HENRYKA KWIATKOWSKA

Ochotniczka Henryka Kwiatkowska, urodziłam się 26 stycznia 1924 r., wywieziona zostałam z rodziną 10 lutego 1940 r. do archangielskiej obłasti, na posiołek Nuchtoozierski.

Mieszkaliśmy w barakach, warunki były bardzo ciężkie, higiena słaba. Ja pracowałam w lesie przy zrębie. Normy były bardzo wysokie, bo przy 12-godzinnej pracy dziennie zaledwie mogłam wyrobić 1/3 normy, a wynagrodzenie było zależne od jej wyrobienia. Przeciętnie zarabiałam 25 do 30 rubli miesięcznie. Za niepójście do pracy albo za jakieś upieranie się, jak na przykład zwołali jakieś zebranie w klubie i przymusowo wypędzali, żeby tam słuchać, jak oni się cieszyli z naszej niedoli i wciąż tylko było słychać: „Polska propała na zawsze”. Jak żeśmy uciekły raz z tej pogadanki, to później nas strasznie prześladowano, posyłano nas na cięższe prace. Nigdy nam nie dali świętować w niedzielę albo w jakieś święta, tylko w jakiś powszedni dzień, a nieraz to i cały miesiąc bez przerwy kazali pracować. Jak nie poszłam raz w niedzielę do pracy, to mi cały tydzień dawali tylko połowę żywności należnej, a pracować kazali jeszcze więcej, bo nawet nie dali odpocząć podczas przerwy obiadowej. Za powtórzenie po raz drugi niewyjścia do pracy osądzono mnie na sześć miesięcy przymusowych robót i 25 procent potrącali z zarobionej miesięcznie kwoty.

Dowiedziałam się o amnestii 5 września 1941 roku i od tej chwili już nie tak nas prześladowano, ale jeszcze pracować kazali aż do 15 października, a później dali nam udostowierienija i wyjechałam z rodziną do Uzbekistanu do dżalalabadzkiej obłasti do kołchozu Krasny Partyzan. Podróż ta trwała aż do 30 grudnia 1941, była bardzo ciężka. Było nas 98 osób w wagonie, bardzo ciasno i głód. Dawali nam w podróży po 40 deko chleba i więcej nic i nigdzie nie można było nic kupić. Ludzie zaczęli chorować. Po drodze w naszym wagonie zmarł jeden osadnik wojskowy Józef Sulma i kolonista Mikołaj Zajko i zmarło sześcioro dzieci, ale nazwisk nie pamiętam. Przyjechałam do Dżalalabadu z rodziną i posłano nas do kołchozu. Tam pracowałam przy zbieraniu waty i naprawie szosy. Ojciec mój wstąpił do wojska 12 lutego 1942 i wyjechał, a ja z matką i młodszym rodzeństwem zostaliśmy i nadal pracowaliśmy, żeby jakoś przeżyć aż do 17 lipca. Później nas ściągnięto do Suzaku jako rodzinę wojskową i byliśmy przy wojsku, przy 5 Dywizji. Razem wyjechaliśmy do Pahlevi i tam wstąpiłam w szeregi Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet 10 września 1942 roku.