JAN IGIELSKI

Czwarty dzień rozprawy

Przewodniczący: Proszę świadka, ks. Igielskiego. Świadek jako duchowny wyznania prawnie w państwie uznanego jest zwolniony od przysięgi na zasadzie ar. 110 par. 2, niemniej mam ustawowy obowiązek pouczenia każdego świadka na zasadzie art. 107, że świadek jest obowiązany zeznać szczerą prawdę i niczego nie ukryć. Świadek, który świadomie zeznaje nieprawdę albo prawdę zataja, dopuszcza się przestępstwa, które podlega karze więzienia do lat pięciu lub aresztu.

Jan Igielski, ksiądz wyznania rzymskokatolickiego, redemptorysta, urodzony 12 stycznia 1915 roku, miejsce zamieszkania: Braniewo, w stosunku do stron obcy.

Proszę powiedzieć Trybunałowi, co świadkowi wiadomo w tej sprawie?

Świadek: W sprawie mordowania redemptorystów najpierw zaznaczyć muszę, że nie byłem świadkiem bezpośrednim, to znaczy widzem tych zajść, ponieważ wyjechałem na kilka dni przed powstaniem, a gdybym był świadkiem naocznym, to sądzę, że uległbym temu samemu losowi, co tamci, którzy zostali spaleni.

Ponieważ to byli moi bracia zakonni, więc zaraz po powrocie do Warszawy, pod koniec [stycznia?] 1945 roku, po wkroczeniu wojsk sowieckich, zacząłem się dowiadywać, co się z nimi stało. Przesłuchałem wielu świadków naocznych i tych, którzy słyszeli o tym zajściu, przeważnie jednak świadków naocznych. Przesłuchiwałem przeważnie mężczyzn, którzy byli świadkami końca naszych zakonnych współbraci. Według ich zeznań sprawa morderstwa przedstawia się następująco.

W nocy z 5 na 6 sierpnia 1944 roku, a więc w kilka dni po wybuchu powstania, wojska niemieckie wkroczyły na teren naszego klasztoru, spodziewając się, że tam napotkają na silny opór powstańczy. Jednakże nie znaleźli żołnierzy, lecz piwnice pełne były ludności cywilnej, zwłaszcza kobiet i dzieci. Byli też mężczyźni. Prócz nich znajdowało się trzydziestu zakonników, w tym piętnastu księży, dziewięciu braci zakonnych – laików i sześciu kleryków. Dano rozkaz, żeby wszyscy wyszli na podwórze, ustawiono ich na ul. Krochmalnej. Na czele stanęli ojcowie i bracia zakonni. Po przeszeregowaniu mężczyzn i kobiet pochód ruszył ulicą Wolską aż pod kościół św. Wojciecha. Tam niektórych mężczyzn oddzielono i pozwolono im pójść w stronę kościoła św. Wojciecha za druty, gdzie był tymczasowy obóz koncentracyjny. Część mężczyzn została zatrzymana, nie wiem na jakiej podstawie. Tu bracia zostali, resztę podzielono na grupy po kilkunastu ludzi. W pierwszej grupie byli ojcowie redemptoryści. O świcie, ledwo słońce wstało, dano rozkaz pierwszej grupie, żeby przeszli na drugą stronę ul. Wolskiej, vis a vis kościoła św. Wojciecha. Stamtąd posłyszano strzały. Za chwilę poprowadzono drugą i trzecią grupę. Świadek naoczny, który był w pierwszej grupie i który zdołał uciec, chociaż otrzymał trzy postrzały, a który mieszka obecnie przy ul. Chłodnej, zeznał, że akt rozstrzeliwania przedstawiał się następująco: wszyscy byli ustawieni w szereg, a jeden z gestapowców, wyższy oficer, podchodził do każdego i z tyłu dawał strzał w kark. Gdy postrzelony się słaniał, następnymi strzałami dobijał ofiarę. W ten sposób wymordowano całą pierwszą grupę. Przełożonego zakonu jednak nie z tyłu zastrzelono, tylko podszedł specjalnie z przodu, dał jeden strzał, po którym padł nieżywy.

Przewodniczący: Dużo wtedy ojców zamordowano?

Świadek: Przynajmniej dwudziestu czterech na ogólną liczbę trzydziestu, bo trzech zostało w domu, a według świadków trzech, względnie czterech nie zostało razem zamordowanych, ponieważ gdy trzy pierwsze grupy wymordowano, przyjechał na motocyklu jakiś żołnierz czy oficer niemiecki z jakimś papierem, był to widocznie rozkaz, żeby powstrzymać wyroki śmierci. Ci mężczyźni, którzy byli w następnych grupach, żyją i też zeznania składają, jak również ci, którzy zacierali ślady spalania. Po południu, o godzinie czwartej, zostali oni wezwani z kamienicy przy ul. Sokołowskiej, naprzeciw gmachu parafii i zgromadzenia w kościele św. Wojciecha i tam z ambony jeden z Niemców ogłosił, że wszyscy powinni być rozstrzelani i zamordowani, bo brali udział w powstaniu i są buntownikami, ale że przyszło ułaskawienie od Führera i że im życie darują, a teraz muszą iść i ślady zacierać.

Przewodniczący: Co stało się ze zwłokami?

Świadek: Zwłoki zaraz po rozstrzelaniu złożono na stosach i podpalono. Spaliły się. Na trzeci dzień ci, których zabrano po południu do sprzątania, mogli jeszcze rozpoznać, że to byli księża redemptoryści.

Przewodniczący: Co to za osoby były w piwnicach?

Świadek: To była ludność cywilna, która zgrupowała się w piwnicach jako schronisku. Piwnice są u nas bardzo obszerne, mogło być tam do czterystu osób.

Przewodniczący: Czy są pytania? Pytań nie ma, dziękuję świadkowi.