MOWKA MILIKOWSKI


Mowka Milikowski, ur. 1911 r., obywatelstwo polskie, wyznanie mojżeszowe, robotnik, żonaty.


Zatrzymano mnie 24 września 1939 roku w Kowlu.

W obozie jeńców zaprzęgnięto nas do ciężkiej pracy. Norma była tak wysoka, że niemożliwością było ją wykonać, co pociągało za sobą bardzo przykre następstwa, a mianowicie tak minimalną rację żywnościową, że ludzie po prostu utrzymać się na nogach nie mogli z głodu. Po dwóch tygodniach wraz z innymi wywieziono mnie do Krzywego Rogu, gdzie pracowaliśmy przy wydobywaniu rudy żelaznej.

Pracując osiem godzin na dobę potrafiłem zarobić 700 – 800 rubli miesięcznie, co wystarczało mi w zupełności na wyżywienie, a nawet mogłem od czasu do czasu posyłać pieniądze żonie, która wówczas mieszkała w Wołkowysku. Od żony dostawałem listy.

Warunki mieszkaniowe były niezłe, mieszkaliśmy w barakach drewnianych. Między nami panowała zgoda i harmonia, pomagaliśmy sobie wzajemnie, a na oświadczenie Rosjan nas pilnujących, że Polski nie będzie i na teren ojczyzny nigdy nie wrócimy, wszyscy jak jeden – czy to Białorusin, czy Polak, czy Ukrainiec, czy Żyd – zaprzeczali gorąco, śmiali się im wprost w nos i czekali chwili wyzwolenia.

Opiekę lekarską mieliśmy dobrą.

Do chwili amnestii byłem w ośmiu obozach. Najcięższe chwile to przetransportowywanie z obozu do obozu. Bardzo często szliśmy piechotą po kilka albo i kilkanaście dni o skromnym kawałku chleba. Eskortujący bojcy byli tak nieludzcy, że potrafili kopać, bić, poniewierać kolegów za to, że któryś z mdlejących napił się wody podanej przez jakąś litościwą kobietę.

Zwolniono mnie z końcem sierpnia 1941 roku w Starobielsku, gdzie też od razu wstąpiłem do Wojska Polskiego, 6 Dywizja.