Protokołowała Małecka. [Świadek] Rudolf Reder:
Imię i nazwisko | Rudolf Reder |
Data i miejsce urodzenia | 4 kwietnia 1881 r., Dębica |
Zajęcie | fabrykant mydła we Lwowie, ul. Panieńska 7 |
16 sierpnia 1942 r. we Lwowie, w czasie akcji, [zostałem] zabrany do obozu janowskiego, na drugi dzień załadowany na dworcu Kleparów do wagonów. Transport miał 50 wagonów po sto osób, ok. pięciu tysięcy ludzi, kobiet i dzieci. Eskorta gestapo, wagony towarowe, kryte i zaplombowane. Orientowali się, że jadę na Bełżec [sic!]. Podróż [trwała] siedem godzin. Pociąg zajechał na stację Bełżec i bocznicą pod obóz. Obóz w młodym lesie, wyciętym na powierzchni trzech kilometrów wszerz i wzdłuż, teren piaszczysty. Z daleka obóz niewidoczny, drzewa wycięte przywiązane do rosnących, by była gęstwina. Do niskich drzew były przywiązane górą inne, ścięte, by uzyskać niewidoczność. Wagony wjeżdżały na dziedziniec obozu, bocznica miała ok. 200–300 m. Obóz otoczony drutem kolczastym, a od wewnętrznej strony drutów siatki druciane ułożone stosami – nie można było uciec, by się nie zaplątać w siatkach. Wysoka wieża na środku dziedzińca z wartownikiem, karabinem maszynowym i reflektorami. Wieżyczek naokoło nie było. Straż pełnili askarzy.
Dwa duże baraki drewniane, parterowe, małe okienka na 250 ludzi, prycze dwupiętrowe, gołe deski.
Po wyładowaniu kazano wszystkim mężczyznom i kobietom razem rozebrać się do naga na dziedzińcu, bo pójdą do łaźni, a potem się ich wyśle do robót. Ludzie cieszyli się, wierzyli, że tylko o roboty chodzi. Dziesięciu Żydów z „obsługi” brało ubrania, przeszukiwano je, wypruwano złoto i pieniądze. Ubrania szły do magazynu, a kosztowności w walizce co wieczór o jednej porze do biura. Tam się sortowało i posyłało do komendantury obozu, która mieściła się na stacji. Zanosił Żyd i SS-man.
Było sześć komór w jednym budynku parterowym. Pośrodku korytarz, na lewo trzy, na prawo trzy komory. Budynek betonowany, trzy–trzy i pół metra wysoki, bez okien, dach kryty papą. (Rysunek w rękopisie.)
Kobietom na dziedzińcu ścinano włosy, robili to Żydzi fryzjerzy. Kobiety siadały na taboretach, już nagie, po kolei były strzyżone. Wciąż bicie po twarzy i głowie nahajami. Do „łaźni” pędzono ludzi masą, bez porządku, bez liczenia, „jak bydło do rzeźni”. W korytarzu „łaźni” ludzie się orientowali: komory były otwarte, drzwi od nich rozsunięte, ciemno, krzyki. Kto nie chciał wejść, tego karabinem, bagnetem askarzy wpychali. Do komory wpychano ludzi [na] stojąco, gęsto, tak że ledwo można było drzwi zasunąć. Mieściło się ok. 750 osób. Sześć razy 750 osób daje cztery i pół tysiąca. Gazowanie trwało 20 min. Gaz wytwarzała maszyna napędzana benzyną, obsługiwana przez dwóch maszynistów askarów, umieszczona w komorze na końcu korytarza. Z tej komórki rurami o niewielkim przekroju gaz szedł do komór. Czy maszyna wytwarzała gaz, czy zgęszczone powietrze, tego nie umiem powiedzieć. Trucie trwało 20 min.
