WŁADYSŁAW URBAŃCZYK

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

St. sierż. Władysław Marcin Urbańczyk, 52 lata, księgowy przysięgły, żonaty, ojciec pięciorga dzieci.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

16 października 1939 r. jako pracownik PKP znajdowałem się na odbudowie zerwanego mostu kolejowego na Narwi pod stacją kolejową Łapy, dyrekcji wileńskiej. Na skutek denuncjacji pracowników, z którymi pracowałem w warsztatach kolejowych budowy mostów w Starosielcach pod Białymstokiem, [nieczytelne] Mikołaja Zyndziła [?], robotnika Pawła [nieczytelne] i robotnika nieznanego mi nazwiska, byłem aresztowany, zdjęty z pracy i przewieziony do więzienia w Białymstoku, gdzie stale zamieszkiwałem przy ul. Podleśnej 1. Aresztowany byłem wspólnie z kierownikiem robót na wspomnianym moście, st. technikiem Kazimierzem Nowaczkiem.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

Stacja kolejowa Sama, swierdłowskaja obłast, 9. łagpunkt w Iwdelu, środkowy Ural. Z Iwdelu po półtoramiesięcznym pobycie przeniesiono mnie do obozu w [nieczytelne], odległej o 70 km. Tam pozostawałem do dnia zwolnienia. W więzieniu w Białymstoku przebywałem przez 16,5 miesiąca.

4. Opis obozu, więzienia:

Więzienie karne w Białymstoku wybudowane było dawno, władze sowieckie po wkroczeniu do Polski z więzień naszych korzystały. Wskutek olbrzymich aresztowań przekroczyły one stan normalny pomieszczeń, które były obliczone na 1,2 tys. osób, a mieściły do 8 tys. więźniów różnego wieku, narodowości i wyznania. Stan taki spowodował straszliwe warunki bytowania. W celach obliczonych na jedną osobę, siedziało 8–10 osób, a w celach obliczonych na 20 osób siedziało 100–120 ludzi. Brud, wszy, pchły i pluskwy żarły bez litości. Wszelkie prymitywne środki higieniczne były stosowane tylko na korytarzach i na dziedzińcu więziennym. Kąpiele raz na miesiąc były niczym w porównaniu z potrzebami więźniów. Po kilku miesiącach pobytu w więzieniu zastosowano spacery 10–15 min raz w miesiącu. Zatem w celach było tak ciasno i duszno, że więźniowie siedzieli nadzy, oblani potem. Dopiero po rocznym siedzeniu w więzieniu skomunikowałem się z rodziną – przez znajomych, którzy szli na rozprawy Narodnogo Raboczewo Zasiedanija. Żonie mojej, gdy zwracała się do prokuratora i naczelnika więzienia, odpowiadano: Niet takowo u nas.

Siedząc w więzieniu, każdy z utęsknieniem oczekiwał chwili, gdy wyjedzie z tych straszliwych warunków do pracy, do obozów – sądząc, że [tam] będzie lepiej.

W obozie te same warunki higieniczne i ten sam brak pożywienia niszczył organizmy ludzkie. Na deskach, podłogach i kątach poniewierano ludźmi jak psami, a nawet gorzej.

Stosowane środki lecznicze były niewystarczające, a zresztą personel lekarski działał pod presją władz sowieckich NKWD, które były wyzute z wszelkich uczuć ludzkich.

To samo robactwo co w więzieniach trapiło ludzi w drewnianych barakach w obozach wśród tajg Uralu i Sybiru.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

W więzieniu byli różni ludzie, których doprawdy można było poznać i [nieczytelne] się, kogo Polska posiadała.

Żydzi, wśród których mało było więźniów politycznych, w większości za spekulację, kontrabandę i przejście granicy. Pokolenie starsze było zdecydowane i pewne pod względem politycznym i otwarcie opowiadało się za Polską. Pokolenie młodsze było całkowicie skomunizowane i otwarcie chciało ideologicznie opanować otoczenie. Białorusini okazali się zdecydowanymi komunistami i błotem bryzgali na wszystko co polskie.

