WŁODZIMIERZ JANCZEWSKI

Warszawa, 24 kwietnia 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Włodzimierz Ludwik Janczewski
Imiona rodziców Leonard i Wanda
Data urodzenia 21 marca 1891 r. w Płocku
Zajęcie urzędnik Ministerstwa Skarbu
Wykształcenie średnie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wileńska 65 m. 18 (Praga)
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie okupacji niemieckiej pracowałem w Urzędzie Skarbowym w gmachu sądów przy ul. Leszno, a mieszkałem przy ul. Siennej 93. Razem ze mną mieszkał mój syn Witold Karol Janczewski (ur. 10 maja 1920), który w czasie okupacji niemieckiej studiował medycynę w szkole dr. Zaorskiego. W 1938 roku ukończył syn gimnazjum, po czym w Zegrzu ukończył podchorążówkę, brał udział w wojnie z Niemcami w brygadzie kawalerii pod nazwą Augustowskiej i w czasie wojny został mianowany podporucznikiem łączności. W 1943 roku był studentem II roku medycyny.

Od 1940 roku syn mój zaangażował się w organizacji podziemnej mającej na celu walkę z Niemcami. Była to organizacja wojskowa, szczegółów co do niej nie znam.

W dniu 16 lutego 1943, około godziny trzynastej w kawiarni przy ul. Wilczej 67 syn spotkał się ze swym kolegą Zbigniewem Krysiem, który handlował złotem i miał do sprzedania pierścionek, oraz z innymi kolegami. Kryś powiedział memu synowi, iż telefonował już i zaraz spodziewa się przybycia kupców na pierścionek. Po chwili weszło do kawiarni dwóch konfidentów gestapo, Polaków z pochodzenia. Jeden z nich nazwiskiem Pilnik (zam. przy Pierackiego 17), który w lipcu 1943 został zastrzelony przez naszą organizację podziemną. Obaj konfidenci zachowywali się jak kupcy i targowali pierścionek. Kryś zwrócił się do mego syna, by zechciał z nimi razem pojechać do jubilera jako świadek dla ocenienia pierścionka, po czym syn, Kryś i dwaj konfidenci odjechali dorożką i ślad po nich zaginął.

Dowiedziałem się o zajściu od kolegów syna obecnych w kawiarni. Poszukiwałem syna po komisariatach i w gestapo i dopiero w tydzień później kolega syna poznał Pilnika na ulicy, wyśledził jego adres i dowiedział się, iż jest konfidentem gestapo.

Dochodzenie w sprawie zaginięcia mego syna prowadził agent Urzędu Śledczego Czesław Osiński. Osiński urzędowo wezwał Pilnika, który zeznał, iż chciał z kolegą kupić pierścionek od syna kolegi, przy czym po drodze gestapo aresztowało wszystkich, po czym Pilnika i kolegę zwolniono, syna i Krysia zatrzymano. Nazajutrz Osiński udał się do gestapo (al. Szucha 25) i tu w pokoju nr 240 za biurkiem zobaczył Pilnika, który był speszony, iż wykryło się, że on jest konfidentem gestapo. Wyjaśnił on Osińskiemu, iż sprawę mego syna załatwia Stromberg, gestapowiec rodem z Wrocławia (z wyglądu tęgi brunet), urzędujący w pokoju nr 244. Osiński udał się do Stromberga, który na pytanie wyjaśnił, iż badał przed kilkoma dniami syna i że przeciwko niemu nic nie ma. Kryś ma dokumenty nie w porządku – Ale – powiedział po namyśle – myśmy obu wypuścili. Po chwili zapytał: – A kto się tą sprawą tak interesuje? Osiński objaśnił, iż rodzice, na co Stromberg z pogróżką odrzekł: – Niech rodzice się tak bardzo nie interesują, bo ci młodzi są pewnie w lesie Na tym posłuchanie skończyło się, Osiński w związku z moim poszukiwaniem syna zapisał to w aktach Urzędu Śledczego. Starałem się potem trafić inaczej jeszcze do gestapo. Na wszelkie interwencje odpowiadał Stromberg, iż syn i Kryś zostali zwolnieni. W kwietniu 1943 roku napisałem więc o zaginięciu syna do inspektora I Inspektoratu Skarbowego w Warszawie Hufsky’ego, który pismem urzędowym zwrócił się do gestapo z zapytaniem o los mego syna. Na skutek tego pisma zostałem wezwany do gestapo (Szucha 25) do pokoju 255. Urzędował tam komisarz gestapo z tytułem doktora, nazwiska w tej chwili nie pamiętam, który zbadał poprzedniego dnia Pilnika, obecnie mnie. Po badaniu oznajmił mi komisarz, iż Pilnik zeznał, że syna i Krysia wypuszczono z gestapo, a jednocześnie zadał mi pytanie: – A jak pan przypuszcza, co się mogło stać z pana synem? Odpowiedziałem wtedy, że syn mógł być wywieziony do organizacji Todt w Rumunii i Bułgarii, ponieważ w tym czasie Niemcy urządzali łapanki w tym celu.

Dodaję, iż jeszcze przedtem pisałem do dziewięciu niemieckich obozów koncentracyjnych z zapytaniem, czy nie ma tam syna. Z tego sześć obozów mi odpisało, że syna nie ma, Oświęcim zaś, Mauthausen i dwa jeszcze obozy nie odpowiedziały mi na pismo. Komisarz obejrzał odpowiedzi obozów i zadał pytanie, czy syna może nie wywieziono do obozu do Łodzi, bo tam dużo młodzieży przebywa, po czym – gdy odpowiedziałem, iż nie pisałem do Łodzi – zakończył tym, iż zajmie się tą sprawą i powiadomi o rezultacie mnie i mego przełożonego. Po czym z gestapo nie miałem już żadnych wiadomości.

Osiński raz jeszcze spróbował zbliżyć się do Pilnika i spotkał się z nim na przyjęciu, w czasie którego Pilnik raz jeszcze zapewnił, że syn i Kryś zostali zwolnieni.

Czesław Osiński mieszka obecnie na Targówku, ul. Piotra Skargi 6a m. 1, może on bliżej wyjaśnić sprawę oraz podać więcej nazwisk gestapowców z al. Szucha 25. Ponadto nazwiska gestapowców mógłby podać Aleksander Tyniszewicz (zam. ul. Nowogrodzka, róg Poznańskiej, Biuro Próśb i Podań), który jako prawnik bywał w gestapo w sprawach klientów.

Zaznaczam, iż dotąd ani o Krysiu, ani o synu nie ma żadnej wiadomości.

Odczytano.