ADAM KURYŁOWICZ

Szósty dzień rozprawy

Adam Kuryłowicz, urodzony 31 grudnia 1890 roku, zamieszkały w Warszawie, minister pracy i opieki społecznej, wyznanie rzymskokatolickie, żonaty, dla stron obcy.

Przewodniczący: Pan minister został wezwany w charakterze świadka na okoliczność niszczenia polskich związków zawodowych w czasie okupacji.

Świadek: W roku 1939 zostało wydane przez ówczesnego gubernatora Fischera rozporządzenie, które rozwiązywało wszystkie związki zawodowe, konfiskując równocześnie ich majątek tak, że świat pracy, zorganizowany w związkach zawodowych nie miał żadnego oparcia i był skazany na samowolne i dość, powiedziałbym, nieodpowiednie traktowanie. Kilkukrotne zwracanie się przez delegatów poszczególnych środowisk pracy – jak elektrownia, tramwaje – do swoich przełożonych o zmianę warunków pracy i wynagrodzenia pozostało bez rezultatu. W roku 1939 groził strajk pracowników tramwajowych i wówczas gestapo aresztowało kilkudziesięciu ludzi spośród nich. Trzymano ich dość długo w Warszawie i pierwszym transportem wywieziono tych działaczy do obozu w Oświęcimiu.

Przewodniczący: Czy stawiano im jakieś konkretne zarzuty?

Świadek: Osobiście spotkałem się w Oświęcimiu z poszczególnymi jednostkami spośród pracowników tramwajowych i zapytałem ich, czy byli przesłuchiwani, czy im udowodniono jakieś przestępstwo. Odpowiedzieli, że nikt ich nie przesłuchiwał, że nawet ludzi zupełnie przypadkowych wywieziono razem z innymi. Nikt nie był przesłuchiwany i nie zarzucano im żadnych przestępstw, tylko przynależność do związków zawodowych i zapowiedź strajku, choć w ogóle strajku nie było.

Płace pracowników i robotników zostały w tym czasie zmniejszone do pięćdziesięciu procent w stosunku do obowiązujących do wybuchu wojny. Będąc długoletnim działaczem związków zawodowych i prezesem związku kolejarzy, wiem, bo porozumiewałem się z kolejarzami warsztatowymi i ruchowcami, których płace obniżono do pięćdziesięciu procent w stosunku do norm obowiązujących za czasów polskich i kiedy zwracałem się do nich, by upominali się o płace obowiązujące do wybuchu wojny, to odpowiadali, że kto upomina się o podwyżkę płac, jest aresztowany, bity w czasie pracy i zmuszany do bardzo intensywnej wydajności.

Równocześnie kartki żywnościowe, które otrzymywano jako przydział kontygentowych artykułów spożywczych, nie były realizowane. Sam jako delegat aprowizacyjny po rozwiązaniu Rady Miejskiej m.st. Warszawy reprezentowałem trzy dzielnice: Żoliborz, Marymont i Powązki i na zebraniach delegatów w magistracie podnosiłem zarzuty, iż przyrzeczenia, które były ogłaszane rozporządzeniami plakatowanymi na ulicach miasta, nie są dotrzymywane i że z tych artykułów spożywczych, które miał świat pracy otrzymywać, dostaje zaledwie chleb i to nie w całej racji, część cukru; tłuszczu ani mięsa nie otrzymuje. Podnosiłem zarzuty pod adresem pana Leista, który był komisarycznym burmistrzem czy prezydentem miasta, lecz wszystkie głosy pozostały bez echa.

Świat pracy zmuszany był do intensywnej pracy, zaś przy tym odżywianiu jakie miał nie mógł intensywnie pracować i były wypadki omdleń w czasie pracy, jak również aresztowania, jeśli ktoś się domagał [swoich praw] bardziej energicznie.