Wśród Polaków był różny element: inteligencja, robotnicy, chłopi. Różne więc były poziomy umysłowe tych ludzi. Pięknie i budująco zachowywali się chłopi z miasta Nur, z Łomżyńskiego. Zdecydowani na wszystko, patrioci miłujący swój zagon ojczysty i religię. Wśród inteligencji i robotników trafiali się słabi na duchu i często załamywali się pod ciężarem niesamowitych przeżyć. Młodzież nasza polska, która znalazła się w więzieniach, zwłaszcza młodzież szkolna, zachowywała się bez zarzutu pod każdym względem. Wciągani do tajnych organizacji polskich, byli bezlitośnie tępieni przez sowieckie władze NKWD. Biedne te młode istoty za swój patriotyzm doznały wielu cierpień.

6. Życie w obozie, więzieniu:

W więzieniu budzono rano o godz. 6.00, wypuszczano z konwią, pisuarem i wiadrem po wodę do ustępu. Tu można było umyć się, załatwić swoje potrzeby i zaczerpnąć wody do wiadra na cały dzień. Więźniowie każdej celi byli wypuszczani oddzielnie i w zupełnej ciszy. Okienka w drzwiach cel umożliwiały czasami zaobserwowanie znajomych sylwetek.

W początkach bytowania w więzieniu obsługę więzienną sprawowali polscy Żydkowie komuniści i Białorusini. Później dopiero obsługa rekrutowała się z NKWD.

Śniadanie – rozdawano polską czarną kawę, pozostałą w zarządzie więzienia z polskich czasów, a następnie z braku jej dawano herbatę i 600 g chleba. Na obiad podawano zupę na rybie, rzadko grochówkę i barszcz z buraków pastewnych. Kolacja – zupa na rybie i nic więcej. Do zup dodawano kaszę jaglaną, której ziarna stanowiły rzadkość, a kartofle były unikatem.

W obozie życie polegało na normie wykonanej pracy. Ciężka fizyczna praca, jak: kamieniołomy, wyrąb lasu, budowa tam na rzekach i spław drzewa, wycieńczone ludzkie organizmy doprowadzała do kompletnej ruiny.

Przez cały czas pobytu w więzieniach i obozach nie otrzymałem od władz sowieckich nic z odzieży. Wyniszczyłem wszystko, tak jak inni. Wszyscy chodzili w zawszonych, brudnych i wzbudzających litość łachmanach.

Życie koleżeńskie w więzieniach i obozach pracy przymusowej było na wysokim poziomie. Częstokroć, nie bacząc na narodowość i różnice religijne i stanowe wśród Polaków, wspomagano się wzajemnie. Wyjątki egoizmu zdarzały się.

Więźniowie dzielili się na kategorie: polityczni, granicznicy (przeszli granicę w celach kontrabandowych lub rodzinnych) i karni. Wśród graniczników i karnych była solidarność, zwłaszcza wśród mętów społecznych. Przeciwstawiali się oni zawsze więźniom politycznym i z nich drwili.

Warunki kulturalne w więzieniach i obozach pracy przymusowej wśród Polaków ograniczały się do pogadanek z różnych dziedzin oraz do otwartego wyznawania swoich uczuć religijnych.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

To, co czytało się w prasie międzynarodowej, polskiej oraz w różnych dziełach na temat komunizmu w ZSRR i o ustroju tam panującym, było niczym w porównaniu z nagą rzeczywistością, jaką przedstawiało w pierwszym rzędzie NKWD, ta jednostka administracji państwowej ZSRR, która zepchnęła w ruinę ludzkość całą na zagładę. NKWD to szatan w ludzkim ciele, to organizacja złoczyńców i zbirów wyzutych z wszelkich uczuć człowieczeństwa, to jednostka organizacji państwowej nie tylko terrorystyczna w pojęciu teoretycznym, ale jednostka reprezentująca zanik poczucia człowieczeństwa. O ile Armia Czerwona po wkroczeniu w granice państwa polskiego 17 września 1939 r. w stosunku do polskiej ludności cywilnej zachowywała stanowisko poprawne i pozytywne, o tyle ta druga czerwona armia NKWD była przeciwieństwem pierwszej. Okres aresztowań Polaków przez NKWD był najczarniejszą kartą dziejów komunizmu w tych tomach różnorodnych dzieł w różnych państwach demokratycznej Europy, która wskazywała na kataklizm ZSRR. Nie szczędzono mężczyzn, kobiet, dzieci, starców, a wśród nich ojców, matek, synów, córek. Była to wojna kompletna wydana plemieniu polskiemu, skazanemu na zagładę. Taki był stosunek władz NKWD do Polaków. Opierał się on na błędnie komponowanych przesłankach komunistycznych, że Polacy to burżuazja, że chłop polski, robotnik polski i inteligent polski to pracownicy fabrykantów, magnatów, wielkich posiadłości ziemskich i kapitalistów, a rząd polski to przedstawiciele faszyzmu.

