STANISŁAW STĘPIEŃ

Warszawa, dnia 30 stycznia 1946 r. p.o. Sędzia Okręgowy Śledczy II rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Stępień
Data urodzenia 5 marca 1903 r.
Imiona rodziców Stanisław i Maria z Gołębiowskich
Zajęcie właściciel sklepu przy ul. Wolskiej 66 m. 55
Wykształcenie siedem oddziałów szkoły powszechnej
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania […]
Karalność niekarany

Wybuch Powstania Warszawskiego zastał mnie w mieszkaniu przy ul. Wolskiej 64 w Warszawie. Od tej chwili w okolicy mego domu wrzała walka powstańców z Niemcami.

3 sierpnia 1944 r. ok. godz. 10.00 powstańcy wycofali się do ul. Młynarskiej, a na podwórko naszego domu wpadł oddział SS, wołając, by mieszkańcy wychodzili (Raus). Na ulicy rozdzielono mężczyzn, kobiety i dzieci, dołączono grupę ludności z ul. Wolskiej 66. Kobiety zabrano do kościoła św. Wawrzyńca, mężczyzn w grupie liczącej ok. 50 [osób] do rozbierania barykady przy ul. Młynarskiej, koło remizy tramwajowej.

Na wstępie kazano nam popychać wagon tramwajowy ul. Wolską do Młynarskiej, w kierunku barykady. Za nami posuwały się czołgi niemieckie. W chwili, gdy doszliśmy z tramwajem do barykady oficer niemiecki krzyknął po polsku: „Uciekajcie na prawo i lewo”, a żołnierze z czołgów otworzyli ogień do nas i do powstańców. Padło z naszej grupy 18 mężczyzn, reszta rozbiegła się. Dopiero wtedy powstańcy otworzyli ogień na Niemców. W grupie około 18 mężczyzn dostałem się na stronę powstańców.

3 sierpnia 1944 r. razem ze Stanisławem Kuranem, z zawodu policjantem, udałem się do mieszkania przy ul. Płockiej 31, celem zabrania rewolweru i nabojów. Wrócić już nie było można, drogę odcięli Niemcy.

6 sierpnia 1944 r. żołnierze wyrzucili z domu mieszkańców, z którymi odszedł Kuran. Wojtczak (obecnie nieżyjący), ja i dwóch mężczyzn, których nazwisk nie znam, nie wyszliśmy na wezwanie i pozostaliśmy ukryci w piwnicy, pomimo iż żołnierze podpalili dom. W nocy, szukając wody, przybyli jeszcze Ginczor i Biernacki. Wojtczak i dwóch ukrywających się ze mną mężczyzn wyszli do ogródka, chcąc się wydostać z płonącego domu. Zostali zastrzeleni przez żołnierzy niemieckich.

Zwłoki ich widziałem po opuszczeniu piwnicy (daty nie pamiętam), gdy Biernacki, Ginczor i ja udaliśmy się do ogrodu pomiędzy ul. Płocką a ul. Syreny. Szliśmy tam przez posesje numer 27, 25 i 23 przy ul. Wolskiej.

Widziałem wtedy koło domu nr 27 przy ul. Płockiej ok. 30 zwłok, przy ścianie domu nr 25 na podwórzu, nr 23 koło domku dozorcy kilkadziesiąt zwłok. Na tejże posesji w ogródku przylegającym do fabryki makaronów (Wolska 60) widziałem trupy ok. 50 osób. Wszędzie widziałem zwłoki mężczyzn, kobiet i dzieci. Przez fabrykę makaronów przeszliśmy do garażu Jabsa przy ul. [Wolskiej] 64. W ogródku widziałem zwłoki, przeważnie męskie, złożone na stosie wysokości jednego metra o wymiarach trzy na cztery metry. Liczby zwłok nie umiem podać.

Tadeusz Trajda, którego rodzice i dwaj bracia zostali zamordowani przy [garażu] Jabsa, mówił mi, iż zginęli tu mieszkańcy domów nr 66, 64a, 64 przy ul. Wolskiej. Trajda obecnie mieszka w Grójcu. Wieczorem widziałem, iż stos się palił. Obecnie znajduje się w tym miejscu mogiła z krzyżem.

Z garażu wróciliśmy na ul. Płocką, do piwnicy domu nr 25. Daty nie pamiętam, lecz w dzień czy dwa po zainstalowaniu się tam widziałem, jak przybyła grupa robotników z ludności cywilnej, z wozem, zabierając zwłoki z sąsiednich posesji [i] odwożąc w kierunku fabryki „Ursus”. Z grupą przybyli mężczyzna i kobieta w białych fartuchach.

Widziałem w ciągu trzech dni, jak robotnicy uwijali się przy zbieraniu zwłok z pobliskich terenów. Słyszałem, że z egzekucji mieszkańców domu przy ul. Płockiej 25 ocalał Stanisław Czyżewski zatrudniony obecnie w Zarządzie Miejskim w Warszawie.

Ukrywałem się tak w piwnicy przez kilka miesięcy. Dopiero na dwa tygodnie przed wyswobodzeniem wyszedłem z piwnicy, przyłączyłem się do robotników zatrudnionych przy kopaniu okopów i razem z nimi wyszedłem z Warszawy.

Na tym protokół zakończono i odczytano.