Antoni Januchowski, ur. w 1900 r., wyznania rzymskokatolickiego, narodowości polskiej, podoficer zawodowy kawalerii, służył w 4 pułku ułanów w Wilnie.
19 września 1939 roku zostałem internowany wraz z moimi przełożonymi na Litwie w Wykomierzu [Wiłkomierzu] i Połądze. W czerwcu 1940 zostałem wywieziony wraz całym obozem do Juchnowa, stacja kolejowa Babynino, w zamkniętych wagonach towarowych. Na stacji Mołodeczno transport został posegregowany w ten sposób, że księży kapelanów, oficerów, żandarmerię, policję i straż graniczą NKWD-ziści odłączyli do drugiego transportu i jak mi było wiadomo, byli oni później w obozie Kozielsk. Stan obozu Juchnów to około 3 tys. ludzi, wszyscy internowani z Litwy i Łotwy. W obozie praca odbywała się przeważnie tylko wewnątrz, bez żadnych norm. Wyżywienie na ogół – w porównaniu do tego w ojczyźnie – bardzo złe i niewystarczające, tłuszczów prawie żadnych. Wystarczy powiedzieć, że w ciągu 10 miesięcy każdy spadł na wadze około 20 do 35 kilogramów.
Stan obozu według narodowości trudno mi ściślej określić, byli jednak Ukraińcy, Żydzi, Białorusini, spotkałem też ewangelików urodzonych w Niemczech. Nazwisk ich nie pamiętam, jednak byli usposobieni wrogo do Hitlera i polityki III Rzeszy. Bardzo bolesne w obozie Juchnów było to, że pod kierownictwem kaprala Dobrowolskiego (z zawodu nauczyciel) z Mołodeczna była zorganizowana tak zwana przez ogół gmina lub bożnica. Do tej gminy uczęszczali przeważnie ludzie inteligentni, jak nauczyciele, urzędnicy, podchorążowie i podoficerowie zawodowi. Wykłady tam odbywały się codziennie wieczorami, przy zamkniętych i zasłoniętych oknach. Z opowiadań kolegów wiem, że uczyli się na politrobotników i zdawali egzamin z tego działu, że wysłali do Stalina laurkę dziękczynną za oswobodzenie, z podpisami, że malowali plakaty z hasłem: „przez rewolucję do Polski radzieckiej”, [mieli] wykłady antyreligijne, wyznaczali spośród siebie czerwony rząd przyszłej Polski i prawdopodobnie sądzili nasz rząd w Anglii. Często ich odwiedzali politrobotnicy, NKWD-ziści, gdzie natychmiast zapanowała atmosfera bardzo serdeczna i wesoła.
Propaganda sowiecka w obozie bardzo aktywna, jednak jednostronna, antypolska i antydemokratyczna, bezczelnie kłamliwa, prowadzona przez komisarzy politycznych i politrobotników. Wyrażali się w ten sposób, że Anglia jest prostytutką, a demokracja to syfilis w ostatnim stopniu, którego tylko podnieść na [nieczytelne] i już go nie będzie, że w Wojsku Polskim oficerowie i podoficerowie bili podwładnych, że Polska była 20 lat i więcej jej nie będzie, że w Polsce na pięciu gospodarzy był jeden pług i że Niemiec prowadzi wojnę sprawiedliwą. Z naszej strony dla początkowej ciekawości stawiane były pytania i odpowiedzi kompromitujące ich, wszystko, co nam bezczelnie kłamano. Na to pytali o nazwisko i notowali – często podawaliśmy nazwiska osób, których w ogóle w obozie nie było. Ze strony widzów były częste odpowiedzi na ich kłamstwa, gwizdy i wrzaski. Było to w początkach pobytu w obozie, kiedy mówili, że obecność na wykładzie jest obowiązkowa. Kiedy się wyjaśniło, że tylko chętni mogą słuchać, prelegent miał około siebie zaledwie paru słuchaczy, którzy się pewnie z niego naśmiewali. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że starszy lejtnant politrobotnik czytał artykuły z ich gazety „Prawda” jak półanalfabeta.
Filmy również wyświetlali, jednak z opowiadań wiem, że wszystko był fałsz i obłuda. Biblioteka czynna, bardzo bogata w dzieła Marksa, Engelsa i Lenina. Czytali ją tylko uczestnicy „gminy-bożnicy”.
Opieka lekarska bardzo staranna, a to dlatego, że pracowali nasi lekarze. Śmiertelność znikoma. Zawszenie tylko przez własne niedbalstwa. Kąpiel i dezynfektor czynne co dzień, tak, że co 10 dni przypadała kolejka.
Życie kulturalne i patriotyzm rozwijały się prawie z każdym dniem dzięki staraniom naszych wiernych synów ojczyzny. Modlitwy często odbywały się w ukryciu na strychach budynków starych lub w krzakach albo po cichu na czwartym piętrze prycz. Często przy wyświetlaniu filmu i w przerwach, gdy zepsuła się aparatura, publika śpiewała na znak protestu [wobec] wyświetlanych ultrabezczelnych faktów pieśni narodowe jak „Jeszcze Polska nie zginęła…” itp. W tych wypadkach politrucy, krzycząc ze wściekłością, kazali się rozejść. Jednak to następowało [dopiero] po odśpiewaniu całej pieśni. Uczestnicy gminy na takie fałszywe filmy chętnie uczęszczali, okazując serdeczne zadowolenie. W tłumie padały w ciemności głosy, że gminiarzy – zdrajców Ojczyzny – powywieszamy i żaden z nich do Ojczyzny żywy nie wróci, jednak to nie skutkowało, wierzyli ślepo, że Polska oswobodzona na wsiegda.
Listy od żony i dzieci z Wilna otrzymałem cztery, ostatnio w kwietniu 1941 roku. W czerwcu 1941 obóz Juchnów został wywieziony do Murmańska, a stąd na Półwysep Kolski. W parę dni po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej wywieźli nas przez Archangielsk do obozu Wiaźniki; tu nastąpiło połączenie pierwszy raz internowanych i jeńców naszych. Było nas około 10 tys., przyjechał nasz przedstawiciel Rzeczypospolitej, p. płk Sulik-Sarnowski i zostaliśmy przyjęci do armii polskiej w ZSRR, ja z przydziałem do 5 Dywizji Piechoty „Tatiszczewo”.
Na Półwyspie Kolskim głód i traktowanie nas przed wybuchem wojny sowiecko-niemieckiej jak nie z ludźmi – brak żywności kompletny. 80 gramów chleba dziennie i dwa razy zupa z mąki bez tłuszczu. Wody do mycia się i naczyń nie pozwalali brać. Wyczuć można było bez przesady, że nas tu przywieziono na kompletną zagładę tylko dlatego, żeśmy są Polakami.
13 lutego 1942 r.