Estera Schwimmer, ur. 3 czerwca 1905 r. w Sosnowcu.
[Świadek zeznała, co następuje]:
1. Pierwszy raz widziałam i byłam naocznym świadkiem brutalnego występku mordercy Götha w chwili, gdy wracałam z pracy u „Madrycza” [Madritscha]. Znalazł się on między ludźmi pracującymi przy tłuczeniu kamieni. Jednego z ludzi wywołał z grona. Zapytał o wiek. Ten niewinnie odpowiedział: 35 lat. Göth jak rozwścieczony zwierz wyjął swój rewolwer i z miejsca go zastrzelił.
2. W czasie likwidacji getta krakowskiego [podczas wymarszu] do lagru płaszowskiego ustawiono nas piątkami. Ja trzymałam na ręku dziecko mojej siostry (sierotę, gdyż matkę zabili już w 1942 r.). Przystąpił Göth, wyrwał mi to dwuipółletnie dziecko z rąk i rzucił tam, gdzie znika wszelki ślad ludzki, na wieczną śmierć. Sama zaczęłam krzyczeć i w szale rozpaczy goniłam za dzieckiem. Okrutny Göth kopnął mnie i odrzucił w grono innych, odsyłając do lagru.
3. Będąc w lagrze w Płaszowie w czwartym baraku przy pracy, o godz. 9.00 usłyszałam strzał. Wybiegłam. Na ziemi przed drugim barakiem leżał zabity już Schnitzer, robotnik tego baraku. W tym momencie wybiegła jego żona, która w moich oczach zginęła z rąk mordercy Götha i padła przy mężu.
4. 14 maja 1944 r. zbrodniarz Göth zwołał apel na placu lagrowym. Przy wtórze muzyki zarządził selekcję. Spośród nas, zebranych, wybrał część do transportu do Auschwitz. Tych pędzono jak stado bydła do pociągu pod eskortą niemieckich gestapowców. Rozłączyły się wtedy na zawsze siostry z braćmi, z matkami, dziećmi. Göth zabrał wtedy ok. czterech tysięcy osób na śmierć do Auschwitz. Muzyka stale grała. Nam tu kazał milczeć, a za jedno słówko strzelał do zebranych. Zapanowała grobowa cisza. Göth rozkazał nam na klęczkach odwrócić się od drogi. Wtem dał się słyszeć okropny, przeraźliwy krzyk dzieci, które z Kinderschule [sic!] ładowali na auta, a stąd wprost do Auschwitz do pieca, na śmierć. Niewinne dusze wyciągały ręce, prosząc się o życie, lecz wszystko nadaremnie. Klęczącym matkom tych dzieci nie wolno było nawet okiem zerknąć, by chociaż ostatni raz ujrzeć swoje dziecko.
5. Gdy gromada ludzi wracała z pracy z Bonarki, Göth oczekiwał ich w bramie. Wprowadził do lagru i przeprowadził dokładną rewizję. Znalazł u nich kęsy czarnego chleba. Właśnie oczekiwałam swego brata (który był między nimi), by mógł mi przyniesionym chlebem zaspokoić głód. Lecz niestety, więcej go nie zobaczyłam. Tych wszystkich, ok. 60, wyprowadził na górkę i tu wystrzelał.
6. Byłam naocznym świadkiem – będąc w pracowni malarskiej u swego kuzyna po menażkę do jedzenia – jak wszedł Göth. Wywołał pierwszego malarza przed barak i z miejsca go, niewinnego, zastrzelił.
7. W nocy podczas pracy w firmie „Madrycza” [Madritscha] w lagrze płaszowskim piątka pracujących, między nimi i ja, poszłyśmy do latryny. W tej chwili nadszedł Göth. Rozbiegłyśmy się ze strachu w różnych kierunkach. On strzelił do nas, ale udało mu się tylko jedną przestrzelić.
8. Zeznaję, że podczas pracy u „Madrycza” [Madritscha] zauważyłam wielokrotnie haniebne wyczyny Götha. Stojąc przy oknie mojego warsztatu, widziałam przejeżdżające auto ciężarowe załadowane pełno ludźmi, wśród nich kobiety i dzieci. Wszystkich ściągnięto z aut. Na rozkaz Götha wszyscy odwrócili się tyłem i z miejsca [zostali] zastrzeleni przez ukraińską wachę. Następnie nadszedł dentysta i z trupów wyciągał złote zęby. W porze obiadowej zabrano nas na plac drzewny – musieliśmy stąd drewno przenieść na górkę, by spalić wszystkich tych zabitych.
To zeznanie napisane na trzech stronach jest przeze mnie własnoręcznie pisane, bez przymusu, bez gróźb z czyjejś strony, bez bojaźni, zupełnie z własnej woli 10 maja 1946 r. w Landsbergu am Lech. Przysięgam przed Bogiem Wszechmogącym, że to wszystko, co pisałam, jest prawdą, całą prawdą i tylko prawdą.