JULIUS SPOKOJNY


Julius Spokojny, ur. 12 września 1923 r. w Miechowie, w Polsce, obecnie zam. w Landsbergu DP Center Blok 15 m. 72.


[Świadek] niniejszym oświadczył:

W styczniu 1943 r. przybyłem do lagru Kraków-Płaszów, gdzie byłem do maja 1944 r. Komendantem tego lagru był Göth. On był najniebezpieczniejszym sadystą w historii polskiej. Gdy przybył, powitał nas tymi słowami: „Ja jestem wasz Bóg. Ja zgładziłem sześć tysięcy w dystrykcie lubelskim, a teraz kolej na was.

Wszystko robił na własną rękę. Bił on ludzi tak długo pejczem w oczy aż krew go zalała, a potem szczuł psami i strzałem w kark kończył. Chwalił się, że jest najlepszym strzelcem, który strzela w kark. On zlikwidował dystrykt lubelski i krakowski. Ma na sumieniu ok. 130 tys. ofiar. Zakopano żywych ludzi, którzy byli tylko zranieni w nogę lub w rękę. Ratując ich, byliśmy narażeni na własną śmierć, jednak wyratowaliśmy tych ludzi z grobu. Wziął on matkę z dzieckiem i kazał matce, aby przytuliła główkę dziecka do piersi i jedną kulą zastrzelił dwie ofiary, bo szkoda kuli, kula kosztuje dziesięć fenigów. A teraz podaję poszczególne fakty.

Wszystkie dzieci kazał zastrzelić. Za niedobry meldunek Häftlinga zastrzelił go. Dał on jeden chleb tygodniowo, zamiast dwóch chlebów – dowiedzieliśmy się, że była komisja w piekarni, to kazał szefowi piekarni powiedzieć – który tu jest, znajduje się obecnie w Landsbergu, Kleinmann – że daje dwa chleby tygodniowo. Pracowałem w firmie Strauch i poszedłem do pracy na Ostbahn Płaszów, gdzie było ok. 60 robotników od nas. Wracając z pracy na obiad [jeden z nas] miał swoje prześcieradło i sprzedał to za chleb. Złapała go przy tym Bahnpolizei i zaprowadziła do Julagu. Lagerführer Müller zwolnił go i przesłał do getta. Göth chciał pokazać swoją silną rękę na początku swego panowania. Postawił szubrawiec i kazał go powiesić, lecz nie udało się, bo nie dusiło go dobrze, ponieważ miał postawiony kołnierz, a sznur nie był na szyi, tylko na kołnierzu. Pan Göth kazał go zdjąć i powtórnie powiesić. Człowiek ten prosił o ułaskawienie, na co mu odpowiedział: „W tył zwrot, ty świnio”. W kwietniu lub w maju Göth przeprowadził rewizję w lagrze, gdzie dla postrachu kazał strzelać z wieży z karabinów maszynowych przez całą noc i były ofiary.

Wszystkie zrabowane pieniądze, złoto i brylanty, gdzie dano to do [nieczytelne], tam przyprowadził jednego znawcę brylantów (Häftlinga) i kazał sobie wybrać najładniejsze. Za przerzucenie przez parkan dwóch płaszczów przez jednego, który przybył z Tarnowa, zastrzelił dwie osoby. Przy Barackenbau 1 z nazwiskiem Wiślicki z Miechowa, który wykopał niniejszą dziurę na wsadzenie słupów na druty kolczaste – bez pytania zastrzelił go [sic!]. Za stargane ubranie, które jeden miał, zastrzelił go. Jeden spojrzał na niego, to pan Göth powiedział mu: Was schaust mich so bloed? i zastrzelił go. Swojego portiera zastrzelił. Nazajutrz, pytał się, gdzie on jest, a gdy zastępca jego powiedział, że nie żyje, kazał go wykopać, aby go zobaczyć na własne oczy. Tak on strzelał ludzi, nie wiedząc kogo. Gdy wyszedł ze swojego domu i przyszedł do lagru, to wszystko uciekało. Był postrachem lagru i za każdą wizytą zostawił kilka ofiar. Ośmiu ludzi wyjął od firmy Strauch, gdzie ja pracowałem, i kazał ich zastrzelić w obecności Blockenältesterów, kapo i OD. Całe komando Bonarka i Kalchwerk, ok. 120 tys. osób kazał zastrzelić.

W stolarni jeden robotnik zdrzemnął się podczas żmudnej pracy bez jedzenia. Wyprowadził go i zastrzelił. Wydał rozkaz, że w nocy do latryny nie wolno iść w ubraniu, tylko w bieliźnie. Pan Göth schował się za barakiem i czekał na ofiary, które mu się ukażą i będzie mógł brać je na cel, bo w nocy bielizna uwydatnia się dobrze. Gdy przyprowadzili ludzi z getta, pan Göth dał rozkaz, aby się rozebrali i tańczyli w grobie przed śmiercią. Potem zastrzelił ich z karabinu. Zastrzelił kobietę przy noszeniu cegieł, że nie leciała prędko. Przy kamieniach robotnik ujrzał Bandytę i zawołał zex [sic!]. Pan Göth to usłyszał, doszedł do niego i zastrzelił go. Przyszedł transport desek na rozbudowę lagru. Göth zorganizował wszystkich ludzi z Gemeinschaftów, starych i młodych, obstawił całą ulicę do stacji wojskiem i biegiem musieliśmy nosić te deski do lagru, bo szkoda było męczyć konie. Policjanci lagru postawili dwóch chłopców do pilnowania płaszczy. Pan Göth ich ujrzał z okna, zawołał ich, kazał odwrócić się i w kark ich zastrzelił.

Pan Göth wydał rozkaz postawić osiem baraków w ciągu trzech dni. [Pracowano] dzień i noc jak mechanizm, ale Göthowi chodziło o zaczepkę i powiedział, że jeden barak miał stać inaczej.

Zwołał apel i wywołał mężczyzn i kobiety. Na placu apelowym były już stoły i rajtpejcze były moczone w wodzie. Każdy jeden, bez względu na płeć, miał się rozebrać do połowy, bito po 30, jak cepami się młóci. Dwóch biło jednego. Ja też byłem ofiarą i miałem zaszczyt dostać bicie od samego Götha. Skutkiem tego bicia było kilkadziesiąt ofiar. Wyjął jednego nazwiskiem Olmer z Miechowa i chciał go zastrzelić. Kazał mu się rozebrać do naga, on odmówił. Szczuł na niego swojego psa, który rozszarpał go na kawałki, a potem zastrzelił. Przyprowadzono z NKF jednego – powiesił [go, za to] że chciał zmienić policję lagrową, a z góry chłopca [za to], że zanucił piosenkę rosyjską. Wszystkiego, co wiem, nie mogę napisać na papierze, bo bym potrzebował napisać całą książkę. Chciałbym być na sali sądowej i naocznie [osobiście] naświetlić wszystkie fakty. Landesdorfer [Landstorfer] i Eckert byli bandyci drugiego sortu, współpracowali z Göthem i pomagali we wszystkich morderczych akcjach. Wszystkie szczegóły podam na sali sądowej.

To zeznanie ma pięć stron, jest przeze mnie napisane dobrowolnie, bez przymusu, bez gróźb, obaw albo przemocy 1 maja 1946 r. Przysięgam przed Bogiem Wszechmogącym, że to jest prawdą i tylko prawdą.