ALEKSANDER WASILEWSKI

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Plut. pchor. Aleksander Wasilewski, ur. w 1899 r., urzędnik Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie, wolny.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Przydzielony byłem do 7 Dywizji Piechoty w Równem. 17 września 1939 r. o godz. 10.00 dostaliśmy rozkaz wymarszu w kierunku Łucka. Przybyliśmy tam 18 września o godz. 12.00 i po dłuższym oczekiwaniu na dalsze rozkazy zostaliśmy skierowani do rozbitych częściowo koszar w Łucku. Wieczorem przyszedł do nas nieznany nam podpułkownik, zakomunikował nam „radosną” nowinę o przystąpieniu wszystkich państw europejskich do bloku przeciwko Niemcom i kazał przystąpić do normalnych zajęć. 19 września po pobudce zauważyliśmy na placu koszar bolszewickie czołgi. Nastąpiło rozbrojenie i po trzech dniach wywiezienie do Szepietówki.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

Po dziesięciodniowym pobycie w przykrych warunkach w Szepietówce skierowano nas pieszo do Dubna (partia ok. dwóch tysięcy ludzi). Tam ulokowano nas w chmielarni nad rzeką. Po miesięcznym pobycie w Dubnie odesłano nas w liczbie 400 osób do Równego. Tu umieszczono nas w nowym młynie przy ul. Kasprowicza. W maju 1940 r. przeniesiono nas do młyna na ul. Białej. W październiku 1940 r. zostałem wysłany do Sapożyna (wieś), na roboty jeździliśmy do Korca odległego o 20 km. W końcu stycznia 1941 r., po likwidacji obozu w Sapożynie, zostałem skierowany do Wołoczyska [Wołoczysk] i stąd 10 maja 1941 r. do Płoskirowa. Po wybuchu wojny przewieziono nas do Jarmolińców.

4. Opis obozu, więzienia:

Obóz w Dubnie – chmielarnia, budynek drewniany, trzypiętrowy, bez żadnego urządzenia; ciasnota.

Obóz w Równem – młyn przy ul. Kasprowicza. Budynek murowany, nowy, dwupiętrowy. Urządzony przez naszych kolegów odpowiednio. Czystości przestrzegano. Nie było ciasno.

Oświetlenie elektryczne, dobre. Okna dookoła sal. Młyn przy ul. Białej – budynek bardzo duży, trzypiętrowy. Sale widne, duże. Zamiast prycz urządzenie wagonowe. Wolnego miejsca dużo. Czystość – jak i w poprzednim budynku – przestrzegana. Podłogi myte codziennie. Wszyscy otrzymali koce, sienniki ze słomą, prześcieradła i poszewki. Pralnia (obsługiwana przez wynajęte kobiety) i łaźnia na miejscu. Łaźnia czynna całą dobę. Robactwo nie istniało. Istniały warsztaty: krawiecki, szewski i stolarski. Podwórko obszerne. Gra w siatkówkę. Wielka sala – świetlica ze sceną. Ściany pozawieszane portretami różnych działaczy bolszewickich, jak również różnymi hasłami. Dookoła ścian stoły i ławki. Gry: szachy, domino (po kilka kompletów) i bilard. Kino raz w tygodniu, filmy przeważnie propagandowe.

Obóz w Sapożynie – byłe koszary Korpusu Ochrony Pogranicza. Budynek parterowy, murowany. Na zewnątrz bardzo ładny, wewnątrz mocno zniszczony. Wilgoć okropna. Brudno i ciasno. Robactwo. Wody na terenie obozu nie ma. Myć się codziennie nie było możności, z praniem bielizny bardzo trudno. Żadnego oświetlenia.

Obóz w Wołoczyskach – dwie stajnie czy też obory. Powietrze ciężkie. Robactwo. W dzień ciemno. Wieczorem [elektryczne oświetlenie].

