ANNA KREMER

Anna Kremer, ur. 18 grudnia 1920 r. w Krakowie, obecnie zam. w Landsbergu, bl. 25 m. 5.

W 1943 r. przybyłam do lagru płaszowskiego, jeszcze przed panowaniem Götha. Z jego przybyciem możliwe warunki dotychczasowego życia uległy kolosalnej zmianie. Ja zostałam komendantką bloku i stałam najbliżej obrazów, które wydają mi się teraz wprost nieprawdopodobne w swojej grozie. Otóż komendantki bloków musiały być naocznymi świadkami egzekucji i strzelania, jakich dokonywał szef na ludziach. Trudno mi ująć to w pewne słowa, bo żaden język nie jest w stanie wyrazić tego dokładnie. Faktem jest, że w moich oczach strzelał masowo kobiety, dzieci i mężczyzn po to, aby jako blokowym pokazać [nam], jak należy załatwiać się z ludźmi, którzy „nie pracują” i opowiedzieć swoim ludziom w bloku. Ginęli niewinni, bo robił to na własną rękę, a nam nad grobem tych ludzi opowiadał bajki, że to wyłącznie ich wina, Weil Sie treiben rum und nicht arbeiten [sic!]. Z czasem znudziło się naszemu szefowi strzelanie i dla odmiany wieszał. Dwie kobiety, które uciekły z lagru do getta, zostały powieszone. Był to pierwszy akt wieszania. Tego rodzaju egzekucje często powtarzał. Gdy szłyśmy z komendantury, gdzie zwykle składałyśmy raporty, do naszych baraków, zatrzymywano nas, abyśmy były świadkami nowych aktów wieszania. Pewnego razu dostałam rozkaz wypędzenia wszystkich ludzi na apelplac. Nikt się nie spodziewał, co nastąpi. Otóż grupa Säuberungkolonne zdaniem Götha nie pracowała. Pod przymusem stałyśmy uformowane w dwójki. Jak Göth wysegregował 46 mężczyzn, kobiet i dzieci, wprowadził [ich] do dołu, gdzie piątkami zostali rozstrzelani. Jak na ironię przyświecało słońce, tak że pozwoliło nam w całej jaskrawości przyglądać się temu straszliwemu obrazowi.

Nie dosyć było jeszcze. Kiedy już martwe ciała leżały zbite w masę w dole, kazał nam szef podejść całkiem blisko, aby ten obraz dokładnie oglądać.

Jeszcze dużo innych faktów. Zastrzelenie ośmiu ludzi z placówki wychodzącej na miasto z tego powodu, że jeden z nich nie wrócił. Nam kazano udać się na miejsce, gdzie szef dokonywał egzekucji. Nie jestem w stanie opisać tego dokładnie. Faktem jest, że w moich oczach masowo ginęli ludzie – czy w formie wieszania, czy strzelania, nie mówiąc już o szykanach, które zadawał żyjącym w formie wieszania lub dupobicia.

To zeznanie ma pierwszą i drugą stronę, jest przeze mnie własnoręcznie pisane, dobrowolnie, bez przymusu, bez gróźb, obaw albo przemocy, 14 maja 1946 r. Przysięgam przed Bogiem Wszechmogącym, że to jest prawda i tylko prawda.