JADWIGA JĘDRZEJOWSKA

22 sierpnia 1946 r. w Jeleniej Górze sędzia śledczy M. Góralski przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Jadwiga Jędrzejowska
Wiek 42 lata
Imiona rodziców Ksawery Franciszek i Zofia
Miejsce zamieszkania Podkowa Leśna, ul. Lilpopa 57
Zajęcie inspektor Ministerstwa Pomocy i Opieki Społecznej
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek stron obca

13 listopada 1942 roku zostałam aresztowana w Warszawie przez gestapo i umieszczona w więzieniu na Pawiaku. Siedziałam tam do 30 lipca 1944, w którym to dniu ostatnim transportem wraz z innymi więźniami zostałam wywieziona do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück.

Siedziałam w celi ogólnej, w której ze mną więziono do 35 osób. Wymiary celi były około 5mx5m. Znajdowało się w niej pięć łóżek. Okienko było jedno, zakratowane. Na jednym łóżku spały dwie więźniarki. Przez dwa lata tylko raz zmieniona była słoma w siennikach. Przykrywałyśmy się własnymi kocami.

Według regulaminu pobudka była o godz. 6.00 rano. Do apelu, który odbywał się o 6.30, cela musiała być całkowicie uporządkowana. Na apelu sprawdzano stan liczbowy więźniarek. Następnie było śniadanie. Składało się z kubka czarnej gorzkiej kawy (lury). Wydawano wtedy 250 gramów czarnego chleba na cały dzień. Między godziną 8.00 a 11.00 wypuszczano więźniarki do toalety. Zależało to od upodobania wachmajstra, którym była kobieta, niemiecka oddziałowa, albo od Ukraińca, który ją zastępował. Przy tym więźniarki wynosiły nieczystości z nocy. Obiad był między 12.00 a 13.00. Składał się z zupy z brukwi lub z jakichś zielonych liści. Woda była wstrętna, brudna. Kolacja była między godz. 17.00 a 18.00. Znów dawano zupę z obiadu. O 18.00 następował apel wieczorny. Więźniarki musiały szybko kłaść się do łóżek i przestrzegać bezwzględnej ciszy. Przed apelem pozwalano raz wyjść do toalety.

Przed umieszczeniem w więzieniu każda więźniarka przechodziła rewizję na sposób ginekologiczny. Zabierano wszystkie drobne przedmioty prócz bielizny i odzieży. Rewizję przeprowadzały kobiety wachmajsterki.

Na oddziale kobiecym w więzieniu bicie stosowano rzadko. Natomiast krzykiem i innymi groźbami starano się utrzymać więźniarki w ciągłym napięciu i strachu. Do ciemnicy zamykano często, zwykle po przesłuchaniach przez gestapo oraz za najdrobniejsze przewinienia. Przy badaniach często bito do utraty przytomności, przeważnie gumowymi pałkami, polewano przy tym wodą.

Jedna z więźniarek nazwiskiem Marta Szulc w końcu czerwca i lipcu 1944 roku kilkakrotnie podczas badań była strasznie bita, katowana i przechodziła tzw. słupek. Polegał on na tym, że wiązano ręce w tyle, przeciągano je przez sznurek i wiązano w górze. Po przejściu tego wieszania więźniarka nie mogła opuścić rąk. W połowie lipca Marta Szulc została rozstrzelana na podwórku naprzeciw więzienia, gdzie odbywały się egzekucje.

Bardzo rzadko były dni, w których wracały więźniarki, które by nie zostały pobite podczas przesłuchania.

Dzisiaj nazwisk nie pamiętam.

Byłam w kolumnie sanitarnej. Bardzo często stykałam się z pobitymi, pomagałam im okładami z wody i proszkami znieczulającymi bóle.

Często szykanowano więźniarki. Stosowano tzw. żabki, to jest skakanie na rękach i nogach wszystkich kobiet z celi na podwórko, wyrzucano wszystkie przedmioty z celi z pościelą i siennikami na korytarz, które w ciągu pięciu minut należało z powrotem ułożyć w celi. Odbywały się karne ćwiczenia gimnastyczne, stosowano je zwłaszcza względem kobiet ciężarnych. Szykany polegały również i na tym, że do toalety wypuszczano w zależności od upodobania dozorców, nie zwracano uwagi na chore na żołądek kobiety.

Transporty więźniów były dwojakiego rodzaju: do obozów koncentracyjnych (Majdanek, Oświęcim i Ravensbrück) i na rozstrzelanie. Transporty do obozów odbywały się przeciętnie raz na miesiąc. Wysyłano od 30 do 300 więźniarek. Wywoływano je po nazwisku do oddzielnych cel, skąd zaraz umieszczano w samochodach. Więźniarka przechodziła kąpiel i mogła zabrać z sobą mały pakunek. Transporty na rozstrzelanie obejmowały małą liczbę więźniarek, poczynały się od pojedynczych, a kończyły się na grupie dwudziestu kilku. Więźniarka takiego transportu nie mogła nic z sobą zabrać, jak również nie przechodziła kąpieli.

W roku 1941 i 1942 transporty na rozstrzelanie były rzadsze, raz na parę tygodni. W roku 1943 i 1944 odbywały się prawie codziennie.

Nazwisk osób odeszłych w transportach dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć. Przy każdym transporcie brano również więźniarki ze szpitala. Jeśli chodziło o transport na rozstrzelanie brano również więźniarki i bardzo chore, na noszach.

Więcej nie mam do zeznania.

Protokół odczytano.