STEFAN ADWENT

Dnia 11 maja 1946 r. Sąd Grodzki w Opatowie w osobie sędziego Al. Zalewskiego, z udziałem protokolanta R. Cybulskiego, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 108 następ. kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stefan Adwent
Wiek 21 lat
Imiona rodziców Józef i Maria
Miejsce zamieszkania Opatów, pl. Wilsona 12
Zajęcie robotnik
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Wiosną 1942 r., daty dokładnie nie pamiętam, byłem bezpośrednim świadkiem, jak znane na miejscowym terenie zbrodniarze SD Ryszard Hospodar i Stanisław Słonka dokonywali egzekucji jakiegoś Żyda na miejscowym cmentarzu żydowskim. Obserwując to ze znacznej odległości, widziałem, jak został on zastrzelony na skutek dwu strzałów, który jeden był oddany przez Hospodara, a drugi przez Słonkę.

Innym znów razem, w październiku 1942 r., widziałem, jak wymienieni Hospodar i Słonka prowadzili ulicą Iwańską w stronę cmentarza – miejsca straceń – jakiegoś młodego, rosłego człowieka, który kilkakrotnie zwracał się do eskortujących go najprawdopodobniej z jakąś prośbą.

W odpowiedzi na to Słonka uderzył go dwukrotnie rewolwerem w głowę, na skutek czego ten upadł, a gdy się podnieść nie mógł, był bowiem skuty, Słonka kopnął go butem. Wkrótce rozległy się strzały, człowiek ów został przez nich na pobliskim cmentarzu zamordowany.

W czerwcu 1942 r. zostałem schwytany w czasie z jednej łapanek na roboty do Rzeszy, gdzie pracowałem przez okres sześciu tygodni, po upływie których zdołałem uratować się ucieczką. Starałem się przebywać poza domem, aby mnie nie schwytano. Podejrzenia moje okazały się słuszne, albowiem raz funkcjonariusz b. policji kryminalnej Tadeusz Teodorczyk przyszedł do mieszkania, aby mnie schwytać. Innym znów razem i w tymże samym celu przyszli po mnie funkcjonariusze policji kryminalnej: Stanisław Słonka i Feliks Nowaczyk, lecz za każdym razem w domu obecnym nie byłem.

W dniu 12 listopada 1942 r. około godziny 10.00 wieczorem, gdym się na krótko znalazł w Opatowie, usłyszałem poza sobą krzyk: „Stój, ręce do góry”, po czym doskoczył do mnie z rewolwerem w ręku Stanisław Słonka, a za nim Feliks Nowaczyk. Jeden z nich schwytał mnie za rękę, a drugi za kołnierz i zaciągnęli mnie do miejscowego aresztu, w którym przebywałem przez okres 4 tygodni, po upływie których przewieziony zostałem do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, w którym przebywałem przez okres dwu lat i sześciu miesięcy, aż do chwili wyzwolenia. W czasie pobytu w areszcie żalił się jeden do mnie z więźniów, że w nieludzki sposób został skatowany przez żandarma Wiktora Bergera gumą.

Jeszcze przed schwytaniem mnie do obozu widziałem, jak b. funkcjonariusz policji kryminalnej Tadeusz Teodorczyk bił laską ludzi, którzy stali ogonkach w oczekiwaniu przydziału.