Trupy wyrzucano po otwarciu drzwi wewnętrznych, zakładano im paski rzemienne na ręce i ciągnięto. Za budynkiem robiono wał wysoki na dwa metry, z tego wału na paskach ciągnięto do grobów 200 do 300 kroków. Po drodze od budynku do grobu dentyści wybrani spośród wymienionych, w liczbie dziesięciu, otwierali trupom usta, wyrywali [złote] zęby, potem złoto przerabiali w sztaby i szło do komendantury. Ludzie z zewnątrz, idąc do budynku po schodkach, nie widzieli tego, co się z boków budynku działo: trupów i grobów, bo gęsta zieleń zasłaniała.
Transporty były po 50 wagonów, trzy, cztery razy dziennie, tj. 15 do 20 tys. dziennie. Z każdego transportu zaraz po przyjeździe wybierano fachowców – ślusarzy, stolarzy, szewców, krawców. Zeznający zgłosił się jako maszynista-monter. Przydzielili go do maszyny wyciągającej piasek z dołów przeznaczonych na groby. Obsługiwało ją dwóch ludzi. Praca od 6.00 do zmroku. Grób 100 m długości, 25 szerokości, 5 głębokości. Jeden grób mieścił ok. stu tysięcy ludzi. W listopadzie 1942 r. grobów było 30, tj. trzy miliony trupów. Trupy rzucano bez porządku, na drugi dzień morze krwi czarnej napłynęło po brzeg grobu. Grunt piaszczysty. Trupy leżały na metr ponad poziomem ziemi. Oblewano je gaszonym wapnem, potem zasypywano piaskiem.
Ludzi do obsługi obozu było 500. Codziennie ubywało z nich 30–40. Zugsführerzy Żydzi, element bandycki, zapisywali, jak kto pracuje. Gorszych pracowników, słabych, wybierano, w południe wywoływano, pędzono nad grób i rozstrzeliwano. Z nowych transportów uzupełniano liczbę 500.
Na czele obozu [stał] Stabsscharführer Fritz Irrmann [Jirmann] z Sudetów, Hauptscharführer Schwarz z Reichu, Oberscharführer Feix z Reichu, Zugwachmann rosyjski volksdeutsch Heinz Schmidt z Rosji, chudy, mały bandyta i rosyjski volksdeutsch Schneider – razem pięciu SS-manów.
Pewnego razu w listopadzie było dużo transportów i 500 ludzi obsługi nie mogło nadążyć z robotą. Schmidt wybrał już rozebranych do naga i przeznaczonych do gazu stu ludzi. Cały dzień pracowali w zimie nago, bez jedzenia; wieczorem zapędził ich nad grób i rozstrzelał. Zabrakło kul dla 20 osób, więc wziął sztyl (obsadę) dżagana i zabijał uderzeniem w głowę. Gdy jedno uderzenie nie wystarczyło, uderzał drugi raz.
O 4.00 rano robotnicy opuszczali barak. Pod okienkiem kuchni dostawało się herbatę i 20 dag chleba. Ludzie ustawiali się na dziedzińcu, uczono śpiewać niemieckie pieśni, bez wyboru treściowego. Oscha Faix [?] kontrolował, czy wszyscy śpiewają, specjalnie lubił Góralu, czy ci nie żal. Orkiestra grała, kapelmistrzem był Wassermann z Krakowa. Skład orkiestry na ogół nie zmieniał się, uzupełniano ją raczej nowymi transportami. Orkiestra cały dzień była na dziedzińcu i grała. Cała „praca” przy dźwiękach muzyki.
Praca do 12.00, potem obiad – zupa pęczakowa, wieczorem kawa lub herbata, bez chleba. Kontaktu ze światem nie było. Chłopi wozili kartofle, zostawiali je przed bramą obozu. Do obozu nikt nie wchodził.
Wśród tych 500, których zeznający zastał w obozie, byli Żydzi polscy i czechosłowaccy.
Obóz i komorę zaczęto budować z początkiem 1942 r., zaczęła działać w kwietniu–maju 1942.
Zeznający był [w obozie] od 17 sierpnia do końca listopada 1942 r.
W 1944 r., według informacji mechanika, który opowiadał to zeznającemu, odkopano groby, polewano [je] benzyną, palono, kości mielono na kompost.