Sieć szpiegostwa i zdrady znalazła upust u władz NKWD. Informowano o wszystkim i na każdym kroku odsłaniano działalność wszelkich organizacji w Polsce. Władze NKWD posiadały zasób tych wiadomości już z chwilą wkroczenia do Polski, a później pod wpływem aresztowań, terroru i załamywania się ludzi zasób ten powiększały. Na usługach NKWD pracowało wielu ludzi różnych narodowości, nie wyłączając i Polaków. Za niespełnione przez NKWD obietnice gubiono niewinnych ludzi. Pierwsze miejsce w tych zdradzieckich posunięciach zajmowali Żydzi i Białorusini, których później również po większej części spotkał ten sam los, co i tych, których zdradzili.

Władze NKWD czego nie wiedziały, przez bicie torturowanie, kaleczenie wymuszały na badaniach.

Akta personalne z warsztatów budowy mostów w Starosielcach były wszystkie u władz NKWD, czerpano więc z nich materiał do badań. W połączeniu z doniesieniami i późniejszym torturowaniem ludzi był to okres nieprzerwanie prowadzonego śledztwa podczas pobytu w więzieniu. Grobowa cisza skradającego się od czasu do czasu do okienka drzwi strażnika przerywana była zgrzytem klucza w zamku. W czasie dnia nie pozwalano oprzeć się o ścianę lub stolik przykuty do muru w celi. Rozkazywano siedzieć na łóżkach i pryczach, nie opierając się. Podczas mycia się, kąpieli i badań, gdy zauważono u więźnia medalionik na piersiach, zrywano go brutalnie, rzucając do jamy kloacznej lub do kąta pod ścianę. Śmiano się i naigrawano z uczuć religijnych, jeśli je więzień okazywał. W październiku 1939 i w 1940 r. w niektórych celach odmawiano różaniec. Nie pozwalano w celi gromadzić się i odmawiać wspólnie modlitwy.

W czasie badań wymuszano zeznania, bito w najczulsze miejsca, [bito] gumami człowieka okrytego mokrą płachtą, katowano do utraty przytomności i przynoszono nieprzytomnego, wlokąc po ziemi do celi, gdzie rzucano jak psa, kopiąc. Więźniów sadzano do ciemnic (karcerów) bez odzieży, w wilgotne i cuchnące miejsca. Śledztwa prowadzono zazwyczaj w nocy. Delikwenta budzono z pierwszego snu i w sposób opryskliwy prowadzono korytarzami do pokoi, gdzie zasiadali przedstawiciele NKWD (sledowatieli).

W więzieniu nie było miejsca na badanie tak znacznej liczby aresztowanych, a więc przebudowano kaplice więzienne, robiąc z nich oddzielne pokoje do badań.

Starszy lejtnant Potapow, gdy przyszedłem do niego, kazał usiąść na przygotowanym krześle na samym jego brzegu, a ręce trzymać na kolanach. Począł wypytywać, a od czasu do czasu, chodząc po pokoju, szpicami swoich butów kopał mnie w kości goleniowe, a pięścią bił po głowie. Gdy kończył wielokrotne badania, w czasie których wybito mi zęby i zmasakrowano [mnie], odprowadzał mnie do celi osobiście pod rękę (gdyż iść nie mogłem), żeby nie dać poznać, co zrobił przed strażą więzienną, która to samo robiła. Podczas badań, gdy nie było potwierdzenia ze strony badającego na podstawie zarzutu, badający dzwonkiem na biurku wzywał kilku funkcjonariuszy NKWD, którzy początkowo pięściami, później kopiąc butami, bili więźnia do utraty przytomności. Zakrwawionego, z podbitymi oczyma, przyprowadzano delikwenta do celi, śmiejąc się. Na zapytania siedzących w celi współtowarzyszy, NKWD odpowiadało, że delikwent upadł i potłukł się.