Tych wszystkich, którzy byli niepożądani na terenie Warszawy, rejestrowano i wywożono w dużej liczbie na zachód. Przyczyniały się do tego i urzędy pośrednictwa pracy, tzw. Arbeitsamty, które zmuszały do rejestracji każdego, kto nie był zatrudniony na terenie Warszawy, czy to mężczyznę, czy kobietę, i każdy musiał się zdecydować na wyjazd na zachód, dlatego że jeśli nie chciał dobrowolnie wyjeżdżać, wtedy zmuszany był do wyjazdu na zachód na przymusowe roboty.

Poza tym należy wspomnieć o konfiskacie majątku związku i zniszczeniu całkowitym domu, położonego tutaj obok „Ateneum”, wybudowanego przed wojną kosztem około sześciu milionów złotych, domu kultury robotniczej, w którym mieścił się teatr. Dom ten został skonfiskowany, zajęty przez władze niemieckie i oddany do wyłącznego użytku kolejarzy niemieckich. Tutaj mieliśmy w związku około dwustutysięczną bibliotekę, która została przez władze okupacyjne całkowicie zniszczona. Po przyjeździe do Warszawy znaleźliśmy w piwnicy porozrzucanych kilkanaście książek. Reszta została rozgrabiona i zniszczona. Cały majątek ruchomy związku został całkowicie rozgrabiony i zniszczony, a budynek potem spalony.

Przewodniczący: Czy pan minister wiedział, skąd wychodziły zarządzenia?

Świadek: Wszystkie zarządzenia były wydawane przez ówczesnego gubernatora Fischera.

Prokurator Siewierski: Czy w ogóle okupant uznawał jakąkolwiek reprezentację interesów robotniczych, porozumiewał się ze związkami zawodowymi?

Świadek: Nigdy, w czasie do mojego aresztowania żadnej reprezentacji świata pracy nie uznawano.

Prokurator Siewierski: Czy szanował całokształt norm o ochronie pracy?

Świadek: Ochrona pracy była przekreślona. Urlopy zostały zupełnie skasowane, nikt z urlopów nie korzystał. Bezpieczeństwo pracy pracowników, którzy bardzo intensywnie w tych warunkach, o których mówiłem poprzednio, musieli pracować, istniało tylko wówczas, gdy robotnicy sami się o to starali. Ze strony władz okupacyjnych żadnych rozporządzeń nie wydawano, aby chronić człowieka pracy.

Prokurator Siewierski: Czy były jakieś przepisy, według których normy wynagrodzenia nadążałyby za wzrostem drożyzny?

Świadek: Po obniżeniu płac do pięćdziesięciu procent, do mojego aresztowania w styczniu 1941 roku, żadnej regulacji płac nie było ani premii, które by podwyższały zarobki.

Sędzia Grudziński: Czy pan był prezesem związku kolejarzy?

Świadek: Tak jest.

Sędzia Grudziński: Jak się odbywała konfiskata tego domu? Czy był spisany jakiś protokół, czy był jakiś nakaz?

Świadek: Żadnego protokołu nie było. Przyszły władze bezpieczeństwa i kolejarze niemieccy, którzy objęli cały budynek. Było tylko zarządzenie ogólne, że cały majątek związków zawodowych został skonfiskowany. Żadnych spisów ani protokołów zdawczo- odbiorczych nie było.

Sędzia Grudziński: Kto tam był?

Świadek: Przedstawiciele policji bezpieczeństwa.

Przewodniczący: W związku z czym nastąpiło aresztowanie pana ministra w roku 1941? Jakie zarzuty stawiano?

