BRONISŁAW ŻUCHOWSKI

Warszawa, 13 kwietnia 1946 r. Sędzia Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk.

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Bronisław Żuchowski
Imiona rodziców Tomasz i Franciszka z d. Kaczorowska
Data urodzenia 17 sierpnia 1896 r. w Warszawie
Zajęcie nauczyciel szkoły powszechnej w Babicach, gm. Blizne
Wykształcenie matura, warszawskie seminarium nauczycielskie im. Konarskiego
Miejsce zamieszkania Blizne Jasińskiego, gm. Blizne, pow. warszawski
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Przed wojną i przez cały czas okupacji niemieckiej pracowałem, jak i obecnie, jako nauczyciel szkoły powszechnej w Babicach, gm. Blizne. Obecnie korzystam z urlopu zdrowotnego, ponieważ jestem przybity i zdenerwowany śmiercią córki i matki. Córka moja Wiesława Seweryna Żuchowska(ur. 8 stycznia 1925 r.) ukończyła gimnazjum w tajnym komplecie w czasie okupacji niemieckiej; w czasie nauki w gimnazjum od 1940 roku mieszkała w Warszawie u swojej ciotki Józefy Rudnickiej przy ul. Leszno 123.

W chwili wybuchu powstania warszawskiego córka moja zaczęła pracować jako sanitariuszka w Szpitalu św. Łazarza przy ul. Leszno123. Przypuszczam, iż córka moja należała do organizacji podziemnej mającej na celu walkę z Niemcami, ponieważ w niedzielę przed wybuchem powstania (1 sierpnia 1944 przypadał we wtorek) wybrała się do Warszawy, a we wtorek rano, gdy wiedziała już, że powstanie wybuchnie, nie chciała ze mną wracać do Babic.

Szczegóły o pracy konspiracyjnej córki mogłyby podać jej koleżanki Danuta i Alicja Remus, pielęgniarki ze Szpitala św. Łazarza, z których jedna już złożyła zeznanie u ob. sędzi.

W połowie sierpnia siostra moja Rudnicka powiadomiła mnie, iż córka moja prawdopodobnie nie żyje, ponieważ Szpital św. Łazarza został spalony, a chorzy i personel szpitalny zostali zamordowani przez Niemców. Córka moja pracowała na oddziale w budynku na rogu Karolkowej i Leszna, gdzie leżeli ranni powstańcy.

Na dwie godziny przed spaleniem szpitala siostra moja Rudnicka widziała ze swojego mieszkania, iż córka moja była na balkonie, który był na jej oddziale. Młody człowiek przebywający w tym czasie w Szpitalu św. Łazarza, który przeżył, a którego nazwisko ustalę i podam ob. sędzi, opowiadał mi, iż córka do ostatniej chwili 5 sierpnia przebywała na swoim oddziale z chorymi, do schronu nie schodziła. Na oddziale tym było 21 młodych pielęgniarek, z których dwie podobno uciekły, a 19 młodych dziewcząt i córka moja w ich liczbie zostało przez Niemców rozstrzelanych na podwórzu szpitala. Rozstrzeliwane były piątkami.

Szczegóły te podała mi kobieta, której nazwiska nie znam, ale dowiem się i podam w najbliższym czasie.

Córka moja była pochowana w dole od kartofli razem z koleżankami. Dół ten znajdował się przy murze ul. Karolkowej, pod balkonem pawilonu, gdzie córka pracowała. Po zajęciu Warszawy przez Wojsko Polskie i Armię Czerwoną, przeprowadzono ekshumację tego grobu, [prochy przeniesiono] do wspólnej mogiły na podwórzu Szpitala św. Łazarza, skąd ja ekshumowałem zwłoki córki 30 kwietnia 1945.

W grobie tym, jak mówiono, leżało przeszło 600 osób. Córka leżała pod numerem 13. Pochowałem ją na cmentarzu wojskowym na Powązkach, w kwaterze powstańców.

Mówił mi młody człowiek, którego nazwiska dopiero się dowiem, iż córka miała możność ucieczki, ale nie chciała odejść od rannych i dlatego zginęła. Ranni zostali wszyscy rozstrzelani.

Szczegółów nie znam.

Przed samym wkroczeniem Niemców do Szpitala św. Łazarza uciekł ze szpitala dr. Gotlieb, który obecnie mieszka na Boernerowie.

Słyszałem, nie pamiętam dokładnie od kogo, iż Niemcy po zajęciu Szpitala św. Łazarza przed rozstrzelaniem personelu szpitalnego i rannych znęcali się nad kobietami, dochodziło do gwałtów na pielęgniarkach i zakonnicach.

Matka moja, Franciszka Żuchowska z domu Kaczorowska (mająca w 1944 roku 77 lat) mieszkała w czasie powstania razem z moją córką przy ul. Leszno 123 u mojej siostry Rudnickiej.

Słyszałem pogłoskę, której nie mogłem sprawdzić, że matkę moją Niemcy na ulicy Okopowej zamordowali w ten sposób, iż strzelali do niej siedem razy. Jakoś nie mogli zabić i w końcu zakopali żywcem. Szczegółów na razie nie wiem, ale postaram się ustalić nazwiska świadków, którzy mogliby bliżej sprawę wyjaśnić.

Protokół odczytano.