Obóz w Płoskirowie – szopy po jeńcach z wojny 1914 r. Czysto. Łaźnia i pralnia.

Obóz Jarmolińce – duży obóz letni. Namioty. Czysto. Łaźnia i pralnia.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Zharmonizowani, solidarni, z wyjątkiem kilku jednostek w każdym obozie – przeważnie z narodowości żydowskiej (w Sapożynie). W obozach w Równem, w Wołoczyskach, Płoskirowie i Jarmolińcach przeważająca większość to Polacy. W Sapożynie większość – Białorusini – poza małymi wyjątkami solidaryzowała się z nami. Żydów mały procent. Ukraińców prawie nie było. Najwyższy poziom umysłowy – obozy w Równem i Wołoczyskach. Przeważająca większość – ludzie z miast. Dużo inteligencji.

W obozie w Sapożynie uprawiane było donosicielstwo. Zajmowało się tym czterech Żydów i dwóch Białorusinów. Jeden z Białorusinów, nazwiskiem Sopacz, dokonał nawet tego, czego odmówili Żydzi: za pięć rubli zniekształcenie rzeźby w ścianie Matki Boskiej z Jezusem. Żyd wówczas odpowiedział: „Ja tego nie robiłem, ja tego nie będę niszczył” – pomimo noszonej czerwonej gwiazdy na piersiach. Spotkałem też kilka wypadków nawrócenia się na ludzką drogę tych, którzy uprawiali komunizm w Polsce, siedzieli za to w więzieniu i dopiero naocznie przekonali się o „rajskim” życiu w ustroju komunistycznym.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Dubno. Po kilku dniach bezczynności wypędzono nas do pracy przy budowie drogi. Naczelnik obozu, codziennie z rana klnąc siarczyście bogatym zasobem przekleństw, jak również szarpiąc niektórych, wyszukiwał „symulantów” pod względem ubrania (ci, co nie posiadali odpowiedniego ubrania, do pracy nie chodzili). Pobudka była o godz. 4.30, śniadanie o 6.00, składało się z gęstej zupy i chleba. Wymarsz do pracy o 7.00, przeciągający się do 9.00. O 15.00 powrót z pracy i obiad – trzy czwarte litra gęstej, mięsnej zupy.

Równe. Pobudka w zależności od pory roku. Latem o godz. 5.00, zimą 6.00–7.00. W celu wysłania do pracy maksimum ludzkiej siły wydano wszystkim brakujące ubrania i w miarę zużycia zamieniano na nowe. Pracowali w całym znaczeniu tego słowa Białorusini. Nasi nie przemęczali się – robili tyle, co potrzeba dla sportu, wykonując 10–20 proc. pracy. Dzięki kierownikom robót – Polakom z naszych stron – normy mieliśmy wysokie jak ci, co pracowali i ci, co nic nie robili. Wynosiły one 110–200 proc., przez co mieliśmy najwyższe normy wyżywienia (kilogram chleba, codziennie mięso, gęsta zupa na mięsie, kasza z mięsem lub gulaszem) i do tego jeszcze parę rubli dziennie, za co można było kupować różne artykuły po cenach nominalnych w sklepiku obozowym. Życie koleżeńskie postawione było wysoko. W świetlicy posiadaliśmy czterolampowy radioodbiornik, przez co mogliśmy utrzymywać kontakt z całą Europą. Aparat był prywatną własnością naczelnika obozu i w razie jakiejś kontroli mieliśmy polecenie go chować. W święta słuchaliśmy nabożeństwa. Mieliśmy również dobrze zorganizowaną swoją orkiestrę strunową.