Świadek: Właściwie żadnych zarzutów nie było. Miałem się tylko meldować dwa razy w miesiącu, pierwszego i piętnastego, w gestapo w alei Szucha. Sądziłem, że jeżeli mogę być aresztowany, to wtedy, kiedy się zgłaszam do gestapo. Tymczasem przyjechano w nocy, około wpół do dwunastej, kiedy już spałem. Mieszkałem na Bielanach. Auta zatrzymały się pod Centralnym Instytutem Wychowania Fizycznego, sześciu ludzi otworzyło sobie furtkę do ogródka i zaczęli otaczać budynek. To jest budynek samodzielny, wolnostojący. Po obudzeniu się, żona pierwsza otworzyła ono i zaczęła wołać: Kto tam, co za bandyci? Odpowiedzieli po polsku: Nie bandyci, tylko gestapo. Wtedy wstałem, otworzyłem drzwi. Podchodzili z rewolwerami, przeprowadzili rewizję w nocy i po godzinie czy po trzech kwadransach zabrano mnie na Pawiak. Nie podano mi wtedy żadnego powodu aresztowania, później badano mnie tylko na okoliczność przynależności do polskiej partii komunistycznej.

Prokurator Sawicki: Zabranie majątku związków zawodowych było niewątpliwie złamaniem prawa międzynarodowego. Czy panowie mieliście możność zwrócenia władzom uwagi na to?

Świadek: Ponieważ już mieliśmy dowody, jak traktowano tych, którzy demonstrują i przeciwstawiają się zarządzeniom władz okupacyjnych, zaniechaliśmy tego w porozumieniu zresztą z Komisją Centralną Związków Zawodowych, której również byłem wiceprezesem. Po zastanowieniu się, powiedzieliśmy sobie, że nic demonstracje nasze nie pomogą, a zastosowane będą natomiast ostre represje.

Prokurator Sawicki: Czy zawiadomiliście zagranicę o tym, iż majątek związków zawodowych został zabrany?

Świadek: Tak, takie zawiadomienie poszło za granicę.

Prokurator Sawicki: Czy, znając stosunki ówczesne wśród robotników, może pan minister stwierdzić, czy płace i przydziały były poniżej minimum egzystencji?

Świadek: Płace do 1939 roku w Polsce gwarantowały minimum egzystencji robotnikowi. W momencie, kiedy zostały obniżone o pięćdziesiąt procent, to minimum zostało całkowicie poderwane. Następnie, już w 1939 roku, wobec zakazu sprzedaży na wolnym rynku, drożyzna poszczególnych artykułów wzrosła, i to znacznie, i płace, które otrzymywali robotnicy i pracownicy nie pokrywały tego minimum.

Prokurator Sawicki: A przydziały?

Świadek: Przydziały otrzymywano w postaci chleba i niepełnej racji cukru. Natomiast mięsa, tłuszczu i jaj, które były przewidziane, nigdy nie otrzymywano.

Prokurator Sawicki: Czyli zdaniem pana ministra możliwości kupna żywności przez robotnika plus przydziały rzeczywiście otrzymywane były poniżej minimum egzystencji biologicznej?

Świadek: Naturalnie, mogę stwierdzić w tej chwili, że jeżeli płace zostały zmniejszone o pięćdziesiąt procent, a na kartki robotnik nie otrzymywał produktów za darmo, lecz musiał za nie płacić, to płace mogły wystarczyć zaledwie na kupno za resztę pieniędzy chleba dla siebie i dzieci.

Prokurator Sawicki: Czyli nie było dla robotnika polskiego w czasie okupacji innej drogi, jeżeli chciał zachować biologiczną integralność, czyli po prostu życie, jak wejść na drogę przestępczą w stosunku do zarządzeń, które wydawał okupant?

Świadek: Ratując swoje życie, robotnik i pracownik musiał wejść na drogę – nie mówię przestępczą – ale łamania przepisów obowiązujących ze strony okupanta.

Prokurator Sawicki: Czy wiadomo panu ministrowi o jakimś kilkugodzinnym strajku w warsztatach tramwajowych w związku z tym minimum egzystencji i jakie były w związku z tym represje?

Świadek: Twierdzę, że do strajku nie doszło wówczas, bo sprawa została zdekonspirowana i dotarła do władz okupacyjnych tak, że rano remiza tramwajowa na Woli została otoczona przez gestapo i policjantów i robotnicy zmuszani byli nawet biciem do wyjeżdżania. Odbyła się masówka, bardzo krótka, w remizie tramwajowej. Nie dała rezultatu, dlatego że władze bezpieczeństwa wkroczyły do sali i zaczęły rozpędzać wszystkich zebranych. Kilkudziesięciu ludzi zostało wówczas aresztowanych.

