FELIKS MYŁYK

Dnia 28 sierpnia 1947 r. w Oświęcimiu, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia apelacyjny śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał co następuje:

Imię i nazwisko Feliks Myłyk (znany w sprawie)

Przebieg mojego pobytu w oświęcimskim obozie koncentracyjnym opisywałem w czasie przesłuchania mnie w sprawie oświęcimskiej. Nadmieniam ponownie, że w Oświęcimiu przebywałem od 14 czerwca 1940 r. do 16 października 1944 r. Przez cały czas pracowałem w Oddziale Politycznym, którego szefem od początku istnienia obozu do listopada 1943 r. był SS-Untersturmführer i Kryminalsekretär, awansowany następnie na Oberkriminalsekretära, Maximilian Grabner. Trząsł on całym obozem. Miał stanowisko niezależne. Komendant obozu Höß nie mieszał się do spraw załatwianych przez Oddział Polityczny i w biurze Grabnera rzadko go widywałem.

Grabner był człowiekiem zimnym, wyrachowanym i bezwzględnym, który z zupełnym spokojem skinięciem palca skazywał ludzi na śmierć. Tak było np. w 1943 r., kiedy to w związku z jakąś denuncjacją przeprowadził czystkę w Effektenkammer, Bekleidungskammer i kuchni. Wszystkich więźniów zatrudnionych w tych instytucjach zgromadził przed blokiem 24. i przeprowadził wybiórkę. Wybrał wówczas ok. 40 więźniów, którzy zostali rozstrzelani na bloku 11. W sprawę tę wmieszany był również Józef Kral, zamieszkały w Podlesiu k. Piotrowic Śląskich. Grabner osobiście go przesłuchiwał zarówno w bunkrze bloku 11., jak i w biurze politycznym. Po egzekucji na bloku 11. przychodziły do Oddziału Politycznego dla rozstrzelanych więźniów tzw. Totenmeldunki szpitala więziennego, krótka historia choroby i jej rozpoznanie, na podstawie których to dokumentów załatwiano dalsze formalności. Zawiadamiano m.in. RSHA [Reichssicherheitshauptamt] o śmierci więźnia, podając w tym zawiadomieniu naturalną przyczynę zgonu. Jako zmarłych naturalną śmiercią określono np. całą grupę Ślązaków, których w obozie rozstrzelano. Z grupy tej pamiętam dwóch braci Czajorów, Pnioka, Hermanna Krawczyka, na których kartotekach w czasie, gdy oni jeszcze byli, umieszczone były czerwone krzyżyki. Początkowo nie wiedzieliśmy, co te krzyżyki oznaczają, przekonaliśmy się o tym dopiero po ich rozstrzelaniu.

Około sierpnia 1941 r. wobec tego, że szpital był przepełniony, Oddział Polityczny postanowił szpital oczyścić. Zestawiono wówczas listę ok. 500 więźniów, do której wciągnięto także dwóch kapów niemieckich, mianowicie osławionego Krankemanna i drugiego bez ręki. Dla więźniów tych polecono nam przygotować wszystkie akta, zapakować je w paczki, wydać kartotekę. Dokumenty te ja osobiście wręczyłem funkcjonariuszowi Oddziału Politycznego Dzierżanowi-Hoferowi. Lista ta oznaczona była jako Transport nach Dresden. Wszystkich objętych tą listą załadowano do wagonów osobowych. Dokąd wywieziono nie wiem. Po jakimś czasie wszystkie akta i kartoteka wróciły do naszego biura. Akta były już uzupełnione Totenmeldunkami i dalszymi dokumentami szpitalnymi, przy czym w dokumentach tych podane były różne daty zgonu. Rozłożone były one na okres około miesiąca. Zaznaczam, że z chwilą wysłania tego transportu polecono w numeracji zmarłych zarezerwować 500 numerów i pozostawić je wolne. Po zwrocie akt polecono nam te właśnie akta z tego transportu wciągnąć pod tymi wolnymi numerami.

Grabner przeprowadzał co pewien czas wybiórki na bloku 11., w czasie których wybierano więźniów, których następnie na bloku 11. rozstrzeliwano. Także u tych więźniów przeprowadzano formalnie ich śmierć, jak gdyby zmarli naturalnie i takie zawiadomienia wysyłano do Berlina. Robiono to w przeciwstawieniu do przypadku rozstrzeliwań egzekucyjnych, które oznaczano wyraźnie jako Egzekutiert i dla których w Oddziale Politycznym prowadzono osobną oficjalną listę. W tych przypadkach w aktach znajdowały się formalne protokoły egzekucyjne. W krytych naturalnymi przyczynami zgonów wypadkach Grabner nie tylko decydował o śmierci, ale także, jak zresztą i w przypadkach egzekucji oficjalnych, brał w takich rozstrzeliwaniach udział. Był również obecny przy zabijaniu ludzi za pomocą gazu, najpierw w podziemiach bloku 11., następnie w komorze gazowej krematorium I. Opowiadał mi kapo I krematorium Mietek Morawa, że w grupie rozstrzelanych osób cywilnych w krematorium I, w nocy, odzyskała przytomność jakaś zraniona kobieta i podniósłszy się, prosiła więźniów Sonderkommanda oraz SS-mana pełniącego tam służbę o udzielenie jej ratunku. SS-man ów zameldował o tym Grabnerowi, który przybył na miejsce i sam ową kobietę zastrzelił.

