WŁADYSŁAW CZAPLA

Dnia 16 lipca 1947 r. w Staszowie Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich Rejonu Sądu Okręgowego z siedzibą w Radomiu, Ekspozytura w Staszowie, w osobie b. Sędziego Albina Walkiewicza, adwokata w Staszowie, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 KPK świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Czapla
Wiek 46 lat
Imiona rodziców Kacper i Antonina
Miejsce zamieszkania Staszów, ul. Długa 33
Zajęcie mistrz kowalski
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Przez okres okupacji mieszkałem w Staszowie. Przez cały ten czas codzienne bicie ludzi było rzeczą normalną, bez przyczyny, a często przyczyną był fakt niemożności wykonania czynności nakazanej, np. Niemiec z mojej kuźni zabierał wykonane duże koła do wozów, które kazano nosić Żydom na drogę. Koła takiego nie mógł dźwignąć jeden człowiek, więc Niemiec bił ręką, kijem, kopał. Polak i Żyd nie był człowiekiem, nie uznawali Niemcy ich godności ludzkiej, lecz poniewierali tę godność różnolitymi sposobami, obrona swej godności była nie do pomyślenia, groziła za to natychmiastowa śmierć. Prawa skargi nie mieliśmy, nie było takiej władzy, do której można by było wnieść skargę.

W dniu 11 marca 1943 r. zostałem aresztowany przez oddział SD z Opatowa i żandarmerię ze Staszowa wraz z 10 innymi obywatelami ze Staszowa. Podejrzewano nas o działalność polityczną – podziemną. Wywieziona nas do Opatowa do aresztu. Na trzeci dzień toż samo SD i żandarmeria aresztowała kilkanaście osób z naszych rodzin, których wywieziono do obozu w Oświęcimiu, z których około 10 osób tam zamordowano – nie wrócili.

Widziałem, gdy w listopadzie 1942 r. w czasie pędzenia wysiedlanych ze Staszowa Żydów Niemiec zastrzelił trzy osoby. Zastrzelono ich setki, lecz tylko widziałem fakt zastrzelenia tych trzech. W mieście na ulicach i w mieszkaniach było pełno trupów żydowskich, na ulicach wielkie kałuże krwi. Jak mi się zdaje, wysiedlanie Żydów przeprowadzała żandarmeria z pomocą oddziałów Ukraińców.

Widziałem Teofila Celejowskiego z Kurozwęk, tejże gminy, pow. stopnickiego, gdy go zwolniono z aresztu żandarmerii w Staszowie w 1943 r. Żądano, by wydał ludzi pracujących w organizacji podziemnej. On tego nie zrobił, był tak bity, że ciało jego przedstawiało jedną bezkształtną masę. Od tego czasu nie mógł podnosić się z łóżka z powodu połamania kości i po kilku miesiącach zmarł. Ukrywając się w Kurozwękach – widziałem wielokrotnie, jak żandarmi przywozili samochodami ludzi na cmentarz w Kurozwękach i tam ich strzelali. Opierających się w bramie bito kolbami. Ukrywając się w Olszanicy pod Krakowem, widziałem pożary we wsiach, do których przybyli Niemcy. Jak następnie zbadałem, Niemcy otaczali wieś, spędzali ludność w jedno miejsce, wybierali ludzi, którzy tak z wyglądu im się nie podobali, i rozstrzeliwali ich. Znane mi są takie trzy wsie. Gdy w czasie rewizji znaleźli jakieś pismo, w którym nie wszystko było dla nich zrozumiałe – zagrodę taką palili. W 1944 r. widziałem w Częstochowie wypełnione ludźmi wagony transportów do obozu w Oświęcimiu. Więźniowie mieli związane ręce drutem kolczastym, nie wolno było podać wody proszącym.

Najgorszymi katami ludności z posterunku żandarmów w Staszowie byli: leutnant Rippert, Jasiński, Fenske i Cichoń.

Kontyngenty były wysokie. Wielu nie mogło oddać w wyznaczonej im ilości. Za nieoddanie kontyngentu Niemcy bili straszliwie, a następnie wywozili do obozu, znajdującego się w nieznanej mi miejscowości nad Wisłą.

Od 1941 r. Zaczęły się u nas łapanki ludzi na roboty do Niemiec. Łapanki odbywały się w nocy. Za każdym razem kilkudziesięciu schwytanych ludzi wywozili do Niemiec. Ze Staszowa wywieziono kilkaset osób. W 1942 r. w niedzielę w czasie nabożeństwa weszli Niemcy do kościoła i zabrali ludzi na roboty do Niemiec.

Więcej nic nie wiem. Odczytano.