Prokurator Sawicki: Czy tło tego strajku było czysto głodowe?

Świadek: Tak, czysto głodowe.

Sędzia Grudziński: Kiedy został zabrany majątek związków zawodowych?

Świadek: W 1939 roku.

Sędzia Grudziński: Czy znane były panu ministrowi inne wypadki przejęcia majątku związków na terenie Warszawy, względnie dystryktu warszawskiego?

Świadek: Wszystkie obiekty i całość majątku ruchomego i nieruchomego wszystkich związków zawodowych zostały zabrane.

Sędzia Grudziński: Pan minister bywał na zebraniach delegatów aprowizacyjnych. Kto z dystryktu albo z urzędu Stadthauptmanna był obecny na tych zebraniach?

Świadek: Zawsze był przedstawiciel pana Leista na takim zebraniu. Nas powołał komisaryczny burmistrz Kulski jako delegatów, ponieważ władze okupacyjne ogłosiły, żeby wszyscy, którzy pragną pracować społecznie, zgłosili swoje usługi w pracy w samorządzie miejskim. Wtedy pan Kulski każdego z nas imiennie wezwał i zapytał, czy przyjmie stanowisko delegata. Oczywiście, licząc się z tym, że możemy pomóc społeczeństwu choćby w tej radzie delegatów, zdecydowaliśmy się te stanowiska przyjąć.

Sędzia Grudziński: Na czym polegała funkcja pana ministra?

Świadek: Na utrzymywaniu kontaktów między społeczeństwem a komisarycznym burmistrzem panem Kulskim. Z panem Leistem nigdy się nie zetknąłem.

Adwokat Chmurski: Czy pan minister jako prezes związku kolejarzy i jako wiceprezes komisji porozumiewawczej związków zawodowych interweniował kiedyś osobiście u władz niemieckich?

Świadek: Nie interweniowałem nigdy.

Adwokat Chmurski: Interweniowali tylko inni delegaci?

Świadek: Nikt.

Adwokat Chmurski: A więc interweniowali tylko u komisarycznego burmistrza polskiego?

Świadek: Tak jest.

Adwokat Chmurski: Na jakiej podstawie pan minister twierdził, że wszystkie zarządzenia co do związków zawodowych i co do wyżywienia robotników pochodziły od gubernatora Fischera?

Świadek: Co do rozwiązania związków zawodowych – było ogłoszenie podpisane przez gubernatora Fischera, co do aprowizacji, to wszystkie zarządzenia podpisywał Leist.

Adwokat Chmurski: Jak się sprawa przedstawia co do strajku? Czy w czasie okupacji strajk był w ogóle możliwy?

Świadek: Był zakaz na podstawie rozporządzenia Fischera, to było uważane od razu jako sabotaż, nazwano to sabotażem i wszystkich, którzy dopuścili do strajku, z pewnością w tym okresie spotkałby ten sam los, jaki spotkał tramwajarzy warszawskich.

Adwokat Chmurski: Czy było możliwe gromadzenie się więcej niż czterech osób?

Świadek: Ale gdzie? W lokalach publicznych?

Adwokat Chmurski: W ogóle jako pewien zespół.

Świadek: Była uczyniona próba zebrania w remizie tramwajowej w Warszawie, ale uczestników rozpędzono, aresztując.

Adwokat Chmurski: W związku z tym, czy to była ogólna zasada?

Świadek: Tak jest.

Adwokat Śliwowski: Czy ja należycie zrozumiałem pana ministra? Zanotowałem sobie, że usiłowanie strajku było w październiku 1941 roku, a potem nastąpiły aresztowania.

Świadek: Tak jest.

Adwokat Śliwowski: A kiedy pan minister pośrednio zetknął się z oskarżonym Leistem, bo bezpośrednio nie zetknął się?

