1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):
Henryk Stanisław Januszkiewicz, lat 30, buchalter, żonaty, jedno dziecko.
2. Data i okoliczności zaaresztowania:
Aresztowano mnie 20 lutego 1940 roku w grupie 11 ludzi w mieście Garbarze za przejście „granicy” (linia demarkacyjna).
3. Nazwa obozu, więzienia, miejsca przymusowych prac:
W więzieniu byłem od 20 lutego do 17 marca 1940 w Przemyślu, od 24 marca do 6 lipca 1940 w Dniepropietrowsku, od 11 do 23 lipca w Charkowie. Od 24 lipca 1940 do 27 września 1941 roku w transporcie: Charków – Moskwa – Archangielsk – Narjan-Mar – Peczora – Kożwa – Adźwa-Wom, skąd 190 km etapem pieszym do Abisu.
4. Opis obozu, więzienia itp. (teren, budynki, warunki mieszkaniowe, higiena):
Warunki w Przemyślu: w celi o wymiarach około 6 na 7 na 3 metry siedziało 78 osób. Straszliwe wszy, brak wody do mycia się, potrzeby fizjologiczne załatwiało się w celi, wobec czego było dużo zachorowań i dwa wypadki śmierci. Odżywianie: raz dziennie gotowana „zupa” na końskich płucach, rano herbata w ilości około pół litra oraz 260 gramów chleba (bochenek o wadze 3 kg na 12 osób). W innych celach siedziało po 93 ludzi, lecz tam spano, stojąc. W Dniepropietrowsku w celi o wymiarach 3,5 na 5,70 siedziało nas 29; w celi było siedem łóżek, a w nich niezliczone ilości pluskiew. Ciasnota i zaduch przez cały dzień. Na „spacer” mieliśmy dziennie 10 – 15 minut. Odżywianie lepsze niż w Przemyślu, lecz niedostateczne. Najczęściej karmiono nas solonymi rybkami (tzw. liczki lub kamsa).
W Dniepropietrowsku bez żadnych uprzednich rozpraw sądowych wydano nam „wyroki” umieszczenia w obozach pracy na okresy od 5 do 10 lat. W czasie spisywania protokołów u prokurora starano się w nas wmówić, że jesteśmy Białorusinami lub Ukraińcami.
W transporcie do obozów pracy byliśmy karmieni zepsutymi śledziami, sucharami i nie otrzymywaliśmy żadnych napojów przegotowanych, a wodę w ograniczonych ilościach. Rezultatem tego [była] olbrzymia śmiertelność wśród Polaków.
5. Skład jeńców, więźniów (narodowość, kategoria przestępstw, poziom umysłowy i moralny, wzajemne stosunki etc.):
Transporty były zestawione tak, że do każdej grupy polskiej dołączano grupę Rosjan – najgorszego elementu, na jaki ich stać – i ci grabili wszystko to, czego nie zabrały dotychczas władze sowieckie. Łobuzeria ta była na usługach władz i ona bezkarnie znęcała się i biła Polaków, a każda próba reakcji z naszej strony kończyła się zmasakrowaniem nas przez wochrę kolbami rewolwerów. Podczas etapu pieszego, o którym wyżej wspomniałem, zastrzelony został przez politruka Zołotariewa śp. Cichocki (urzędnik biura „Orbis” w Warszawie, Marszałkowska róg Królewskiej). Zołotariew opadłemu z sił Cichockiemu założył na głowę kufajkę, włożył pod nią pistolet i dwoma wystrzałami pozbawił go życia. Na akcie zgonu w rubryce „przyczyna śmierci” wpisał politruk krajnoje istoszczenije. Akt ten oglądałem, będąc kilka dni później na badaniu u lekarza. W czasie tego etapu umarli: Jan Nowak, [nieczytelne], Mirosław Bałdyga z Warszawy, Karol Szeliga z Brachowic, Tadeusz Szramkowski z Częstochowy, Czyżewski z Włodzimierza Wołyńskiego oraz jeszcze 12 Żydów z Polski, nazwisk ich jednak nie pamiętam.
W obozie pracy, tzw. 2 Łagpunkt VI otdielenije Peczorski Żelezno-Dorożnyj Łagier. W dniu przybycia było około 600 Polaków, jeden obywatel czeski, amerykański, około 120 Karpatorusinów oraz rosyjska żulikierka. Okradzeni ze wszystkiego, co mieliśmy, pracowaliśmy prawie nago i boso. Szły podbiegunowe mrozy, pociągając za sobą coraz to nowe ofiary spośród nas. W końcu października ubrano nas w buty z gumy samochodowej tzw. czeteże, porwane buszłaty i kufajki. Fakt, że stachanowcy otrzymali walonki.
