ALINA GŁUCHOWSKA

Warszawa, 26 marca 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Alina Głuchowska z d. Zaleska
Imiona rodziców Marcin i Bronisława
Data urodzenia 2 lutego 1912 r.
Zajęcie krawcowa
Wykształcenie 3-letnia szkoła przemysłowo-handlowa
Miejsce zamieszkania Pruszków, ul. Stalowa 6 m. 5
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Jestem mieszkanką Pruszkowa, gdzie stale zamieszkuję i zamieszkiwałam w czasie wojny, z przerwą od 1938 do marca 1941roku. W Pruszkowie mieszkała cała moja rodzina.

Od marca 1941 zamieszkiwałam przy ul. Stalowej6, gdzie razem ze mną mieszkali brat mój Eugeniusz Zaleski (ur. 25 maja 1914), z zawodu technik budowlany, zatrudniony w Warszawie w firmie Rota przy ul. Koszykowej, oraz mój mąż Czesław Bogdan Głuchowski (ur. 12 stycznia 1909), z zawodu technik mechanik, w 1941 roku zatrudniony w firmie „Lech” przy ul. Brukowej w Warszawie.

Mój brat był oficerem rezerwy Wojska Polskiego w stopniu podporucznika i w czasie okupacji niemieckiej należał do organizacji podziemnej mającej na celu walkę z Niemcami. Mnie nigdy nie mówił, iż należy do organizacji podziemnej, jednakże łatwo zorientowałam się, iż tak jest, ponieważ często wychodził, nie mówiąc dokąd się udaje, przyjmował tajemnicze osoby, a kiedyś mówił, iż w Warszawie ma schowaną broń. Czy mój mąż pracował konspiracyjnie, tego nie wiem.

W nocy z 12 na 13 grudnia 1943 do naszego mieszkania przybyło ośmiu gestapowców w mundurach, czterech ubranych po cywilnemu, przy czym wspaniale orientowali się w terenie. Zadzwonili do nas trzy razy, tak jak u nas w rodzinie było umówione, iż należy dzwonić. Po wejściu do mieszkania, gdzie byli obecni mąż i brat oprócz reszty rodziny, obeszli mieszkanie, po czym spytali brata, gdzie jest pięciu oficerów, którzy tu się ukrywają. Wszyscy odpowiedzieliśmy, iż nikogo obcego tu nie ma. Następnie gestapowcy zapytali o imię i nazwisko brata i męża, kazali im stanąć twarzą do ściany, pytali, czy odbywali służbę wojskową, w jakim stopniu itd. Zaznaczam, iż brat dwa razy rejestrował się jako oficer.

Następnie Niemcy zabrali obu, męża i brata. Początkowo na żandarmerię do Brwinowa, potem po trzech dniach do więzienia na Pawiaku. O przyczynie aresztowania nigdzie nic nie dowiedziałam się. W Brwinowie mąż był zatrudniony przy zakładaniu drutu telefonicznego i w trakcie tej roboty spoza ogrodzenia mogłam z nim porozmawiać. Powiedział mi, iż brat był wzięty na śledztwo.

Zaznaczam, iż w tym czasie, kiedy [aresztowani zostali] mąż i brat, byli aresztowani w Pruszkowie urzędnik magistratu w Pruszkowie Lewy, Bąkiewicz, zastępca kierownika elektrowni w Pruszkowie Holke, dwóch braci Lewandowskich – pielęgniarzy ze szpitala w Tworkach, kilku innych, których nazwisk nie pamiętam. Razem dziesięć osób, wliczając w to męża i brata. Otóż w czasie rozmowy mąż mi powiedział, iż w Brwinowie byli badani na śledztwie: brat, Lewy i bracia Lewandowscy, z nich wszystkich brat miał być najmniej bity, niemniej skarżył się, jak mąż mi mówił, iż plecy go bolą, gdy wrócił z zeznania. Na moje pytanie, jak się przedstawia sprawa, mąż odpowiedział, iż ma nadzieję, że jego zwolnią, ponieważ niczym nie mogą go obciążyć, natomiast brat jako oficer jest oskarżony o przestępstwo polityczne.

Prosił mnie wtedy mąż, żebym nazajutrz przyniosła paczkę żywnościową, w której mam dostarczyć papieros z cyjankiem potasu między innymi papierosami. Mówił, iż brat musi mieć truciznę, w razie gdyby go zanadto męczyli. Tego dnia po południu wszystkich aresztowanych przewieziono do więzienia na Pawiak, żądanego papierosa nie miałam siły podać, zresztą nie mogłam. Widziałam się jeszcze z jakimś mężczyzną, zatrzymanym za chodzenie po godzinie policyjnej w Brwinowie w tym czasie, gdy byli tam w areszcie mój mąż i brat. Opowiadał mi ten mężczyzna, już po wyjściu z aresztu, iż po przesłuchaniu mój brat, który miał piękną bujną czuprynę, miał powyrywane całe pasma włosów.

Potem już nic o mężu i bracie nie mogłam się dowiedzieć, aż dopiero zobaczyłam na afiszu między zakładnikami figurujące ich nazwiska. W kilka dni później afisz głosił o egzekucji w dniu 31 grudnia 1943 roku. Egzekucja, jak słyszałam, i jak było napisane na afiszu, odbyła się na ulicy Towarowej koło dworca. Zawiadomienia oficjalnego o śmierci nie otrzymałam.

Opowiadał mi później Bąkiewicz, młody człowiek więziony na Pawiaku za sabotaż w tym czasie, gdy przebywali tam brat, mąż i inni z Pruszkowa, iż 31 grudnia mój brat, Bąkiewicz – kuzyn opowiadającego, Lewy i czwarty mężczyzna aresztowany z Pruszkowa, którego nazwiska nie pamiętam, zostali wywołani i wyprowadzeni z celi w bieliźnie i butach, bez ubrania. Bąkiewicz (którego kuzyna wtedy także zabrali) widział, jak wszystkich wymienionych załadowano do samochodu. Obecnie Bąkiewicz, który mi to opowiadał (imienia nie znam) nie żyje. Został rozstrzelany przez Niemców. O moim mężu Bąkiewicz nic nie wiedział, ponieważ mąż siedział w innej celi niż mój brat i Lewy.

Protokół odczytano.