SŁAWOMIR RUDKOWSKI

Dnia 18 grudnia 1946 r. w Radomiu Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich z siedzibą w Radomiu w osobie podprokuratora J. Skarżyńskiego na mocy art. 20 przepisów wprowadzających KPK przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania na zasadzie art. 254 § 1 pkt KPK, po czym zeznał on, co następuje:


Imię i nazwisko Sławomir Rudkowski
Data i miejsce urodzenia 7 lutego 1901 r., Grzywacz, gm. Sarnów, pow. kozienicki
Imiona rodziców Jan i Joanna
Miejsce zamieszkania Molendy, gm. Policzna, pow. kozienicki
Zajęcie właściciel młyna
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek do stron obcy

W czasie okupacji niemieckiej mieszkałem bez przerwy we wsi Molendy, gm. Policzna, pow. kozienickiego, gdzie prowadziłem własny młyn wodny. Do żadnej organizacji politycznej, względnie wojskowej, w czasach okupacji nie należałem i z członkami takich organizacji nie miałem osobiście żadnego kontaktu. Molendy są wsią położoną około 1½ km od stacji kolejowej Garbatka (trzeci przystanek od Radomia).

Byłem świadkiem aktu zbrodniczej akcji odwetowej okupanta skierowanej przeciwko ludności cywilnej wsi Molendy. Było to, jak pamiętam, w 1943 roku, 22 lipca. W przeddzień na stacji kolejowej w Garbatce grupa leśna dokonała sabotażu magazynów żywnościowych, przeznaczonych do magazynowania kontyngentów. Jak pamiętam, sabotaż nie udał się i magazyny pomimo usiłowań nie zostały zniszczone, a partyzanci wycofali się w walce, pozostawiając trzech zabitych.

Z opowiadań ludzi wiem, że ówczesny komendant posterunku policji Gardka [?] w raporcie o przebiegu tego zajścia doniósł władzom niemieckim, że atakujący partyzanci przybyli od strony Molend i w kierunku tejże wsi wycofali się. Spodziewaliśmy się represji niemieckich, nie znając jednak szczegółów napadu na magazyny zbożowe, przypuszczaliśmy, że represje skierowane będą przeciwko Garbatce, a nie Molendom.

Następnego dnia, tj. 22 lipcu 1943 r., około godz. 21.00 byłem w swoim domu w towarzystwie: Jana Molendy (Klasztorna Wola, gm. Sieciechów), Jerzego Jakubowskiego (kuzyn mój, zam. podówczas w Garbatce), Bolesława Lesicza (zam. obecnie w Lachodzie) oraz pracownika mego młyna – Juliana Kraśnika. W pewnym momencie w pobliżu naszego domu padł strzał. Zaniepokojeni tym, wyszliśmy przed dom mieszkalny na podwórze. Od razu zauważyłem tyralierę żandarmów niemieckich, otaczających kordonem Molendy od strony wschodniej i zbliżających się w kierunku mego podwórza. W tym momencie Lesisz zbiegł i skrył się w kartoflach w pobliżu domu i młyna. Po upływie chwil paru na podwórze mego domu wbiegło dwóch żandarmów, którzy zażądali ode mnie i od mych towarzyszy okazania dowodów osobistych. Okazane dowody osobiste żandarmi, nie czytając ich – schowali do kieszeni. Po pospiesznym sprawdzeniu i splądrowaniu mieszkania dwaj żandarmi wyszli [na zewnątrz] i kazali nam iść do sołtysa. Sami szli za nami. Jeszcze w obrębie mego podwórza z tyłu padło kilka strzałów rewolwerowych. Straciłem wówczas przytomność, upadłem i ocknąłem się dopiero po upływie kilkunastu minut. Półświadomie słyszałem jeszcze strzały. Zorientowałem się, że jestem ciężko ranny, podczołgałem się do lasu.

W momencie powrotu do przytomności zauważyłem, że obok mnie leżał zabity Jerzy Jakubowski i Jan Molenda. Pamiętam, że obaj oni mieli rany postrzałowe w tył głowy. Fakt mego życia zawdzięczam prawdopodobnie tej okoliczności, że w ostatniej chwili wykręciłem w bok głowę i kula przebiła mięśnie szyi (na wylot), nie uszkadzając kości czaszki ani kości kręgosłupa. Po wyczołganiu się do lasu zauważyłem, że nie mam na nogach butów z cholewami, które oprawcy ściągnęli mi w przeświadczeniu, że nie żyję. Buty, jak pamiętam, ściągnięto również Molendzie. Co działo się tego wieczoru na Molendach – nie wiem, osobiście nie widziałem nic więcej. Później dopiero z ust gospodarzy wsi dowiedziałem się, że żandarmi poster. ze Zwolenia, Kozienic i Radomia oraz tzw. kałmycy w liczbie ponad 200 ludzi otoczyli wieś tyralierą ze wszystkich stron i zwołali na polanę w pobliżu małego cmentarza wojskowego wszystkich mężczyzn żyjących w tym czasie w Molendach. Z liczby zebranych zastrzelono w sposób identyczny do tego, jaki miał miejsce u mnie na podwórzu: Jana i Kazimierza braci, Szemborów, Bachana (imię nieznane), Juliana Kwaśnika, Stanisława Łapę, Barszcza (imię nieznane), Stanisława Molendę i Józefa Przerwę. Ogółem zabitych zostało 10 mężczyzn, zwłoki których z polecenia żandarmów pochowano nazajutrz w lesie w pobliżu Molend. Po egzekucji jeden z oficerów żandarmerii wygłosił przemówienie do zebranych mężczyzn i oświadczył, że jest to odpowiedź niemiecka za akt sabotażu na magazyny żywnościowe w Garbatce. Zagrożono również obecnym, że w przypadku udzielenia jakiejkolwiek pomocy partyzantom wszyscy mieszkańcy Molend zginą, a wieś pójdzie z dymem.

Jako świadków tego aktu zbiorowej odpowiedzialności niemieckiej wskazuję: 1) Franciszka Kutylę, 2) Adama Krawczyka, 3) Jana Mickiewicza i 4) Pawła Majewskiego, wszystkich zamieszkałych obecnie w Molendach.

Wiadomym mi jest, że ekshumacja zwłok rozstrzelanych odbyła się na wiosnę 1945 r. i zwłoki pogrzebane zostały uroczyście na cmentarzu w Garbatce.

W marcu 1944 r. miała miejsce potyczka oddziału partyzantów z żandarmerią niemiecką w Molendach i w okolicy Molend. Były wówczas obustronne ofiary. Jak pamiętam, Niemcy biorący udział w tej akcji oprócz gróźb spalenia Molend obrabowali opustoszałe mieszkania i zabrali w wielu wypadkach część inwentarza żywego (świnie, drób).

Wracając do wypadku postrzelenia mego, tj. do dnia 22 lutego 1943 r., pragnę dodać, że wówczas moje prywatne mieszkanie zostało przez Niemców obrabowane ze wszystkich wartościowych przedmiotów, z bielizną pościelową włącznie. Wg mego zdania egzekucja z 22 lipca 1943 r. była aktem barbarzyństwa niemieckiego skierowanego przeciwko bezbronnej i nieponoszącej żadnej winy ludności cywilnej.