Świadek: Bezpośrednio nigdy, a pośrednio – kiedy byłem 1939 roku delegatem aprowizacyjnym.

Adwokat Śliwowski: Czy nie później?

Świadek: Nie, w 1939 roku.

Adwokat Śliwowski: Czy gubernatorem warszawskim nie był wówczas dr Dengel, czy ten stan nie miał miejsca do 1941 roku?

Świadek: Był Dengel, a potem Leist, więc ja spotykałem się bardzo krótko z nazwiskiem Dengla, a potem przez cały czas z nazwiskiem Leista.

Adwokat Śliwowski: Kto z ramienia Leista występował na tych konferencjach, o których pan minister mówił?

Świadek: Nam się ci panowie, którzy przychodzili z ramienia pana Leista, nie przedstawiali.

Adwokat Śliwowski: Czy to byli zastępcy, kierownicy działów?

Świadek: To byli przeważnie naczelnicy wydziału jako reprezentanci władz aprowizacyjnych.

Przewodniczący: Czy umundurowani?

Świadek: Po cywilnemu.

Adwokat Śliwowski: To były zarządzenia ustne czy pisemne, ogłaszane w Mitteilungsblatt?

Świadek: Pisemne.

Adwokat Śliwowski: Kiedy dokładnie wyszło zarządzenie obniżające pensje tramwajarzy?

Świadek: Dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć, ale w każdym razie to było gdzieś w trzecim – czwartym miesiącu okupacji.

Adwokat Śliwowski: Raczej w 1939 roku?

Świadek: Tak jest.

Adwokat Śliwowski: Czy to było w jakimś związku, może czasowym, z aresztowaniami, czy to nastąpiło jedno po drugim?

Świadek: Tak, w niedługim czasie, miesiąc lub półtora miesiąca.

Adwokat Śliwowski: Pan minister wspomniał, że przydziały nawet ogłoszone nie były w pełni realizowane. Nie wiem, czy pan będzie mógł na to odpowiedzieć, czy realizacja tych przydziałów zależała bezpośrednio od niemieckich władz miejskich, czy też była regulowana z góry? To znaczy, czy Leist mógł dotrzymać obietnicy, czy też był skazany na odpowiednie dyrektywy z urzędu gubernatora?

Świadek: Mógł dostarczyć, bo w sklepach specjalnych, które były stworzone dla volksdeutschów, całość przewidzianych przydziałów volksdeutsche otrzymywali, więc zapasy żywności istniały wówczas i możność dostarczania ludności polskiej również była.

Adwokat Śliwowski: Ja wiem, że ta możność zachodziła, ale wówczas, kiedy Leist zmniejszył przydział żywności, nie dotrzymał norm statutowych, czy działał z własnej inicjatywy, czy też mógł pan stwierdzić, że miał odpowiednie dyrektywy?

Świadek: Tego nie stwierdziłem.

Adwokat Śliwowski: Czy na terenie innych miast Rzeczypospolitej, gdzie istniała podobna gospodarka miejska – wyodrębnione przedsiębiorstwa miejskie – również można było zaobserwować tę samą politykę płac, traktowania i aprowizacji?

Świadek: Nie sięgam w tej chwili pamięcią do tych momentów, żebym mógł powiedzieć, czy w Krakowie, bo mówię o tym mieście, gdzie taki samorząd istniał, to jest o Warszawie. Kontakt między Krakowem a Warszawą był zresztą dość utrudniony. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy i w innych miastach również stosowano ten sam proceder.

Adwokat Śliwowski: Nie miał pan informacji od zrzeszonych kolejarzy?

Świadek: Nie.

Adwokat Węgliński: Był pan łaskaw zeznać, że przed aresztowaniem musiał się pan meldować dwa razy w miesiącu w gestapo. Kiedy i od kogo otrzymał pan takie polecenie?

Świadek: Od gestapo, w maju 1940 roku.

