MARIAN STANIK

Dnia 17 grudnia 1947 r. w Radomiu Sędzia Śledczy Rejonu Sądu Okręgowego w Radomiu w osobie p.o. Sędziego B. Papiewskiego przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi Sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 254 KPK, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Marian Stanik
Wiek 32 lata
Imiona rodziców Kacper i Waleria z d. Mamnicka
Miejsce zamieszkania Radom, ul. Żeromskiego 14 m. 16
Zajęcie z zawodu młynarz, obecnie bez pracy
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu dostałem się dnia 13 lutego 1943, gdzie przebywałem do 13 kwietnia 1943 r., po czym zostałem odtransportowany do takiegoż obozu w Gusen w Austrii o. Donau. W czasie kiedy byłem w obozie oświęcimskim – Seidler był zastępcą komendanta obozu, lecz faktycznie pełnił funkcję komendanta. Przypuszczam, że ogólne wskazówki odnośnie traktowania i obchodzenia się z więźniami wychodziły od wyższych władz, jednak nie ulega żadnej wątpliwości, że rozkazy w tej materii wydawał Seidler, który był uważany przez starszych więźniów za sadystę. Słyszałem od więźniów, że Seidler był do tego stopnia nieludzki i służbistą, iż nawet niektórzy z SS-manów, pełniących funkcje Kommandoführera, zwierzali się do pewnych więźniów, których polubili, aby ostrzegli swych towarzyszy, żeby się mieli na baczności i pracowali jak należy, bo Seidler np. będzie wizytował podczas pracy. Ci SS-mani czynili tak m.in. i w obawie o własną skórę, nie chcąc się narażać Seidlerowi w wypadku jakiegoś niedociągnięcia więźnia w czasie pracy.

Z Oświęcimia odtransportowano mnie do Gusen, gdzie w miesiącu maju, względnie czerwcu, 1943 r. przybył Seidler i objął stanowisko komendanta obozu, na którym był do końca mego pobytu, tzn. do dnia 5 maja 1945 roku. Dodać należy, że na tydzień lub dwa przed wkroczeniem wojsk alianckich do obozu obsługa obozu wraz z Seidlerem przywdziała cywilne ubrania, nie wkraczała na teren obozu, którego komendantem, jak również i obsługą była Schutzpolizei.

Od swego kolegi Tadeusza Nowakowskiego, obecnie nie wiem, czy żyje i gdzie się znajduje, który pracował w kasynie oficerskim i miał większą możność zetknięcia się i podsłuchania władz obozowych, wiem, że Seidler powziął plan przy udziale Zireisa, komendanta nad wszystkimi obozami w Austrii, wymordowania wszystkich więźniów w Gusen w czasie, gdy już było oczywiste, że wojska alianckie wkrótce wkroczą. Jednakże obóz już był pod ochroną policji pochodzenia austriackiego, wraz z komendantem, który chcąc sparaliżować ten szatański plan – wydał rozkaz swoim podwładnym, aby w przypadku wkroczenia nocą SS-manów na teren obozu obecna służba obozowa nie dopuściła do tego, a w razie oporu użyła broni; SS-manowi wolno było jedynie wkroczyć na teren obozu w obecności dwóch ludzi nowej obsługi obozu. Ponadto Seidler miał drugi plan, polegający na tym, że chciał on urządzić fikcyjny alarm, spędzić wszystkich więźniów do tzw. Kellerbaum (6 tuneli wybitych pod górą), po czym tunele te wysadzić w powietrze i tym sposobem zlikwidować wszystkich więźniów. Oba te plany zostały sparaliżowane dzięki błyskawicznemu zaskoczeniu wojsk alianckich oraz dzięki przeciwstawieniu się nowego komendanta, który w dniu krytycznym nie pozwolił ludziom wyjść do pracy.

W listopadzie 1944 r. nadszedł transport spodni – pasiaków; udało mi się wziąć jedną parę tych spodni, lecz zostałem zauważony przez pewnego SS-mana i doprowadzony przed Seidlera. Seidler oznajmił mi, że jutro będę za to rozstrzelany, a gdy odpowiedziałem, że mi wszystko jedno kiedy, wpadł we wściekłość, skopał mnie nogami i ukarał w ten sposób, że wisiałem w jego kancelarii przez pół godziny za ręce wykręcone do tyłu, po czym po otrzymaniu 20 bykowców [zostałem] umieszczony w bunkrze. Przez 9 dni dostawałem także porcje bykowców i siedziałem w bunkrze.

Również od Nowakowskiego posiadam wiadomość, że Seidler niejednokrotnie wydawał swoim podwładnym takie rozkazy, jak np.: w tym a tym dniu chce on widzieć na apelu o np. 200 czy 300 osób mniej, co oznaczało, że dawał swej służbie wolną rękę i że należało taką liczbę więźniów zlikwidować. Oczywiście nie było wypadku, aby rozkaz taki nie został wykonany.

Późną wiosną 1944 r. przywieziono do obozu transport partyzantów jugosłowiańskich w liczbie około 80 osób. Na drugi dzień widziałem podczas pracy, ukryty za skałami, że obok krematorium, pod „ścianą śmierci” wykonywano egzekucję na tych Jugosłowianach, a Seidler osobiście nią kierował.

O działalności Palicza i Chmielewskiego nie posiadam konkretnych wiadomości.

Zeznałem wszystko. Odczytano.