Noc każda to był jeden straszliwy koszmar. W nocy wśród murów więziennych wydobywały się głosy rozpaczy, jęków i przerażenia. Spać było niepodobna. Trzaski, biegania i szepty po korytarzach przypominały jakieś szatańskie zamysły na ludzkie dusze. Oprawcy NKWD pracowali z pełną intensywnością. Płacz bitych kobiet i dziewcząt polskich wielokrotnie rozlegał się na korytarzach więziennych. Podczas badań pod adresem więzionych, nie wyłączając polskiej młodzieży szkolnej, padały najokropniejsze wyzwiska. Sędzia śledczy (sledowatiel) NKWD mówił do mnie przy zeznaniu: Cztoż ty, job twoju w duszu w krow mać, służyłeś polskim faszystom, tym Mościckomu, który zachwatił żenu oficeraiŚmigłomu, i Beku, a smotri, oni wsio zołoto zachwatili i bieżali za granicu, a tiebia, swołocz, ostawili. Znaczyło to po polsku, że śmiał się ze mnie i mówił, że służyłem polskiemu rządowi faszystowskiemu, że prezydent Mościcki uwiódł żonę polskiego oficera i teraz z gen. Rydzem-Śmigłym i Beckiem skradli wszystko złoto polskiego Skarbu Państwa i uciekli za granicę. Zawołał innych swoich kolegów z NKWD i, pokazując na mnie, drwił mówiąc: Ot jebi jego mat, popatrzcie, on propagandu siał w Lidze Morskiej i Kolonialnej, ażeby Polsza była od morza do morza. Wy, jebi waszu mać, zdechniecie jak psy za waszą ekspansję na wschód, wy swołoczy, zachwatczyki. Nie darmo wy budowali fortyfikacje na swoich granicach wschodnich, ale my wszystko wiemy. Zdechniesz jak pies w więzieniu, nawet ksiądz nie odprawi za ciebie nabożeństwa, ty dobrowolec z wojny 1920 r.

Szykany i kpiny z ustroju państwowego w Polsce z 1939 r. nie miały granic. Gdy reagowano słownie na te nikczemne potwarze, władze NKWD nie pozwalały więźniowi mówić, bijąc i katując Polaków i Polki. Gdy armia sowiecka przekroczyła granice Polski w 1939 r. działacze polityczni, komunistyczni, tzw. politrucy, podczas pory obiadowej na budowie mówili do robotników przed rozwieszoną na wagonie mapą Europy: „Patrzcie, jak wielki jest ZSRR, jak wielka i potężna jest Armia Czerwona, jak wielkiej sile chcą przeciwstawić się Polacy. To są tylko złudne marzenia. Polsza raz na zawsze istnieć przestała, a my z tej ziemi nigdy nie pójdziemy, zostając na zawsze. Musicie być lojalni i słuchać władz sowieckich, bo to dla waszego dobra”. Jeden z robotników odpowiedział politrukowi: „O my już tak dawno na was tu z utęsknieniem oczekiwaliśmy i swoje obowiązki względem ZSRR będziemy wypełniali należycie”. Nazwisko tego robotnika utkwiło w mojej pamięci, gdyż dłuższy czas pracował w warsztatach PKP przy budowie, a nazywał się Gołub.

Oszukiwano wszystkich więzionych i wysłanych później do ZSRR na roboty przymusowe, ale tu propaganda nie odnosiła należytego skutku, gdyż Polacy poznali się na NKWD i nie pozwolili się wywieść w pole.

Zakłamanie komunizmu w ZSRR co do Polski było tak straszne, a zarazem naiwne, że Rosjanie dopiero później przejrzeli na oczy, czym w rzeczywistości była Polska, i co w tej Polsce każdy obywatel miał. Żeby zaciemnić rzeczywisty stan w Polsce, władze sowieckie przy pomocy NKWD starały się Polaków unieszkodliwić, zaaresztować i wysłać w głębokie tajgi Sybiru i Uralu. Osiągnęło to cel tylko połowiczny, gdyż w ZSRR, gdzie dostał się Polak, wszędzie prostował kłamstwa o Polsce przed Rosjanami, którzy wierzyli, co im opowiadano.