Adwokat Węgliński: Czy to było po przesłuchaniu?

Świadek: Po przesłuchaniu.

Adwokat Węgliński: Na te okoliczności, o których pan wspominał?

Świadek: Nie, byłem aresztowany w maju 1941 roku, po wyjściu z BGK, kiedy wymieniałem dawne pieniądze polskie na tak zwane młynarki, kilka tysięcy złotych instytucji społecznej, Spółdzielni Mieszkaniowej „Związkowiec”, którą mieliśmy na Bielanach. W kasie w czasie wojny, w okresie okupacji, członkowie spłacali należności, wypłacaliśmy należności przedsiębiorcom, którzy budowali, akcja budowlana spółdzielni nie była zakończona. Te kilka tysięcy złotych wymieniłem w BGK. Po wymianie zszedłem na dół i na ulicy zostałem aresztowany.

Adwokat Węgliński: W czasie ogólnej łapanki?

Świadek: Nie, to była jakaś obserwacja, kto wymienia, jakie pieniądze, w jakiej ilości. Wówczas mnie od razu zabrano na Szucha, tam byłem przesłuchiwany przez cztery – pięć dni, bity, dochodzono, skąd te pieniądze mam. Po ośmiu dniach, kiedy stwierdzono, że pieniądze były na kontach i innych instytucji finansowych, wypuszczono mnie, ale nakazali mi meldować się pierwszego i piętnastego w alei Szucha.

Adwokat Wagner: Czy nie przypomina pan sobie, pod którym numerem na Szucha?

Świadek: Tam, gdzie było gestapo. Nie pamiętam. Nie było czasu patrzeć na numery.

Adwokat Wagner: Był to budynek jasny czy czerwony?

Świadek: Mnie wprowadzono nie od frontu, tylko przez podwórze, zdaje się koło kasyna, od razu do lochów.

Oskarżony Fischer: Wysoki Trybunale, wszyscy biegli jednogłośnie oświadczyli, że rozwiązanie stowarzyszeń i związków zostało zarządzone centralnie przez rząd. Jeżeli chodzi o zarządzenia z mojej strony, to może być mowa tylko o rozporządzeniach wykonawczych, albowiem nie miałem pełnomocnictwa do wydawania tego rodzaju decyzji. Konfiskata majątku kolejarzy została przeprowadzona przez policję bezpieczeństwa razem z kolejarzami niemieckimi. Kolej nie podlegała administracji cywilnej, była zupełnie samodzielna, jak to prof. Wachholz w swoim orzeczeniu wyraźnie podkreślił. O strajku w październiku 1939 roku nic nie wiem, gdyż dopiero w listopadzie przybyłem do Warszawy. Co się tyczy wynagrodzenia, to odnośne rozporządzenia były wydawane centralnie przez rząd. Jak mi wiadomo, jako podstawę dla zarobków wzięto stan wynagrodzeń polskich z sierpnia 1939 roku. W każdym razie ani zarząd miejski, ani dystrykt nie mógł regulować sprawy zarobków.

Jeżeli chodzi o przydział żywności, świadek ma rację, jeżeli twierdzi, że karty żywnościowe nie zawsze były realizowane. To odnosi się zwłaszcza do pierwszych miesięcy okupacji. Ja w moich oświadczeniach pisemnych wypowiedziałem się już obszernie na ten temat. Sprawa przedstawiała się wtedy w ten sposób, że na tej przestrzeni operowały trzy armie: niemiecka, polska i rosyjska, że wszystko to stało się w czasie, kiedy zboże dojrzewało, kiedy były żniwa. Władze niemieckie, kiedy przybyły do Warszawy, nie zastały w ogóle żadnych zapasów żywności i dlatego trzeba było ze strony niemieckiej wszcząć akcję pomocniczą. Został przesłany pociąg pomocniczy „Bawaria”, który przez jakiś czas rozdawał żywność ludności Warszawy. Ja sam robiłem starania, żeby sprowadzić żywność i to mi się udało, mianowicie na przestrzeni od Ciechanowa do Poznania, wbrew woli władz Reichu, przywieziono pięćdziesiąt tysięcy ton zboża do Warszawy. Oprócz tego zachęcano chłopów do sprowadzania żywności do Warszawy. Zapewne znane są każdemu, kto przeżył te czasy, olbrzymie kolumny pojazdów chłopskich z miejscowości odległych o przeszło sto kilometrów, które przywoziły do Warszawy żywność. Wszystko to działo się z polecenia władz niemieckich, albowiem nie ujęto wtedy jakichkolwiek zapasów żywności, a ostra zima utrudniała sytuację. To były przyczyny, dla których przyrzeczenia dotyczące przydziału żywności nie zawsze mogły być realizowane.

