STANISŁAWA PREKSLER

Warszawa, 21 lutego 1946 r. Sędzia Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi i treści art. 107 i 115 kpk

Świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisława Maria Preksler z Zielewskich
Data urodzenia 7 maja 1920 r. w Warszawie
Imiona rodziców Antoni i Ewa z Puławskich
Zajęcie przy rodzicach
Wykształcenie mała matura
Miejsce zamieszkania Wołomin, ul. Kościelna 39
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność sądownie niekarana
Stan cywilny wdowa, córka lat 2

W czasie okupacji niemieckiej mieszkałam w Wołominie razem z moim mężem Władysławem, który był maszynistą na kolei.

Wiedziałam, iż mąż mój należał do organizacji podziemnej, jednakże ostatnio przed aresztowaniem nie był aktywny.

6 listopada 1943 żandarmi niemieccy i oddziały wojska urządzili obławę w Wołominie. Miasteczko zostało otoczone przez wojsko, całą ludność żandarmi spędzili na rynek, nie wyłączając kobiet i dzieci. Tu odłączyli młodzież, przeznaczając ją do wywiezienia na roboty do Niemiec, a na razie kierując do obozu przejściowego przy ul. Skaryszewskiej. Z domów i na rynku aresztowano wtedy z listy 35 mężczyzn i tych skierowano do więzienia na Pawiaku, przy czym żaden z nich nie wrócił.

Częściowo pamiętam nazwiska, byli to: Henryk Rudziński 27 lat, Władysław Laskowski 24 lata, dwóch braci Kościelskich 18 i 20 lat, imion ich nie pamiętam, Zdzisław Haberko 22 lata, Waldemar Gilski 25 czy 26 lat oraz mój mąż Władysław Preksler 32 lata. Nazwisk innych osób aresztowanych wtedy nie pamiętam.

Mego męża zabrano z rynku. Początkowo żandarm dołączył go do grupy przeznaczonych na roboty, potem ktoś musiał męża wskazać czy poznać, ponieważ dołączono go do grupy wziętej podług listy. W tym czasie w Wołominie było dużo członków podziemnych organizacji i sądziliśmy, iż Niemcy musieli mieć o tym informacje i dlatego przesiali młodzież.

W tym dniu żandarmi zrobili rewizję u Majewskich (zam. przy ul. Długiej) i tam znaleźli skład broni. Przy rewizji wiedzieli dokładnie, gdzie szukać i odrywali deski od podłogi i ze ścian właśnie tam, gdzie leżała broń.

Kto był zdrajcą i wsypał, tego nie wiem. Żandarmi zabrali wtedy Jerzego Majewskiego wraz z żoną, imienia nie znam, w ósmym miesiącu ciąży.

W kilka dni później na afiszu jako zakładnicy z terenu Wołomina i Radzymina figurowało 35 osób zabranych z Wołomina z listy, między innymi mój mąż. 3 grudnia 1943 mój mąż i 17 czy 18 zakładników z Wołomina, w ogólnej liczbie 100 osób zostali rozstrzelani na ul. Puławskiej przy remizie tramwajowej. Nazajutrz były rozklejone afisze z podaniem nazwisk, między innymi i mego męża, z informacją, iż egzekucja miała być odwetem za zabicie żandarmów na terenie Warszawy. Następnych 18 czy 17 aresztowanych z Wołomina stracono w dwa tygodnie później, także byli na liście, ale miejsca dokładnie nie znam.

Mogłaby o tym zeznać Nadwodna (zam. w Wołominie), której mąż był wtedy rozstrzelany. Zobowiązuję się doręczyć wezwanie ob. Nadwodnej na 4 marca 1946.

Opowiadały mi kobiety mieszkające blisko miejsca straceń (nazwisk ich nie znam), iż egzekucja trwała od 11.00 do 15.00. Ustawiano pod murem po sześć osób, wszyscy mieli worki na głowach. Skazańcy zachowywali się biernie, byli osłabieni, poruszali się jak automaty.

Spośród rodzin pomordowanych podaję: Halina Rudzińska, żona zamordowanego Henryka(zam. Wołomin, ul. Kościelna nr 43), Laskowska (zam. w Wołominie, piekarnia przy przejeździe), Kościelska (zam. w Wołominie, sklep przy rynku), Haberko (zam. w Wołominie ul. Ogrodowa113), Haberkowa ma listę z nazwiskami pomordowanych, Gilscy (stracili syna) mają cukiernię naprzeciw stacji kolejowej w Wołominie. Co do Majewskich, to jego zabrano do więzienia na Pawiaku, a ją rozstrzelano za miastem. Fakt rozstrzelania Majewskiej został ujawniony przez chłopców z Wołomina (nazwisk niestety nie znam), którym Niemcy kazali kopać grób dla niej.

Chłopców tych obecnie nie spotykam i ani ja, ani moi znajomi nie wiemy, gdzie się grób Majewskiej znajduje. W każdym razie wiadomo mi, iż zwłoki nie były ekshumowane. Majewskiego widziałam nazajutrz po aresztowaniu, gdy szukając męża weszłam do komendy żandarmów. (Sama nie byłam zatrzymana, ponieważ byłam w ciąży). Zobaczyłam wtedy, iż Majewski miał sińce na twarzy i twarz spuchniętą, był strasznie zmieniony, miał kajdany na rękach, a przy nim leżała gruba guma.

Słyszałam (nie pamiętam, od kogo) iż Majewski na Pawiaku był bity i torturowany. Był rozstrzelany więcej jak miesiąc po śmierci mego męża, figurował na afiszu jako zakładnik, potem jako stracony.

Protokół odczytano.