Sapożyn, Wołoczyska i Płoskirów. Życie kulturalne nie istniało. Gazety rosyjskie i polskie – bolszewickie – poza Sapożynem otrzymywaliśmy stale.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Władzy NKWD w życiu obozowym poza Sapożynem nie odczuwaliśmy. Mieliśmy wyjątkowe szczęście do politruków, którzy woleli „zalewać się” naszą polską wódką, niż wygłaszać swoje „kazania”, zdając widocznie sobie sprawę, że nie przerobią nas. Do obozów w Równem i Płoskirowie od czasu do czasu przyjeżdżał jakiś wariat – wysoko postawiony bolszewik – wywracał oczyma, wymachiwał pięściami i coś tam krzyczał, starając się nas przekonać do swoich zapatrywań. Obecność wówczas wszystkich, nie tylko jeńców, ale i władz obozu, była obowiązkowa.

Podczas pracy pilnowali nas konwojenci NKWD, jak również i nasi jeńcy, których sporo poszło do służby w NKWD. Byli to Ukraińcy, Białorusini i Żydzi. Wśród konwojentów były różne typy: ludzie, którzy przymusowo nosili ten mundur, i prawdziwi NKWD-ziści – sadyści. Ci ostatni dawali się dobrze we znaki: kiedy jeńcy nasi po skończonej pracy nie mogli iść szybkim krokiem, NKWD-ziści zatrzymywali całą kolumnę w największym błocie i, nastawiając karabiny, kazali siadać. Z tego rodzaju „rozkazami” spotykałem się kilkakrotnie. W Sapożynie do szosy, gdzie zatrzymywały się samochody, były dwa kilometry mocno błotnistej drogi (jesienią). Nie pozwalano nam chodzić bokami drogi, gdzie było sucho, lecz środkiem, po największym błocie sięgającym w niektórych miejscach powyżej kolan. Rozmawiać, palić papierosy i rozglądać się było zabronione, w przeciwnym wypadku dostawało się szturchańca.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Pomoc lekarska we wszystkich wymienionych obozach była dostateczna. Funkcję lekarza obozowego poza Równem wszędzie pełnili nasi lekarze jeńcy. W obozie w Równem przez kilka miesięcy funkcję lekarza pełnił jakiś cywil w mundurze Wojska Polskiego, łodzianin, Żyd, który z medycyną przed wojną widocznie nic wspólnego nie miał. Udających się do niego chorych leczył krzykiem i groźbami. Taką samą miał do pomocy siostrę, Żydówkę. Postępowaniem tym zwrócił na siebie uwagę NKWD i został awansowany na inspektora sanitarnego, na miejsce jego zaś przybył lekarz z Równego, również Żyd, który w przeciwieństwie do poprzednika przywiązywał wielką uwagę do choroby każdego jeńca i pełnił swą funkcję z prawdziwym poświęceniem, będąc lubiany przez wszystkich, mimo swoich komunistycznych zapatrywań. (Wygłaszał mowy, pisał w gazetach, siejąc propagandę komunistyczną.) We wszystkich obozach, w których byłem, wypadków śmierci nie było.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Listy wolno nam było pisać dwa razy w miesiącu, ale pisało się, ile się tylko chciało, gdyż kontroli specjalnej nie było. Oficjalnie wysyłaliśmy mało listów, a przeważnie „prywatnie”. Pomagała nam w tym obozie w Równem jedna staruszka Żydówka, pracująca jako kierowniczka kuchni obozu. W innych zaś obozach mieliśmy zawsze wiele okazji. Otrzymywaliśmy listy bez ograniczeń.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Po zatargu bolszewicko-niemieckim wszystkich jeńców ze wszystkich obozów zachodnich kierowano pieszo na drugą stronę Dniepru. Marsz (ok. 700 km) kolumny naszej – 1,2 tys. ludzi – obfitował w szereg przykrych dla nas wypadków ze strony NKWD. Dotarliśmy tak do stacji kolejowej Złotonosza, stąd koleją odesłano nas do Starobielska. Tu 29 sierpnia 1941 r. po przyjeździe ppłk. Wiśniowskiego nastąpił zaciąg do polskiej armii.