WŁADYSŁAW ŁADA

Dnia 22 sierpnia 1947 r. w Warszawie, sędzia śledczy I rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie z siedzibą w Warszawie, w osobie p.o. sędziego K. [?] I. Janowskiego, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 111 kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Łada
Wiek 42 lata
Imiona rodziców Kazimierz i Zofia
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Paryska 23 m. 5
Wykształcenie inżynier
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

19 września 1940 r. zostałem zabrany z mieszkania na Żoliborzu i już po czterech dniach znalazłem się w Oświęcimiu, skąd w maju 1941 r. zostałem zwolniony. Był to jeszcze mało znany obóz. Komendantem był Höß, a Hans Aumeier w naszym przekonaniu był jego zastępcą, gdyż przyjmował raporty podczas urlopu Hößa. Natomiast Fritzsch w moim przeświadczeniu stał w hierarchii wyżej od Hößa. My, zwykli więźniowie, stosunkowo mało stykaliśmy się z naczelnymi władzami, dotyczyły nas raczej instrukcje wydawane niższym [rangą] funkcjonariuszom.

Aumeier przeprowadzał inspekcje naszych robót, polecał SS-manom popędzać nas w robocie i w ogóle był dokuczliwy. Chodził zawsze z psem wilczurem i z pejczem w ręku. Rozkazy wydawał nam w brutalnej formie, szczuł nas psem i za byle co lub bez powodu bił pejczem. Jego specjalnością było kopanie więźniów w brzuch. Zimą nasze komando odgarniało śnieg na wewnętrznych ulicach obozu. Razu pewnego pracowaliśmy między blokami 10. i 13. (późniejszym blokiem 11.) – tzw. karnym, gdzie odbywały się egzekucje. Słyszeliśmy wówczas strzały a po chwili z bloku wyszedł Aumeier z psem. Stanęliśmy wszyscy na baczność z wyjątkiem jednego, który mając zakryte uszy, nie słyszał nadejścia Aumeiera. Ten krzyknął na więźnia, kazał mu stanąć na baczność i począł bić go po twarzy. Jednocześnie pies rzucił się na więźnia i gryzł mu ręce. Więzień odruchowo bronił się i zasłaniał przed psem, lecz Aumeier bił go coraz zawzięciej, każąc stać bez ruchu, [a] gdy więzień upadł, kopał go leżącego. Kiedy Aumeier odszedł, więzień musiał wziąć się z powrotem do pracy, mimo że jego ręce były zakrwawione. Nazwiska więźnia nie pamiętam.

Innym razem pracowaliśmy przy kopaniu żwiru na terenie Industriehof. W pewnym momencie skierowano nas na inną drogę, niż stale chodziliśmy. Widzieliśmy że przybyły na [ten] teren władze obozowe, m.in. Aumeier. Słyszeliśmy z daleka strzały, a następnie dwóch więźniów wynosiło trupa jakiegoś mężczyzny ubranego po cywilnemu. Nie słyszałem, aby Aumeier osobiście kogoś uśmiercił, lecz zwykle asystował przy egzekucjach.

Jakoś w listopadzie uciekł z obozu jeden z więźniów – zdaje się, zawodowy przestępca. Ogłoszono wówczas, że jeśli więzień się nie odnajdzie, to rozstrzelają ileś osób z gminy, z której więzień pochodził. Po paru dniach widziałem, jak zajechały dwa czy trzy samochody z ludźmi (m.in. dziećmi i kobietami), których zawieziono do Industriehof. Nas wezwano na plac i trzymano na apelu od 5.00 rano do 11.00 w nocy. Słyszeliśmy strzały i następnie więźniowie wynosili trupy do krematorium. Po tym wielogodzinnym apelu na zimnie i śniegu ok. 300 osób zmarło, częściowo od razu na placu, a częściowo nocą w baraku. Aumeier musiał i tam asystować, gdyż nie było go wówczas na placu, a zawsze bywał na apelach wraz z Hößem.

Innym razem, gdy miała miejsce ucieczka więźnia z jednego bloku, to Aumeier razem z Hößem wybierali więźniów, którzy w odwecie mieli być zabrani. Co się z nimi stało, nie wiadomo, prawdopodobnie zostali rozstrzelani.

Innym jeszcze razem widziałem, jak Aumeier razem z Hößem znęcali się nad jakimś Żydem. Postawili go nad wykopanym dołem i kopali. Gdy Żyd przewracał się i wpadał do dołu, kazali mu się z niego wydostawać i zabawa się powtarzała. Gdy Żyd leżał już zupełnie bezsilny, to Aumeier lub Höß, bo nie pamiętam który, wyraził się: „Patrzcie, Polacy, jak wyglądają ci, co popchnęli was do wojny z nami”.

Prostuję, że gdy [ten] pierwszy [wspomniany przeze mnie] więzień uciekł, to tego dnia zarządzono wielogodzinny apel, a gdy miała miejsce egzekucja odwetowa, tylko ściągnięto nas wcześniej z roboty i apel trwał jedynie parę godzin.

Poza naczelnymi władzami obozowymi dawali nam się we znaki niżsi [rangą] funkcjonariusze i SS-mani, których nazwisk nie pamiętam. Jedno tylko nazwisko pamiętam – Rapportführera Palicza [Palitzscha]. Pamiętam natomiast rysy niektórych z nich i prawdopodobnie z fotografii mógłbym ich poznać.

Przypominam sobie jeszcze, że Aumeier często przeprowadzał osobiście rewizje u powracających z pracy poza obozem więźniów, [sprawdzając], czy nie przynoszą ze sobą znalezionego gdzie jedzenia, i jeśli przy którym co znalazł – osobiście z nim się rozprawiał, niezależnie od tego, że zapisywał jego numer i więzień taki później był karany chłostą. Raz Aumeier przyłapał więźniów, gdy podczas pracy weszli do opuszczonego domku, gdzie się grzali i gotowali chustki po praniu. Właścicieli chustek zapisał, w następstwie czego otrzymali oni również karę chłosty. Aumeier uchodził w obozie za gorszego niż Höß.

W tej sprawie mogliby również zeznawać:

1) Tadeusz Konarski, zamieszkały w Warszawie przy ul. Krasińskiego 24,

2) Jan Majorowski, zamieszkały w Warszawie na Pradze, adresu bliższego nie znam,

3) Kobierski, właściciel sklepu na Żoliborzu,

4) adw. Tadeusz Bednarkiewicz, zamieszkały [w Warszawie,] Al. Jerozolimskich 44 m. 8,

5) inż. arch. Jakimowicz, zamieszkały w Warszawie, dawniej przy ul. Langiewicza.

To wszystko. Odczytano.