Dane osobiste:
Saper Michał Młot, ur. 20 sierpnia 1897, wieś Kazaki, pow. Kamionka Strumiłowa, woj. tarnopolskie. Ostatnio jako cywilny osadnik zamieszkiwałem w Ohladowie, pow. Radziechów, woj. tarnopolskie, wyznanie rzymskokatolickie, żonaty, troje dzieci.
10 lutego 1940 roku zostałem przez NKWD wywieziony z rodziną do Rosji Sowieckiej, a mianowicie: krasnoborskiego rejonu, obłast Archangielsk. Podróż na miejsce mego pobytu trwała trzy tygodnie, [jechaliśmy] w wagonach towarowych, brudnych i zamkniętych, wieziono nas po 40 – 50 osób razem, w nieopalanych wagonach. Wszystkie okna były zamknięte, tak że nikt nie mógł nawet wychylić się i zobaczyć, jak wygląda światło dzienne, bo strażnicy zabraniali i bili kolbami nie tylko kobiety, ale także i małe dzieci. Nie dawali też wyżywienia nigdzie, tak że głodowaliśmy i z pragnienia dużo naszych po drodze ginęło: prawie do 10 osób dziennie wynoszono z wagonów.
Na miejsce przybyłem 4 marca 1940. Zaprowadzono nas do ciemnych, drewnianych baraków po 60 osób, a nawet więcej, gdzie w brudzie musieliśmy przebywać. Z powodu cienkich i dziurawych desek ze wszystkich stron przewiewał wiatr i śnieg.
Do pracy pędzono nas przy [minus] 40, 50 a nawet więcej stopni, obdartych i bosych, gdyż odzieży ani też obuwia nam nie dawali. Ciężko pracowaliśmy od 10 do 14 godzin w lesie, dostając bardzo marne wyżywienie, przy bardzo niskich zarobkach dziennych.
Opieka lekarska była niżej krytyki, kto pisał się chorym, lekarz go nie uznawał jako chorego i takich pędzono w głodzie i chłodzie do pracy, a nawet niektórych zamykano do aresztu. Sam odsiedziałem 15 dni aresztu – karceru, dostając tam 300 gramów chleba i trochę wody.
Z obrazków naszych i modlitw szydzono i naśmiewano się, wpajając w nas, że nie ma Boga i modlić się nie potrzeba, z czego my jednak wyszliśmy zwycięsko, bośmy modlili się po kryjomu, że jednak kiedyś wrócimy.
Co do zachowania się organu NKWD, to byliśmy stale prześladowani. Mówili nam, że Polski już nigdy nie zobaczycie i w Sowieckim Sojuzie – jeśli źle będziecie się zachowywali – to wszystkie poginiecie z głodu. Właśnie z głodu i chłodu stale nas ubywało, bo dziennie umierało z wycieńczenia około 15 osób.
Tam właśnie [przebywałem] w bardzo trudnych i ciężkich warunkach aż do amnestii. 1 października 1941 zostałem z rodziną zwolniony i wyjechałem do Uzbekistanu do kołchozu „Komsomoł”, w którym pracowałem z rodziną w jeszcze gorszych warunkach. Mianowicie chleba nam nie dawali, tylko dziennie 200 gramów mąki z prosa i o takim wyżywieniu pracowaliśmy od świtu do zmroku. Wskutek lichego wyżywienia traciliśmy siły do pracy i wielu z nas dostało ślepoty, a bardzo wielu z nas nawet umierało! Tam pracowałem do 2 lutego 1941 roku, kiedy zgłosiłem się jako ochotnik do armii polskiej w [nieczytelne] . Tyle moich wspomnień z pobytu i katorgi sowieckiej.
Miejsce postoju, 10 lutego 1943 r.