PIOTR MARKIEWICZ

1. [Dane osobiste:]

Plutonowy Piotr Markiewicz, 35 lat, rolnik, kawaler.

2. [Data i okoliczności zaaresztowania:]

18 września 1939 roku [zostałem] wzięty do niewoli sowieckiej jako jeniec w województwie nowogródzkim koło miejscowości Dworzec wraz oddziałem i dowództwem.

3. [Nazwa obozu, więzienia, miejsca przymusowych prac:]

Przebywałem w obozach: najprzód w Kozielsku, później przewieziony do kopalni rudy żelaznej na Ukrainie Krzywy Róg, następnie na północ pod Peczorę i na koniec do obłasti iwanowskiej, obóz jeńców wojennych Juża (Wiaźniki).

4. [Opis obozu, więzienia:]

W Kozielsku umieszczono nas w starych zabudowaniach dawnych klasztorów. Żadnych łóżek i pryczy nie było, każdy spał, gdzie mógł i kiedy mógł, gdyż dla wszystkich naraz miejsca nie było z powodu dużego skupienia ludzi i [nieczytelne] wyniszczenie dokonały wszy. W Krzywym Rogu od października do Nowego Roku spaliśmy na gołych pryczach, przykrywając się tylko swoimi płaszczami wojskowymi i w nieopalanych salach. Na wymianę koszuli nie było, lecz wszów nie brakło. Na północy pod Peczorą to już było jeszcze gorzej, mieszkaliśmy w namiotach postawionych na gruncie bagnistym lub w barakach naprędce skleconych. Wiatr gwizdał nieznośnie i często na głowę lało się, później wróciły się pluskwy i to takie masy, że nie można tego sobie wyobrazić, nie było w baraku miejsca [wolnego] od nich. Spaliśmy na pryczach, a pod pryczami stała woda, bo barak stał na mokradłach, a wyjść na podwórze to też woda i błoto.

5. [Skład więźniów, jeńców, zesłańców:]

Narodowość przeważała polska, bardzo mało Białorusinów i Ukraińców, jeszcze mniej Żydów, poziom umysłowy był przeciętny, wzajemne stosunki bardzo dobre.

6. [Życie w obozie, więzieniu:]

W Kozielsku przeciętny dzień mijał na wystawaniu w kolejce po posiłek, który otrzymywaliśmy raz na dzień – rozgotowane liście kapusty bez żadnej omasty i tłuszczu, stanie w kolejce po wodę – jeden kran na dziesięć tysięcy ludzi, tak że dostać się do wody można było raz na kilka dni. Pod Peczorą na Północy przeciętny dzień był taki: pobudka o godzinie jakiej czwartej – piątej, wymarsz do pracy (było do sześciu kilometrów marszu), cały dzień ciężkiej pracy i powrót (droga na przełaj, przez błota, zarośla i las), też zależało kiedy, jeśli wyrobił normę, to o ósmej wieczór, a jeśli nie, to wtedy kiedy skończył, choćby i do północy. Czas pracy był 14-godzinny. Zimową porą przy 40 stopniach mrozu trzeba było iść do pracy. Normę można wyobrazić w ten sposób, że trzeba było wywieźć ziemi taczką osiem metrów sześciennych na odległość trzystu metrów lub wykopać rów na metr głęboki i dwa metry szeroki, a dwadzieścia metrów długi – naturalnie, że to w błocie i w pniach drzewnych. Jeśli teren był lepszy, norma podwajała się. Jeżeli co dzień przez cały miesiąc nie wyrobił normy (co było zupełnie niemożliwe wyrobić), nie wypłacili ani kopiejki. Tak się składało, że nikt nigdy pieniędzy nie dostał. Wyżywienie składało się zasadniczo z kaszy, którą nazywaliśmy sieczką. Dostawaliśmy tam posiłek dwa razy na dzień, to jest przed wyjściem do pracy i po przyjściu z pracy. Kasza zazwyczaj była rzadziutka, sama woda i bez niczego, bez żadnych tłuszczów. Czasem też gotowali kluski z otrąb i też bardzo, bardzo rzadkie. Marzyłem zawsze, żeby się kiedy najeść, bo zawsze byłem głodny. Normalna porcja chleba była trzysta gramów, chleb czarny z samym zakalcem.

