MICHAŁ SKAWIŃSKI

Dnia 30 sierpnia 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie art. dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Michał Skawiński
Data i miejsce urodzenia 17 marca 1919 r. w Krakowie
Imiona rodziców Michał i Maria z d. Olesiak
Wyznanie rzymskokatolickie
Stan cywilny wolny
Zajęcie uczeń
Narodowości i przynależności państwowa polska
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Friedleina 16a
Karalność niekarany

Zostałem aresztowany przez gestapo 12 kwietnia 1940 r. koło Czorsztyna w drodze na Węgry. Więziono mnie najpierw w Nowym Targu do 18 maja 1940 r., następnie przewieziono do więzienia na ul. Montelupich w Krakowie, skąd transportem samochodowym 20 czerwca 1940 r. odstawiono mnie do Oświęcimia. W obozie oświęcimskim więziony byłem do końca października 1944 r., po czym przetransportowano mnie do obozu w Oranienburgu, gdzie pracowałem najpierw w fabryce Heinkla, następnie w Klinkerwerk aż do 18 kwietnia 1945 r. W dniu 3 maja 1945 r. zostałem uwolniony przez wojska amerykańskie.

Do obozu oświęcimskiego przybyłem 20 czerwca 1940 r. i otrzymałem nr 1023. Kwarantanny nie przechodziłem, lecz przydzielono mnie zaraz do prac, najpierw w Gliwitz- Kommando, a następnie do różnych robót ziemnych, transportowych, przy rozbiórce domów itp. Dłużej pracowałem już w Malerei-Bauleitung jako malarz. W lecie 1943 r. przydzielony byłem przez dwa miesiące do karnej kompanii (SK [Strafkompanie]) w Brzezince.

W czasie mego pobytu w obozie oświęcimskim zetknąłem się z różnymi SS-manami, przy czym znana mi jest działalność niektórych z nich. Znany mi jest i z widzenia, i z nazwiska SS-man Plagge, znany wśród więźniów jako „Fajeczka”. Był on Sportführerem, odznaczał się wielkim sadyzmem i okrucieństwem w stosunku do więźniów, których bez powodu bił kijem przy lada okazji gdzie popadło i zamęczał więźniów wyczerpującymi ćwiczeniami. Sam nie przechodziłem „sportu” pod kierunkiem Plaggego, lecz niejednokrotnie widziałem, jak ćwiczył innych więźniów, oraz widziałem jak chodził za tarzającymi się po ziemi więźniami i kopał im końcem buta piasek w oczy. Plagge był postrachem więźniów w całym obozie i należał do wyższych rangą SS-manów, w których towarzystwie się obracał, jakkolwiek jego stopnia służbowego dokładnie nie znałem. Wiem, że pełnił przez jakiś czas funkcję Blockführera w obozie macierzystym, lecz z działalnością jego z tego okresu bezpośrednio się nie zetknąłem, a w końcu był Rapportführerem w obozie cygańskim i tam widywałem go w związku z mą pracą malarską przy odwszalni i szpitalu obozu cygańskiego. Widywałem go wtedy chodzącego często z kijem i bijącego więźniów, a więźniowie obozu cygańskiego bali się go.

Znany mi jest również i z nazwiska, i z widzenia Aumeier, który był pierwszym Schutzhaftlagerführerem obozu oświęcimskiego. Był on małego wzrostu, znany wśród więźniów jako „Łokietek”. Przez cały prawie dzień widać go było w obozie, nosił pistolet, groził nim więźniom, strzelał w powietrze, ponadto bił i kopał więźniów, a był dobrze wygimnastykowany i do więźniów doskakiwał i kopał w podskoku. Z jego polecenia blokowi mieli za zadanie obserwować działalność więźniów i najdrobniejsze rzekome przewinienie donosić mu, a on po wieczornym apelu doraźnie wymierzał kary, przeważnie bicie na koźle.

W czasie, gdy jako malarz pracowałem w kuchni dla więźniów i zorganizowałem sobie przy tej sposobności trochę żywności z zapasów pożydowskich, na skutek doniesienia stanąłem do raportu przed Aumeierem, który doraźnie skazał mnie na 15 uderzeń kijem. W jego obecności karę tę wykonali Stiwitz i Schulz. Następnie przeznaczył mnie Aumeier do raportu karnego, w którym Palitsch wymierzył mi karę: dwa miesiące kompanii karnej.

Widziałem kilka egzekucji publicznych przez powieszenie na szubienicy wystawionej przed kuchnią dla więźniów. Egzekucje te odbywały się z rozkazu i w obecności Aumeiera. Brał on również czynny udział w strzelaniu więźniów na bloku nr 11, o czym opowiadał mi dokładnie nieżyjący już kolega więzień Szostak, funkcyjny w bunkrach bloku nr 11. Widziałem nieraz Aumeiera w czasie akcji wchodzącego lub wychodzącego z bloku nr 11.

W związku z mą pracą malarską zetknąłem się również w ciągu 1944 r. z SS-manem Kurtem Müllerem, który wówczas pełnił funkcje Arbeitsdienstführera. Niejednokrotnie widziałem, jak Müller ręką bił więźnia, przeważnie po twarzy, przeprowadzał lotne rewizje wśród więźniów na mniejszych, zewnętrznych komandach pracy i koledzy więźniowie żalili się do mnie nieraz, że Müller za lada głupstwo składa na nich meldunki karne, co pociągało za sobą różne kary, nawet bunkier.

Znam również ówczesnego szefa Malerei-BauleitungSS-Unterscharführera Fritza Taddikena, gdyż był on moim przełożonym od 1941 r. (od końca) aż do czasu wyjazdu mego z Oświęcimia. Znam go dobrze i z nazwiska, i z widzenia. Był to mężczyzna wysoki, blondyn. W zakresie malarstwa był on fachowcem i sam rozdzielał i dozorował prace malarskie na terenie obozu, jak również i poza nim. Był to zapalony partyjniak, nosił na rękawie bluzy naszywkę w kształcie litery „V”, co oznaczało kilkuletnią już przynależność do partii. W rozmowie z więźniami podkreślał zawsze swoją przynależność partyjną i ubóstwiał Hitlera. W stosunku do podległych mu więźniów zachowywał się – jak na SS-mana – całkiem poprawnie, nie zauważyłem, by więźnia kiedy uderzył, robił na niego meldunek lub przeszkadzał w zorganizowaniu żywności. Był to typ zrównoważonego i spokojnego człowieka, zajętego tylko pracą w swoim zawodzie.

Znany mi jest również z nazwiska i z widzenia Josten, SS-man w stopniu oficerskim, który był dowódcą kompanii wartowniczej i kontrolerem posterunków strażniczych i różnych komand pracy poza obozem. Był to mężczyzna średniego wzrostu, chudy, o pociągłej twarzy i wystających kościach policzkowych, zawsze blady, z dużą ilością zmarszczek na twarzy; nosił okulary w czarnej oprawie. Sam obserwowałem go nieraz w czasie lotnych kontroli więźniów poza obozem, a nadto od kolegów więźniów słyszałem, że przy każdej takiej kontroli robił on meldunki karne, kończące się zawsze surowymi karami. Wśród więźniów był on postrachem. Kilka razy kontrolował również placówkę pracy, w której ja byłem zatrudniony i przy tej okazji krzyczał na więźniów, zwracał uwagę, czy więźniowie pracują usilnie, czy też w pracy zaniedbują się, jak również, czy nie kontaktują się z osobami cywilnymi lub nie organizują czegoś. Poza tym bezpośrednich wiadomości o działalności Jostena nie posiadam.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.