6. Życie w obozie, więzieniu itp. (przebieg przeciętnego dnia, warunki pracy, normy, wynagrodzenie, wyżywienie, ubranie, życie koleżeńskie i kulturalne etc.):
Budzono nas o godzinie 4.00 rano, o 6.00 trzeba było być na miejscu pracy, odległym w tym wypadku o siedem kilometrów. Budowano kolej bez pomocy maszyn, wszystkie roboty wykonywane były naszymi rękami. Bezprzykładnie ciężka praca oraz okropne odżywianie i warunki bytowania wykańczały nas. Spano w tymczasowym ubraniu, w którym chodziło się do pracy. Rozbieranie się było zupełnie wykluczone, bowiem każdy łachman zdjęty został natychmiast przez Rosjan ukradziony. Śpiącym pod narami i na przejściu w baraku, żulicy w nocy opluwali twarze, rzucali na nich odpadki itp., bezkarnie urządzali „kawały”. Władze nie zwracały na to żadnej uwagi. Odżywianie składało się (jeżeli wypracowano 100 proc. normy): rano gorąca woda (ok. ¾ litra), a w niej kilka żytnio – owsianych klusek, ponadto 600 gramów chleba. Chleb surowy i z zakalcem, objętościowo określano go na pięć do ośmiu kęsów. Na obiad, który był około 9.00 wieczorem, otrzymywano pół litra zupy i ćwierć litra kawy, bez tłuszczów. W wypadku niewypracowania normy otrzymywało się raz dziennie zupę i 300 gramów chleba. Dokupić coś nie było możliwości. Za pracę swoją od 1 października do 1 listopada 1940 otrzymałem 8 rubli 87 kopiejek, mając trzy dni opuszczone (odkaz od roboty). Brat mój, który pracował wszystkie dni, o 7 kopiejek mniej.
Życie kulturalne lub towarzyskie nie istniało w ogóle, tam była tylko walka o utrzymanie się przy życiu.
7. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność (wymienić nazwiska zmarłych):
Do 10 listopada 1940 roku na naszym łagpunkcie umarło ponad 200 osób. Opieka sanitarna – żadna. Do czasu przystąpienia do pracy lekarzy polskich, lekarzem w łagrze mógł być, kto chciał, kto powiedział, że jest lekarzem. Opieka ta wyglądała tak: 10 listopada 1940 złamałem obie kości prawej nogi. Do czasu przybycia lekarza leżałem na śniegu przy ponad 40 stopniach mrozu przez 11 godzin. Zamiast lekarza przyjechał politruk, którego obowiązkiem było nakłonić mnie do oświadczenia, że nogę złamałem specjalnie, aby nie pracować. Pierwszy lekarz obejrzał mi nogę 14 listopada i zaczęło się leczenie, które trwało do kwietnia 1941. Ani przez jedną sekundę noga nie była w gipsie. Ponieważ zrastała się jak chciała, krzywo – łamano ją powtórnie. Wtedy nałożono bandaż z krochmalem. W szpitalu pluskwy, brud. Polaków władze traktowały gorzej niż innych. W łagrze, który opisuję, śmiertelność przyjęła takie rozmiary, że 60 proc. stanu poumierało, a wtedy na zarządzenie Moskwy aresztowano naczelnika Peczżeldorłagu nazwiskiem Bolszakow i główną lekarkę tego lagru Nowosadową, których następnie po zasądzeniu na 10 lat, pozostawiono na tychże stanowiskach, z tym, że nazywali się już zakluczonymi, byli zastępcami wolnonajomnych naczalnikow.
W szpitalu, w którym byłem, na leczeniu znajdowało się czterech Polaków, z których zmarli: Tadeusz Szatarski ze Lwowa, Kirjanek z Białegostoku i Szczęsny Tarnowski ze Lwowa.
8. Stosunek władz NKWD do Polaków (sposób badania, tortury, kary, propaganda komunistyczna, informacje o Polsce etc.):
W czasie badań u sędziego śledczego zarzucano mi, że jesteśmy miatieżnikami bandita Sikorskogo, że jesteśmy zwolennikami prostitutki Anglii, że my w ogóle nie jesteśmy Polakami, lecz Ukraińcami lub Białorusinami. Dalej starano się w nas wmówić, że chcemy szpiegować na rzecz Niemców i to w tym celu, aby otrzymać ponownie Polskę od morza do morza. Polsza propała na wsiegda – mówił na zeznaniu moim sliedowatiel Kościuch. A na uwagę moją: „– No, jeszcze nie wiadomo, wojna przecież się nie skończyła” oświadczył, strasząc rewolwerem: „– A kto wam da Polskę? My na pewno nie. A my, to pokolenie bolszewickie, mamy za zadanie opanować całą Europę. Najpierw rozprawimy się z prostitutką Anglią, potem damy Niemcom zapłatę za rok 1917, Japonię czapkami zarzucimy, o Musolinom mówić szkoda, a Ameryka sama zdastsia ”. Na zapytanie, co będzie z resztą świata odpowiedział, że to „– Uże nasze, naprimier Meksika ”.
Znam wypadki, gdzie ludzi bito, morzono głodem.
[brak dalszego ciągu]