Ochotniczka Walentyna Dechówna, ur. 18 lutego 1918 r. w Równem na Wołyniu, panna.
Z chwilą wybuchu wojny miałam za sobą ukończoną szkołę zawodową, ale nie pracowałam z powodu ciągłego zapadania na zdrowiu. Miałam ociemniałą matkę i chorego, od wielu lat nie wstającego z łóżka, ojca. Utrzymywaliśmy się z emerytury ojca, byłego technicznego urzędnika kolejowego. Przyszła wojna i okupacja. Jako Polka – patriotka, harcerka nie chciałam (jak zresztą większość Polaków) pracować u wrogów. W 1940 roku umiera matka. Do 1941 roku utrzymywaliśmy się ze sprzedaży rzeczy. W 1941 widmo głodu stanęło przed oczyma. Zaczęłam szukać pracy i na miesiąc przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej otrzymałam zajęcie sanitariuszki w byłym polskim szpitalu wojskowym zamienionym na szpital sowiecki, gdzie pracowało wielu uchodźców z zachodu Polski.
Nadszedł 22 czerwca, dzień wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Bombardowanie trwało trzy dni z rzędu, bez przerwy, nikt nie miał prawa wyjścia ze szpitala (obstawiony był Sowietami z granatami i karabinami) i nocą 26 czerwca cały personel z chorymi, rannymi i ludnością cywilną, która schroniła się do podziemi, mimo protestów wywieziono autami do Nowogrodu Wołyńskiego, a stamtąd pod ciągłymi bombardowaniami pognano na piechotę za Kijów, do Nieżyna. Z Nieżyna 24 sierpnia przejazd na Donnbas, a gdy Niemcy podeszli pod miasto (Gorłówka) wywieziono na Sybir do aiłu Kuziedejewo w nowosybirskiej obłasti. Tam praca w okropnych warunkach nad przygotowaniem lokalu na przyjęcie rannych i inne prace. Jedna trzecia personelu szpitala to Polacy wynagradzani miernie, ale ponieważ nie można było nic kupić, wystarczyło na tyle, że za dużo było, aby umrzeć, a za mało, aby żyć. Praca ponad siły, opieka lekarska marna. Chociaż to był szpital, warunki mieszkaniowe okropne, ubrania tylko tyle, że przykrywały nagość, a mrozy dochodziły do 60 stopni. Rozmawiać po polsku nie było wolno, ciągłe śledzenie, ciągła obecność kogoś z Sowietów, ciągłe naśmiewanki i naigrywanie się z tego, co dla Polaków najświętsze: z Polski i religii. Łączności z nikim i nigdzie. Ustalenie się frontu, przewaga nad Niemcami, wyjazd szpitala pod Moskwę do Ostrogożska. Tam dowiedzieliśmy się o tworzeniu się polskiej armii i tam na mocy amnestii 5 lutego 1942 roku [nastąpiło] uwolnienie Polaków. Po wielu trudach i przykrościach dostałam się do Tatiszczewa. Z koleżanką z 5 Dywizji Piechoty przyjechałam do Dżałał-Abadu. 27 czerwca złożenie podań do Pomocniczej Służby Kobiet.
28 sierpnia zawiadomienie o przyjęciu do PSK, wyjazd z Dżałał-Abadu, a stamtąd wysłanie na kurs unitarny do Guzor.