Szer. Bolesław Chamot; [nieczytelne] Oddział Sanitarny.
10 lutego 1940 r. o [godz.] 4.00 nastąpiła dla mnie i moich rodziców bardzo przykra chwila. Do mego domu weszło czterech NKWD-zistów i osiemnastu Ukraińców uzbrojonych w karabiny ręczne i bagnety. Nie wolno nam było ani mruknąć. Nie dali nam nic wziąć z domu, po 15 min załadowali nas na sanie i odwieźli na stację Perespa. Na stacji staliśmy dwie doby. Gdy transport uzupełnili, odjechaliśmy.
Jechaliśmy dwa miesiące. Przez ten czas nie dawali nam ani chleba, ani wody, nie wolno [było] wysiadać z wagonów. Gdy byliśmy spragnieni wody, to wyrzucaliśmy wiadra z linką przez okno i w ten sposób gasiliśmy pragnienie. Przy każdym wagonie stało po dwóch stryłków. Oni nie pozwalali nam nawet głowy wytknąć przez okno.
Po dwóch miesiącach podróży wyładowaliśmy się w Kotłasie. Pod każdy wagon podjechały furmanki i zaczęliśmy dalszą podróż. Do posiołków jechałem cztery i pół doby. Podróż ta była bardzo dokuczliwa, bo był duży mróz, ok. 60 stopni. Gdy przyjechaliśmy na posiołek Nianda, dali nam mieszkania i na drugi dzień do roboty.
Do roboty wyganiali bez względu mężczyzna czy kobieta, od 16-55 lat. Robota była bardzo przykra, bo śnieg do pasa, normy bardzo wysokie, że żaden Polak nie mógł ich wykonać. Jedzenie było pod psem. Na jednego robotnika przypadało 700 g chleba. Ludność rosyjska odnosiła się [do nas] w brutalny sposób, brzydkimi przekleństwami i [nieczytelne] zgniła Polska itd. Kto nie poszedł na robotę, to go zamykali do karceru, a jeżeli to nie pomogło, to podawali do sądu. Sąd karał karcerem, łagrem i potrącaniem przez 6 miesięcy po 25 proc. [zarobków]. Jak widać z tego opisu i przeżycia, wynagrodzenia były małe.
Miejsce postoju, 9 marca 1943 r.