Świadek: Przypomnę panu Fischerowi okoliczności, o których on mówi. To było w styczniu i lutym 1940 roku. Władze niemieckie z polecenia pana Fischera wypiekły pewną ilość chleba, rozwoziły po ulicach i rozrzucały ten chleb. Kiedy tłum zgłodniałych obywateli gromadził się koło wozów, rzucano chleb, tłum łapał i robiono sobie z tego zabawę. Tak bawiły się władze okupacyjne ze zgłodniałą ludnością polską. Tak wyglądało to dobrodziejstwo. A równocześnie z tym szły aresztowania. W tłumie byli ludzie, którzy mówili: „Co wy robicie, przecież bawią się waszym kosztem, rzucają wam chleb jak psom, a wy się na ten chleb rzucacie”. Wówczas następowały aresztowania i więzienia się zapełniały. Tak wyglądało to dobrodziejstwo niemieckie, robiono sobie zabawę, zamiast rozdać ten chleb na kartki.

Teraz druga sprawa, mianowicie, że regulacja płac świata pracy była przeprowadzona według norm, które obowiązywały w sierpniu 1939 roku. To jest nieprawda, gdyż płace pracowników kolejowych zostały obniżone. Tu mogą przyjść setki i tysiące świadków, którzy zeznają, że płace natychmiast zostały obcięte i że żadnej regulacji nie było. Emerytury świata pracy, pracowników państwowych wyznaczono maksymalnie na dwieście złotych. Norma nie przekraczała w ogóle dwustu złotych, a każdy otrzymywał po dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści złotych emerytury, czy to pracownik kolejowy, czy państwowy. Zatem nie można mówić, że normy uposażenia od sierpnia 1939 roku zostały zachowane.

To są te dwa momenty, które chciałem sprostować z oświadczenia oskarżonego Fischera.

Prokurator Sawicki: Proszę Wysokiego Trybunału, nikt nie czyni oskarżonemu Fischerowi zarzutów z tego, czego nie zrobił, względnie z tego, co robił zgodnie z prawem międzynarodowym. Jest rzeczą wiadomą, że na przełomie 1939 i 1940 roku Niemcy sprowadzili pewną ilość zboża. Z tego nie czyni się zarzutów, że na przełomie 1939, jeśli nie liczyć zarzutów wywołania wojny agresywnej jako całości, Niemcy wprowadzili głód. Przedmiotem zeznań świadka była okoliczność, że w całym okresie okupacji płace robotnicze utrzymywano na poziomie, który łącznie z naturalnymi przydziałami nie dawał minimum egzystencji robotnikowi. Z tej racji zmuszano robotników do wejścia w nielegalne poczynania, żeby mogli wyżyć. To jest przedmiotem dowodu. Rzeczą Trybunału będzie ocenić, o ile oskarżony Fischer, na tym szczeblu organizacyjnym i partyjnym, jaki piastował, ponosi współodpowiedzialność za wykonywanie zarządzeń lub stosowanie zarządzeń władz centralnych, tzw. Gubernatorstwa. Nie zajmuję się w tej chwili takim ubocznym problemem. Natomiast nie jest obojętna okoliczność, którą bym nazwał okolicznością faktyczną. Czy oskarżony jest odpowiedzialny za to, jest to kwestia, którą Wysoki Sąd w swoim wyroku raczy osądzić, a co do czego zabierze głos również obrona i oskarżeni. Kwestią faktyczną jest, czy oskarżony, będąc na stanowisku gubernatora dystryktu, wiedział, że płace plus przydziały naturalne nie dają minimum egzystencji robotnika?