Z chwilą rozpoczęcia akcji niszczenia Żydów Grabner oraz podlegli mu funkcjonariusze Oddziału Politycznego stale pełnili dyżury w Brzezince. SS-mani zatrudnieni przy gazowaniu ofiar nadchodzących masowymi transportami oraz przy spalaniu ich zwłok, jemu jako szefowi Oddziału Politycznego podlegali i on kierował ich pracą. Więźniów zatrudnionych w tzw. Sonderkommando zmieniano co pewien czas, dość często. Sporządzaliśmy listy tych więźniów, na podstawie projektu otrzymanego z filii Oddziału Politycznego w Brzezince. Więźniów objętych tymi listami sprowadzano do Oświęcimia rzekomo dla wysłania ich transportem, najczęściej do Gliwic. Następnego dnia otrzymywaliśmy z powrotem tę listę z nagłówkiem „SB” wypisanym ołówkiem z poleceniem wysortowania ich akt, kartotek i wpisania [do nich] „SB” i daty. Litery „SB” były skrótem [od] Sonderbehandlung. Pod oznaczeniem „SB” likwidowano również „muzułmanów” z wybiórek w szpitalu i w obozie. O przeprowadzaniu takich masowych akcji niszczycielskich decydował oddział polityczny, dla przeprowadzenia poszczególnych akcji nie nadchodziły żadne polecenia. Inne władze obozowe bez zgody Oddziału Politycznego takich akcji przeprowadzać nie mogły, gdyż nie mogły nawet bez zgody tego oddziału przenieść więźnia do innego obozu. Listy więźniów, którzy, mieli być wysłani transportem do innego obozu przedkładane były Oddziałowi Politycznemu. Jeśli ten sprzeciwił się wysłaniu danego więźnia, musiał on pozostać w Oświęcimiu.

Zaznaczam, że w obozie przeprowadzano egzekucje na więźniach także na żądanie tzw. Einweisende Dienststelle. Placówka taka nadsyłała wówczas pisemne polecenie w formie tzw. Schnellbriefu, lub też, o ile chodziło o wielkie akcje, przysyłała swojego funkcjonariusza wraz z listą tych, którzy mają być rozstrzelani. Przeprowadzone w tych wypadkach egzekucje były jako takie wykazywane. Nie kryto ich pozorami naturalnego zgonu. Stanowiły one jednak tylko nieznaczny odsetek egzekucji maskowanych Totenmeldunkami.

Grabner był członkiem Sicherheistdienstu, nosił na rękawie znaczek SD. Zarówno Grabner jak i wszyscy SS-mani podpisywali deklaracje, że trzymać będą w tajemnicy to wszystko, o czym dowiedzą się przy przeprowadzaniu akcji przeciwżydowskich i że wiedzą, że za przywłaszczenie mienia pochodzącego z tej akcji będą karani śmiercią. Mimo tego uroczystego zapewnienia zarówno Grabner, jak i inni SS-mani kradli rzeczy pożydowskie. Sam musiałem na żądanie Grabnera organizować dla niego różne przedmioty. W mieszkaniu jego w Oświęcimiu widziałem dużo waliz, płaszczy i innych przedmiotów, pochodzących z kanady. Na walizach tych były wypisane jeszcze nazwiska ich dawnych prawnych właścicieli. Na żądanie Grabnera wysyłałem na adres wiedeński paczki Robiłem to często. Paczki te zawierały najrozmaitsze przedmioty, szczegółowo ich zawartości obecnie podać nie potrafię.

Znany upadek Grabnera w listopadzie 1943 r., a następnie jego proces sądowy tłumaczę sobie chęcią odciążenia jego władz przełożonych i reżimu oraz zrzucenia odpowiedzialności za to, co stało się w Oświęcimiu. W procesie tym Grabner miał zostać skazany na 10 czy też 12 lat więzienia.

Grabner działał w Oświęcimiu samowolnie i miał stanowisko niezależne. Działał jednak w granicach udzielonych mu przez jego władze przełożone pełnomocnictw, gdyż w przeciwnym razie jego działalność i szczegóły zbrodni oraz przestępstw przez niego popełnionych, znane dużemu kręgowi SS-manów oświęcimskich, nie mogłyby utrzymać się od 1940 r. prawie do końca 1943 r. w tajemnicy. Zresztą Oddział Polityczny wysyłał do Berlina meldunki statystyczne, w których figurowały przypadki śmierci oznaczone „SB” i na nie Berlin nigdy nie reagował. Dopiero, gdy sprawa zbrodni oświęcimskich stała się głośna, dla poprawienia reputacji przeprowadzono proces przeciwko Grabnerowi, chcąc odciążyć w ten sposób system i reżim, w ramach którego współdziałał on z innymi placówkami i instytucjami.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i protokół niniejszy zakończono.