Dnia 16 sierpnia 1947 r. w Jedlni-Letnisku Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Radomiu, z siedzibą w Radomiu, w osobie członka Komisji Adwokata Zygmunta Glogiera, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Józef Jaworski |
Data i miejsce urodzenia | 23 września 1882 r., Wierzbica, pow. radomski |
Imiona rodziców | Franciszek i Julianna |
Miejsce zamieszkania | Siczki, Nadleśnictwo Jedlnia |
Zajęcie | podleśniczy Lasów Państwowych |
Karalność | niekarany |
Stosunek do stron | obcy |
Na początku roku 1943 w budynkach po obozie pracy żydowskim, zlikwidowanym w roku 1942 rok, założono obóz karny dla junaków, który został przeniesiony tutaj z Solec nad Wisłą. W obozie tym mogło się znajdować od 300 do 600 junaków. Kierownictwo obozu było niemieckie. Praca trwała od godz. 4.00 rano do zmierzchu i polegała na tym, że junacy nosili ciężkie bale dwumetrowe, dębowe i bukowe, we dwóch, przy czym musieli pracować w tempie. Żywienie było takie: rano kawa i kawałek chleba i wieczorem obiad – obiad z brukwi lub jakaś wodnista polewka.
Ponieważ rodziny przebywających w obozie zjeżdżały się i przywoziły prowiant, u mnie się to wszystko obywało, jak również w sąsiedniej kolonii. Dopiero po przekupieniu kierownictwa można było jakiś prowiant dostarczyć, i to niewielkiej ilości, wobec czego śmiertelność w obozie była duża. Byli tam chłopcy od 20 do 23 lat. Kary zaś odbywali za niestawienie się do pracy lub jakąś błahostkę. Kary odbywali od tygodnia do roku. Były również wypadki, że poszczególne jednostki pracowały w kajdanach. Apele odbywały się koło mojej gajówki i stamtąd rozdzielano ich do pracy, i wtedy ja i moja rodzina staraliśmy się dopomóc junakom przez wręczanie żywności. Jako kierownicy oddziałów pracy byli volksdeutsche, którzy brutalnie traktowali junaków. Obóz zlikwidowany został w 1944 roku, gdy Niemcy się już załamali.
Byłem świadkiem wraz z rodziną swoją, gdy w roku 1943, letnią porą, jak z jednej grupy jeden z junaków uciekł. Wtedy kierownictwo grupy wydelegowało pięciu junaków wraz z kierownikiem volksdeutschem dla poszukiwania go i wtedy widziałem, jak znalezionego junaka zastrzelił kierownik grupy, a następnie dla przykładu jednego niewinnego z tych pięciu delegowanych do poszukiwań również zastrzelił. Potem wrzucono ciała na wóz i gdzieś je odwieziono. Więcej w tej sprawie może powiedzieć moja córka Janina Poduszczakowa, która mieszka w Jedlni-Letnisku, a która za to, że pomagała junakom, została wysłana do Częstochowy do obozu.