ZYGMUNT NORENBERG

Kraków, dnia 21 lipca 1946 r. [Świadek] Zygmunt Norenberg w czasie okupacji niemieckiej przebywał w obozach: Płaszów, Flossenbürg i Dachau. [Świadek] składa zeznanie odnośnie do Amona Götha:


Imię i nazwisko Zygmunt Norenberg
Data i miejsce urodzenia 20 grudnia 1906 r., Brzesko Nowe
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Dietla 62

Natychmiast po likwidacji getta krakowskiego zostałem wygnany do obozu w Płaszowie. Jeszcze w czasie mego pobytu w getcie na polecenie prezesa Judenratu Guttera byłem zmuszony do wykonania dla Götha jednej pary butów w ciągu 24 godzin. Przy odnoszeniu mu obuwia byłem świadkiem następującej sceny: widziałem Götha idącego na inspekcję, w czasie której zabił jednego Żyda oraz jednego zranił.

Wkrótce po osadzeniu mnie w obozie płaszowskim Göth polecił mi stworzenie warsztatu szewskiego dla wykonywania obuwia na miarę dla Niemców. Odtąd stykałem się z nim nie tylko we dnie, ale i w nocy. Przy pokazywaniu nam pomieszczeń przeznaczonych na warsztaty widziałem, jak Göth zastrzelił jednego z robotników blacharskiego Gemeinschaftu, który – zmorzony zmęczeniem – zdrzemnął się przy robocie. Niedługo potem widziałem, jak Göth strzelił w tył głowy kobiecie, która niezręcznie podniosła młot przy tłuczeniu kamieni przed naszym barakiem. Następnie widziałem, jak Göth – widząc dym wychodzący z warsztatu Grossschusterei – wszedł do wnętrza i zagroził, że jeżeli nie zgłosi się dobrowolnie ten, który palił papierosa, zastrzeli wszystkich sześciu robotników. Na ten rozkaz wyszedł z warsztatu jeden, z zawodu buchalter, i gdy tylko postawił krok poza wejście do warsztatu, został przez Götha zastrzelony. Potem byłem świadkiem zastrzelenia przez Götha dwóch Żydów na Apelplatzu, jeden z nich nazwiskiem Sonnenschein, a drugi Spielman. Następnie byłem świadkiem, jak Göth puścił psy na mego kuzyna Olmera i dopiero gdy psy poszarpały jego ciało, dokończył jego męki wystrzałem z rewolweru.

Naprzeciw naszego warsztatu był garaż i tam widziałem, jak Göth – wpadając niepostrzeżenie – wywlókł z garażu piękną, młodą dziewczynę, którą zastał bezczynną, ciągnął ją za włosy, bił ją. Dziewczyna rzuciła się przed nim na kolana, prosząc by jej nie zastrzelił. On ją kopnął i polecił swemu szoferowi Iwanowi, by ją wykończył.

Odnośnie do mnie samego mogę zeznać, że stale byłem wołany przez Götha celem przyjęcia zamówień na obuwie dla Obergruppenführera Krügera, Koppego, dla generałów Schutzpolizei oraz dla szefów gestapo. Göth wówczas polecał mi wykonanie dla nich obuwia z jego skóry, której nie posiadał, tak że byłem zdany na zaopatrywanie się w nią we własnym zakresie. Terminy wykonania ustalane przez Götha były tak krótkie, że było się zmuszonym pracować przez całe doby bez przerwy. Najgorszą rzeczą było wykonanie obuwia dla samego Götha, które sam osobiście musiałem szyć. W okresie mego pobytu zrobiłem dla niego samego sześć par butów z cholewami, prócz [tego] osiem par półbucików oraz bucików wykonywanych dla całej jego rodziny w Wiedniu.

Tygodniowo wykonywano w naszym warsztacie co najmniej sześć par obuwia dla Götha na podarunki. Pewnego razu, gdy odnosiłem mu buty, do których przybito w warsztacie zelówki, wydawało mu się, że nie są dość porządnie przybite. Wezwał mnie wówczas do oświadczenia, kto tę parę wykonywał. Ja przyznałem się, że któryś z robotników. Wówczas

Göth, powtarzając kilkakrotnie słowa: F ür mich ist gut zu wenig, du blöder Kerl , uderzył mnie
kilka razy w twarz.

Jeden raz miałem z Göthem taki wypadek. Gdy mu odniosłem parę butów na korkach, dla niego przeznaczonych, Göth wmawiał mi, że korek się nie poddaje, a powinien. Ja mu tłumaczyłem niemożliwość tego, co on przyjął w ten sposób, że polecił mi stać na baczność i bił kilkadziesiąt razy w okolicę serca pięścią. Następnie bił mnie rajtpejczą w tył szyi, albowiem nie chciał mi kaleczyć twarzy, gdyż w tym stanie nie mógłby ze mną jeździć do dygnitarzy hitlerowskich. Po tym, jak mnie zbił dostatecznie, polecił mi odwrócić się i biec, przygotowując przy tym rewolwer do strzału. Biegnąc, usłyszałem strzał z rewolweru, nic mi się jednak nie stało.

Razu pewnego otrzymałem zamówienie na wykonanie futerału na walizkę dla Obersturmführera Jaroszewicza, który miał być wykonany terminowo. Gdy robota nie była wykonana na czas, Göth wezwał mnie wraz z tym robotnikiem, który robił futerał, i pytał, dlaczego robota nie jest wykonana na czas. W odpowiedzi na nasze tłumaczenia puścił Rolfa na mego towarzysza i gdy ten do krwi poszarpał mu ręce, polecił mu wykończenie futerału do godziny. Tak pokrwawionymi i poszarpanymi przez Rolfa rękoma, przy pomocy dwu pracowników musiał futerał wykończyć w godzinę.