Korzystam z kompleksu tego zagadnienia w związku z zeznaniami świadka. Chcę na zakończenie, na dowód tego, że oskarżony wiedział, iż płace plus naturalne przydziały nie dają podstawy wyżywienia, przedłożyć dowód, mianowicie odpis sprawozdania szefa dystryktu warszawskiego z 12 maja 1941 roku, jak całkowicie i dobrze był oskarżony Fischer poinformowany – oddzielam tu kwestię odpowiedzialności – chodzi o świadomość, że minimum egzystencji nie ma: „Na skutek braku środków żywnościowych ceny czarnego rynku siłą rzeczy bardzo wzrosły, w ogóle nastąpiła silna drożyzna. Indeks cen artykułów żywnościowych ustalony przez zarząd miasta Warszawy wynosił w marcu 1941 roku 468 procent w stosunku do podstawy z roku 1939”. Czyli było jasne, i to jest przedmiotem dowodu, że ceny wzrosły pięciokrotnie. Zatem, gdyby nawet było prawdą, że płace zostały utrzymane na poziomie 1939 roku, to jednak koszt utrzymania wzrósł pięciokrotnie. „Tak dalece wzrosły koszty utrzymania, że zakłady nie będą w stanie dawać Kartoffelsuppe w czasie Mittagspause i grozi bardzo szerokim kołom robotniczym literalnie głód”.

Proszę, i jeszcze raz zaznaczam, że nie jest to dowód na kwestię odpowiedzialności, tylko na kwestię świadomości oskarżonego.

Oskarżony Fischer: To jest sprawozdanie nie moje, tylko całego rządu, który zwraca uwagę na to.

Prokurator Sawicki: To przecież mówiłem.

Oskarżony Fischer: Wysoki Trybunale, panie prokuratorze. Nawiązując do protokołów Generalnego Gubernatorstwa, to te protokoły są wyimkiem dla celów prokuratorskich. W tych protokołach są zawarte wszystkie te miejsca, które by coś innego udowodnić mogły, mianowicie to, że średnie i niższe instancje na tych posiedzeniach rządu wciąż z całą stanowczością i z całym naciskiem zwracały uwagę na konieczność zmiany polityki rządu. Toczyły się długotrwałe dyskusje, które nigdy się nie kończyły, odnośnie do kwestii zarobków. Wszystkie średnie i niższe instancje jasno podnosiły, że rozporządzenia rządu były niekorzystne i że z tego robotnicy wyżyć nie mogą. Lecz rząd wszelkie zmiany odrzucał, zwracał uwagę na to, że Rzesza żąda utrzymania spadku idącego z zachodu na wschód i że jest życzeniem, by ten spadek był przeprowadzany również w Generalnym Gubernatorstwie.

Prokurator Siewierski: Chodzi mi o ustalenie możliwie precyzyjne daty tej próby strajku tramwajowego.

Świadek: To było w końcu 1939 roku.

Adwokat Śliwowski: Pan minister powiedział, że w październiku 1939 roku.

Adwokat Chmurski: Czyli to było zaraz po wkroczeniu Niemców do Warszawy?

Świadek: To było w jakiś czas po wkroczeniu.

Adwokat Chmurski: W ile tygodni po wkroczeniu?

Świadek: To było w listopadzie czy w grudniu 1939 roku.

Prokurator Siewierski: Czy panu ministrowi nie było wiadomo o jeszcze drugiej próbie strajku w 1941 roku?

Świadek: W 1941 roku byłem aresztowany i nie mogę nic o tym powiedzieć.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma? Zwalniam świadka.