WŁADYSŁAW WIECZOREK

Kpr. Władysław Wieczorek, ur. 26 stycznia 1900 r., posterunkowy Policji Państwowej, żonaty.

19 września 1939 r. w [nieczytelne] przekroczyłem granicę z Litwą i tam przez cały czas przebywałem w obozie internowanych. Po zajęciu Litwy przez wojska ZSRR przebywałem w Wiłkomierzu, a ostatnio w Wojtkuszkach, skąd 11 lipca 1940 r., razem z innymi internowanymi w liczbie ok. dwóch tysięcy osób NKWD wywiozło mnie pociągiem do Kozielska. Podróż ta trwała cztery dni i była bardzo męcząca, gdyż w 10-tonowych wagonach towarowych umieszczono nas po 46 osób i zaplombowano drzwi, powietrze dochodziło zaś przez dwa małe, zakratowane lufciki. Brak było powietrza oraz nie dostarczono nam wody do picia, a z powodu gorączki [upału] każdy z nas był spragniony i o nią prosił. O odpoczynku w podróży mowy być nie mogło z powodu ciasnoty w wagonach. Na każdym przystanku walono drewnianymi młotami w ściany wagonu, a po blaszanym dachu biegali żołnierze NKWD.

W Kozielsku umieszczono nas w obozie [znajdującym się w byłym] klasztorze. Przebywało nas tam ok. dwóch i pół tysiąca osób. Polacy: oficerowie, policjanci, strażnicy graniczni, Żandarmeria Wojskowa i podoficerowie Korpusu Ochrony Pogranicza. Nas, 600 policjantów, umieszczono w cerkwi na dwupiętrowych pryczach. W obozie tym wykonywano prace porządkowe oraz ochotniczo pracowali płatni robotnicy. Do pomieszczenia naszego od czasu do czasu przychodził NKWD-zista, agitując na rzecz ZSRR, w sali kina zaś od czasu do czasu urządzane były przez NKWD mityngi, na których wychwalano działalność, postępy i mądrą politykę ZSRR. Nastąpiły badania przez NKWD. Prawie codziennie wzywano po kilku lub kilkunastu z nas. W czasie badania namawiali do przejścia na ich stronę, podania im konfidentów z Polski, osób wrogo ustosunkowanych do komunizmu, oficerów przebranych za żołnierzy oraz ustosunkowanie się reszty osób w obozie do władz sowieckich. Po badaniach takich prawie zawsze po kilka lub kilkanaście osób było wywożonych z obozu. Dwóch po badaniu się powiesiło, a jeden zwariował. Nazwiska ich są mi nieznane.

15 maja 1941 r. nas, policjantów, w liczbie ok. tysiąca wywieziono do Murmańska, a z Murmańska okrętem na półwysep Kola. Podróże tak koleją, jak i okrętem, były katownią z powodu ciasnoty, braku powietrza, wody i ustępów oraz głodu na okręcie. Po przybyciu na półwysep Kola umieszczono nas w odległości ok. dwóch kilometrów od prowizorycznego portu, pod gołym niebem. Tam [była] przymusowa praca w porcie: wyładunek drzewa i towarów z barek oraz przy budowie drogi. Trwała po 12 godzin, praca dzienna i nocna, nie licząc rozmaitych zbiórek po parę godzin dziennie. Roboty te były przymusowe i bezpłatne. Tam z głodu, chłodu, często zmoknięci, dręczeni przez komary i przemęczenie, wielu z nas zniechęconych było do życia.

Po ok. dwutygodniowym pobycie okrętem wywieziono nas stamtąd do Archangielska, zaś po kilkudniowym pobycie w Archangielsku koleją wywieziono do Włodzimierza i stamtąd 44 km pieszo do Suzdala. Umieszczono nas tam w obozie [znajdującym się w byłym] klasztorze. Cała podróż z półwyspu Kola do Suzdala była też męczarnią z powodu ciasnoty tak na okręcie, jak i w wagonach, braku powietrza, wody i głodu. Po kilkudniowym pobycie w Suzdalu, gdzie pobyt był możliwy, przybył tam płk Sulik-Sarnowski i po przemówieniu tegoż do nas na oficjalnym zebraniu, wszyscy zgłosiliśmy się do Wojska Polskiego i po kilku dniach, już pod komendą polską, wyjechaliśmy do Tatiszczewa i wcieleni zostaliśmy tam do 5 Dywizji Piechoty.

Miejsce postoju, 22 lutego 1943 r.