W podręczniku szkolnym, będąc już na wolności w ZSRR, wyczytałem wiadomości geograficzne takie: Polsza ma rząd faszystowski, rządzą tam pomieszczyki, fabrykanty i kapitalisty. Z tego powodu jest okropna bieda i nędza wśród ludu wieśniaczego i robotniczego. Ludność wegetuje pod uciskiem burżuazyjnym do tego stopnia, że karmi się korą lipową i lebiodą.

Jeśli takie wiadomości o krajach Europy mieszczą się w podręcznikach szkolnych ZSRR, to chyba zbędne byłoby szukać lepszych dowodów zakłamania komunistycznego w ZSRR, którego podstawową rolę wypełnia NKWD.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Jeśli chodzi o pomoc lekarską dla więźniów i skazanych na roboty przymusowe w ZSRR, to chybiała ona celu z dwóch przyczyn. Pierwsza, to prymityw lecznictwa sowieckiego. Dobrych fachowców lekarzy NKWD w Rosji wymordowało, a to, co się obecnie spotyka, to nie lekarze w pojęciu fachowym, to małpowanie z braku właściwych zdolności i niezbędnych leków. Druga przyczyna powodująca niedomagania, to pręgierz trzymający personel leczniczy przez NKWD [sic!]. Tendencja zniszczenia człowieka mówi sama za siebie. Skoro człowiek skazany został na zagładę w pojęciu NKWD jako władzy przewodniej w państwie sowieckim, to nie potrzeba mu leczenia. Stosowanie więc wszelkich środków leczniczych u więźnia było bardzo ograniczone i nie miało żadnego wpływu na polepszenie się stanu zdrowia chorych. Zmarł w obozach pracy w ZSRR naczelnik warsztatów kolejowych ze Starosielc, inż. Edward Seydol, zmarł w więzieniu białostockim st. asesor na PKP Zwolanowski, w tymże więzieniu zmarli: wiceprezydent Białegostoku Piotrowski, Ostrowski, buchalter elektrowni Szymański Bolesław i wielu innych.

W ostatnim okresie mojego pobytu w obozach w ZSRR dużo Polaków zmarło i utraciło zdrowie na zawsze. Nie sposób jednak było zapamiętać ich nazwiska. Wszyscy ginęli jak muchy z wycieńczenia i chorób nabytych w więzieniach i obozach.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Podczas pobytu w więzieniach łączność z rodziną była różna. Jedni łączność tę prowadzili od początku, inni jej nie mieli. Uzależnione to było od władz NKWD.

Na wygnaniu, tj. w obozach pracy przymusowej, łączność z rodziną i krajem istniała. Była ona również krępowana. Korespondencja ginęła w drodze, zatrzymywana prawdopodobnie przez organa cenzuralne NKWD. Przekazy pieniężne i przesyłki z kraju do obozów dochodziły, były awizowane i wydawane skazanym. Zdarzało się, że z przesyłek (paczek żywnościowych) wykradano różne artykuły i przedmioty. Działo się to jednak na miejscu, po przybyciu posyłki na miejsce do obozu.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Zwolniony zostałem na podstawie umowy polsko-sowieckiej i protokołu amnestyjnego do niej dla obywateli polskich na ternie ZSRR z 1941 r. Na wolność wypuszczony zostałem 2 września 1941 r. i skierowany na własną prośbę do fergańskiej obłasti, na południe ZSRR. Jadąc we wskazanym kierunku w towarzystwie innych współtowarzyszy niedoli, a m.in. z ppor. Skułą Michałem, dojechaliśmy do Czkałowa (dawny Orenburg). Tutaj dowiedzieliśmy się o formowaniu się polskiej armii w Buzułuku.

Zawróciliśmy z drogi, kierując się we wskazanym kierunku. W Buzułuku skierowano nas do Tockoje, gdzie 9 września 1941 r. zaciągnąłem się ochotniczo do Wojska Polskiego.

Miejsce postoju, 7 lutego 1943 r.