Z obuwia fasowali nam obrzynki gumowe, coś w rodzaju pantofli-kamaszy (tak zwane ciunie, wystarczyło w nich pochodzić kilka tygodni, a reumatyzm pokręcił nogi) lub łapcie z łyka.

Życie koleżeńskie można było zauważyć na każdym kroku, kto mógł więcej normy wyrobić i otrzymał większy kawałek chleba, dzielił się z fizycznie słabszymi. Gdy działa się krzywda ze strony władz sowieckich, drugi upominał się, nie zważając na to, że był [nieczytelne]. Tradycyjne dzielenie się opłatkiem w wigilię Bożego Narodzenia urządziliśmy w ciemnym kącie baraku, dzieląc się śledziem (opłatka nie było). Żadnych świąt czy to Bożego Narodzenia, czy Wielkiejnocy, czy też niedziel wolnych od pracy nie było, odpoczynek od pracy był jeden dzień na dwa miesiące.

7. [Stosunek władz NKWD do Polaków:]

Stosunek władz NKWD był bardzo nieżyczliwy. Gdy nie poszliśmy do pracy z powodu złej pogody i warunków, brali za kark i wyrzucali za drzwi, a podczas drogi, gdy szliśmy do pracy, jak za wolno szliśmy, to szczuli psami, które targały ubrania. Posługiwali się przy tym słowami „ty polska mordo”. Za jakiekolwiek przekroczenia zamykali do aresztu zwanego karcerem – bardzo ciasny, a najgorsze, że zanieczyszczony, gdyż załatwiać się trzeba było na miejscu.

Propaganda komunistyczna była wszędzie i na każdym kroku wmawiali nam, że komunizm musi być i będzie na cały świat, o burżuazyjnym życiu trzeba zapomnieć, urządzali pogadanki antyreligijne. Często poruszali sprawy polskie, mówiąc, że Polski nie ma i więcej nie będzie, pańska Polsza już nie istnieje, nie przejmujcie się i wasze rodziny tu przyjadą, gdzie wy jesteście – tak mówili nam NKWD-ziści.

8. [Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:]

Pomoc lekarska [nieczytelne] była udzielana, jak jeniec wojenny miał posłuch wobec [nieczytelne] lub [nieczytelne] z tych powodów jak też z warunków [nieczytelne], między innymi [nieczytelne] koledzy zmarli: Kościuszyk J. spod Łap, pow. Białystok; Czaliński Czesław, pow. Łomża; Jańkiewicz K., pow. Wilno; Romańczuk J., pow. Suwałki; Podbielski Franciszek, pow. Szczuczyn Białostocki. Bardzo dużo innych, których nazwisk nie mogę przypomnieć, gdyż krótki czas z nimi pracowałem. Dwóch rozstrzelali podczas konwojowania nas z jednego obozu do drugiego, pamiętam że jeden był z Augustowskiego, drugi z Lubelskiego.

9. [Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?]

Do rodzin można było listy pisać raz na miesiąc, na pisane przeze mnie listy z domu żadnej odpowiedzi nie otrzymałem. Na zapytanie czemu [nieczytelne] nie dostaję, powiedziano mi: „jak będziesz dobrze pracował to dostaniesz listy”. Otrzymałem trzy listy już po umowie polsko-sowieckiej, w połowie sierpnia, pisane było z dnia 28 kwietnia 1940 r. z [nieczytelne].

10. [Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?]

Zwolniony z obozu jeńców wojennych na podstawie umowy polsko-sowieckiej zawartej w dniu 30 lipca 1941 roku.

Do obozu jeńców wojennych w Juży, obłast iwanowska, przyjechał pułkownik Wojska Polskiego Sulik-Sarnowski i ogłosił, że każdy z nas może wstąpić w szeregi armii polskiej. Zgłosiłem się i ja, było to 24 sierpnia 1941 roku. Do pułku wcielony zostałem 15 września tegoż roku w Tatiszczewie.