WIKTOR NIEMCZYK

St. strzelec podchorąży Wiktor Niemczyk, 6 Batalion Czołgów „Dzieci Lwowskich”.

Zostałem aresztowany 18 marca 1940 r. w Stryju pod zarzutem przynależności do organizacji kontrrewolucyjnej. Podczas śledztwa bito mnie po twarzy, po głowie i kopano. Kolegę mego Czesława Rzucidłę oskarżonego o kierownictwo tej organizacji, jak mi później on sam i inni opowiadali, torturowano w więzieniu drohobyckim, nie pozwalając mu przez kilka dni przesłuchań spać, podczas przesłuchań bito go, wsadzano szpilki pod paznokcie, dręczono go prądem elektrycznym, włączając [wkładając] mu jedną końcówkę w nos, a drugą do ucha. Świadkowie opowiadali, że w nocy dwukrotnie usiłował się powiesić. Rezultat tych tortur był taki, że gdy po trzech miesiącach wraz ze mną wywieziono go na dalsze śledztwo do więzienia „Łukianowka” w Kijowie, popadł tam w melancholię, a po dwóch tygodniach zabrano go do szpitala, gdzie po trzech tygodniach zmarł na zapalenie mózgu. W sądzie zgon jego został potwierdzony przez sędziego.

Po powtórnym śledztwie wraz z ośmioma oskarżonymi (Jan i Władysław Kolpa, Porębski, Lubuś, Zięba, Piasecki, Kapusta) 29 stycznia 1941 r. w Kijowie zostaliśmy wszyscy skazani na karę śmierci. Sądził nas sąd przysięgłych obłastny składający się z sędziego i dwóch sędziów przysięgłych, mężczyzny i kobiety lat ok. 50. Przebieg sądu: odczytano nam oskarżenie, dano każdemu kilka minut na obronę, przemówił prokurator, żądając kary śmierci, następnie trzech wyznaczonych urzędowo obrońców prosiło o zastosowanie dla niektórych niższego wymiaru kary, powołując się na młodociany wiek, pochodzenie robotnicze i niepełną świadomość. Po przerwie nastąpiło odczytanie kilkustronicowego wyroku, którego niemal cała treść omawiała wszystkie „dobrodziejstwa”, jakie nam dała sowiecka władza. Była tam mowa o oswobodzeniu nas, daniu nam wszelkich swobód, daniu nam wszystkim pracy, o uprzemysłowieniu i pobudowaniu dróg na zajętych ziemiach polskich itp. W zakończeniu sędzia stwierdzał, że mimo tych „dobrodziejstw i opieki” roztoczonej nad nami, okazaliśmy się „zdrajcami”, którzy starali się przygotować zbrojne powstanie przeciw sowieckiej władzy, za co zostajemy skazani wszyscy na karę śmierci przez rozstrzelanie. Przed odwiezieniem do więzienia obrońcy zawiadomili nas o wniesieniu przez nich apelacji. 7 kwietnia 1941 r. Grzegockiemu, Lubasiowi i mnie zamieniono wyrok na dziesięć lat pracy w karnych obozach.

Do zmiany wyroku siedziałem w celi śmierci. W tym czasie w kijowskim więzieniu „Łukianowka” były dwa korytarze z takimi celami, siedziało tam wówczas ok. 110 osób, w 80 proc. Polacy. Cele były kilkuosobowe, z zabitymi blachą oknami, powietrze dostawało się tam przez małe otworki powybijane w blasze. W jednej z tych cel od ponad pięciu miesięcy siedział instruktor Akademickiego Aeroklubu ze Lwowa Szarek-Leszczyński. Długi pobyt na celi śmierci doprowadził go kilkakrotnie do szoków nerwowych. Po zabraniu go z celi śmierci nie otrzymywałem o nim wiadomości, prawdopodobnie (podobnie jak student Pisuliński ze Lwowa) został rozstrzelany.

Siedząc na celi zasądzonych, spotkałem się z grupą z Drohobycza, liczyła ona 24 oskarżonych o kontrrewolucję i dwie osoby z tej liczby skazano na śmierć. Po wybuchu wojny z Niemcami powołano ich 28 czerwca [1941 r.] na ponowny sąd, na którym 18 otrzymało wyroki śmierci bez prawa odwołania, reszta zaś po dziesięć lat. W grupie tej było dwóch braci Wawnikiewiczów, Stec, innych nie pamiętam. Z żadnym z tej grupy, podobnie jak i sześciu wraz ze mną skazanymi, nie spotkałem się ani nie słyszałem o nich.

Podczas ewakuacji więzienia kijowskiego zostałem pociągiem wywieziony do Swierdłowska. Zostaliśmy umieszczeni po 19 w przedziale więźniarki, tak że leżeliśmy tam niemal jeden na drugim. W podróży otrzymywaliśmy po 300 g chleba i łyżce cukru, kilka razy zamiast cukru była margaryna lub kiełbasa. Do tego otrzymywaliśmy dwa–trzy kubki wody. Poza brakiem wody najdotkliwszą udręką był upał i brak powietrza. Niektórzy często mdleli, a idąc do ustępu, z osłabienia trzymali się ścian.

Ze Swierdłowska zostałem wywieziony do obozu pracy w Iwglu [Iwdelu] na północ od Swierdłowska. Siedziałem tam miesiąc, a ponieważ było to po układzie polsko-sowieckim, więc nas nie dręczono i 16 listopada 1941 r. zostałem zwolniony.

Najuciążliwsze warunki więzienne przechodziłem w Kijowie w okresie przed wojną z Niemcami. Na 36 m2 podłogi pomieszczono 103 [osoby], zmuszało nas to do spania na zmiany, przy czym spaliśmy ściśnięci na boku, mając na sobie lub pod sobą powyżej pasa nogi leżących w sąsiednim szeregu więźniów. W nocy iść do naczynia można było tylko po masie ciał, postawić nogi pomiędzy leżących było niepodobna. Na skutek tłoku upał był tak wielki, że siedzieliśmy niemal nago, a czasami nie można było nawet jeść.