ADAM MIESZALSKI

St. sierż. Adam Mieszalski, 50 lat, żonaty.

Wróciłem do Nieświeża 5 października 1939 r. Zaraz zostałem aresztowany i badano mnie, kto ja. Spisali protokół i byłem badany i zwolniony, ale co 15 dni [kazali] meldować swą obecność, dlatego że kulałem na nogę. Wzywany byłem parę razy, żebym przyjął pracę kapelmistrza w straży pożarnej, ale to było niemożliwe [ze względu] na stan mego zdrowia. Co zauważyłem, w tym czasie [trwały] stale aresztowania i wywożenie osadników, policjantów, urzędników, nauczycieli, bogatych obywateli i gajowych.

Ja, chcąc uniknąć tego, wyjechałem do Stołpców, 30 km od Nieświeża. Tam zostałem aresztowany 10 lipca 1940 r. W nocy, godz. 2.00, przy łóżku trzech NKWD-zistów. Jeden pyta mnie o broń i nazwisko, drugi mówi ten sam i robią rewizję. Nie znaleźli nic, ale: „Bierz, co chcesz i chodź z nami!” – przyprowadzili do więzienia.

Wszystko miałem odebrane i znalazłem się ciemnicy. Dostawałem chleb i herbatę. Jednej nocy zostałem wezwany na badanie. Pierwsze pytanie miałem, gdzie mam broń i kto należy do organizacji. Odpowiedziałem: „Ja nic nie wiem”. Odpowiedź dał mi śledczy: „A kto wywiózł pułkownika żonę jak nie ty? Ja z ciebie wytrzęsę jak z worka, wszystko powiesz!” – i zatelefonował. Przyszli we trzech, odprowadzili za kraty, gdzie siedziało 40. Było to w nocy. Zostałem dobrze przyjęty, byli tam uczniowie ze Stołpców i obywatele zamożni. Wszyscy cierpieli jednakowo badanie nocami i rewizje w celach. Żyłem na łasce tych, którzy dostawali posyłki z domu od rodzin. Ja daleko od swej miejscowości i o mnie nikt nie wiedział. Po sześciu miesiącach śledztwo zakończone. Jednej nocy, jak zwykle, zostaję wezwany. Stanąłem przed naczelnikiem NKWD. Każe mi podpisać wyrok i czyta: przymusowych robót pięć lat. Ja go pytam, za co, on mi odpowiedział: „Wam dali mało lat dlatego, że macie fach w ręku, my artystów i muzyków cenimy, pięć lat zejdzie wam jak nic i będziecie nam grać, wam dobrze płacić będą”.

18 lutego 1941 r. zebrali tych z wyrokiem i jednej nocy załadowali na pociąg, w Moskwie wysadzili, tam dokładna rewizja i łaźnia i do pociągu na daleką Północ. Wyżywienie na dzień: 600 g chleba, dwa kawałki cukru, zamiast wody – śnieg.

Podróż trwała 12 dni. Na stacji Kniaś pogość [Kniażpogost] nas wysadzili kilku. Na komisji dali mi kategorię A, 53 kolonna, wyrąb lasu. Norma cztery i pół kubametra. Żaden z nas nie mógł jej wypełnić. Spanie na deskach, bez przykrycia. Barak – dach namiotowy, boki z desek. Rano ciepła zupa, chleba 700 g, wieczór zupa. Głód. Mrozu było 38 stopni, śniegu na metr.

Było nas, Polaków, sześciu, a 174 złodziei i chuliganów. Kradzież i bitwa co dzień.

24 kwietnia zostałem wezwany i po drodze dopełniali. Maszerowaliśmy pieszo, psy i striełki – konwój – za nami. Z kilku takich kolonii zebrano 40 i dalej ta sama podróż, chleb i woda. Pięć dni byliśmy na miejscu, stacja Uchta. Było cieplej, bo lało, ale śnieg pod mchem leżał. Robota: budowa linii kolejowej, ciężka praca. Wyżywienie złe, ani grosza nie płacili.

23 września zostałem zwolniony, dostałem dokument do Buzułuku. Zostałem przyjęty do Wojska Polskiego, 19 Pułk Piechoty.