharführer Paul Szczurek, Ślązak władający językiem polskim, brał udział w akcjach specjalnych w Brzezince. Sam mówił mi, że dzieją się tam rzeczy straszne, że nerwy odmawiają mu posłuszeństwa.

SS-Hauptscharführera Tannhausena przypominam sobie tylko z wyglądu. Rozpoznałem go w więzieniu w Krakowie, poznaję go [również] obecnie na okazanej mi fotografii. Pamiętam, że Tannhausen brał w 1942 r. wraz z Kadukiem udział w wywożeniu kobiet z Oświęcimia do Brzezinki po zlikwidowaniu obozu żeńskiego w Oświęcimiu. Następnie wywoził on wraz z innymi SS-manami muzułmanów sprzed bloku 20. do komór gazowych w Brzezince. Pamiętam, że stał na stopniu samochodu obok szoferki, samochodem tym wywożono chorych z bloku 20. do Brzezinki, gdzie zostali zagazowani.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i protokół niniejszy zakończono.