JADWIGA KIJOWSKA


Ochotniczka Jadwiga Kijowska, 20 lat, urodzona w Tłusteńkiem, zamieszkała w [nieczytelne], pow. Kopyczyńce, woj. Tarnopol.


Jestem córką rolnika. 10 lutego roku 1940 zabrali mnie z całą rodziną do Rosji na wolną wysyłkę. Jechaliśmy trzy tygodnie. Dawali nam 200 gramów chleba i zupę raz na dzień. Zajechaliśmy do Ałtajskiego Kraju, trojeckiego [troickiego] rejonu i tam nas wyładowali. Zabrali nas na sanie i zawieźli piętnaście kilometrów do lasu. Tam były baraki i my w nich zamieszkaliśmy.

Dwie godziny pobyliśmy w baraku i moja babcia umarła. Wypędzali nas do lasu na li[e] sowałki. Płacili nam bardzo mało, normy nie można było wyrobić. Sprzedawaliśmy ubrania i kupowaliśmy kartofle. Chleb dostawaliśmy na książkę, po 700 gramów na roboczego. Kto nie pracował, dostawał 400 gramów. Tak przeżyliśmy do 28 września 1941 roku.

Zwolnili nas i chcieli wszyscy wyjechać. Zebraliśmy się, wszyscy Polacy, i wyprzedawali, kto co miał. Zapłaciliśmy wagony, za osobę 75 rubli. Jechaliśmy trzy tygodnie, zajechaliśmy do Taszkientu, wyładowali nas. Na dworze siedzieliśmy trzy dni. Dawali nam 200 gramów chleba i zupę raz na dzień. Po trzech dniach załadowali nas do wagonów i zawieźli do Farabu na stację, wyładowali z wagonu, załadowali na barki, wydali nam na osiem dni chleba: 200 gramów na osobę na dzień. Jechaliśmy rzeką Amu-darią, zajechaliśmy za rzekę na kołchoz. Dawali nam 400 gramów dżugary. Ojciec chodził do pracy kopać kanały, a ja i brat chodziliśmy zbierać watę. Byliśmy tam 10 dni, zabrali nas z powrotem. Jechaliśmy 21 dni barką, bardzo dużo ludzi poumierało. Zajechaliśmy na stację Kietab [Kitob] i tam nas zawieźli na kołchoz Karolmaks [Karol Marks]. Duży był głód, dawali nam 300 gramów mąki prosianej na osobę i wypędzali nas do pracy.

Nosiliśmy ziemię. Kto nie poszedł, to nie dostał mąki. Bardzo dużo ludzi chorowało z głodu, siedemnaście osób umarło przez trzy miesiące. Ja chorowałam pięć tygodni na tyfus. Mąki mi nie dawali, leżałam w baraku. Przechorowałam, poszłam do pracy nosić ziemię. Ponosiłam kilka dni, przyjechało do nas kilku żołnierzy polskich i powiedzieli, żeby się zbierać. Zabraliśmy się razem z nimi i pojechali na stacje Kitob. I tam nasi Polacy zopiekowali się nami, załadowali nas do wagonu i zawieźli do Persji, do Teheranu. Rodzice odjechali do Afryki, a ja wstąpiłam do Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet.