St. szeregowy Bolesław Kempiński, 36 lat, stolarz, kawaler.
Aresztowany [byłem] 22 czerwca 1940 roku. W więzieniu w Wołkowysku siedziałem niecałe trzy miesiące, tam prawie co noc ciągali na badania i pod groźbą rozstrzelania zmuszali mnie do przyznania się, że rzekomo należałem do jakieś organizacji powstańczej i miałem swych kolegów wydać. Ja o takiej organizacji nic nie wiedziałem, wobec czego nie mogłem się przyznać.
Warunki w więzieniu były straszne: brud, wszy i głód. Po trzech miesiącach wywieźli mnie na północ. W transporcie wieźli nas jak największych zbrodniarzy, w zamkniętych i zakratowanych wagonach towarowych, jako wyżywienie dali nam suchary i śledzie bez wody. Ludzie wariowali z pragnienia, a jak żeśmy wołali o wodę, to NKWD-ziści wołali, że mamy być spokojni, bo będą do nas strzelać i nawet strzelali, ale na szczęście nikt nie został trafiony. Tak żeśmy zajechali do Kotłasu. Tam nas wsadzili do rozdzielczego łagru. Po kilku dniach powieźli nas dalej rzeką w towarowej barce i znowu w warunkach wprost niemożliwych do Kniaź-Pohostu, a stamtąd znowu pociągiem do Uchty do łagru Wietłosjan, w którym było około 3 tys. zakluczonych. Polaków było tam 50 procent, z nich dużo tam umarło. Nie mogę powiedzieć ile, ale każdego dnia wywozili po kilku na tamtejszy cmentarz.
Mieszkaliśmy w barakach, w których było pełno różnego robactwa. Na robotę nas pędzili każdego dnia, bez przerwy. Na dwa miesiące dali nam jeden dzień wolny, a jak ktoś zachorował, to lekarz nie dał zwolnienia, chyba, że był bardzo ciężko chory. A jak się normy nie wyrobiło, dawali tak zwany karny pajok: 400 gramów chleba i pół litra zupy bez tłuszczu. A normy nie można było wyrobić.
Od czasu do czasu wyświetlali jakieś propagandowe filmy komunistyczne, na które musieliśmy chodzić. Jak ktoś nie chciał pójść, to uważali go za wroga narodu sowieckiego, szpiona i prześladowali go na każdym kroku.
Po zawarciu umowy z polskim rządem zrobili nas wolno najemnych, a jak przyszło rozporządzenie, że można wstępować do armii polskiej, to nie chcieli nas puszczać. Mieliśmy zostać w Komi ASRR i pracować jako wolni, ale większość tego nie zrobiła i na początku sierpnia żeśmy odjechali transportem do Tocka [Tockoje], do polskiego wojska. Łączności z krajem i rodziną nie miałem, bo moja rodzina znajdowała się na Pomorzu, pod Niemcem.